Artyści są szczególnie
wyjątkową percepcyjnie grupą społeczną, mają oczy pełne kolorów, a jednocześnie
tak bardzo uczuciowo kruchą, delikatną- niczym ikebana potrząsana falami
wiatru. Potrafią oni dostrzegać w świecie obrazy utkane z barw- obrazy, których
inne spoglądające na to samo oczy, nie są wstanie wychwycić. Te percepcyjne wrażenia
charakteryzują nielicznych: marzycieli ,fantastów, romantyków, ezoteryków, mistyków
dla których otaczająca rzeczywistość jest aż nazbyt wyrazistą paletą licznych
bodźców i przeżyć. To wszystko pulsuje, wymaga wewnętrznego przetworzenia i
uobecnienia przez akt w formie. Poruszają się w świecie migotliwej chromatyki ,
której najbliższe spowinowacenie można jedynie dostrzec w muzyce. „Kolory i
muzyka utrzymują bliski związek i używają wspólnego słownictwa: ton, niuans,
zakres, akordy, wartości, harmonia, nie zapominając o przymiotniku
chromatycznym”- pisał M. Pastoureau. Wielu współczesnych artystów postulowało
korespondencję sztuk plastycznych z muzycznymi, poszukiwaniem wspólnego ogniwa
pozwalającego doświadczyć synestezji – „słyszenia barw.” Dla Angelusa Silesiusa barwy i dźwięki były
czymś jednym. Baudelaire dzięki pośrednictwu muzyki postrzegał plastyczne
dźwięki, zapachy jawiły mu się niczym barwy. „Barwa jest klawiszem. Oko-
młoteczkiem. Dusza- fortepianem z jego licznymi strunami. Artysta jest ręką,
która wprawia w wibrację ludzką duszę, naciskając ten lub inny klawisz”-
rozmyślał W. Kandinsky. Barwy należą zatem do najbardziej ekspresyjnych środków
wyrazu. Wzmacniają naszą percepcję świata, bez nich otaczająca nas
rzeczywistość byłaby bezbarwna i pozbawiona ukrytych znaczeń. Artysta przez
całe życie myśli kolorami, synchronizuje je, wydobywa na zewnątrz w zrozumiałym
dla siebie malarskim opowiadaniu oraz zaprasza do wejścia w jego krainę odczuć.
Nawet słowa – tworzywo wytrawnych pisarzy, czerpią swoją moc z chromatyki.
Autor dobrze napisanej powieści tworzy tak naprawdę, utkane ze słów- malarskie
szkice, wywołując niezmierzoną falę skojarzeń, zapachów i odczuć. Biel
opisanego w opowiadaniu obrusu, przy którym dokonuje się dialog kluczowych dla
fabuły postaci, może stać się samoistnym symbolem- czymś więcej niż sztafażem;
marginalnym aforyzmem. W języku rosyjskim krasny
oznacza tyle co piękny, ale też i kolor czerwony- żar miłości lub boskości.
Dla fizyków barwa to światło w intensywności swego oddziaływania, która za
pomocą elektromagnetycznych fal manifestuje swoje istnienie. Dla myślicieli –
filozofów, kolory były fascynującym przejawem boskiego światła. Już Philip Otto
Runge dostrzegał w nich najgłębszą tajemnice. Jego zdaniem barwa jest „ostateczną
sztuką”, w „tysiącu barw” rozpoznaje się godną podziwu wielką światłość świata.
Czyż nie w barwnym odblasku poznajemy absolutną Prawdę ? Barwy intensyfikują wymiar naszej cielesności
i duchowości. Prawdopodobnie dlatego sztuka sakralna wzmacnia teologiczne
przesłanie za pomocą barw; nadając im symboliczne znaczenie. Chciałbym się
zatrzymać na najsilniej obecnej barwie jaką jest biel. „Malarz zostaje zmuszony
do widzenia całości swego dzieła zanurzonego w świetle”(J.O. Gasset). Symbol bieli to światło- iluminacja. „Dla
ludzi miłujących pokój i światło odpowiednim kolorem jest biel”(Klemens
Aleksandryjski). Biel jest zawsze w opozycji do czerni i otchłani którą wyraża.
Syntetyzuje w sobie całą tęczę barw. Światłość w którą są obleczeni wybrańcy-
apokaliptyczni przyjaciele Boga. Pierwsi chrześcijanie nazywali chrzest „oświeceniem,”
a katechumeni kiedy byli zanurzeni w wodzie i Ogniu, przywdziewali na znak
świetlistości białe tuniki. To kolor Teofanii i świata przepalonego żarem
Pięćdziesiątnicy; czystości która stanie znakiem rozpoznawalnym obywateli
Nieba. Teodor z Mopsuestii mówił do neofitów: „Od kiedy wyszedłeś ze chrztu, przyoblekłeś
się w olśniewającą szatę. Jest ona znakiem tego świetlistego świata, rodzaju
życia, w którym uczestniczysz dzięki symbolom.” Święty Grzegorz z Nyssy ukazuje
chrześcijanina jako noszącego na sobie „szatę Pana, błyszczącą niczym słońce,
tę która przyoblekała Go w czystość i niezniszczalność, kiedy wstępował na Górę
Przemienienia.” Biel odnajduje swoje poczesne miejsce w ikonografii- tej
religijnej, nakreślającej najważniejsze wydarzenie odnotowane i przekazane
przez Kościół w Ewangeliach. Ikony są dziełem sztuki epifanicznej, uwodzącej
wzrok i duszę w kontemplacji świata przemienionego. „Kolorowa kontemplacja”-
jako określił w tytule swojej książki E. Trubieckoj. Widział on w ikonie
świetlisty płomień nadziei, który wyrywa człowieka ku Bogu. Na ikonie
Narodzenia możemy dostrzec Dzieciątko Jezus- otulone białymi paskami, jest ono
plamą światła, błyszczącą niczym żarówka w ciemności groty. W zmartwychwstaniu
jawi się nam spowity bielą Zwycięzca tańczący radośnie w sercu zdruzgotanego
piekła. „Dusza, która została w pełni
oświecona przez niewypowiedziane piękno jaśniejącej chwały Chrystusa i
napełniona Duchem Świętym jest okiem, cała światłością, cała obliczem”(św.
Makary Wielki). Hólos Ophthalmós- całe
oko- postrzegające biel świetlistości obecnego pośród nas Boga.
sobota, 30 listopada 2019
piątek, 29 listopada 2019
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie,
kiedy czas ten nadejdzie.
Uważajcie i czuwajcie- te słowa Chrystusa brzmią niezwykle mocno
i przekonująco. W dzisiejszym świecie rezonują jednak w sercach tych
nielicznych, którzy pośród zamętu, hałasu, roztargnienia, potrafią wokół siebie
i w sobie wytworzyć przestrzeń milczenia oraz tęsknoty. „Zatroszczmy się o
siebie bracia, czuwajmy. Kto nam zwróci ten czas, jeżeli go zmarnujemy. Zaiste będziemy
szukać tych dni, a nie znajdziemy”- czytamy w Apoftegmatach Ojców Pustyni. Pierwotne
chrześcijaństwo było nastrojone eschatologicznie. Oczekiwało intensywnie,
nagląco i radośnie nadejścia Paruzji. „Moje kroki dziś z Bogiem”- czytamy w
starożytnej modlitwie Celtów. Ludzie średniowieczni kiedy oglądali się za plecy
widzieli wielki korowód sióstr i braci śpieszących ku „nowej ziemi.” A kiedy
podnosili wzrok postrzegali „drabinę anielską” po której można się wspiąć-
wychodząc naprzeciw Oblubieńca. Do dzisiaj na świętej górze Athos istnieją
takie wspólnoty mnichów, którzy „nie śpią” a nieustannie czuwają na modlitwie.
Duchowe płuca świata, przywracające namiastkę utraconego Raju ! Siła ich modlitwy
podnosi ludzką egzystencję z chaosu, grzechu i zapomnienia o Bogu. Postrzegam ich
jako ewangelicznych stróżów poranka, oddychających bliskością nadchodzącego
Pana. Każdy ich dzień jest metamorfozą- od ciała cielesnego, ku temu
przebóstwionemu- wyrywającemu się ku spokojnej toni bytów subtelnych. Ich oczy,
serca i ciała oddychają już czystym powietrzem wieczności. „Kto żyje w
przyszłości, dla tego przyszłość jaśnieje jak słońce, przemienia w upragnioną
przystań, na którą można wejść i zawołać: „Trwaj chwilo jesteś piękna !” Ludzie
autentycznie duchowi noszą w sobie pamięć o przyszłości, smakują się nią i
wyczuwają duszą najpiękniejszy ze wschodów słońca. Adwent odsłania nam prawdę,
że mamy wsłuchiwać się w szmer nocy, pulsowanie gwiazd i szept anioła budzącego
nas szturchaniem w bok. Każdego dnia chrześcijanie wzdychają z lekkim
niedowierzaniem, aby przyszło już Jego Królestwo. „Stworzyłeś nas jako
skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze dopóki w Tobie nie
spocznie”- wzdychał święty Augustyn. Zanurzeni w liturgii źródła, zwracajmy się
ufnie słowami pochwycenia w miłości: „Niech przyjdzie Twa łaska i przeminie ten
świat.”
środa, 27 listopada 2019

niedziela, 24 listopada 2019

Pustynia dla współczesnego
człowieka, usytuowanego w zabieganej egzystencji może wydawać się czymś nazbyt
egzotycznym, a nawet przerażającym. Pozbawienie kogoś poczucia bezpieczeństwa,
technicznych udogodnień, mogłoby spowodować sytuację newralgiczną pod każdym
względem. Bezdomność ! Locus- gdzie
nasze poznanie kapituluje pod naporem żywiołów wewnętrznych. To nie jest tylko
przestrzeń otoczona usypanymi piachem wydmami i bezkresem, to miejsce gdzie
„oddycha się Duchem.” Pustynia rządzi się swoimi prawami, dobrze to rozumieją
nomadzi akceptujący jej kaprysy, przywykli do natychmiastowej zmiany aury i
miraży nęcących wzrok. Camus twierdził, że jedynym lekarstwem dla ludzi
znużonych i wyeksploatowanych życiem jest pustynia. Pustynia przez wieki wydawała
ludzi wielkiego formatu, jest „punktem wieczności, który każdy nosi w sobie”(M.
Davy). Przestrzeń gdzie człowiek jest
jedynie drobiną piasku, przesuwającą się mimowolnie ku niewiadomemu celowi.
Człowiek jest wygnańcem bez domu, pochodzenia i przywilejów. Prestiż i pozycja
społeczna rozpływają się w krajobrazie śmierci- siedliska skorpionów i węży.
Jest jednak ktoś, kto czyni to miejsce przyjaznym- oazą duchowych narodzin.
Mężczyzna odziany w skóry i na pierwszy rzut oka szalony, wyprowadza czytelnika
Ewangelii na odludzie. Dopiero na pustyni zaczynamy rozumieć głębiej pewne
sprawy; tam zaczynamy potrzebować innych ludzi, a nawet za nimi tęsknić.
Widzimy wyraźniej siebie. Dobrze to rozumieli starożytni mnisi, kiedy
całymi tabunami zaludniali pustynię; tam odkrywali topografię Raju i ślady stóp
przechadzającego się Boga. Ewagriusz z Pontu- mnich i dogłębny znawca ludzkiej
natury, pozostawił zaskakującą definicję: „Mnich to człowiek, który odseparował
się od wszystkiego, by być złączonym ze wszystkimi.” Takim „mnichem” był święty
Jan Chrzciciel- przyobleczony w skóry prorok który zaprzyjaźnił się z pustynią.
Była ona dla niego domem, miejscem przepowiadania, przestrzenią w której
doświadczało jego serce muśnięć Ducha Świętego. „Pustynia miłuje ludzi nagich”-
twierdził Hieronim. Takim był Prorok którego głos kruszył ludzkie serca i
sprawiał, że miejsce niebezpiecznie – siedlisko węży i skorpionów, stawało się
przestrzenią nawrócenia i łaski. „Anioł na ziemi” – tak Go wychwala Kościół i
utrwala na deskach barwna ikonografia. Przydano mu skrzydła i świetliste oczy,
aby podkreślić Jego dar przenikania skamieniałych ludzkich wnętrz. „Albowiem
mówić o Janie, to prorokować o Chrystusie” – stwierdza św. Ambroży. Modlitewna
litania opiewająca wielkość Poprzednika nazywa go kwiatem pustyni. W Adwencie
chrześcijanie wychodzą na pustynię; to duchowa wędrówka w głąb swego serca. To
zatrzymanie się w zgiełku miasta i wielokrotne wyszeptanie: Marana Tha !
Niektórym jest dane udać się na prawdziwą pustynię, poczuć wiatr i piasek w
oczach. „Bóg jest milczący, a wszystko, co ma na świcie jakiekolwiek wartości,
jest nasycone milczeniem”(E, Mounier). Odnaleźć ciszę ! Chodzi o to, by – jak mówią Arabowie- „czytać
przy pomocy uszu.” Milczenie przynosi oczyszczenie. Tylko w sercu uspokojonym i
przygotowanym Słowo Boga może zrodzić życie według Ducha.
piątek, 22 listopada 2019

wtorek, 19 listopada 2019

Adwent nie jest jedynie
oczekiwaniem na Boże Narodzenie. Już rozmyślał wnikliwie nad tymi sprawami
święty Augustyn: „Najpierw przybył ukryty (Chrystus), bo przybył pokorny, to
czy później, będąc w najwyższej chwale, nie ukaże się jawnie ? Objawi się
wszystkim, nawet tym, którzy w Niego nie wierzą.” Adwent jest nade wszystko
oczekiwaniem na drugie przyjście Chrystusa w Paruzji. „Czas się wypełnił w tych
ostatnich dniach- te i inne sądy pierwszych pokoleń chrześcijan pokazują jasno,
że w procesie formowania języka, który udźwignąłby ciężar znaczeń, jakie niosło
ze sobą przyjście Chrystusa, musieli stworzyć gramatykę historii” (J. Pelikan).
W Ewangelii jest wiele takich miejsc w których przesłanie wstrząsa głęboko czytelnikiem,
ma ono charakter prorocki a w ustach Jezusa staje się wyraźnie ostrzeżeniem
eschatologicznym. „Pan na każdym kroku nawołuje do pamięci o końcu wszystkiego”
(Klemens Aleksandryjski). Pokolenia żyjące przed nami z równie silnie, a może
nawet bardziej wzmożonym przejęciem czytały słowa o katastroficznych
zjawiskach, wojnach, czy chorobach przynoszących śmierć. Historia ma tragiczny
charakter i kładzie się na niej cień śmierci i niepewności na ludzkich losach. Historia
pełna jest śmierci i napięć potęgujących cierpienie. Ludzie już wiele razy interpretowali
wydarzenia których byli częścią i stawiali sobie pytanie: Czy ten dantejski
czas już nastał ? Poczucie lęku zdaje się nie opuszczać nawet współczesnych
wierzących- przywiązanych do słupów milowych tego świata. Jak słusznie
zauważają liczni myśliciele chrześcijańscy, lęk ten nie odbiera pokoju ducha, a
oszołomienie nie pozbawia poczucia pewności. „Nigdy nie jesteśmy bezbronni. Z
modlitwą oczekujemy trąby anioła”(Tertulian). Wznosić się na skrzydłach tęsknoty, której sens zawiera się w
pełnym nadziei przesłaniu Ewangelii. Dobra Nowina otwiera oczy na inny poranek,
którego centralnym punktem będzie nadejście Pana. Szczytem mistycznej drogi
jest podniosła chwila nasycenia Bogiem. „Oto wszystko nowym czynię”-
rozbrzmiewa apokaliptyczne przesłanie Syna Człowieczego, niczym ostatni akord
Biblii. „Odnowienie wszystkiego.” Na tym polega dynamizm eschatologii- drgania
nadziei wewnątrz Kościoła i świata. „Nocna godzin rzeka płynie od swego źródła,
którym jest wieczne jutro”- pisał Miguel de Unamuno. „Przemija postać tego
świata”(1 Kor 7, 31). Jest coś, co wchodzi w unicestwienie- niebyt, aby później
zrodzić się na nowo. Przyjście ostateczne będzie jawne dla wszystkich. Poprzedzą
je liczne znaki wskazujące koniec czasu i tej rzeczywistości. Czas i materia
zostaną zatopione w nurcie wieczności wypełniającej szczelnie granice jedynego
świata który znamy. Miejsce naszej udręczonej myślami ciekawości, powinna zająć
czujność i żar wiary. Palącym problemem każdego wierzącego, powinna być
nieustanna świadomość Paruzji. „Powinniśmy żyć ze świadomością, iż każda istota
może być zbawiona, może odkupić grzech, może powrócić do Boga i że nie do nas
należy sąd ostateczny, lecz tylko do samego Boga”(M. Bierdiajew). Mamy jedynie
nasłuchiwać kroków Boga i podtrzymywać kaganek płonącej wiary. „Ale czy
znajdzie wiarę na ziemi Syn Człowieczy, gdy przybędzie ?”(Łk 18,8).
niedziela, 17 listopada 2019
Głosimy przyjście Chrystusa - nie tylko pierwsze, ale
i drugie, o wiele wspanialsze od pierwszego. Pierwsze zwiastowało cierpienie,
drugie zaś przyniesie królewski diadem Bożego panowania. Albowiem to, co
dotyczy naszego Pana, Jezusa Chrystusa, jest zarazem Boskie i ludzkie. I tak,
dwojakie jest Jego narodzenie: jedno z Boga, przed początkiem czasów; drugie z
Dziewicy, gdy dopełniły się czasy. Dwojakie też i przyjście: pierwsze - ukryte,
jak rosy na runo; drugie - jawne, to, które nastąpi. Za pierwszym przyjściem
został owinięty w pieluszki i złożony w żłobie; za drugim oblecze się światłem
jak szatą. Przyszedł i przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, ale
przyjdzie raz jeszcze, pełen chwały, otoczony zastępami aniołów. Dlatego nie
poprzestajemy na pierwszym Jego przyjściu, lecz wyczekujemy także i drugiego.
Za pierwszym mówiliśmy: "Błogosławiony, który przychodzi w imię
Pańskie". To samo powiemy i za drugim, a wychodząc z aniołami naprzeciw
Panu, oddamy Mu hołd, wołając: "Błogosławiony, który przychodzi w imię
Pańskie"- Katecheza św. Cyryla Jerozolimskiego.
sobota, 16 listopada 2019

Od jutra rozpocznie się nowy czas liturgiczny, jesteśmy uczestnikami
pulsującego rytmu życia który przepływa w misterium liturgii i zmierza ku
wypełnieniu wszystkiego w Bogu. W ten sposób życie chrześcijanina, nieuchronny
upływ czasu, wszystkie wydarzenia które splatają się na dramaturgię życia, są odniesione
do jednego, wyraźnie określonego celu jakim jest przyjście Pana. „Bóg jest
jeden i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa swojego Syna. On to jest Jego
Słowem wychodzącym z milczenia”(św. Ireneusz z Lyonu). Już listopadowe
zamyślenia przybliżały prawdę o tym, że Chrystus jest A i Q- Zwycięzcą
przychodzącym szukać zagubionej ludzkości. „Oto Baranek Boży, który gładzi
grzechy świata”- kroczy dostojnie w nurcie czasu i przekracza go, otwierając
zaplombowane pieczęcie wieczności. W tradycji prawosławia zachodniego, przez
sześć tygodni Kościół będzie dojrzewał do antycypacji narodzin Bogaczłowieka. Wyrażają
to słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak zapowiedział Izajasz:
„Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, co się
tłumaczy: Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z wami aż do
skończenia świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o wiele bardziej:
On jest też w nas”. Z niezwykłą sobie subtelnością wyraża istotę tego czasu oczekiwania
J. Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki tłumny fryz pełen postaci i
zdarzeń, nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w Betlejem za panowania cesarza
Augusta w Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie, nie narodziło się dziecko,
któremu nadano imię Jezus, a którego matką była Maryja. Adwent to mała izba w
domu cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł, którego imię Gabriel znaczy
„Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na której widać wyniosłą postać
odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia. Adwent to nasze życie. Adwent to
nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent to ostateczne przyjście
Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas wzrostu i rozwoju,
oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest zawsze, znajomy i nieznany.
Czas ufności i radości, naszego powrotu, hebrajskiego szub,
co znaczy zmienić się, czas proroctwa i świadectwa…” Jesteśmy zaproszeni, aby nieść Jezusa wraz z Maryją. Mamy Go
począć duchowo; wejść w kontemplację cudownej bliskości Boga, który w każdej
Eucharystii staje naprzeciw nas i w nas- aby przebóstwić umiłowaną Oblubienicę
Kościół. „Bóg staje się człowiekiem aby człowiek mógł stać się uczestnikiem
boskiej natury”- powtarzają zgodnie Ojcowie Kościoła. Dzisiaj wielu ludzi nie
potrafi już czekać. Wykreślili adwent ze swoich kalendarzy, żyją szybko i
intensywnie w oczekiwaniu na prezenty i świąteczne promocje. Brakuje nam
tęsknoty za Bogiem. Świat oszalał w tej afirmacji siebie. Samotny człowiek
przemierza ulice miasta i tęskni za rzeczami które są nie możliwe, dalekie i w
gruncie rzeczy frustrujące. Pozwólmy sobie na tęsknotę za Bogiem. Exupery
napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować statek, naucz ludzi tęsknoty za
odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się niewypowiedziana siła, która nas
uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie fałszywe pragnienia. Niech serce
wypełnione tęsknotą drży i woła z całych sił: Marana Tha !
czwartek, 14 listopada 2019
Wyrazem ludzkiej
tęsknoty za nieśmiertelnością i pokonaniem ujmującego lęku przed zapomnieniem
są licznie zachowane cmentarze (coemeterium-
miejsce spoczynku). „Prawdziwie godnym człowieka pomnikiem jest ziemia
mogilna i drewniany krzyż”- pisał Rozanow. Być może miejsca odpoczynku naszych
zmarłych mają nam o wiele więcej do powiedzenia, niż nam się tylko wydaje.
Przestrzeń rozstania i niepamięci- wilgotnej gleby „łona ziemi”- staje się
przestrzenią w której odczytuje się śmierć jako stan mistyczny, a przechodzenie
jako wychodzenie naprzeciw odsłaniającemu się na horyzoncie poznania światu
Boga. W wielu kulturach chowano zmarłych w pozycji embrionalnej, sugerując
powtórne wyjście- narodziny. „Chrześcijaństwo jest religią prawdziwego
wskrzeszenia”- przekonywał M. Fiodorow. Wydobycia z ziemi, przebudzenia,
rozpieczętowania z kokonu oczekiwania na przebudzenie, snu śmierci i
zapomnienia. W rumuńskiej miejscowości Sapinta, tuż przy granicy z Ukrainą
znajduje się określany przez mieszkającą tam ludność „Wesoły Cmentarz.” Po raz
pierwszy natrafiłem z zdjęcia tego miejsca, przeglądając jakąś monografię
opisującą unikatowe przykłady krucyfiksów w różnych kulturach. Radosne
kolorystycznie nagrobki tego miejsca zrobiły na mnie głębokie wrażenie. Ten
pogodny cmentarz- stanowiący obecnie uczęszczane miejsce wielu turystów,
opowiada o typowo rumuńskim- rezurekcyjnym podejściu do śmierci. „Śmierć jest
tylko iluzją”- rozmyślał poeta M. Eminescu. Sen w miejscu które ma być
namiastką raju. Jest tam miejsce dla każdego: rzeźbiarza, prostytutki,
kramarza, czy batiuszki- wszyscy podążają ku jednemu, wytęsknionemu miejscu
zbawienia. Wyraża ten nastój, jedna ze starych rumuńskich kolęd: „Raju, słodki
ogrodzie. Nie opuściłbym już ciebie. Twojego słodkiego zapachu. Zapachu
kwiatów. Płomienia gromnic.” Przestrzeń zadumy i milczenia wybucha euforią
radości, której wyrazem są rzeźbione i mieniące się soczystymi barwami krzyże. Rumuni
umierają tak jak żyją, pogodni i pełni duchowej wiosny. „Chrześcijaństwo jest
dogmatem, mistyką, moralnością i wszystkim po trochu, lecz nade wszystko jest
to sposób życia, wyjście, recepta na szczęście... To chrześcijaństwo jest
wstanie dać pokój, pogodę ducha i wypoczynek. Pokój, szczęście”- twierdził
rumuński teolog N. Steinhardt. Malowidła zdobiące każdy grób opowiadają o
konkretnych ludziach, ich profesjach, pochodzeniu, związkach z najbliższymi,
stając się pogodnymi i unieśmiertelnionymi w drewnie, za pomocą farb portretami.
Eschatologiczny folklor w którym nadzieja splata się z życiem, a tęsknota za
najbliższymi przyobleka się w optymistyczną modlitwę nadziei na spotkanie z
nimi w przyszłości. Pod nimi usypana ziemia z której wyrastają kwiaty „które są
niczym przebaczenie umarłych.” W taki sposób żywi antycypują już radość Paschy;
przezwyciężają pustkę straty najbliższych, wiedząc że ich egzystencja ma swój
finał w zmartwychwstaniu. Zasnęli, aby się obudzić w świecie otulonym
promieniami słońca, zapachem kwiatów i tańcem aniołów podrygujących zwiewnie na
liturgii wieczności.
środa, 13 listopada 2019
Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata
Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego
był z ognistych płomieni, jego koła to płonący ogień. Strumień ognia się
rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy
po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w
nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy.
Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu
panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i
języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego
królestwo nie ulegnie zagładzie.
Obrazy, które rysuje przed nami
Prorok zadają się przerastać możliwości naszej wyobraźni- tego, co znamy i co
odbija zwierciadło naszego poznania- fascinosum
et tremendum. Tylko wizjoner jest wstanie przedrzeć się przez zasłonę apofazy i zatrzymać wzrok na
obrazie przemienionego i triumfującego Syna Człowieczego. „Pantokrator, w
świetle swego przemienionego oblicza, odnawia pierwotne symbole, wyzwala
Mądrość kosmiczną od jej smutku, prowadzi ją do rozżarzonej do białości
ostatecznej przejrzystości” (O. Clement). Przedwieczny zasiadł na tronie
historii- ogniskując na sobie spojrzenie przeobrażonego świata subtelnych
bytów- utkanych ze światłości- wystawionych ku Źródłu Życia, niczym rośliny
wychylające swe łodygi ku słońcu. „Paruzja sprawi, że piorunujące przyjście
Chrystusa w chwale będzie oczywiste dla wszystkich- pisał Evdokimov. Paruzja
będzie widoczna nie w historii, lecz ponad historią, co zakłada przejście do
innego eonu: „wszyscy będziemy przemienieni” (1Kor 15,51). „Potem my, którzy
pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze,
na spotkanie Pana” (1Tes 4,17). Eschatologiczny obraz proroka Daniela, zawsze
nasuwa mi skojarzenie z rzeźbiarską wizją triumfu Chrystusa z romańskiego
portalu opactwa Moissac. Pośrodku na tronie zasiada ukoronowany Chrystus, pełen
hieratyczności i splendoru. Otaczają Go cztery symbole ewangelistów, ze swej
strony flankowane przez dwa anioły z rozwiniętymi rotulusami w dłoniach. Są one
jedyną wskazówką, że w tym momencie odbywa się Sąd Ostateczny. Resztę miejsca
zajmuje dwudziestu czterech Starszych, po dwóch w górnym szeregu, po trzech w
niższym, a pozostali siedzą poniżej wzburzonych fal morza pod stopami
Chrystusa. Tympanon wspiera się na nadprożu, na którym wirują ogniste koła
symbolizując infernalne ognie apokalipsy. Całość spoczywa na dwóch potężnych
węgarach o osobliwym, falowanym profilu, skierowanym do wewnątrz, na których,
na których znajdują się smukłe płaskorzeźbione postacie: św. Piotra i proroka
Izajasza. Program rzeźbiarski w swojej katechetycznej funkcji implikuje
wypełnienie się historycznego łańcucha wydarzeń, stając się profetyczną wizją,
objawiającą moc i niczym nieograniczone panowanie Chrystusa kosmicznego. W
obliczu misterium Paruzji, Objawienie pozwala uchwycić zdumiewający finał
którego najpełniejszym akordem będzie uczestnictwo ludzkości w światłości bez
końca. Chciałoby się zapytać za św. Izaakiem Syryjczykiem „Cóż to jest wiedza ?
To doznanie życia nieśmiertelnego. A cóż to jest życie wieczne ? To odczuwanie
rzeczy w Bogu”. Przyszłość naszego świata jest naznaczona stygmatami końca-
„stworzenie jęczy w bólach”- oczekując pęknięcia kokonu czasu i wzlotu ku
górze. „Człowiek, który jest wieczny w swojej najgłębszej istocie- powie M.
Quoist- jest w naturalny sposób zorientowany ku przyszłości. Odosobnienie i
ukierunkowanie na przeszłość należą do starego człowieka z upadłego świata.
Czas teraźniejszy jest czekaniem na przyjście Syna Człowieczego, którego
powtórne i chwalebne przyjście celebruje Eucharystia”. Przyjdzie i zajaśnieje
niewyobrażalną światłością, ten blask oślepi wątpiących, a wierzących napełni
weselem.
niedziela, 10 listopada 2019

W pierwszym odczuciu
dzisiejsza Ewangelia napawa lękiem i niepewnością. Kiedy przebrniemy przez
warstwy apokaliptycznego i zbudowanego z wielkim natężeniem przerażenia,
dostrzeżemy światło zbawienia „siedząc na dachu.” Być chrześcijaninem to
oddychać nadzieją- łapać zasysać żwawo powietrze, nieustannie być w drodze
zbawienia, którą w trudzie trzeba pokonać, aby dojść do Źródła. Człowiek jest
istotą tragiczną, ale wyzwoloną. Wbrew temu co głosił Epikur, że „Substancja
tego ogromnego świata jest wydana śmierci i zniszczeniu”- chrześcijanie odkrywają
horyzont nowej egzystencji. Pragną przyłożyć do ziemi ucho, „aby móc usłyszeć
szmer ukrytych źródeł i niewidoczność kiełkowania” (J. Maritain). Przejście
przez duchową pustynię, otwiera zmysły na niepoznane dotąd obszary obecności
Boga. Pustynia zaczyna śpiewać dla tych, którzy widzą oczami duszy horyzont
wieczności- skapanej w kroplach spadającego w darze światła. Wiara w ten świat
musi się otworzyć na zmartwychwstanie. Wschód jest krainą Objawienia. Czas
zaczyna się kurczyć, a pod stopami wypełnionego tęsknotą pielgrzyma zaczyna
drżeć ziemia na której utrwaliły się ledwie zarysowane stopy Boga. Idziemy za
Nim, choć może nie rozumiemy do końca sensu i celu tej włóczęgi. Żyjemy i
poruszamy się w przestrzeni wiary- wątpiącej, nieporadnej, migotliwej niczym
lampa oliwna lub głębokiej - intensywnej niczym żar ognia. „Światło pochodni
jest obrazem oświecenia wewnętrznego” (Dionizy Areopagita). Chrześcijanin jest
dzieckiem Dnia Ósmego. „Ów dzień rozświetlony jest nie przez materialne słońce,
lecz przez prawdziwe światło- powie św. Grzegorz z Nyssy- słońce
sprawiedliwości, które prorok nazywa wschodem, bo słońce to nigdy nie
zachodzi.” Człowiek w pulsującym od nadmiaru łaski Ciele Kościoła, wychyla się
niczym kwiat ku wschodowi Słońca- Tego, które wzeszło w poranek wielkanocny.
Słońca którego świetlista aura rozpromieni twarze zmęczonych poszukiwaczy w
dniu przeobrażenia- przeistoczenia świata w Królestwo Życia- Wieczność ! „Ten
ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po
szabacie; jest figurą chrztu, który jest początkiem nowej epoki i pierwszym
dniem nowego tygodnia; wreszcie jest figurą ósmego dnia, który nastąpi po całym
czasie świata” (J. Danielou). Człowiek wiary jest istotą na wskroś paschalną i
apokaliptyczną, zorientowaną ku chwili odrodzenia i przeobrażenia. „Nie
zapominajcie, że życie jest chwałą,” przekonywał Rilke. Każdy nasz krok który
stawiamy, spojrzenie, słowo i gest- czyni z prozy życia liturgię tęsknoty-
proroczą zapowiedź wydarzenia już zanurzonego w Bogu. Paschalna egzystencja
Jezusa staje się darem odkupionej ludzkości. Na tę chwilę odczuwamy tę
rzeczywistość na sposób sakramentalny jako przedsmak pełni istnienia.
„Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschatonu- pisał E.
Schillebeeckx- Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko
nas.” Z każdym dniem jesteśmy bliżej wschodu Słońca. W dniu ósmym „Bóg bez
zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga”(G.
Greshake). Bóg wyjdzie ku nam i przyjmie nas wszystkich. Katarakty serca się
otworzą, z oczu popłyną zły szczęścia. Serce zabije jak uczniom w drodze do
Emaus. Życie objawi się w całej pełni. Pustynia pełnego zgiełku miasta rozkwitnie
i stanie się Rajem !
środa, 6 listopada 2019

Listopadowe dni kierują
spojrzenie nielicznych na tajemnicę przemijania i śmierci. Naiwne życie chwilą obecną
odrywa nas od eschatologii. „Dlatego lepiej się nie narodzić”- pisał pesymistycznie
Plutarch, niż „cierpieć czy umierać.” Być może jest to element wyparcia
podyktowany strachem, chwilową ucieczką, nerwowym cofaniem wskazówek zegara do
tyłu. Zgoła inaczej pisze święty Augustyn: „Czyż lęka się zboże tego, że je
zwiozą do stodoły ? Przeciwnie ! Pragnie tego.” Chrześcijanie nie są tak
bezradni wobec tej rzeczywistości. Nawet jeśli się o tym nie mówi głośno, to zetknięcie
się z trudną prawdą o umieraniu- czyni z ludzi istoty wychylone ku innemu
sposobowi egzystencji; bardziej pogodne, oswojone, przeniknięte nadzieją. Wbrew
nowoczesnej filozofii proklamującej zmierzch śmierci i kult życia buzującego w
ciałach, każdy człowiek zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że finałem wędrówki
jest śmierć. Zdumiewają mnie słowa świętego Ignacego z
Antiochii który w ostatniej drodze do Rzymu, gdzie czekała go śmierć na arenie,
pisał: „Pozwólcie mi przyjąć czyste światło. Kiedy tam przybędę, będę człowiekiem
świetlistym. Pozwólcie mi być naśladowcą męki mojego Boga. Jeśli ktoś ma Boga w
sobie, niech zrozumie do czego dążę.” Istnieją również ludzie którzy nie mają
łaski wiary, ich spojrzenie spowite jest nicością, pustką, bezsensowną szamotaniną
z myślami (widzą jedynie koniec, po którym nie ma już nic- otchłań niebytu). Gdyby
spojrzenie wielu napotkanych na drodze ludzi potrafiło wyjść poza granice tego
świata, automatyzmy zmagazynowanej wiedzy, ciasnych przekonań, a nawet
przeczuć, być może niepewność zostałaby rozpalona ogniem nadziei. Rozszerzające
się od nadmiaru światła źrenice, dostrzegłyby kontury wieczności. „Na razie żyj
pytaniami. Być może odległy dzień wzejdzie stopniowo, nie zauważając tego,
zrodzi w tobie odpowiedzi”- rozmyślał poeta R.M. Rilke. Z drugiej strony pamięć
o śmierci staje się niezwykle ważnym- medytatywnym elementem chrześcijaństwa. „Mamy
ufność i chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem”(2 Kor 5,8). Otwiera
umysł i serce na inność świata „radość z obietnicy życia wiecznego i radości z
tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Kto potrafi pięknie i szlachetnie
żyć, ten również będzie umiał przechodzić na drugą stronę spowitym szczęściem i
bez obaw. „Człowiek jest kapłanem swojej śmierci”- pisał przenikliwie P.
Evdokimov. Mowa tu o człowieczeństwie dojrzewającym do przechodzenia i
spotkania z Bogiem. Jesteśmy ziarnem, które wpadając w ziemię umiera, a potem
żyje. Tych, którzy obawiali się cierpienia i wkroczenia w objęcia śmierci,
pocieszał św. Serafin z Sarowa: „Dla ciebie i dla mnie to będzie radość.” W
ostatnich dnia nawiedziłem groby swoich bliskich. Trzeba pamiętać o pięknie
cmentarzy przykrytych puchem jesiennych liści- sypialni w których wylegują się
zmarli oczekując na zmartwychwstanie. Jakże piękna symbolika odsłaniająca wieczność,
wyrażona w kamiennych grobach z licznymi
krzyżami i kwiatami; namiastką Raju do którego wszyscy ostatecznie zmierzamy. Zapalam
znicze i odmawiam krótką modlitwę. Czasami chwilę milczę i pozwalam szumowi
wiatru i kłębiących się liści złożyć modlitwę muzyki. Staram się nie tyle
wspominać, lecz rozmawiać z nimi, uśmiechać się, żartem przełamywać posępność i
nastrój otaczającej przestrzeni. Stojąc na mogiłą mojego ojca ze wzruszeniem wyznaję
mu synowską miłość, z odwagą której mi brakowało kiedy żył tu na ziemi. Recytuję
podniośle paschalny hymn zwycięstwa: „Chrystus powstał z martwych. Przez śmierć
zwyciężył śmierć. Tym, którzy są w grobach życie dał.” Coś we mnie drży i duszę
otwiera na życie. Tak wiele mam mu do powiedzenia i zazdroszczę, że patrzy na
to wszystko za czym ja tak intensywnie wzdycham w nadziei. Odchodząc, żegnam
się słowami Dostojewskiego: „Będziemy z Chrystusem.”
niedziela, 3 listopada 2019
Za oknem wiatr
beztrosko przenosi liście z miejsca na miejsce. Deszcz delikatnie spulchnia
ziemię, wypełniając kroplami wody jej spękane bruzdy. Natura zapada w powolny
sen migotliwie rozświetlony coraz bardziej nikłymi przebłyskami słońca. Jesień
ma swój urok i wprowadza w atmosferę zadumy nad sensem życia i jego
przygodnością. Piękno kolorytu topniejących w istnieniu liści sugeruje
człowiekowi nawet najbardziej śpieszącemu się o nieuchronności wchodzenia w
śmierć. Poruszyły mnie kiedyś przeczytane słowa Tołstoja: „Zdumiewające jest,
jak mogłem nie widzieć wcześniej tej wątpliwej prawdy, że poza tym światem i
naszym życiem jest Ktoś, kto wie, po co istnieje ten świat, a na nim my, jak
pęcherzyki we wrzątku, wyskakujemy, pękamy i znikamy.” Istnieje taki moment
obumierania, aby na nowo odrodzić się w istnieniu przemienionym; naznaczonym
poczuciem bezpieczeństwa i bliskości Kogoś nam dobrze znanego. Może wtedy łatwiej
nam stawiać sobie pytania ważne i przenikliwe, niekiedy trudne. „Wiara w Boga
to przede wszystkim pragnienie istnienia”(M. Unamuno). Rozmyślania natury
egzystencjalnej i eschatologicznej wyrywają z bierności i skupienia na rzeczach
naprawdę banalnych. N. Fidorow twierdził, że „kto szuka prawdy, zawsze wracać
będzie do pytania o to, jak można przezwyciężyć śmierć.” Sergiusz Bułgakow
sugerował że, śmierć jest cząstką życia, a nie życie cząstką śmierci. Wiara
pozwala nam przekroczyć symboliczny horyzont niepoznania i trapiących duszę
wątpliwości. „Nadzieja zawieść nie może”- dobrze to rozumieją chrześcijanie
oswajając się z koniecznością ewentualnego przejścia przez bramę śmierci.
Promień paschalnej nadziei przeszywa możliwość lęku i zwątpienia w
potencjalność dalszego istnienia. Sartr twierdził, że śmierci nie można
traktować pozytywnie. Marginalizował jej obecność i odsuwał na dalszy tor.
Uważał – i to jest dramatyczne, że śmierć jest zniszczeniem możliwości
tworzenia wartości przez człowieka i końcem jego wolności. Jakże to
przeciwstawny i żałośnie pesymistyczny pogląd z tym, który proklamuje przez
wieki chrześcijaństwo; ono szuka w świecie utraconego Raju z widokiem na Dom
Boga. Ekscytujące pragnienie wejścia w komunię z Życiem ! Tak więc życie
wieczne rozpoczyna się tutaj- w tej chwili i intensywnie antycypuje nadejście
Paruzji. „Jest inny świat ? lecz jest on w tym świecie” (P. Eluard). Żyć
opromienionym tęsknotą, ciekawością, wyczekiwać chwili kiedy Bóg rozwikła
najbardziej skomplikowane dylematy i pochwyci mnie w momencie najbardziej dla
Niego właściwym. Podnoszą mnie na duchu słowa M. Gogola: „Kto wierzy w
światłość ujrzy ją.”
Subskrybuj:
Posty (Atom)