Zapytał
Go pewien zwierzchnik: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne ? Jezus słysząc to, rzekł mu: „Jedynego
jeszcze ci brak: sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał
skarb w niebie; potem przyjdź i chodź za Mną.” Gdy to usłyszał mocno się
zasmucił, gdyż był bardzo bogaty (Łk 18,18-23).
Miara ubóstwa- ta
bardzo osobista- wymaga od przejętego perspektywą życia wiecznego człowieka,
rezygnacji z uporządkowanej przestrzeni życia, poza którą można poczuć się realistycznie
zakłopotanym. Wielu dzisiejszych młodzieńców spochmurniałoby na radykalizm słów
Jezusa. Ewangeliczne ubóstwo jest trudne dla tych którzy jedynie przyjmują
postawę marzycieli, entuzjastów na chwilę,(wolontariuszy rozdających pieniądze według
kaprysu dnia i głodu własnego próżnego „ja”) jednak nie potrafiących pośpiesznie
porzucić pozornie bezpiecznej niszy życiowej. „Czy w świecie przypadku istnieje
jakieś „lepiej” lub „gorzej”- pyta J.M. Coetzee- Poddajemy się uciskowi znajomego
lub oddajemy falom; na mgnienie oka czujność nasza przygasa, zasypiamy, a
przebudziwszy się, widzimy, że oto życie utraciło kierunek.” Propozycja
Chrystusa wydaje się jednak tym lepszym wyborem. Jednak „lepszy” wcale nie
znaczy mniej uciążliwy i pozbawiony wyrzeczeń. Ewangeliczne ubóstwo wymaga
wolności ducha; całkowitego i zaskakującego wejścia w przygodę „przemienionego
życia,” bez materialnych zabezpieczeń dających poczucie stabilizacji i kontroli
nad otaczającą rzeczywistością. Ten, który przestaje posiadać cokolwiek, staje
się nie utopijnym socjalistą, ale „biednym bratem wszystkich.” Im większa
zdolność do rezygnacji, tym większa siła świadectwa i potencjalność do
pomnożenia duchowego dobra. „Ubodzy są bogaczami przyszłego życia” (św. Augustyn).
Istnieje jakieś porywające pokrewieństwo ludzi z Mistrzem z Nazaretu,
zaproszonych gwałtownym przynagleniem Ewangelii do zdobywania skarbów Królestwa
Bożego. Braterstwo radykalizmu, szaleństwo promieniowania świętości w sercu
świata czyniącego z posiadanych dóbr jedynie śmieci zachłannej egzystencji. Miał
rację św. Franciszek z Asyżu mówiąc: „Święte ubóstwo zawstydza wszelką chciwość
i skąpstwo i troski tego świata.” Irytuje mnie w wielu wspólnotach
protestanckich silne powiązanie dobrobytu z Bożym błogosławieństwem. A przecież
Bóg błogosławi człowieka również przez Hiobowe doświadczenie straty
wszystkiego; od majątku aż nawet po utratę najbliższych ukochanych osób. „W
świecie tym trzeba mieć tylko to, co niezbędne. I być zadowolonym jak Chrystus,
który nie miał gdzie złożyć głowy”(św. Tichon Zadoński). Pedagogia Boga jest
zaskakująca i jej mądrość przenika wiele horyzontów ludzkiego życia. Każdy z
nas musi przejść własną wewnętrzną walkę, której zwieńczeniem jest „uczynienie
z każdego człowieka albo męczennika, albo bałwochwalcy”(Orygenes). Ojciec
Dumitru Staniloae opowiadał o Callinico z Czernicy, który nie mając pieniędzy,
by wspomagać biednych żyjących w miastach, zwracał się z płaczem do tych,
którzy go otaczali, mówiąc: „Postarajcie się o pieniądze dla mnie, abym mógł je
posłać małym braciom Jezusa.” Takie współczucie przenika serca wielu
ewangelicznych ludzi którzy zdecydowali się porzucić swoje wygodne życie i udać
się do slumsów, aby żyć wśród biednych, opuszczonych i odtrąconych na margines
świata. „Święty wyraża stan ludzkiej egzystencji oczyszczonej z tego, co ludzkości
niegodne i co nie-ludzkie.” Jakże pogodne i pełne nadziei wydają się słowa
Karola de Foucauld: „W duchu wyrzec się wszystkiego, sercem od wszystkiego się uwolnić
być ubogim duchem, wolnym od przywiązań to absolutnie nieodzowne aby być
uczniem Jezusa.”