W moim życiu brałem
udział w wielu różnych spotkaniach, wykładach, dyskusjach poświęconych
obecności i roli ikony w sztuce. Zawsze pojawiało się pytanie o mój stosunek do
ikony- wyjątkowość tej materii, której poświęciłem wiele lat wnikliwych studiów
i rozmyślań. Myślę, że w ikonach intrygują mnie najbardziej „oblicza”- twarze
spowite transcendentną aurą przyciągania. Magnetyzujące percepcję i dotykające
jakby namacalnie duszy. Nie bez znaczenia, pierwsza i najbardziej intrygująca „Ikona
Twarzy” bywa określana jako „nie uczyniona ludzką ręką” i objawia pięknego,
dojrzałego mężczyznę Chrystusa. Przemieniona twarz wcielonego Boga- na całunie-
a później powtarzana malarsko na tak wielu przesyconych wonnością żywic deskach
niosących najbardziej proste i poruszające przesłanie: Bóg odsłonił swoją twarz
i stał się uobecnionym Pięknem ! „Zamknął to, co nie cielesne w
cielesności”(św. Jan Klimak). Energie Ducha promieniują z twarzy
zmartwychwstałego Chrystusa. Tego nie potrafi oddać nawet najbardziej
wyrafinowana ikonografia Zachodu. "Chrześcijaństwo jest religią twarzy"- pisał O. Clement. Lubię spoglądać w ludzkie twarze,
ponieważ tak wiele można z nich wyczytać. Narzucają mi się z powodu
tajemniczości, świetlistości, szczęścia, miłości, bólu, beznadziejności czy
dramatycznego wchodzenia w śmierć. Twarz jest utkanym pergaminem prawdy o
człowieku ! Mój ulubiony myśliciel Bierdiajew powie, że „nie ma na świecie
niczego bardziej znaczącego, bardziej wyrażającego tajemnicę istnienia, niż
ludzkie oblicze.” Oblicze rozumiane nie jako maska- persona- interpretowana w nurcie greckiej teatralności. Oblicze
jako ktoś będący przede mną- Prawdziwy- Bliski. Pamiętam twarze moich przodków
zatrzymane w starych czarnobiałych fotografiach. Ile tam jest nawarstwień
historii; pięknych spojrzeń w których zatrzymują się utkane z czasu wydarzenia.
Ktoś pięknie powiedział że fotografia jest literaturą oka (możliwie najbardziej
oszczędną biografią stworzoną w ułamku sekundy za pomocą spustu migawki aparatu).
Ich oblicza są intrygujące pomimo matowości, monochromatyczności i nadgryzienia
papieru zębem czasu. „Bliskość drugiego oznacza twarz”- powie Levians. Twarz
zapraszającą do milczącego dialogu- anamnezy. Sztuka fotografii utrwala pamięć
o innych- emocjonalnie bliskich twarzach. Pamiętam jak stałem u wezgłowia
trumny mojego Ojca. Tej chwili towarzyszyło ogromne skupienie i modlitwa którą
nie potrafiły podjąć usta. Wszystko we mnie drżało od bezmiaru uczuć i
synowskiej miłości którą tak trudno się przekuwa w pełne szczerości wyznania. Widziałem
jego twarz przemienioną- pierwszy raz tak dziecięco spokojną i wyrażającą
milcząco pożegnanie z rodziną. Takich twarzy zatrzymanych na okruchach
wieczności widziałem później wiele razy. Zawsze było to dla mnie ujmujące
przeżycie. „Wiedz, że każda twarz jest cudem, jest wyjątkowa. Nigdy nie
spotkasz dwóch absolutnie identycznych twarzy. Bez względu na to, jak piękne
lub brzydkie, są to rzeczy względne. Każda twarz jest symbolem życia, a każde
życie zasługuje na szacunek”- wyjaśniał arabski poeta Tahar Ben Jelloun. Zawsze
mnie intrygowało jak wyglądały na górze Tabor twarze apostołów nasycone
nadmiarem światła emanującego z ciała przemienionego Chrystusa. Zapewne były świetliste,
jak świetlisty jest Bóg w swojej istocie. „W każdym człowieku przebywają dwie
istoty: jedna przebudzona w ciemności, druga drzemiąca w świetle”(K. Gibran). Istnieją
również oblicza szpetne, wulgarne, na których wypisuje się demoniczny i
paskudny uśmiech zła. Twarze lubieżne i szkaradne z których spojrzenie
paraliżuje- przynosi zniszczenie dobra, życia i światła. Oblicza spowite pustką
i ciemnością, naznaczone mętnym i obłędnym spojrzeniem oczu Takie twarze stają
niewolniczymi maskami bólu i unicestwienia, odzwierciedlają one istoty „cienie”
systemów totalitarnych niosących zbiorowe żniwo śmierci. Maska Gorgony
przeraża, ale jeszcze bardziej zapiera dech w piersi ktoś, kto opróżnił serce z
miłości do stworzenia; zaczął pochłaniać życie i wydalać jedynie śmierć. Ściany
śmierci naznaczające XX wiek w których „ciemność staje się czarnym światem, a
jęk i krzyk mordowanych rozbrzmiewa jak modlitewny lament” (G.H. Grudziński). Historia
pokazała nam twarze obozowych demonów śmierci, ku przestrodze przyszłych
pokoleń. Twarz Boga i twarz człowieka. Twarz miłosiernego Piękna i stworzonej
przygodności będącej jedynie w drodze ku obliczu świetlistemu- przebóstwionemu.
Kończę to rozważanie modlitewnym westchnieniem Zbigniewa Herberta: „Jeśli z nas
trudno zrobić anioły. Przemień nas w psy niebieskie, kundle o zmierzwionej
sierści. Ćmy o szarej twarzy, zgasłe oczy żwiru...”