Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu. A kto będzie na polu,
niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. Biada zaś brzemiennym i
karmiącym w owe dni! A módlcie się, żeby ucieczka wasza nie
wypadła w zimie albo w szabat. Będzie bowiem wówczas wielki
ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i nigdy nie będzie. Gdyby ów czas nie został skrócony, nikt by nie ocalał. Lecz z
powodu wybranych ów czas zostanie skrócony (Mt
24, 17-22).
W pierwszym odczuciu
dzisiejsza Ewangelia napawa lękiem i niepewnością. Kiedy przebrniemy przez
warstwy apokaliptycznego i zbudowanego z wielkim natężeniem przerażenia,
dostrzeżemy światło zbawienia „siedząc na dachu.” Być chrześcijaninem to
oddychać nadzieją- łapać zasysać żwawo powietrze, nieustannie być w drodze
zbawienia, którą w trudzie trzeba pokonać, aby dojść do Źródła. Człowiek jest
istotą tragiczną, ale wyzwoloną. Wbrew temu co głosił Epikur, że „Substancja
tego ogromnego świata jest wydana śmierci i zniszczeniu”- chrześcijanie odkrywają
horyzont nowej egzystencji. Pragną przyłożyć do ziemi ucho, „aby móc usłyszeć
szmer ukrytych źródeł i niewidoczność kiełkowania” (J. Maritain). Przejście
przez duchową pustynię, otwiera zmysły na niepoznane dotąd obszary obecności
Boga. Pustynia zaczyna śpiewać dla tych, którzy widzą oczami duszy horyzont
wieczności- skapanej w kroplach spadającego w darze światła. Wiara w ten świat
musi się otworzyć na zmartwychwstanie. Wschód jest krainą Objawienia. Czas
zaczyna się kurczyć, a pod stopami wypełnionego tęsknotą pielgrzyma zaczyna
drżeć ziemia na której utrwaliły się ledwie zarysowane stopy Boga. Idziemy za
Nim, choć może nie rozumiemy do końca sensu i celu tej włóczęgi. Żyjemy i
poruszamy się w przestrzeni wiary- wątpiącej, nieporadnej, migotliwej niczym
lampa oliwna lub głębokiej - intensywnej niczym żar ognia. „Światło pochodni
jest obrazem oświecenia wewnętrznego” (Dionizy Areopagita). Chrześcijanin jest
dzieckiem Dnia Ósmego. „Ów dzień rozświetlony jest nie przez materialne słońce,
lecz przez prawdziwe światło- powie św. Grzegorz z Nyssy- słońce
sprawiedliwości, które prorok nazywa wschodem, bo słońce to nigdy nie
zachodzi.” Człowiek w pulsującym od nadmiaru łaski Ciele Kościoła, wychyla się
niczym kwiat ku wschodowi Słońca- Tego, które wzeszło w poranek wielkanocny.
Słońca którego świetlista aura rozpromieni twarze zmęczonych poszukiwaczy w
dniu przeobrażenia- przeistoczenia świata w Królestwo Życia- Wieczność ! „Ten
ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po
szabacie; jest figurą chrztu, który jest początkiem nowej epoki i pierwszym
dniem nowego tygodnia; wreszcie jest figurą ósmego dnia, który nastąpi po całym
czasie świata” (J. Danielou). Człowiek wiary jest istotą na wskroś paschalną i
apokaliptyczną, zorientowaną ku chwili odrodzenia i przeobrażenia. „Nie
zapominajcie, że życie jest chwałą,” przekonywał Rilke. Każdy nasz krok który
stawiamy, spojrzenie, słowo i gest- czyni z prozy życia liturgię tęsknoty-
proroczą zapowiedź wydarzenia już zanurzonego w Bogu. Paschalna egzystencja
Jezusa staje się darem odkupionej ludzkości. Na tę chwilę odczuwamy tę
rzeczywistość na sposób sakramentalny jako przedsmak pełni istnienia.
„Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschatonu- pisał E.
Schillebeeckx- Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko
nas.” Z każdym dniem jesteśmy bliżej wschodu Słońca. W dniu ósmym „Bóg bez
zasłony zbliży się do człowieka, a człowiek w swej nagości do Boga”(G.
Greshake). Bóg wyjdzie ku nam i przyjmie nas wszystkich. Katarakty serca się
otworzą, z oczu popłyną zły szczęścia. Serce zabije jak uczniom w drodze do
Emaus. Życie objawi się w całej pełni. Pustynia pełnego zgiełku miasta rozkwitnie
i stanie się Rajem !