wtorek, 7 lipca 2020


I wam, uczonym w Prawie, biada ! Bo wkładacie ludziom ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie... Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli... (Łk 11,45-54).

Istnieją takie fragmenty w Ewangelii których nie da się wygładzić, pominąć, zbyć milczeniem. Słowa przeszywające umysł i serce, stawiające odbiorców w chwili prawdy o sobie samych. Zwielokrotnione „biada”- staje się litanią oczyszczenia i rzucenia światła prawdy na ludzi którzy mienią się w oczach żydowskiej wspólnoty religijnej, jako sprawiedliwi, nieskazitelni i posiadający wszelkie możliwe prerogatywy do interpretowania Bożej mądrości. Wiele razy Mistrz z Nazaretu będzie zderzał się z ciasnym i pozbawionym głębszej refleksji myśleniem faryzeuszów; ich pokrętnym, dwulicowym postępowaniem oraz instytucjonalną- zewnętrzną pobożnością. Brak wrażliwości i niedojrzałość tej przewodzącej wspólnocie religijnej grupie osobników wpisze się na stałe w ewangeliczny krajobraz wymiany poglądów, a nawet inwektyw kierowanych pod adresem Jezusa. Pan nie pozostaje im dłużny. Stanowczo wypowiedziane „biada” ma być sejsmicznym wstrząsem serca i dobrze uargumentowanym wywodem obnażającym skostniałe struktury fałszu i grzechu. „Miłość bez upominania nie jest miłością”- powie nam mądrość Talmudu. Wyrzuty Jezusa nie są pozbawione ładunku emocjonalnego, siły perswazji i ekspresji, którą współcześni znawcy od wizerunku określiliby mianem perswazyjnej. „Wielka wina człowieka na tym polega, że człowiek w każdej chwili może się nawrócić, a tego nie czyni”- mówi pewien rabin w Opowieściach chasydów Bubera. Po raz pierwszy ktoś w tak bezpośredni sposób dokonuje diagnozy chorób, które zadomowiły się w najbardziej uprzywilejowanej grupie społecznej. To nie jest tylko pojedynek na słowa, lecz również ważne przesłanie przestrogi dla Apostołów i Kościoła któremu będą przewodzili w posłudze miłości. Wiele razy Mistrz będzie przyrównywał myślenie i ślepotę uczniów do powierzchownej, pełnej wyrachowania postawy faryzeuszów. „Jeszcze nie rozumiecie ?” Tyle słów mocy, cudów i znaków- a ciągle wątpliwości kotłują się w tych umysłach. „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia.” Nie można uważać się za sprawiedliwych i zaciskać w dłoniach kamienie, byle obronić własną „nieskazitelność.” Pokaż mi przedmiot twojej miłości, a powiem ci, kim jesteś. To przesłanie Ewangelii trzeba sobie dobrzej przyswoić, zmierzyć się z nim, uczynić osobistym rachunkiem sumienia, aby słowo „biada” nie naruszyło spokojnych tonów naszego ucha. W strukturach władzy, na szczytach hierarchicznych drabin rządu dusz, wszystko inne musi ustąpić przed miłością- „sakramentem brata” o którym już tak wiele pisałem. Jakże piękne w tym kontekście wydają się słowa św. Grzegorza z Nyssy: „Nasz Stworzyciel dał nam miłość jako wyraz naszego ludzkiego oblicza.” Tam gdzie jest miłość, nie ma zatwardziałości serca. Nie ma dysonansu wiary i moralności. Miłość sprawia, że granice Królestwa Bożego przechodzą przez serce Kościoła, czyniąc go wspólnotą autentyczną w przepowiadaniu i działaniu. „Kochaj Boga dla Niego samego. Kochaj Go we wszystkich ludziach, którzy noszą Jego obraz w sobie”- pisał F. Czernigowski. W ten sposób chrześcijanin staje się nadzieją Chrystusa- ikoną Jego Obecności, znakiem przemiany świata.