niedziela, 10 listopada 2019


Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu. A kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. Biada zaś brzemiennym i karmiącym w owe dni! A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z powodu wybranych ów czas zostanie skrócony (Mt 24, 17-22).

W pierwszym odczuciu dzisiejsza Ewangelia napawa lękiem i niepewnością. Kiedy przebrniemy przez warstwy apokaliptycznego i zbudowanego z wielkim natężeniem przerażenia, dostrzeżemy światło zbawienia „siedząc na dachu.” Być chrześcijaninem to oddychać nadzieją- łapać zasysać żwawo powietrze, nieustannie być w drodze zbawienia, którą w trudzie trzeba pokonać, aby dojść do Źródła. Człowiek jest istotą tragiczną, ale wyzwoloną. Wbrew temu co głosił Epikur, że „Substancja tego ogromnego świata jest wydana śmierci i zniszczeniu”- chrześcijanie odkrywają horyzont nowej egzystencji. Pragną przyłożyć do ziemi ucho, „aby móc usłyszeć szmer ukrytych źródeł i niewidoczność kiełkowania” (J. Maritain). Przejście przez duchową pustynię, otwiera zmysły na niepoznane dotąd obszary obecności Boga. Pustynia zaczyna śpiewać dla tych, którzy widzą oczami duszy horyzont wieczności- skapanej w kroplach spadającego w darze światła. Wiara w ten świat musi się otworzyć na zmartwychwstanie. Wschód jest krainą Objawienia. Czas zaczyna się kurczyć, a pod stopami wypełnionego tęsknotą pielgrzyma zaczyna drżeć ziemia na której utrwaliły się ledwie zarysowane stopy Boga. Idziemy za Nim, choć może nie rozumiemy do końca sensu i celu tej włóczęgi. Żyjemy i poruszamy się w przestrzeni wiary- wątpiącej, nieporadnej, migotliwej niczym lampa oliwna lub głębokiej - intensywnej niczym żar ognia. „Światło pochodni jest obrazem oświecenia wewnętrznego” (Dionizy Areopagita). Chrześcijanin jest dzieckiem Dnia Ósmego. „Ów dzień rozświetlony jest nie przez materialne słońce, lecz przez prawdziwe światło- powie św. Grzegorz z Nyssy- słońce sprawiedliwości, które prorok nazywa wschodem, bo słońce to nigdy nie zachodzi.” Człowiek w pulsującym od nadmiaru łaski Ciele Kościoła, wychyla się niczym kwiat ku wschodowi Słońca- Tego, które wzeszło w poranek wielkanocny. Słońca którego świetlista aura rozpromieni twarze zmęczonych poszukiwaczy w dniu przeobrażenia- przeistoczenia świata w Królestwo Życia- Wieczność ! „Ten ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po szabacie; jest figurą chrztu, który jest początkiem nowej epoki i pierwszym dniem nowego tygodnia; wreszcie jest figurą ósmego dnia, który nastąpi po całym czasie świata” (J. Danielou). Człowiek wiary jest istotą na wskroś paschalną i apokaliptyczną, zorientowaną ku chwili odrodzenia i przeobrażenia. „Nie zapominajcie, że życie jest chwałą,” przekonywał Rilke. Każdy nasz krok który stawiamy, spojrzenie, słowo i gest- czyni z prozy życia liturgię tęsknoty- proroczą zapowiedź wydarzenia już zanurzonego w Bogu. Paschalna egzystencja Jezusa staje się darem odkupionej ludzkości. Na tę chwilę odczuwamy tę rzeczywistość na sposób sakramentalny jako przedsmak pełni istnienia. „Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschatonu- pisał E. Schillebeeckx- Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko nas.” Z każdym dniem jesteśmy bliżej wschodu Słońca. W dniu ósmym „Bóg bez zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga”(G. Greshake). Bóg wyjdzie ku nam i przyjmie nas wszystkich. Katarakty serca się otworzą, z oczu popłyną zły szczęścia. Serce zabije jak uczniom w drodze do Emaus. Życie objawi się w całej pełni. Pustynia pełnego zgiełku miasta rozkwitnie i stanie się Rajem !