Ap 3, 1-6. 14-22
Oto
stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do
niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na
moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.
Obraz apokaliptycznego Chrystusa
Zbawcy stojącego u drzwi człowieczego serca, jest najbardziej bezpośrednią i
przekonującą ikoną ostatecznego triumfu miłości Boga do człowieka. Wizja
świata którą rozpościera Apokalipsa, najczęściej przywołuje cały szereg tragicznych-
traumatycznych skojarzeń. Przeciętnie zorientowany w egzegezie natchnionych
tekstów czytelnik, zatrzyma się nad tym, co widowiskowe i budzące strach.
Szukając sensacji i obracającej wszystko w proch destrukcji rzeczywistości,
można zbyt łatwo pominąć pełne czułości spojrzenie Boga- który nie chce zatracać,
ale zbawiać. Tak bardzo mamy utrwalone przez naszpikowaną strachem kulturę i
powierzchowną teologię wyobrażenie Boga- Sędziego, iż porzucamy myśl o Jego
ojcowskim, kochającym sercu. Wielu chrześcijan chciałoby w swojej gorliwości
widzieć innych- mniej doskonałych (grzeszników) w czeluściach piekła, zapominając,
że Ten którego wyznają jest Bogiem kołaczącym do bram serc najbardziej zrujnowanych. Przecież
Chrystus zstąpił w najgłębsze otchłanie ciemności, tylko dlatego, aby człowiek
ujrzał światło nowego świata- bez znamienia śmierci, lęku, rozpaczy… Pewien prawosławny
teolog napisał: „Otóż antropologia zmierza w sensie eschatologicznym do swego
prawdziwego kresu, którym jest sacramentum
futuri, włączenie całej ekonomii ziemskiej do Królestwa Niebieskiego”. Od momentu
kiedy Bóg w Chrystusie wypowiedział zranionej przez grzech ludzkości miłość, „Raj
stał się dostępny dla człowieka” (św. Grzegorz z Nyssy). Dla protestanckiego
myśliciela Bartha, przyjście Chrystusa na Sąd Ostateczny, to nic innego jak
radosna nowina- triumf Miłości. Zatem przyszłość jest naznaczona nadzieją na
przeobrażającą wszystko siłę miłości. „Sędzia to w biblijnym świecie myśli
przede wszystkim nie ten, kto jednych nagradza, a innych karze, lecz mąż, który
zaprowadza porządek i naprawia to, co zniszczone. Musimy powrócić do prawdy, iż
Sędzia, który jednych ustawia po lewej, a drugich po prawej, jest wszak Tym,
który zamiast mnie stanął przed Bożym Sądem i zdjął ze mnie wszelkie
przekleństwo. Jest Tym, który umarł na krzyżu i powstał w Wielkanoc”. W tych
słowach jest ogromny potencjał nadziei, która została przygnieciona przez wielu
chrześcijan poczuciem paraliżującej trwogi. Czasami mam wrażenie, że kultura- a
szczególnie sztuka wyprzedziła w rozumieniu tych spraw teologię. Sztuka potrafi
umiejętnie za pomocą symboli oddać nadprzyrodzoność- skąpany w blasku „dnia
nowego” przyszły dom człowieka. Widać to na umieszczonym przeze mnie malowidle z
bazyliki San Clemente. Zmartwychwstały Chrystus chwyta delikatnie choć
stanowczo dłoń człowieka, aby go podnieść ku górze. W oczach Zbawiciela odbija
się przejrzystość Królestwa Bożego. W tych oczach wypisuje się tylko współczucie i miłosierdzie. „Gdyby Bóg patrzył na zasługi, nikt by nie
wszedł do Królestwa”- pisał Marek Pustelnik. On patrzy na grzeszne serce
człowieka, uchylając je w miarę możliwości, pozwalając ludzkim oczom
zakosztować cudu nowego stworzenia.