I
wam, uczonym w Prawie, biada ! Bo wkładacie ludziom ciężary nie do uniesienia,
a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie... Biada wam, uczonym w
Prawie, bo wzięliście klucze poznania samiście nie weszli, a przeszkodziliście
tym, którzy wejść chcieli... (Łk 11,45-54).
Istnieją takie
fragmenty w Ewangelii których nie da się wygładzić, pominąć, zbyć milczeniem.
Słowa przeszywające umysł i serce, stawiające odbiorców w chwili prawdy o sobie
samych. Zwielokrotnione „biada”- staje się litanią oczyszczenia i rzucenia
światła prawdy na ludzi którzy mienią się w oczach żydowskiej wspólnoty
religijnej, jako sprawiedliwi, nieskazitelni i posiadający wszelkie możliwe
prerogatywy do interpretowania Bożej mądrości. Wiele razy Mistrz z Nazaretu
będzie zderzał się z ciasnym i pozbawionym głębszej refleksji myśleniem faryzeuszów;
ich pokrętnym, dwulicowym postępowaniem oraz instytucjonalną- zewnętrzną
pobożnością. Brak wrażliwości i niedojrzałość tej przewodzącej wspólnocie
religijnej grupie osobników wpisze się na stałe w ewangeliczny krajobraz
wymiany poglądów, a nawet inwektyw kierowanych pod adresem Jezusa. Pan nie
pozostaje im dłużny. Stanowczo wypowiedziane „biada” ma być sejsmicznym
wstrząsem serca i dobrze uargumentowanym wywodem obnażającym skostniałe
struktury fałszu i grzechu. „Miłość bez upominania nie jest miłością”- powie
nam mądrość Talmudu. Wyrzuty Jezusa nie są pozbawione ładunku emocjonalnego,
siły perswazji i ekspresji, którą współcześni znawcy od wizerunku określiliby
mianem perswazyjnej. „Wielka wina człowieka na tym polega, że człowiek w każdej
chwili może się nawrócić, a tego nie czyni”- mówi pewien rabin w Opowieściach chasydów Bubera. Po raz
pierwszy ktoś w tak bezpośredni sposób dokonuje diagnozy chorób, które
zadomowiły się w najbardziej uprzywilejowanej grupie społecznej. To nie jest
tylko pojedynek na słowa, lecz również ważne przesłanie przestrogi dla Apostołów
i Kościoła któremu będą przewodzili w posłudze miłości. Wiele razy Mistrz
będzie przyrównywał myślenie i ślepotę uczniów do powierzchownej, pełnej
wyrachowania postawy faryzeuszów. „Jeszcze nie rozumiecie ?” Tyle słów mocy,
cudów i znaków- a ciągle wątpliwości kotłują się w tych umysłach. „O
nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia.” Nie można uważać się za
sprawiedliwych i zaciskać w dłoniach kamienie, byle obronić własną
„nieskazitelność.” Pokaż mi przedmiot twojej miłości, a powiem ci, kim jesteś. To
przesłanie Ewangelii trzeba sobie dobrzej przyswoić, zmierzyć się z nim, uczynić
osobistym rachunkiem sumienia, aby słowo „biada” nie naruszyło spokojnych tonów
naszego ucha. W strukturach władzy, na szczytach hierarchicznych drabin rządu
dusz, wszystko inne musi ustąpić przed miłością- „sakramentem brata” o którym
już tak wiele pisałem. Jakże piękne w tym kontekście wydają się słowa św.
Grzegorza z Nyssy: „Nasz Stworzyciel dał nam miłość jako wyraz naszego
ludzkiego oblicza.” Tam gdzie jest miłość, nie ma zatwardziałości serca. Nie ma
dysonansu wiary i moralności. Miłość sprawia, że granice Królestwa Bożego
przechodzą przez serce Kościoła, czyniąc go wspólnotą autentyczną w
przepowiadaniu i działaniu. „Kochaj Boga dla Niego samego. Kochaj Go we
wszystkich ludziach, którzy noszą Jego obraz w sobie”- pisał F. Czernigowski. W
ten sposób chrześcijanin staje się nadzieją Chrystusa- ikoną Jego Obecności,
znakiem przemiany świata.