Nam chrześcijanom
przyszło żyć w niespokojnych czasach. „Niektórzy ponoszą męczeństwo przez
miecz; inni znają męczeństwo miłości, które koronuje ich we wnętrzu”- pisał
średniowieczny mistyk Tauler. Być może jest nam dane doświadczyć męczeństwa
zgoła innego, niż to które znamionowało pierwsze wieki Kościoła. „Człowiek jest
skazany na wolność.” Jesteśmy stygmatyzowani i wyśmiewani w świecie który
oszalał z poczucia nadmiernie eksploatowanej wolności- niosąc na swoich
sztandarach wyświechtane słowo – „tolerancja.” Im bardziej człowiek jest wolny,
tym bardziej jest ogłupiały, egoistyczny i zachłanny. Również w wielu
kościołach Chrystusa zakorzenił się chwast grzechu i wrósł tak głęboko, że
trudno go wyciąć. Wewnętrzne intrygi, moralne ekscesy i bój o wpływy rozrywają
ciało rzymskiego Kościoła, a pasterze – słudzy miłości, tuszują zło w imię
partykularnych interesów i świętego spokoju. Myślenie korporacyjne bierze górę
nad sądem sumienia; ogniem który musi przepalić korzenie obojętności i
zaryglowanych ust. Piotr zamiast paść baranki, wszedł z najgorszy z możliwych
kompromisów ze strukturami świata dla których chrześcijaństwo jest hamulcem
postępu i rewolucyjnej drogi ku całkowitemu wyzwoleniu człowieka cielesnego.
Przestraszył się apostoł powtórnego ukrzyżowania, stając się „smutnym mimem”
spektaklu ścierających się wewnętrznie sił. Brak transparentności sprawia
opustoszenie i smutek tych dzieci w których tli się blask prawdy a usta
nawołują do nawrócenia serca. Kościół jest ustawicznym modlitewnym wołaniem do
Ojca o Ducha Świętego, aby przemieniał najbardziej zagmatwaną rzeczywistość od
wewnątrz. Wbrew tym muśnięciom Ducha objawia się również królestwo antychrysta.
Tam gdzie wszystko wolno, pojawia się demon podziału, szaleństwa, przemocy,
wyuzdania i zamętu. Tam gdzie nie ma już światła i brzmienia delikatnego głosu
Boga, słychać wydobywający się z ciemności nocy, perfidny rechot demona „ojca
kłamstwa i fałszu.” Ten który dzieli staje w eleganckim garniturze na agorze
świata i próbuje modelować perfidnie i prześmiewczo jego los. Karykaturalny
plagiator, separujący nas od bezgranicznej przestrzeni Boga. Zasiewa ziarno
obojętności i buntu; rozrzucając pokątnie paraliżujące plewy pogardy i strachu.
Co najsmutniejsze i zatrważające, czyniąc to rękami fanatycznych buntowników-
rzekomych piewców prawdy i sprawiedliwości. Rzeczywistość pęcznieje od
obojętności i krótkowzroczności. Prześladowani brutalnie chrześcijanie w
różnych częściach świata przy wyraźnym milczeniu mediów, stają się
niesłyszalnym krzykiem zauważenia i głębokiego namysłu. Autentyczni świadkowie
miłości wykonujący taniec oblubienicy na gruzach uwikłanego w fałsz i przemoc
świata. Wiadomość o kolejnym pożarze średniowiecznej katedry (Nantes), mrozi
krew w żyłach i podsuwa niepokojące prognozy na przyszłość. Na jakich arenach
przyjdzie nam oddać życie za Chrystusa i Ewangelię ? Świat zdeprawowany od
rządzy udowadniania komuś swoich racji naciskiem i przemocą, wszedł w
niebezpieczny zakręt historii. Nie bójmy się demaskować tego stanu rzeczy. W
zdesakralizowanym świecie przyjemności w którym prym wiedzie siła pieniądza i
koneksji, prymat wyzwolonego do granic dewiacji erosa nad czystością duszy,
ideologiczna walka z religią staje się obsesją wielu zamroczonych ludzi. Nie ma
tu nic z uwodzącej ciekawość teorii spisków, lecz jedynie coś falowo
destrukcyjnego. „Każdy środek jest dobry, aby zrealizować cel, którym jest
przywrócenie fałszywie rozumianego raju prarodziców. Pomocnikami w realizowaniu
tego „ideału” są ci, którzy postępują niemoralnie”(H. Paprocki). Bramy piekła
otwiera od zewnątrz dłoń człowieka i pragnie uczynić je miejscem zamieszkanym. Nad
Bosforem podnoszą się sztandary Mahometa, a najczcigodniejsza ze świątyń
bizantyjskiego świata- perła justyniańskiego splendoru Wielkiego Kościoła
Konstantynopola Hagia Sophia, ma stać
się znowu meczetem- miejscem sprofanowanym- tym samym jawnie urągając
chrześcijanom. Islam dokonuje potężnego przewrotu w Europie a lewicowe
struktury zobojętniałych konstruktorów nowego systemu, temu zjawisku bezmyślnie
przyklaskują. „Na miejscu Twojej świątyni wzniosą nowy przybytek, wzniosą znowu
straszną wierzę Babel”- powie proroczo Wielki Inkwizytor Dostojewskiego. Chrześcijanie
nie boją się utraty kościołów- materialnego unicestwienia. Siłę chrześcijaństwa
nie mierzy się kamiennymi ciosami najbardziej drogocennych świątyń lecz
przestrzenią serc w których Bóg uczynił swój dom. Jednak tak perfidnie
zainicjowane akty przemocy na kulturę materialną bolą i napełniają serce
smutkiem. Ślady chrześcijańskiej kultury przechowują pamięć o ludziach dla
których Bóg stanowił centrum życia, a sztuka była wyrazem Jego wspaniałości i
piękna. W tym miejscu przypomina mi się dramatycznie przejmujące opowiadanie
Gogola pod tytułem Rzym. „Ze świątyni
chrześcijańskiej wyniesiono ikony i świątynia nie jest już świątynią,
nietoperze i demony uczyniły sobie w niej siedzibę... niewidzialne dla oka
roztargnionego turysty.” Jeżeli zniszczymy nasze świątynie, to świat stanie się
krainą rozpaczy, pustki uśmierzanej wybrykami niesfornych dzieci bluźnierczo tańczących przed
nowymi- złotymi cielcami. Skażemy się na niebyt istnienia, będziemy
marionetkami w świecie pustej rozrywki prowadzącej ostatecznie do duchowej
śmierci. „Cierpienie nie jest naszym celem ostatecznym. Szczęście jest naszym
przeznaczeniem”- powie L. Bloy. Czas przenika niepokojące duszę drżenie,
przynosząc uzasadnione obawy o jutro. „Musimy zostać ukrzyżowani osobiście,
mistycznie; albowiem jedyną drogą do zmartwychwstania jest ukrzyżowanie-
przekonywał o. Seraphin Rose- Jeśli mamy zmartwychwstać z Chrystusem, musimy
najpierw zostać z Nim upokorzeni, nawet do ostatecznego upokorzenia, pożerani,
wypluwani przez świat.” Głos chrześcijan stał się milczeniem przyzwalającym na
wszystko. Jakże bolesne jest przeświadczenie że powracamy znowu do
zaryglowanego szczelnie Wieczernika i lękamy się przed światem który jest nam
wrogi. Gdzie jest to pentakostalne przebudzenie świadków zmartwychwstania, doświadczenie
mocy z wysoka, odwaga wiary zdolna przenosić góry i zmieniać najbardziej twarde
ludzkie serca ? Czemu nie wdzieramy się jak gwałtownicy w ciało świata ? Tak
formułowane pytania rozbijają się o dwa jakże oddalone od siebie brzegi: poczucie
rozpaczy lub nadzieję, która wydaje się najsubtelniejszym pocieszeniem Boga.
„Twoja ręka trzyma świat i kosmos spoczywa w Twojej miłości. Twoje ciało życia
trwa w sercu Twego Kościoła, Twoja święta Krew chroni Oblubienicę”(Cyryllonas).
Nieustannie nadstawiamy drugi policzek słysząc w uszach zapewnienie Chrystusa:
„Nie bójcie się ! Jam zwyciężył świat.”