wtorek, 15 listopada 2016

Ap 3, 1-6. 14-22

Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.

Obraz apokaliptycznego Chrystusa Zbawcy stojącego u drzwi człowieczego serca, jest najbardziej bezpośrednią i przekonującą ikoną ostatecznego triumfu miłości Boga do człowieka. Wizja świata którą rozpościera Apokalipsa, najczęściej przywołuje cały szereg tragicznych- traumatycznych skojarzeń. Przeciętnie zorientowany w egzegezie natchnionych tekstów czytelnik, zatrzyma się nad tym, co widowiskowe i budzące strach. Szukając sensacji i obracającej wszystko w proch destrukcji rzeczywistości, można zbyt łatwo pominąć pełne czułości spojrzenie Boga- który nie chce zatracać, ale zbawiać. Tak bardzo mamy utrwalone przez naszpikowaną strachem kulturę i powierzchowną teologię wyobrażenie Boga- Sędziego, iż porzucamy myśl o Jego ojcowskim, kochającym sercu. Wielu chrześcijan chciałoby w swojej gorliwości widzieć innych- mniej doskonałych (grzeszników) w czeluściach piekła, zapominając, że Ten którego wyznają jest Bogiem kołaczącym do bram  serc najbardziej zrujnowanych. Przecież Chrystus zstąpił w najgłębsze otchłanie ciemności, tylko dlatego, aby człowiek ujrzał światło nowego świata- bez znamienia śmierci, lęku, rozpaczy… Pewien prawosławny teolog napisał: „Otóż antropologia zmierza w sensie eschatologicznym do swego prawdziwego kresu, którym jest sacramentum futuri, włączenie całej ekonomii ziemskiej do Królestwa Niebieskiego”. Od momentu kiedy Bóg w Chrystusie wypowiedział zranionej przez grzech ludzkości miłość, „Raj stał się dostępny dla człowieka” (św. Grzegorz z Nyssy). Dla protestanckiego myśliciela Bartha, przyjście Chrystusa na Sąd Ostateczny, to nic innego jak radosna nowina- triumf Miłości. Zatem przyszłość jest naznaczona nadzieją na przeobrażającą wszystko siłę miłości. „Sędzia to w biblijnym świecie myśli przede wszystkim nie ten, kto jednych nagradza, a innych karze, lecz mąż, który zaprowadza porządek i naprawia to, co zniszczone. Musimy powrócić do prawdy, iż Sędzia, który jednych ustawia po lewej, a drugich po prawej, jest wszak Tym, który zamiast mnie stanął przed Bożym Sądem i zdjął ze mnie wszelkie przekleństwo. Jest Tym, który umarł na krzyżu i powstał w Wielkanoc”. W tych słowach jest ogromny potencjał nadziei, która została przygnieciona przez wielu chrześcijan poczuciem paraliżującej trwogi. Czasami mam wrażenie, że kultura- a szczególnie sztuka wyprzedziła w rozumieniu tych spraw teologię. Sztuka potrafi umiejętnie za pomocą symboli oddać nadprzyrodzoność- skąpany w blasku „dnia nowego” przyszły dom człowieka. Widać to na umieszczonym przeze mnie malowidle z bazyliki San Clemente. Zmartwychwstały Chrystus chwyta delikatnie choć stanowczo dłoń człowieka, aby go podnieść ku górze. W oczach Zbawiciela odbija się przejrzystość Królestwa Bożego. W tych oczach wypisuje się tylko współczucie i miłosierdzie. „Gdyby Bóg patrzył na zasługi, nikt by nie wszedł do Królestwa”- pisał Marek Pustelnik. On patrzy na grzeszne serce człowieka, uchylając je w miarę możliwości, pozwalając ludzkim oczom zakosztować cudu nowego stworzenia.