środa, 6 listopada 2019


Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale (Kol 3,3-4).

Listopadowe dni kierują spojrzenie nielicznych na tajemnicę przemijania i śmierci. Naiwne życie chwilą obecną odrywa nas od eschatologii. „Dlatego lepiej się nie narodzić”- pisał pesymistycznie Plutarch, niż „cierpieć czy umierać.” Być może jest to element wyparcia podyktowany strachem, chwilową ucieczką, nerwowym cofaniem wskazówek zegara do tyłu. Zgoła inaczej pisze święty Augustyn: „Czyż lęka się zboże tego, że je zwiozą do stodoły ? Przeciwnie ! Pragnie tego.” Chrześcijanie nie są tak bezradni wobec tej rzeczywistości. Nawet jeśli się o tym nie mówi głośno, to zetknięcie się z trudną prawdą o umieraniu- czyni z ludzi istoty wychylone ku innemu sposobowi egzystencji; bardziej pogodne, oswojone, przeniknięte nadzieją. Wbrew nowoczesnej filozofii proklamującej zmierzch śmierci i kult życia buzującego w ciałach, każdy człowiek zdaje sobie w pełni sprawę z tego, że finałem wędrówki jest śmierć.   Zdumiewają mnie słowa świętego Ignacego z Antiochii który w ostatniej drodze do Rzymu, gdzie czekała go śmierć na arenie, pisał: „Pozwólcie mi przyjąć czyste światło. Kiedy tam przybędę, będę człowiekiem świetlistym. Pozwólcie mi być naśladowcą męki mojego Boga. Jeśli ktoś ma Boga w sobie, niech zrozumie do czego dążę.” Istnieją również ludzie którzy nie mają łaski wiary, ich spojrzenie spowite jest nicością, pustką, bezsensowną szamotaniną z myślami (widzą jedynie koniec, po którym nie ma już nic- otchłań niebytu). Gdyby spojrzenie wielu napotkanych na drodze ludzi potrafiło wyjść poza granice tego świata, automatyzmy zmagazynowanej wiedzy, ciasnych przekonań, a nawet przeczuć, być może niepewność zostałaby rozpalona ogniem nadziei. Rozszerzające się od nadmiaru światła źrenice, dostrzegłyby kontury wieczności. „Na razie żyj pytaniami. Być może odległy dzień wzejdzie stopniowo, nie zauważając tego, zrodzi w tobie odpowiedzi”- rozmyślał poeta R.M. Rilke. Z drugiej strony pamięć o śmierci staje się niezwykle ważnym- medytatywnym elementem chrześcijaństwa. „Mamy ufność i chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem”(2 Kor 5,8). Otwiera umysł i serce na inność świata „radość z obietnicy życia wiecznego i radości z tego życia, jej lekkości, jej uroku”(W. Rozanow). Kto potrafi pięknie i szlachetnie żyć, ten również będzie umiał przechodzić na drugą stronę spowitym szczęściem i bez obaw. „Człowiek jest kapłanem swojej śmierci”- pisał przenikliwie P. Evdokimov. Mowa tu o człowieczeństwie dojrzewającym do przechodzenia i spotkania z Bogiem. Jesteśmy ziarnem, które wpadając w ziemię umiera, a potem żyje. Tych, którzy obawiali się cierpienia i wkroczenia w objęcia śmierci, pocieszał św. Serafin z Sarowa: „Dla ciebie i dla mnie to będzie radość.” W ostatnich dnia nawiedziłem groby swoich bliskich. Trzeba pamiętać o pięknie cmentarzy przykrytych puchem jesiennych liści- sypialni w których wylegują się zmarli oczekując na zmartwychwstanie. Jakże piękna symbolika odsłaniająca wieczność, wyrażona w kamiennych  grobach z licznymi krzyżami i kwiatami; namiastką Raju do którego wszyscy ostatecznie zmierzamy. Zapalam znicze i odmawiam krótką modlitwę. Czasami chwilę milczę i pozwalam szumowi wiatru i kłębiących się liści złożyć modlitwę muzyki. Staram się nie tyle wspominać, lecz rozmawiać z nimi, uśmiechać się, żartem przełamywać posępność i nastrój otaczającej przestrzeni. Stojąc na mogiłą mojego ojca ze wzruszeniem wyznaję mu synowską miłość, z odwagą której mi brakowało kiedy żył tu na ziemi. Recytuję podniośle paschalny hymn zwycięstwa: „Chrystus powstał z martwych. Przez śmierć zwyciężył śmierć. Tym, którzy są w grobach życie dał.” Coś we mnie drży i duszę otwiera na życie. Tak wiele mam mu do powiedzenia i zazdroszczę, że patrzy na to wszystko za czym ja tak intensywnie wzdycham w nadziei. Odchodząc, żegnam się słowami Dostojewskiego: „Będziemy z Chrystusem.”