wtorek, 21 lipca 2020


Nam chrześcijanom przyszło żyć w niespokojnych czasach. „Niektórzy ponoszą męczeństwo przez miecz; inni znają męczeństwo miłości, które koronuje ich we wnętrzu”- pisał średniowieczny mistyk Tauler. Być może jest nam dane doświadczyć męczeństwa zgoła innego, niż to które znamionowało pierwsze wieki Kościoła. „Człowiek jest skazany na wolność.” Jesteśmy stygmatyzowani i wyśmiewani w świecie który oszalał z poczucia nadmiernie eksploatowanej wolności- niosąc na swoich sztandarach wyświechtane słowo – „tolerancja.” Im bardziej człowiek jest wolny, tym bardziej jest ogłupiały, egoistyczny i zachłanny. Również w wielu kościołach Chrystusa zakorzenił się chwast grzechu i wrósł tak głęboko, że trudno go wyciąć. Wewnętrzne intrygi, moralne ekscesy i bój o wpływy rozrywają ciało rzymskiego Kościoła, a pasterze – słudzy miłości, tuszują zło w imię partykularnych interesów i świętego spokoju. Myślenie korporacyjne bierze górę nad sądem sumienia; ogniem który musi przepalić korzenie obojętności i zaryglowanych ust. Piotr zamiast paść baranki, wszedł z najgorszy z możliwych kompromisów ze strukturami świata dla których chrześcijaństwo jest hamulcem postępu i rewolucyjnej drogi ku całkowitemu wyzwoleniu człowieka cielesnego. Przestraszył się apostoł powtórnego ukrzyżowania, stając się „smutnym mimem” spektaklu ścierających się wewnętrznie sił. Brak transparentności sprawia opustoszenie i smutek tych dzieci w których tli się blask prawdy a usta nawołują do nawrócenia serca. Kościół jest ustawicznym modlitewnym wołaniem do Ojca o Ducha Świętego, aby przemieniał najbardziej zagmatwaną rzeczywistość od wewnątrz. Wbrew tym muśnięciom Ducha objawia się również królestwo antychrysta. Tam gdzie wszystko wolno, pojawia się demon podziału, szaleństwa, przemocy, wyuzdania i zamętu. Tam gdzie nie ma już światła i brzmienia delikatnego głosu Boga, słychać wydobywający się z ciemności nocy, perfidny rechot demona „ojca kłamstwa i fałszu.” Ten który dzieli staje w eleganckim garniturze na agorze świata i próbuje modelować perfidnie i prześmiewczo jego los. Karykaturalny plagiator, separujący nas od bezgranicznej przestrzeni Boga. Zasiewa ziarno obojętności i buntu; rozrzucając pokątnie paraliżujące plewy pogardy i strachu. Co najsmutniejsze i zatrważające, czyniąc to rękami fanatycznych buntowników- rzekomych piewców prawdy i sprawiedliwości. Rzeczywistość pęcznieje od obojętności i krótkowzroczności. Prześladowani brutalnie chrześcijanie w różnych częściach świata przy wyraźnym milczeniu mediów, stają się niesłyszalnym krzykiem zauważenia i głębokiego namysłu. Autentyczni świadkowie miłości wykonujący taniec oblubienicy na gruzach uwikłanego w fałsz i przemoc świata. Wiadomość o kolejnym pożarze średniowiecznej katedry (Nantes), mrozi krew w żyłach i podsuwa niepokojące prognozy na przyszłość. Na jakich arenach przyjdzie nam oddać życie za Chrystusa i Ewangelię ? Świat zdeprawowany od rządzy udowadniania komuś swoich racji naciskiem i przemocą, wszedł w niebezpieczny zakręt historii. Nie bójmy się demaskować tego stanu rzeczy. W zdesakralizowanym świecie przyjemności w którym prym wiedzie siła pieniądza i koneksji, prymat wyzwolonego do granic dewiacji erosa nad czystością duszy, ideologiczna walka z religią staje się obsesją wielu zamroczonych ludzi. Nie ma tu nic z uwodzącej ciekawość teorii spisków, lecz jedynie coś falowo destrukcyjnego. „Każdy środek jest dobry, aby zrealizować cel, którym jest przywrócenie fałszywie rozumianego raju prarodziców. Pomocnikami w realizowaniu tego „ideału” są ci, którzy postępują niemoralnie”(H. Paprocki). Bramy piekła otwiera od zewnątrz dłoń człowieka i pragnie uczynić je miejscem zamieszkanym. Nad Bosforem podnoszą się sztandary Mahometa, a najczcigodniejsza ze świątyń bizantyjskiego świata- perła justyniańskiego splendoru Wielkiego Kościoła Konstantynopola Hagia Sophia, ma stać się znowu meczetem- miejscem sprofanowanym- tym samym jawnie urągając chrześcijanom. Islam dokonuje potężnego przewrotu w Europie a lewicowe struktury zobojętniałych konstruktorów nowego systemu, temu zjawisku bezmyślnie przyklaskują. „Na miejscu Twojej świątyni wzniosą nowy przybytek, wzniosą znowu straszną wierzę Babel”- powie proroczo Wielki Inkwizytor Dostojewskiego. Chrześcijanie nie boją się utraty kościołów- materialnego unicestwienia. Siłę chrześcijaństwa nie mierzy się kamiennymi ciosami najbardziej drogocennych świątyń lecz przestrzenią serc w których Bóg uczynił swój dom. Jednak tak perfidnie zainicjowane akty przemocy na kulturę materialną bolą i napełniają serce smutkiem. Ślady chrześcijańskiej kultury przechowują pamięć o ludziach dla których Bóg stanowił centrum życia, a sztuka była wyrazem Jego wspaniałości i piękna. W tym miejscu przypomina mi się dramatycznie przejmujące opowiadanie Gogola pod tytułem Rzym. „Ze świątyni chrześcijańskiej wyniesiono ikony i świątynia nie jest już świątynią, nietoperze i demony uczyniły sobie w niej siedzibę... niewidzialne dla oka roztargnionego turysty.” Jeżeli zniszczymy nasze świątynie, to świat stanie się krainą rozpaczy, pustki uśmierzanej wybrykami niesfornych dzieci bluźnierczo tańczących przed nowymi- złotymi cielcami. Skażemy się na niebyt istnienia, będziemy marionetkami w świecie pustej rozrywki prowadzącej ostatecznie do duchowej śmierci. „Cierpienie nie jest naszym celem ostatecznym. Szczęście jest naszym przeznaczeniem”- powie L. Bloy. Czas przenika niepokojące duszę drżenie, przynosząc uzasadnione obawy o jutro. „Musimy zostać ukrzyżowani osobiście, mistycznie; albowiem jedyną drogą do zmartwychwstania jest ukrzyżowanie- przekonywał o. Seraphin Rose- Jeśli mamy zmartwychwstać z Chrystusem, musimy najpierw zostać z Nim upokorzeni, nawet do ostatecznego upokorzenia, pożerani, wypluwani przez świat.” Głos chrześcijan stał się milczeniem przyzwalającym na wszystko. Jakże bolesne jest przeświadczenie że powracamy znowu do zaryglowanego szczelnie Wieczernika i lękamy się przed światem który jest nam wrogi. Gdzie jest to pentakostalne przebudzenie świadków zmartwychwstania, doświadczenie mocy z wysoka, odwaga wiary zdolna przenosić góry i zmieniać najbardziej twarde ludzkie serca ? Czemu nie wdzieramy się jak gwałtownicy w ciało świata ? Tak formułowane pytania rozbijają się o dwa jakże oddalone od siebie brzegi: poczucie rozpaczy lub nadzieję, która wydaje się najsubtelniejszym pocieszeniem Boga. „Twoja ręka trzyma świat i kosmos spoczywa w Twojej miłości. Twoje ciało życia trwa w sercu Twego Kościoła, Twoja święta Krew chroni Oblubienicę”(Cyryllonas). Nieustannie nadstawiamy drugi policzek słysząc w uszach zapewnienie Chrystusa: „Nie bójcie się ! Jam zwyciężył świat.”