W świeci pospiesznie artykułowanych
słów, poszarpanych prawd i rozwiązań na skróty, żadne z poważnie stawianych
pytań nie napotka sensownej odpowiedzi. Człowiek ciągle porusza się na
powierzchni, bojąc się ryzyka które zanurzy go w przestrzeni duchowej
konsternacji, czy milczącego zdumienia, wyzwalającego przemyślenia kłopotliwe
dla umysłu oraz dające impuls duszy,
schowanej za fasadą racjonalnego w dość uporządkowanej konstrukcji wyparcia.
Krótkie i zdawkowe odpowiedzi zdają się niczym zapakowana z towarem – trochę
nieczytelna, drobnym drukiem pisana instrukcja obsługi, którą odruchowo wciska
się na dno kosza na śmieci, będąc fałszywie przeświadczonym, iż zaoszczędza się
cenny czas. Zbędny okazuje się trud przedarcia przez gąszcz pouczeń i
kategoryzacji z których w gruncie rzeczy, nic sensownego nie wynika.
Paraliżujące odczucie niebytu wśród tych których jedyną busolą wyznaczającą
azymut jest telefon, nie rozstający się ze ściskającą go kurczowo dłonią.
Przedmiot dający pozorne poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad własnym małym
światem wokół siebie. „Jednostka znajduje się w centrum naszego świata, lecz
pozostaje sama, gdyż jest jedynie pionkiem wśród mnogości „takich samych”,
jednostką „seryjną.” W świecie w którym jesteśmy tylko klonami, każdy pragnie
być wyjątkowy…”(M. Heidegger). Wielu ludzi nosi w sobie ujmujące odczucie
nieistnienia w samotnym tłumie ludzi – bycia niezauważonym, zapomnianym,
pomijanym – stanowiącym, co paskudne i paradoksalne zarazem, jakąś skądinąd
jeszcze rozmycie dostrzegalną osobę, dzięki obecności konta w banku, czy numerze
pesela widniejącym w różnych archiwizujących jednostki urzędach statystycznych,
lub instytucjach pasożytniczo czerpiących różnorakie profity z kogoś, kto
przynosi potencjalne zyski. Człowiek przestał być tajemnicą dla siebie i dla
innych. „Świat człowieka jest światem dramatów, które mają wymiar głębi i nie
dadzą się ani zagadać ani przesłonić dawką naskórkowych doznań”- pisał J.
Życiński w Medytacjach sokratejskich.
Sprowadzony do kategorii biologicznych, ekonomicznych i konsumpcyjnych człowiek,
egzystuje w oparach społecznej dopasowalności
i sztucznie generowanego samozadowolenia. „Jesteś tylko drganiem
wewnątrz materii, okrężną drogą, jaką obiera niebyt, aby koniec końców do
niebytu powrócić”- to jakże naznaczona cieniem i wnikliwą obserwacją
konstatacja Christiana Bobina. W czasach gdy wszystko musi uzewnętrznione i
natychmiast obiegające sieć, w człowieku tkwi małe dziecko z wychylonym ku
górze spojrzeniem i sercem które tęskni za napełnieniem miłością i brzegiem na
którego piasku staną się dostrzegalne stopy Mistrza. Jakże wielu szuka piękna
ludzkiego w innych i znajduje go. Otrząsa się z tej dojmującej traumy i idzie
niczym neptyk dalej, pozwalając się wchłonąć nachalnej pustce ludzi o
niewyraźnych twarzach i serca zainfekowanych jadem arcyinteligentnego węża. W
miejscu tych napięć, dysonansów, absurdalnych zawiłości i natrętnych ideologii
niszczących krajobrazy duszy, wchodzi chrześcijaństwo ze swoją filozofią sensu
i wolności - zbawienia którego nic i nikt poza Chrystusem nie może
zagwarantować. „Chrześcijaństwo pojawiło się w świecie przede wszystkim jako
religia ratowania człowieka dla wieczności, i dlatego jest skoncentrowane na
ludzkiej osobie, na ludzkiej duszy, pełne troski o nią – nigdy nie może uważać
człowieka za proste narzędzie i środek do jakiegokolwiek celu, jako
przemijający moment procesu kosmicznego lub społecznego”(M. Bierdiajew). Ostatnie
dni Adwentu nadają myślom i słowom ciężar profetycznego świadectwa. Bowiem Ten,
na którego czekamy jest jedyną wolnością, wyprowadzającą świat z głupoty i
egoistycznego obłędu samostanowienia o sobie.