poniedziałek, 30 października 2017

Ps 68 (67), 2 i 4. 6-7b. 20-

Pan przez wszystkie dni niech będzie błogosławiony,
Bóg, który nas dźwiga co dzień, Zbawienie nasze!
Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala,
Pan ratuje nas od śmierci.

W kontekście zbliżających się listopadowych dni, słowa psalmisty wydają się nacechowane optymizmem który zaciera poczucie lęku wobec śmierci. Zapewne wielu wcale nie myśli o przemijaniu, a na pewno o śmierci. Współczesna nauka podtrzymuje nas w przekonaniu że odchodzenie jest czymś odległym a nawet obcym, stąd nie warto sobie tym zawracać głowy. Wielu jest święcie przekonanych, że żyjemy w epoce tak wielkiego medycznego postępu iż śmierć zdaje się być oszukaną, biorąc pod uwagę wydłużenie średniej długości życia. Medialni celebryci stali się piewcami „wiecznego piękna”, witalności bez zmarszczek i skalpelowej afirmacji życia. Wszystko powinno wyglądać tak dosłownie, że może ktoś uwierzy w to zachowanie młodości. W filmie Młodość Paolo Sorrentino opowiadając o życiu z pozycji głównego bohatera- starszego kompozytora muzyki, demaskuje banalny i próżny świat elit, jakby chciał podążyć tropem starszego od siebie bliblijnego Koheleta ostatecznie wyznając: „Jest czas rodzenia i umierania...” Inny wielki reżyser Andriej Tarkowski tworząc wielkie dzieła, wskazywał na „istnienie Boga w człowieku,” nakreślając odważnie wiarę w życie nadprzyrodzone. Wracając do ludzi przekonanych o „ziemskiej nieśmiertelności” i wiary przedłużającą życie siłę pieniądza; nie wszystko można zamknąć w optymistycznych statystykach, czy socjologicznych słupkach globalizacji i przeludnienia. Na te „pozytywne” przemyślenia kładzie się cień efemeryczności ludzkiego życia. Człowiek umierający powolnie na scenie świata: zanieczyszczenie środowiska, pośpiech, nowotwory, stres... Lęk przed autentycznością jest jak wirus skracający szanse na powrót do zdrowia. Umieranie jest częścią życia, tylko głupiec nie jest wstanie tego pojąć. Chrześcijanin doskonale rozumie filozofię życia i przechodzenia. „Ciemność i mrok ludzkich dróg ustępują przed potęgą niezwyciężonej światłości, jaśniejącej na obliczu Zmartwychwstałego. Światłość ta nigdy nie wygasa w człowieku stworzonym na obraz Boży i odkupionym za cenę życia i śmierci Chrystusa”- pisał M. Bierdiajew. Człowiek nie jest samotną monadą próbującą łapczywie zasysać powietrze i wstrzymywać nieubłagany upływ czasu. Bóg wyzwala swoje umiłowane stworzenie z tego fatalistycznego poczucia lęku przed wejściem w niebyt istnienia. „Wszyscy jesteśmy, na tej ziemi wygnania, gośćmi przejazdem”- wołał św. Ambroży. Zrozumieć problem śmierci można jedynie w kontekście życia. Święty Serafin z Sarowa mówił o „radosnym umieraniu”, a każdego napotkanego człowieka pozdrawiał słowami: „Chrystus zmartwychwstał, radości moja.” Proklamował to z taką mocą, jakby śmierci odebrano władzę. Święty chodził po ziemi, ale oczami duszy kontemplował już piękno przemienionego świata w Bogu. Pozostaje nam zatem mądra wskazówka W. Rozanowa: „Żyj każdym dniem tak, jakbyś przeżywał całe swoje życie właśnie dla tego jednego dnia.”

 

niedziela, 29 października 2017


Mt 22, 34-40
 «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» On mu odpowiedział: «„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy».
Ewangelia nie jest kodeksem praw, jest całkowitym przeciwieństwem mnożenia w nieskończoność żydowskich przepisów, które mogą tłamsić i zacierać to, co najbardziej istotne- miłość. „Nie czyń drugiemu tego, co tobie nie miłe” (Hillel), to zbyt mało w przekonaniu Jezusa. Odkrywanie głębi miłości do Boga, musi promieniować jednocześnie na człowieka. Shema Israel powinno przeobrażać się w język miłości. Wyraża to apokryf Testamentu Dwunastu Patriarchów z II wieku przed Chrystusem: „Kochajcie Pana w czasie waszego życia i kochajcie jeden drugiego szczerym sercem.” Możemy zatem wnioskować, że Jezus odwołuje się do postaw wyrażonych w pismach które musieli znać słuchacze. Nowością którą odsłania jest prymat miłości nad legalizmem wyrażającym się w kumulacji przepisów. Zamiarem Mistrza z Nazaretu nie było zniesienie Prawa Mojżeszowego, lecz jego wypełnienie. Wezwanie do miłości jest nowością, rozdzierającą instytucje, cały Dekalog znajduje w niej najgłębsze uzasadnienie. Miłość nie zna granic, czy jest to miłość Boga do człowieka, czy miłość, którą człowiek ma kochać Boga. Bliźni to nie tylko ktoś znany, bliski- to również ktoś, nas irytuje- nieprzyjaciel. Miłość potrafi zmywać najcięższe grzechy i suche wąwozy serce nasycać życiem. Edyta Stein mówiła, że „dla chrześcijanina nie ma obcych ludzi. Są to zawsze bliźni, których mamy przed sobą i którzy nas najbardziej potrzebują.” Chrześcijaństwo jest religią miłości ! Może dlatego jest tak bezbronne w świecie islamskiej siły i przemocy. Bierdiajew pisał o człowieczeństwie które jest związane z miłością i współczuciem. Upatrywał w niej najdoskonalsze tworzywo przemiany świata. O.Clement twierdził, że w samej swojej istocie człowiek jest miłością: „Mamy więc zdolność wychodzenia naprzeciw drugiemu człowiekowi; i być może nasze zaufanie dotknie w drugim człowieku jego głębokiego pragnienia, by wejść w tajemnicę komunii, bo człowiek w samej swej istocie jest komunią, w samej swojej istocie człowiek jest miłością.” Miłość do człowieka jest możliwa jest tylko w Bogu. Miłość o której mówi nam Ewangelia, jest wznioślejsza niż wszelka etyka którą zrodziły tęgie umysły świata: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”(J 15,13).

sobota, 28 października 2017


Ef 2,19-22

Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.

Bez wątpienia Kościół zbudowany jest na fundamencie Apostołów- stróżów świętej tradycji i depozytariuszy Chrystusowej nauki. „Jeśli bowiem Pan Jezus Chrystus zlecił nauczanie apostołom, to zrozumiałą jest rzeczą, że nie wolno słuchać innych nauczycieli poza ustanowionymi przez Chrystusa... Tylko apostołów rozesłał celem głoszenia nauki objawionej. Czego zaś nauczali apostołowie, to znaczy, co im Chrystus objawił nie można inaczej wykazać, jak tylko za pośrednictwem Kościołów, które sami apostołowie pozakładali i w których sami nauczali bądź to żywym słowem, bądź to później pisząc listy...,” przekonywał Tertulian. Apostolskość Kościoła wyraża się nie tylko w historyczności, ale nade wszystko w pragnieniu Jezusa, aby uczniowie kontynuowali Jego dzieło- rzeczywistość sakramentalna, organizm hierarchiczno- charyzmatyczny, który zapewnia ciągłość przepowiadania prawdy o Chrystusie Zbawicielu człowieka. „Nauczanie w Chrystusie było nauczaniem Kościoła. Chrystusa nie można oddzielić od Kościoła i Kościoła nie można oddzielić od Chrystusa. Dlatego misja apostolska miała od samego początku charakter kościelny. Jej celem nie było indywidualne nawracanie, a „tworzenie ciała Chrystusa”- powie M. Afanasjew. Biskupi są następcami apostołów, a „Kościół zawiera się w biskupie,” ponieważ on ma władzę uświęcania i nauczania. „Biskup jest tym, który został powołany do prowadzenia wszystkich ochrzczonych ku jedności i autentyczności życia, drogą prowadzącą przez różnego rodzaju wydarzenia historyczne, w których ludzie wierzący przeżywają swoje chrzcielne kapłaństwo- pisał C. M. Martini- Życie biskupa odnosi się bezpośrednio do Chrystusa i jest służbą na rzecz ludzi wierzących.” Tak rozumiana służba została wspaniale wypowiedziana za pomocą sztuki. „Tak jak kościół materialny zbudowany jest z kamieni połączonych w całość, tak i Kościół duchowy składa się wielkiej liczby ludzi. Wszystkie kamienie murów obrobione i kwadratowe przedstawiają świętych, to znaczy czystych, którzy rękami Robotnika doskonałego zostali ułożeni, aby przebywać na zawsze w Kościele” (Durand de Mende).W średniowiecznych portalach najbliżej Chrystusa Nauczającego są umieszczeni apostołowie. Przekraczając bramę kościoła, każdy wierny powinien uświadomić sobie, że jest częścią pielgrzymującej wspólnoty na której czele stoją wybrani przez Boga pasterze. Apokalipsa powie, że „Mur miasta (Niebieskie Jeruzalem) miał dwanaście kamieni węgielnych, na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka” (Ap 21,14). Święty Augustyn objaśniając te słowa pytał: „Dlaczego są apostołowie bramami ? Ponieważ przez nich wchodzimy do Królestwa Bożego. Wchodząc przez nich wchodzimy przez Chrystusa, On bowiem jest bramą... Jest to sekret swoistej powszechności.”

czwartek, 26 października 2017

 Łk 12, 49-50

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.

W prorockich wizjach końca świata które można odnaleźć w księgach Starego Testamentu „Pan objawia się w ogniu” (Iz 66,15). Misternie rozbudzające wyobraźnię obrazy z wielką dbałością o szczegóły i ekspresją słowa opowiadają o Tym, którego spowija ogień płonący, a blask emanuje tak mocno że nie można wytrzymać tego natężenia żaru (Ez 1,4). Majestat Boga, „którego tron był ognistych płomieni, a jego koła płonący ogień” (Dn 7,9). Ogień który przetapia, spala żertwę, wszystko obraca w proch. Kiedy Jezus mówi enigmatycznie o ogniu, daje wyraz pragnieniu by ten żywioł wszystkich oczyścił. Ten ogień przechodzi przez mury Kościoła zapalając paschalną ufnością serca wierzących oczekujących Dnia Pańskiego. Cud świętego Ognia zstępujący w coroczną noc Paschy w bazylice Grobu Pańskiego- przenikający nieustannie wspólnotę Wieczernika, świadczy, że Pan jest obecny i powróci. Ogień obraz Bożej miłości i zapału; to nade wszystko zstępujący ponownie Duch Święty w wijących się językach ogniach, dopełniający ostatecznej metamorfozy świata. Święty Izaak Syryjczyk snuje refleksję o sądzie miłości, która pali. Miłość, która „staje się cierpieniem potępionych i radością w błogosławionych.” Pneuma- Mistagog „nowej ziemi i nowego nieba”, wyłaniającego się na horyzoncie chaosu, niewiary i zwątpienia. Dłoń Stworzyciela powtarzającego raz jeszcze akt kreacji. „Paruzja oznacza nie tylko moc wcielenia, ale także Pięćdziesiątnicy. Oznacza Chrystusa w Chwale i Chwałę w Chrystusie- objawienie Ducha Świętego w Nim, z Nim i przez Niego” (S. Bułgakow). Kosmiczna Pięćdziesiątnica, wskrzeszenie ludzkości- niczym mitycznego Feniksa odrodzonego z popiołów zniszczenia. Dzień ostateczny ma charakter szczególny; to wydarzenie zrodzenia w Ogniu. „Kościół widział to zawsze: zbawienie jest sprawą Boga- pisał J.C. Barreau- Jeden tylko Bóg zna serce ludzkie. On tylko może przebaczać tak długo póki nie nastąpi odnowa.” Pewien apokryf gnostycki wyraża niezwykle głęboko sens pragnienia Jezusa: „Kto jest blisko mnie, jest blisko ognia, a kto jest daleko ode mnie, jest daleko od królestwa.”

 

środa, 25 października 2017

Łk 12, 39-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: «To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie»...

Tajemnica przyjścia Chrystusa w momencie najmniej spodziewanym i zaskakującym świat powinna być rozpatrywana w duchu głębokiej wiary i szczerej ufności. Jesteśmy bezsilni wobec planów Boga. Jego zegar czasu w żaden sposób nie jest skonfigurowany z naszymi precyzyjnymi obliczeniami, a na pewno z towarzyszącym wielu pośpiechem. Każdego dnia chrześcijanie przybliżają się do tego momentu, choćby przez słowa odmawianej modlitwy Ojcze Nasz: „Przyjdź Królestwo Twoje” lub „Niech przyjdzie Duch Twój Święty na nas i nas oczyści.” W tym wezwaniu zawiera się pragnienie uczestniczenia w pełni czasu, metamorfozie historii i zanurzonego w niej człowieka- zdumiewającej bliskości Boga. „Ażeby z całych sił pragnąć końca- pisał S. Bułgakow- trzeba mieć o nim żywą zapowiedź, jego pierwsze promienie powinny rozbłysnąć w świecie. Pan w wigilię swoich cierpień przeistoczył się przed swoimi uczniami, objawił im swoją chwałę. I ów promień Przeistoczenia, owo światło Taboru nie zgasło, szuka go i tęskni za nim całe stworzenie, i to wołanie o Przeistoczenie jest coraz wyraźniej słyszalne w świecie.” Bez wątpienia żyjemy w czasie eschatologicznym; filozoficzne refleksje wydobywające się w bólach z kokonu racjonalnej i oświeceniowej pogardy dla Nieba, poddane zostają dotknięciu łaski- konfrontacji z Prawdą. Ten, który się włamie niespodziewanie w nocy, będzie złodziejem przychodzącym po naszą miłość. Rozprawianie o wieczności staje się zatem czasem przygotowania- metafizyką piękna ostatecznego, mnóstwem pytań z którymi trzeba się odważnie zmierzyć, głębi serca które jest wstanie jedynie poczuć bliskość i kroki ho Erchomenos i Filantropos. Czas tęsknoty za Oblubieńcem opóźniającym moment nadejścia jest lekcją mądrej pokory, otwartych oczu serca, świadomości że wraz z nadejściem siostry śmierci nastanie chwila przebudzenia i „zobaczenia jeszcze większych rzeczy”(J 1,50)- własnego mistike anastasis. Paruzja rozpoczyna się w duszach świętych- tu i teraz. „Dla tych, którzy stali się dziećmi światłości i synami nadchodzącego dnia- powie św. Symeon Nowy Teolog- dla tych, którzy zawsze chodzą w światłości, nigdy nie nadejdzie Dzień Pański, bowiem już są z Bogiem i w Bogu.”

wtorek, 24 października 2017


Łk 12, 35-38

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie».

Lektura tekstów Nowego Testamentu roztacza przez wieki w zbiorowej świadomości chrześcijan konieczność czuwania i przygotowania się na przyjście Chrystusa. Teologiczna refleksja Kościoła nigdy nie ostygła w intensywnej medytacji o eschata- rzeczach będących jeszcze przed nami. „Są dwa główne mity, które mogą dynamizować życie narodów- mit o pochodzeniu i mit o końcu”- pisał przeniknięty finalną perspektywa dziejów Bierdiajew. Chrześcijanie do dzisiaj próbują ogarnąć wyobraźnią jak będzie wyglądał ów dzień, który zainauguruje Paruzję. Decydująca o wszystkim chwila dla której trzeba będzie podtrzymać światło wiary i być w gotowości na natychmiastowe wyskoczenia z łóżka. Być może dla wielu ludzi oczekiwanie wiąże się z jakimś poczuciem napięcia, duchowego poruszenia, dusznością a nawet lękiem. Sztuka zrodziła wiele obrazów które mogą napawać strachem i opowiadać o możliwości wiecznej separacji od Boga. Wyobraźnia może podsuwać tak wiele obrazów kresu świata i nadejścia Chrystusa, że można to przybierać prawie filmową formę science- fiction. Zmagamy się z tymi rzeczywistościami ponieważ ludzka refleksja nie jest wstanie zgłębić głębokości i szerokości spraw, które są zawarte w Bogu. Przepowiadanie Apokalipsy i przeszywające wnętrze słowa Chrystusa trzeba traktować jako warunkowe, ostrzegające, wzywające do podjęcia pracy nad własnym życiem. Fiodorow twierdził, że bierne oczekiwanie straszliwego końca nie jest godne człowieka. Być może dlatego liturgia bizantyjska tak mocno akcentuje wymiar „wiecznej pamięci.” Pamięć o końcu pozwala wypatrywać w nadziei początku Dnia Nowego, w której wieczność Boga spotka się z odmierzoną przez zegary świata egzystencją człowieka. „Pan ukrył przed nami tę chwilę, aby każdy z nas czuwał i nie wykluczał że może to nastąpić jeszcze za jego życia- powie św. Efrem Syryjczyk- Dzięki czemu stale Go wyczekują wszystkie pokolenia i wieki.” Stąd przeżywana przez nas przyszłość jest częścią teraźniejszości- życia przebóstwionego- wychylonego ku Bogu. Człowiek już teraz uczestniczy w wieczności- „Królestwo jest pośród was.” Znamy historię wielu świętych którzy chodząc po ziemi, już widzieli i dotykali śladów nieba. Perski mistyk Babie Kuhi z Shiraz fascynująco opowiadał o świecie przemienionym przez doświadczenie Boga: „Otworzyłem oczy i oto blask Jego oblicza wokół mnie, we wszystkim co dostrzegły moje oczy widziałem tylko Boga.”

poniedziałek, 23 października 2017


Rz 4, 20-25

Bracia: Abraham nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się umocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał. Dlatego też policzono mu to za sprawiedliwość. A to, że policzono mu, zostało napisane nie ze względu na niego samego, ale i ze względu na nas, jako że będzie policzone i nam, którzy wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego. On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia

Mądrość Talmudu powiada, że „Bóg szuka serca.” Skoro święty Paweł odwołuje się do autorytetu patriarchy Abrahama (bejt-aw), to znaczy że w tym człowieku Bóg musiał ujrzeć głębokie ojcowskie serce- pełne żaru. Nie będziemy rekonstruowali prehistorii biblijnej, aby zobaczyć postać nomady, który usłyszał słowo: Wyjdź ! Można sięgnąć do licznej literatury poświęconej tej postaci. Ważna jest determinacja i splot motywów podprowadzających do przeżycia „tu i teraz” wiary ufnej i głębokiej, w której nie brak elementu ryzyka i niepewności. Dzięki bezgranicznemu zawierzeniu i natychmiastowej odpowiedzi, Abraham stał się Przyjacielem Boga- El Chalil, tak do dzisiaj określają go pobożni muzułmańscy fallahowie. W Starcu- bo zapewne miał osiemdziesiąt lat, Bóg odnalazł interlokutora wiary. „Starzec o szarych błyszczących i cierpliwych oczach poszukujących odpowiedzi”- tak scharakteryzował człowieka habiru W. Wangerin. Pewnego dnia, gdy Abraham siedział przed wejściem do namiotu, odwiedził go Pan, ukryty pod postacią trzech wędrowców. Nie mógł on wiedzieć, że mężowie ci symbolizują Boga, postępuje jednak zgodnie z tradycją Beduinów i nakazuje podać im pożywienie i wodą. Przynagla Sarę, by zrobiła natychmiast podpłomyki i przyniosła twaróg. Później każde zabić i przyrządzić ciele „tłuste i piękne,” by należycie ugościć nieznajomych. Dopiero później Bóg wyjawi mu cel swojej wizyty. Zdumiewa mnie otwartość Abrahama, wielkoduszność i spontaniczność... „Do prawdziwej ufności w Bogu należy świadomość, że Boży wzrok przenika wszystko, że choćbyśmy chcieli nie możemy przed nim ujść- pisał D. Hildebrand. Chrześcijanie mogą wyczytać z tej barwnej postaci tak wiele budujących treści. „Kto zamyśli się nad wiarą Abrahama- pisał W. Hryniewicz- odkryje, iż ma ona charakter złożony i wielokształtny. Jest to wiara wypróbowana w długim doświadczeniu życiowym. Jest w niej miejsce na powątpiewanie i przebiegłość, na lęk i ryzyko, na posłuszeństwo bez słowa sprzeciwu i targowanie się z Bogiem. Jest w niej czas zarówno na pokorne składanie Mu ofiar, jak i na śmiałe pertraktacje w sprawie ocalenia niewinnych ludzi.” Chrześcijanin odkrywając w sobie tak głębokie pokłady wiary, jest wstanie zrozumieć nie tylko zamysł Boga, ale z Chrystusem przejść przez śmierć ku nowemu życiu. Duchowa polaryzacja. To zrozumiał doskonale Paweł przewrócony pod Damaszkiem- miał swoją duchową wędrówkę przez ciemność ku światłu. „Głębokie życie wewnętrzne, którego doświadcza człowiek pod ożywczym działaniem Ducha Jezusa Chrystusa..., postępując w zjednoczeniu, stopniowo upodobniając się do Chrystusa i przemieniając się w Niego” (J. Ariento). W przestrzeń wiary trzeba wejść z wolnością w sercu. Wejść..., uwierzyć i żyć !

niedziela, 22 października 2017

Mt 22, 15-21

Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie... Powiedz nam więc, jak ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?» Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: «Czemu wystawiacie Mnie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową!» Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i napis?» Odpowiedzieli: «Cezara». Wówczas rzekł do nich: «Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga».

W historii wielokrotnie w wyniku różnych przeobrażeń społecznych i politycznych przywoływane były słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii. Wyprowadzano zręczną argumentację odwołując się do Ewangelii, szczególnie w okresie nowożytnym, konstruując doktrynę o rozdziale dwóch władz – religijnej i świeckiej. W gruncie rzeczy cała późniejsza interpretacyjna otoczka, trochę manipulowała słowami postawionego przed kolejną próbą Chrystusa, który i tak próbował ostatecznie zwrócić uwagę na sprawy duchowe, niż na rozwiązywanie zapętlonych relacji Żydzi a Rzymianie. „Zafałszowalibyśmy myśl Jezusa, gdybyśmy zobaczyli, że to, co jesteśmy winni cezarowi, znajduje się na tej samej płaszczyźnie, co nasze obowiązki wobec Boga, i że ma tę samą absolutną wartość... To, co ziemskie, musi być traktowane zgodnie ze swoją wartością. Trzeba jednak pamiętać, że to, co istotne, jest gdzie indziej i polega na wierności wobec Ojca Niebieskiego” (A. Loisy). Mistrzowi chodzi o sprawiedliwość społeczną, ludzką uczciwość. Udzielona odpowiedź jest refleksją o właściwym balansowaniem pomiędzy tym, co cesarskie a boskie. Na monecie wszyscy dostrzegają wizerunek cezara. A czy w wyniku tej słownej kotłowaniny- kontestacji władzy okupanta, potrafią dostrzec o wiele ważniejszy wizerunek- obraz Boga ? W naszym świecie jest tylu ludzi histerycznie zajętych wygarnianiem sobie pieniędzy z portfeli i kont bankowych; kolekcjonowaniem „bożków szczęśliwości”, że zapomnieli o twarzy Boga odbijającej się na ludzkich obliczach. „Tym, co trzeba oddać Bogu, jest Jego odciśnięty w człowieku obraz, który zawsze narażony jest na różnego rodzaju zamachy.” Gromadząc chciwie denary, zbyt szybko zapominamy o największych bogactwach- żyjących obok ludziach (braciach i siostrach) w których odzwierciedla się najwspanialszy pomysł Boga. Człowiek został stworzony betsalemenu kidemoutenu- na obraz i podobieństwo. Jest najcenniejszą odbitką Piękna. Miłość w człowieku powinna silniej działać, niż oglądany w dłoniach pieniądz.

sobota, 21 października 2017

Łk 12, 8-12

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych....

Dać świadectwo wiary ! To nieustanne pragnienie Kościoła, aby mieć odwagę wybrać Chrystusa i przepowiadać Ewangelię. Ojcowie Kościoła upominali wiernych, żeby „przez daremne wyobrażenia ani trochę nie skazili pamięci o cudach Bożych.” Przez tyle wieków historii chrześcijanie przypominali, że Bóg, który stał się człowiekiem jest obecny w każdym człowieku. Wiara w Chrystusa, w tajemnicę Jego życia, śmierci i zmartwychwstania jest fundamentem chrześcijańskiego bycia w sercu świata. To wyznanie heroldowie prawdy pieczętowali niejednokrotnie własnym życiem. Świadectwo życia jak mawiał Ricoeur, zawsze pozostawia jakąś przestrzeń do interpretacji- głębszej refleksji w „przypadkowo” spotkanym przez nas człowieku. W każdym człowieku istnieje taka przestrzeń oczekiwania na bycie wypełnionym Bogiem. Dzisiejszemu światu potrzeba transparentnych ludzi, przez których będzie możliwe zobaczenie przemienionego oblicza Chrystusa. Nie wystarczą już słowa- choćby najpiękniejsze, potrzebny jest człowiek z całym bagażem doświadczeń i drobnych gestów które niczym spoiwo murarskie łączą ze sobą elementy rozedrganego świata. Człowiek-zanurzony w egzystencji a zarazem przekraczający ją w szalonej wędrówce ku świętości. „Jeśli naprawdę chcesz zrozumieć człowieka, nie słuchaj tylko tego, co mówi, ale obserwuj co robi”- mówił M. Blondel. Wygadanych terapeutów naszej rzeczywistości jest na pęczki, a tak mało jest ludzi czynu- przenoszących góry i promieniujących pozbawioną rachunku miłością. „Właśnie w tej przejrzystej radości bezinteresownego miłowania, które ofiarowuje się bez reszty i bez zastrzeżeń, kryje się zbawienie świata, a wezwanie nabiera nowego wydźwięku” (P. Evdokimov). Tylko człowiek prawdziwie zanurzony w miłości Boga, ma najwięcej do powiedzenia światu. Tak właściwie nie musi mówić zbyt wiele mówić... Spojrzenie, prostota gestów, dobroć serca i czas poświęcony drugiemu człowiekowi stanie się najlepszym sposobem na przezwyciężenie w świecie poczucia bezsensu i pustki, niewiary. Często powracam do przemyśleń pewnego kapłana który był moim przyjacielem. W jego słowach zawierał się żar wyznawcy rozumiejącego doskonale kondycję człowieka i świata: „Bądź chlebem- aby każdy odszedł od ciebie nasycony. Bądź światłem Chrystusa- aby każdy odszedł od ciebie oświecony. Bądź mądry, mądrością Krzyża- aby każdy odszedł od ciebie wypełniony mądrością Krzyża.”

środa, 18 października 2017


2 Tm 4,17

Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody posłyszały.

Dla chrześcijan głoszenie Ewangelii winno być chlebem codziennym- liturgią dnia, zwiastowaniem światu Bożego przesłania. Chyba nie trzeba nikogo o tym przekonywać, że słowo głoszone z mocą i wewnętrzną uległością wobec natchnienia, posiada moc przemieniania ludzkich serc. W tym Słowie zawiera się pełny obraz działającego Chrystusa, rozpoznanego i przyjmowanego. Ewangelie najpiękniej rysują nam portret Chrystusa przyjaciela człowieka. J. P. Roux pisał: „Bez Jezusa (którego odsłania Ewangelia i przepowiada nieustannie Kościół) nie mielibyśmy Madonn Rafaela, Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci, ołtarza z Isenheim, Piety Michała Anioła; nie mielibyśmy też legendy o Graalu, a Boska komedia nie byłaby tym, czym jest. Nie moglibyśmy słuchać kantat Bacha, Mszy koronacyjnej Mozarta, Ody do świętej Cecylii Purcella, Requiem Berlioza ani śpiewu gregoriańskiego w opactwach benedyktyńskich. Ponad dachami miast i wsi nie wznosiłyby się wieże kościołów, nie zaskakiwałyby nas i wylotu wąskich uliczek portale kościołów z królujących w tympanonie Chrystusem, nigdy nie powstałyby wspaniałe kopuły kościołów Florencji, Wenecji, św. Piotra w Rzymie czy Hagia Sophia w Konstantynopolu, nie oglądalibyśmy pięknego Boga w Amiens ani witraży w katedrze w Chartres, ani strzelistych iglic gotyckich katedr...” Ewangelia przepowiadana i poruszająca serca społeczności oraz jednostek  przez wieki zapładniała kulturę, czyniąc świat nasyconym Bogiem i pięknem od Niego emanującym- na wskroś nasycającym obficie barwną paletą wartości rzeczywistość. To posłyszenie i utrwalanie Słów Życia wgryzło się w ciało ludzkiej historii, otwierając przestrzeń i czas na wieczność Boga. „Apostołowie i pozostali uczniowie- powie H. Balthasar- otrzymują polecenie głoszenia światu dzieła Bożego, które dokonało się na Krzyżu i w Zmartwychwstaniu. Ta Radosna Nowina jest z punktu widzenia struktury czymś zupełnie innym niż rozpowszechnianiem nauki. Jest ogłaszaniem tego, co zostało uczynione, ogłaszaniem faktu.” Prośmy Pana każdego dnia; będąc w drodze, aby przez nas dokonało się głoszenie Ewangelii. Niech na naszych ustach rozbrzmiewa radosna wieść, a serce niech płonie miłością do świata. Chrześcijanin głoszący Dobrą Nowinę jest częścią Kościoła, który podąża drogą przebóstwienia.

wtorek, 17 października 2017

Rz 1, 16-25

Bracia: Ja nie wstydzę się Ewangelii, jest bowiem ona mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka. W niej bowiem objawia się sprawiedliwość Boża, która od wiary wychodzi i ku wierze prowadzi, jak jest napisane: «A sprawiedliwy żyć będzie dzięki wierze».

„Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby stać się czystym chlebem Chrystusa”- tak pisał w swoim ostatnim i niezwykle osobistym Liście do Rzymian św. Ignacy z Antochii patron dzisiejszego dnia. Jedno z ziaren umęczonego Kościoła; wrzucone w glebę starożytnego świata. Męczeństwo bo o nim chcę przypomnieć moim czytelnikom, przez całe wieki chrześcijaństwa było posiewem twórczego dynamizmu, entuzjazmu i odwagi wiary detonującej w posadach perfidię zmieniających się rządów oraz systemów politycznych podejmujących walkę z Bogiem i jego wyznawcami. Od charyzmatycznego wyklucia się Kościoła, żaden z jego wyznawców w jakichkolwiek zmieniających się kontekstach nie mógł czuć się bezpiecznie. Zachowane do dzisiaj akta męczenników- stenogramy przesłuchań i zapierające dech w piersiach opisy prześladowań rzucają światło na męczeństwo, jako największy akt heroizmu wiary i normę życia chrześcijańskiego. Według Apokalipsy, która jest w całości poświęcona chwale tych, którzy „opłakali swe szaty i w krwi Baranka je wybielili,” męczeństwo jawi się jako maksimum świętości. „Dlatego są przed tronem Boga i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy” (Ap 7,14-15). Męczeństwo zatem jawiło się w przekonaniu wierzących jako bezpośrednia droga do Raju, a doczesne szczątki męczennika stają się przedmiotem kultu- namacalnym świadectwem utożsamienia z Chrystusem składającym siebie w ofierze „za życie świata.” Na ich grobach będzie od tej pory celebrowana Eucharystia, partykuły ich ciał będą umieszczane w sercu ołtarza, a w miejscu ich pochówków powstaną wspaniałe bazyliki i konfesje, stanowiące rozpostarte niebo nad tymi, którzy zostali opieczętowani ranami miłości. „Chrześcijański męczennik nie jest bohaterem- pisał o. A. Schmemann- a świadkiem: przez przyjęcie cierpień i śmierci głosi, że królestwo śmierci skończyło się, że życie triumfuje; umiera nie za Chrystusa a z Chrystusem i wtedy z Nim otrzymuje życie, które zajaśniało z grobu. Kościół wynosi męczeństwo tak wysoko właśnie dlatego, że ono dla niego jest potwierdzeniem głównego punktu wiary: zmartwychwstania Chrystusa, zwycięstwa nad śmiercią.” Męczeństwo jest również bezpośrednią walką z demonem próbującym przeciwstawiać świat przeciw Kościołowi. Hermas pisze, iż „ci, którzy walczyli z diabłem i zwyciężyli go, zostali uwiecznieni, ponieśli bowiem śmierć dla Prawa.” Dlatego wczesnochrześcijańskie dekoracje mozaikowe będą pokazywały męczenników jako radosne korowody mężczyzn i kobiet wymachujących w rytm niebiańskiej muzyki oliwkowymi lub świeżymi gałązkami palm. Ale męczeństwo nie buduje Kościoła jedynie poprzez wymiar świadectwa, posiada przede wszystkim wartość zbawczą- przeobrażającą dzieje świata i konkretnych osób. To pełnia miłości, która staje się w oczach historii doskonałością ponad wszelką miarę. „Nie ma innego sposobu poznania Boga jak przez życie w Nim” (św. Symeon Nowy Teolog). Poznanie Go w agonii Krzyża i świetle wielkanocnego poranka, „przydając Kościołowi na każdy dzień tych, którzy mieli być zbawieni” (Dz 2,47). Jeżeli według Orygenesa- mówił jeden ze współczesnych teologów- Kościół jest „pełen Trójcy”, to od czasu zesłania Ducha jest pełen świętych- męczenników. Również dzisiaj męczeństwo staje się charakterystyczną cechą Kościoła; co kilka minut umiera gdzieś w różnym zakątku świata ktoś, kto był zanurzony w wodach chrztu i wybrał Chrystusa na swojego Pana i Zbawiciela; stając się przeobfitym kielichem łaski.

 

poniedziałek, 16 października 2017


Łk 11, 29-32

Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia....  

Znak Jonasza- to zapowiedź znaku ocalonego i odkupionego człowieka, dokonanego poprzez zmartwychwstanie Chrystusa.  Transcendentna rzeczywistość, w której Bogoczłowiek zstępuje do infernalnej otchłani i wyprowadza z paszczy Lewiatana pierwszych rodziców, a wraz z nimi czekającą na światło Paschy ludzkość. Święty Jan Chryzostom wyjaśniał, że z chwilą przybycia Jezusa Otchłań stała się prawdziwym rajem, gdyż tam, gdzie jest Jezus, jest niebo. Chrystus jest zatem zwycięskim Jonaszem wdzierającym się w świat mroczny, pozbawiony nadziei, wyrywając ze szponów zła ludzkość opłakującą własne grzechy. Justyn Męczennik pisał: „Wspomniał Pan Bóg święty Izrael, zmarłych swoich, którzy spoczywają w ziemi grobowca, zstąpił do nich, by im zwiastować dobrą nowinę swego zbawienia.” Mamy tu obraz zbawienia, którego wyraźny ślad odnajdujemy w barwnej ikonografii i tekstach liturgicznych Kościoła. „Zstąpiłeś w otchłań ziemi, skruszyłeś wieczne wrota i uwięzionych tam, Chryste, uwolniłeś, i po trzech dniach, jak prorok Jonasz z wnętrza ryby, wyszedłeś z grobu.” Uspieński, komentując ikonę Anastasis, mówił, że ciemność otchłani została wypełniona światłem promieni Bożej chwały Tego, który zstąpił tam będąc Bogoczłowiekiem. Jest to światło uobecnionego już zmartwychwstania, a sam Zbawiciel triumfalnie stąpa po dwóch skrzydłach wrót otchłani, które wyważył siłą miłości do człowieka. Ten ewangeliczny obraz zbawienia wtopiony w chrześcijański Symbol Wiary, skłania do bezpośredniego pytania od którego nie może uchylić się człowiek wiary. Gdzie jest ten Zmartwychwstały, jak można Go znaleźć, aby zjednoczyć się z Nim w całej pełni ? Chrystus jest wszędzie, porusza się na przodzie radosnego orszaku odkupionych, naznaczając naszą historię i czyniąc ją świętem nowego dnia. Jest to Człowiek- Maksimum, jak mówił Nicolas de Cuise, wyciągający ku nam swą dłoń.

niedziela, 15 października 2017

Mt 22, 1-10

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli... Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami.

Jezus nie posługuje się w przypowieści abstrakcyjnym rozumowaniem zamkniętym w jakimś filozoficznym kluczu; słuchacze bez względu na status społeczny czy wykształcenie potrafili bez większego problemu uchwycić sens owych obrazów, które wypisywały się w pamięci. Wielu słuchających pewnie zachodziło w głowę, jak można nie przyjść na darmowe przyjęcie przygotowane przez króla. Przecież wszystko było pieczołowicie przygotowane, a tu taki afront ze strony zaproszonych gości. Jeszcze bardziej ujmujący jest fakt, że po odmowie ze strony pierwszych gości, zaproszenie zostaje rozciągnięte do wszystkich bez wyjątku. Miał rację rosyjski pisarz Turgieniem, myśląc o człowieku: „Należałoby tak ułożyć życie, żeby każda chwila miała jakiś sens.” Odkrywanie tego sensu, jest pewnym etapem do odkrywania planu Boga, akceptacji Jego troski i miłości. Powszechność tego zaproszenia jest pewnym teologicznym smaczkiem- komentowanym przez teologów w perspektywie futurystyczno-eschatologicznej. Bóg ma wielki gest, choć znajdują się i tacy którym jest to obojętne; zatrważająca postawa. Osobiście odkrywam w tej scenie ogromny optymizm przeniknięty nadzieją i pokojem. „Zaproszenie jest znakiem życzliwości i łaskawości zapraszającego- pisał W. Hryniewicz- Z przypowieści przebija apel o nawrócenie, ale wyrażony przede wszystkim w formie zaproszenia... Wiąże się z nią ryzyko pozostania na zewnątrz czegoś ważnego, a więc znalezienia się w niekorzystnej sytuacji, czego później będzie można żałować. Uczta z przypowieści jest symbolem uczty eschatologicznej. Nikt nie może wejść do królestwa Bożego bez zaproszenia... Wszyscy otrzymują zaproszenie i łaskę uczestnictwa w życiu Boga.” Człowiek zatem staje przed koniecznością dokonania wyboru i możliwością zaistnienia również reperkusji. „Podobnie jak długo trzeba było czekać, a by ziemia była wstanie przyjąć Chrystusa, tak samo długo trzeba będzie oczekiwać i oczekiwanie to wciąż trwa, aby uznano Go za tego, kim jest, i przyjęto zbawienie, które przynosi”- twierdził G. Lafont. Przyjąć zbawienie, wejść na Ucztę z opromienioną twarzą człowieka odkupionego, ostatecznie wyzwolonego, spowitego triumfem Chrystusowego Zmartwychwstania. Ostateczny finał dziejów jest świętem radości przemienionego Kościoła- biesiadą przygotowaną dla tych, którzy powiedzieli tak Miłości. Ojciec Sergiusz Bułgakow, napisał że „eschatologia może, i powinna mieć, świetlaną postać ukierunkowaną ku Chrystusowi Nadchodzącemu. W miarę naszego poruszania się w historii, idziemy na Jego spotkanie, a promienie jaśniejące z Jego Powtórnego Przyjścia na świat stają się odczuwalne.” Bramy Królestwa są na oścież otwarte przed człowiekiem, a spojrzenie Boga nigdy nie traci z horyzontu wachającego się w swoich decyzjach człowieka. „Przyjdźcie i zobaczcie jak dobry jest Pan !”

czwartek, 12 października 2017


Czy sztuka potrafi wyrażać jeszcze tęsknotę człowieka za Bogiem ? Prowokacyjne pytanie które powraca równie intensywnie, co działania które dokonują się obrębie twórczości człowieka i płodności kultury. W średniowieczu człowiek tworzył dzieła dla Boga. W renesansie dla człowieka. XIX wiek stworzył „sztukę dla sztuki”, a nasza współczesność zdaje się być ta rozbudzoną w szybkich eksperymentach po omacku, że nie wiele ma już do powiedzenia. Nie uważam tak drastycznie żeby dzisiejsza sztuka rozminęła się z sacrum; jest bardziej zaspana, ambiwalentna i niejasna w swoich „projekcjach.” Żyjemy po „końcu sztuki”- posługując się językiem Kuspita, który zatrząsł w posadach postmodernistyczną wolnością artysty i jego banalnych wytworów  nie mieszczących się w panteonie sztuki wielkiej, wzniosłej, elitarnej, fundowanej na idei dobra, prawdy, piękna. Słowo „pauperyzacja” oddaje coś z lekkostrawnej kultury naszego dzisiaj i jutro; krótkoterminowość, migotliwe doznania, emocjonalne rozchwiania, ekshibicjonizm, gwałtowny szturm erosa nad agape. Jak nie potrafimy wyłowić o co chodzi w sztuce, to posługujemy się zręcznym wytrychem- nowoczesność.  Najczęściej zręczną metodą jest wywołanie szoku i pozostawienie widza w rozchwianiu posuniętym do granic absurdu. „Nie ma już sztuki, jest postsztuka- pisała pewna redaktorka, polemizując z poczciwym Kuspitem- Zamiast w zaciszu pracowni artyści taplają się w brudach ulicy, zamiast inwencji twórczej towarzyszy im zobojętnienie, a do tego pustka, jałowość, nihilizm, patologia, depresja... A przecież zadanie artysty to przemieniać szumowiny dnia codziennego w złoto sztuki pięknej.” Po tej diagnozie konkludowała, że w sztuce wszystko wolno- w końcu żyjemy w postmodernie Duhampa, dla którego pisuar stał się kondensacją tego, co nowe i rewolucyjne.  Może trzeba wznieść się o stopień wyżej- jak pisał Paul Klee- żeby uchwycić w tym jakąś tajemnicę. Ja jej przynajmniej nie dostrzegam. „Dawniej rzeczy zadawały pytania, jakby w oczekiwaniu, że artysta dzięki swojemu twórczemu spojrzeniu udzieli odpowiedzi, powołując je do istnienia, przywracając im pierwotną niewinność, pozwalając im wrócić do siebie, do prostoduszności i szczerości. Artysta nowoczesny, za nim spojrzy na świat, zadaje pytania swojej duszy i nadaje rzeczom własną dezintegrującą wizję, staje się wspólnikiem dawnego buntu, który przede wszystkim pragnie się wyzwolić z wszelkiego Sensu i jakiejkolwiek zasady. Taki powrót do stanu pierwotnego chaosu unicestwia nasze trwanie w czasie, zubaża byt aż po nędzę nicości” (P. Evdokimov). Czasami na siłę próbuję doszukać się czegoś transcendentnego w malarstwie, jakieś przekątnej jak u Malewicza, przechodzącej przez środek obrazu  i prowadzącej oko ku idealnemu znaku odpowiadającego Absolutowi. Nie jest moim zamiarem wylewać pomyje na sztukę naszego „dzisiaj” która jak mniemam nieświadomie ciąży bardziej w stronę nihilizmu, pustki i materii. „Sztuka świata pogańskiego mówi nie o tęsknocie za pięknym światem innym, a osiągnięciu piękna w tym świecie, pod zamkniętą kopułą niebios” (M. Bierdiajew). Taka sztuka obywa się bez pytań o sens bytu, egzystencji, możliwej metamorfozy świata, Kant nazywał to „celowością bez celu.” Zgadzam się w pełni z H. G. Gadamerem, że sztuka jest wypadkową jakieś ludzkiej izolacji i braku otwartości na przeżywanie czegoś w rodzaju święta. Sztuka dawna niosła przesłanie święta, potrafiła w napełnionych niekiedy mrokami historii roztaczać nadzieję, podnoszącą ludzi wyżej. W sztuce musi się zawierać „świętowanie świata”- chrześcijaństwo może to określić jako optymizm egzystencjalny zakotwiczony ostatecznie w wiecznym „niech się stanie” Boga . Nasze dzisiaj powinno zamykać się w przemienionym jutrze, a kultura o tym chce opowiedzieć; zaholowała się w płytkich doznaniach i pustych obietnicach.  Akt artysty powinien przełamywać ciężar świata spowitego grzechem i bezradnością. „Dlatego prawdziwe dzieło sztuki- mówił o. S. Bułgakow- nie może pozostawać zamknięte w sobie samym, dzięki swej aktywności wzywa ono do życia w pięknie i jest proroczym świadectwem. I właśnie dlatego również sama sztuka nie jest bynajmniej samowystarczalna, jest jedynie drogą prowadzącą do piękna.” Ostatecznie znajduje swoje spełnienie w Bogu- najdoskonalszym pięknie. Droga przebóstwienia jest więc drogą ku pięknu. Znać świat w jego prawdzie i pięknie oznacza znać jego przemieniającą zasadę, to znaczy Chrystusa, który jest „duchowym centrum świata” i zasadą „przemiany materii w ducha, życia cielesnego w życie Boże.”

 

środa, 11 października 2017


Łk 11, 1-4

Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów». A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».

Architektura modlitwy Ojcze nasz jest niezwykle interesująca i zdaje się nie być przypadkowym zestawieniem próśb przekazanych przez Chrystusa. Kościół przyjął wersję Mateusza, która jest pełniejsza. Święty Łukasz opuszcza trzecie wezwanie- przyjdź Królestwo Twoje- oraz część ostatniego: zbaw nas od złego. Tekst ten wydaje się nie pełny: modlitwa według św. Mateusza obejmuje inwokację i sześć próśb w dwóch grupach- tworząc swoisty szkielet, „a więc siedem wersetów, co nie tylko jest zgodne z metryką semicką i wprowadza doskonałą symetrię- trzy życzenia dotyczące Boga w odniesieniu do ludzi i trzy prośby modlących się- lecz przede wszystkim stanowi kosmiczną całość opartą na wartości cyfry siedem.” Jest w tym jakiś subtelny porządek i duchowy zamysł ogarniający całą rzeczywistość człowieka włączoną w nurt modlitwy. Modlitwa którą pozostawia Nauczyciel jako odpowiedź na być może naiwne pytanie kogoś z zewnątrz, wskazuje na intymny dialog- rozmowę dziecka z Ojcem. Wchodzimy w głębię modlitwy w takim momencie, kiedy zamiast myśleć o Bogu odległym, niedostępnym, stajemy pełni małości i bezgranicznego zaufania naprzeciw Taty. „Ojcze nasz, która wyrasta z Jezusowego westchnienia Abba, boska Mądrość złączyła w jedno to, co boskie z tym, co ludzkie. Sama formuła jest mostem, bramą, pośredniczką. Niezwykłe bogactwo ukryte w tej modlitwie na przestrzeni wieków zostało w sposób zadziwiający rozwinięte przez modlitwę Kościoła. Umysł zdumiewa się, gdy dostrzega, jak ów krótki tekst wędrował w czasie i przestrzeni, stając się na natchnieniem dla ludzi w różnych sytuacjach i kulturach”(M. Bielawski). Chyba nie ma takiego chrześcijanina który nie potrafiłby w sposób spontaniczny odmówić tej modlitwy; ona wyryła się w sercu niczym najpiękniejsza sentencja utrwalona w bloku kamienia. Abba zawsze rozmiękcza serce Kościoła, kiedy staje się być ciasny, hermetyczny, opróżniony z wrażliwego i pełnego miłości spojrzenia na człowieka. „Dlaczego mówimy Modlitwę Pańską, nim przyjmiemy Ciało i Krew Chrystusa- pytał w jednym z kazań św. Augustyn- Bo jeżeli w skutek ludzkiej słabości myśl nasza skierowała się ku temu, co niewłaściwe, jeżeli język nasz wypowiedział coś, czego wypowiedzieć nie należało, jeśli oko nasze spojrzało na coś, na co nie wypadało spojrzeć, jeśli ucho nasze usłyszało pochlebstwo, którego nie powinno słyszeć, jeżeli więc coś takiego popełniliśmy dzięki pokusie tego świata, i ze słabości życia ludzkiego, to wszystko to zostaje zmazane przez Modlitwę Pańską, w której mówimy: „I odpuść nam nasze winy.”

wtorek, 10 października 2017

Łk 10, 38-42

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».

Fides et auditu- wiara rodzi się ze słuchania, stwierdza św. Paweł (Rz 10,17). Słuchać- to wcale nie znaczy usłyszeć. To smutne jak wielu chrześcijan siedzi latami w kościelnych ławach i nie słyszą Ewangelii; nie poddają się jej mocy, przeobrażającemu od środka fermentowi. Nie lubiany przeze mnie Luter powiedział jedną mądrą myśl, wartą zacytowania: „Bóg nie potrzebuje nóg ani rąk, ani żadnego innego organu. Potrzebne są Mu tylko nasze uszy.” To takie typowo protestanckie sformułowanie zasklepione w sola scriptura. Osobiście uważam, że wzrok jest również ważny co słuch. Maria z Ewangelii chciała i potrafiła słuchać; Kościół odczytał w Niej swoją kontemplacyjną rolę. Ktoś pięknie napisał: „Nie idziemy na modlitwę dla siebie, lecz żeby adorować Miłość.” Maria uczy nas kontemplacji- kobiecej i pełnej subtelności pokory bycia naprzeciw Boga. Kontemplować to tyle, co patrzeć z uwagą, zadziwieniem, zachwytem, pozostawić na boku sprawy które się wokół nas dzieją. „Bóg raduje się nieustanną odnową radości człowieka, w której sam znajduje odpoczniecie... Chrześcijaństwo objawiło bowiem prawdę, że człowiek zdolny jest posiadać w sobie, i to w sposób świadomy, nieskończoność Boga oraz zgłębiać przez całą wieczność tę nieskończoność w niekończącym się poznawaniu” (D. Staniloae). Świat się nie zawali jeśli usiądziemy blisko Jezusa. Wejść w przestrzeń spotkania... Miał rację św. Jan od Krzyża mówiąc, że „kontemplacja nie jest to co innego, jak tylko tajemne, spokojne i miłosne udzielanie się Boga. Jeśli się jej da miejsce, rozpali ona duszę w duchu miłości.” Człowiek współczesny potrafi przejechać tysiące kilometrów, aby odnaleźć miejsce przypominające „dom Marii i Marty” z Betanii. Przestrzeń wyciszenia i dialogu duszy; skoncentrowania wzroku na Tym, który otwiera usta obdarowując Dobrą Nowiną. Olivier Clement dokonał rzetelnej diagnozy naszej rzeczywistości: „Żyjemy w świecie, w którym cisza jest biedna, pusta, smutna. A więc ludzie wypełniają ją hałasem. Istnieje hałas wewnętrzny, natrętne myśli, skojarzenia, pożądania, marzenia, a kiedy tego nie ma przekręca się gałkę radia, włącza telewizor, zmienia się kanały. Żyjemy w świecie nieustannego hałasu, cały czas jesteśmy zajęci, ogromnie ważne jest więc, żeby nauczyć się trwać w ciszy i żeby równocześnie stawała się ona ciszą zamieszkaną.” Cisza zamieszkana- w sercu słuchających Marii. Cisza zamieszkana- spowijająca twarze blaskiem szczęścia i sprawiająca że chwila staje się rozkoszą wieczności, a dusza drży w uniesieniu na myśl o Oblubieńcu patrzącym na nas swoimi pięknymi oczyma. Być zamieszkanym i zadziwionym w bezruchu wymaga przejścia na odbiór: „Mów, Panie, bo sługa twój słucha.” Święty Bazyli pozostawił niezwykle cenną wskazówkę dla mnichów: „Na początku życia zakonnego każdy mnich winien zwrócić całą swoją uwagę na zdobycie stałej pamięci o Bogu. Jedynie gdy jest się pewnym, że ten aspekt jest bardzo mocny, że nie zagubi się w kontakcie ze światem, może się być powołanym do dzieł apostolskich.” Kościół z postawy Marii, przechodzi w pełną troskliwości aktywność Marty. Jak siostry zakonne od Matki Teresy z Kalkuty, za nim wyjdą na ulice aby pomagać poranionym ludziom, adorują wcześniej eucharystycznego Chrystusa. To jest droga prostej świętości- synteza kontemplacji i chrześcijańskiej aktywności przenikniętej szczerą miłością.

poniedziałek, 9 października 2017


Łk 10, 25-37
...Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».  Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
Chrystus nas prowokuje do miłości; otwartej, bezinteresownej, pozbawionej jakichkolwiek pytań, ukierunkowanej ku drugiemu człowiekowi. Miarą wielkości człowieka jest wrażliwe serce- takie jakie miał Samarytanin, kiedy pochylił się nad samotnym i pobitym człowiekiem. W świecie pośpiesznej gonitwy za własnym szczęściem, zagarnianiem jak najwięcej dla siebie, mijamy niezauważenie tak wielu potrzebujących ludzi. Kiedy w tramwaju siada w naszej bliskości brudny i śmierdzący człowiek, to szybko znajdujemy wytłumaczenie na jego beznadziejne położenie; od pijak, kloszard, społeczny i budzący odrazę element- nieprzystający w żaden sposób do sterylnego i ugłaskanego świata. Ta koronka epitetów uspokaja nasze sumienie przed postawieniem pytania: czy on zawsze był taki odrażający i śmierdzący ? Widząc kobietę żebrzącą wraz z wianuszkiem dzieci w centrum miasta, przykładamy kalkę patologicznej projekcji- widząc niezaradność i głupotę ludzi, szeptamy że nie powinno być ich stać na rodzinę. A może największym bogactwem tej kobiety są właśnie jej zasmarkane i głodne dzieci ! Nie wiem czy są tacy ludzie których marzeniem było życie na ulicy, czy zamiast ciepłego domu z wypełnioną szczelnie jedzeniem lodówką odpadki na śmietniku ? Skróty myślenia nie wystarczają aby obronić obojętność i apatię. Przynajmniej chrześcijanie nie powinni zasklepiać się w tych banalnych dywagacjach. Nie definiujmy zbyt szybko bliźniego. Definicja jest zawsze wadliwa i pozostawia na zewnątrz człowieka. „Bliźni staje się wówczas, gdy się do niego zbliżamy, a także przez sposób w jaki on się zbliża do nas... Musimy przezwyciężyć niesłychany opór, aby się do niego zbliżyć. Wszystko w nas przemawia przeciwko temu zbliżeniu.” Wielkość człowieka uobecnia się w przezwyciężeniu w sobie niechęci, nieprzyjemnego zapachu człowieka z rynsztoka, wrogiego spojrzenia i drzwi uprzedzeń które otwiera tylko klucz miłości. „Tylko ten, kto jest gotowy, może się zatrzymać w odpowiednim momencie- mówił słynny filmowy Don Camilllo do Pepopne- działając poza schematami i konwencjami społecznymi.” Dostrzec człowieka to za mało. Trzeba stanąć obok niego, nie jak ktoś lepszy, ale jako brat który być może nie doświadczył smutku ulicy. Miłość to odważny krok na wzór Jezusa który wychodził bez oporów naprzeciw ludzi pogardzanych, wykluczonych, ubrudzonych grzechem. Leon Bloy mówił: „Jedynym powodem do smutku jest to, że nie jesteśmy święci.” Dlaczego ? Ponieważ ciągle za mało kochamy drugiego człowieka.

niedziela, 8 października 2017

 Mt 21, 33-43

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: «Posłuchajcie innej przypowieści. Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznie, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali... W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili... Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce».

Przypowieść wygłoszoną przez Chrystusa należy zrozumieć w określonym kontekście. To ostatnie dni Jego misji. Uroczystym wjazdem do Jerozolimy został zainaugurowany Wielki Tydzień. W zatłoczonej Jerozolimie jest wielu ludzi którzy są dosłownie przejęci nauką o Królestwie, którą tak żarliwie głosił wędrowny Nauczyciel z Galilei. Mówił o rzeczywistości która jest wśród nich, to były tak bardzo przekonujące słowa. Królestwo przeznaczone dla ludzi ubogich i uciskanych, prostych, niewykształconych, będące na wyciągnięcie dłoni dla czystych sercem. Wielu prostych i tłamszonych ludzi uwierzyło, że w Jezusie to się może uobecnić- dostrzegli w Nim oczekiwanego króla Izraela. W Świętym Mieście byli również zeloci w mieszani w tłum, czekający na Mesjasza i gotowi na rozpoczęcie rewolucji i wystąpienie przeciw Rzymowi. Tak wielkie zbiorowisko ludzi ścielących przed wjeżdżającym na osiołku Chrystusem płaszcze i wołających: „Hosanna Synowi Dawida !” To był triumf. Lecz właśnie to najmocniej rozjuszyło faryzeuszów i prominentnych starszych ludu i od tej chwili zaczęli knowania, aby wyeliminować Chrystusa. Głośne „Hosanna” szybko zmienia się na „Ukrzyżuj Go.” W tym tyglu ludzi- ich spojrzeń, myśli i napięć, opowiada Nauczyciel przypowieść o gospodarzu który założył winnicę powierzając ją w dzierżawę rolnikom, aby jej doglądali i w odpowiednim czasie oddali mu należny plon. Sens paraboli jest czytelny. Gospodarzem jest Bóg; winnicą- naród wybrany, Izrael; sługami posyłanymi i odrzuconymi prorocy; synem- Jezus, zabity poza murami Jerozolimy; zaś rolnikami- odpowiedzialnymi za zbrodnię są niewierni Żydzi. Przypowieść kończy się pytaniem: Co zrobi Bóg z tak zaistniałą sytuacją ? Królestwo będzie zabrane i oddane tym, którzy będą odpowiedzialni, sumienni, a nade wszystko uszanują zasady właściciela winnicy. Chrześcijanie dobrze odczytali przesłanie tego opowiadania; mamy wierzyć i postępować w łasce aby stać się uczestnikami królestwa Bożego. „Przyjdź królestwo Twoje”- Czy prosimy o nie, czy nie prosimy, ono i tak przyjdzie- mówił w swojej homilii św. Augustyn- W jakiej bowiem chwili Bóg nie królował ? W jakiej chwili zaczął królować ? Skoro Jego Królowanie nie ma początku, nigdy też nie będzie mieć końca. Lecz musicie wiedzieć, że odmawiamy tę modlitwę dla nas, a nie dla Boga, i że będziemy Jego królestwem tylko wtedy, kiedy – wierząc w Niego – będziemy wzrastać w Jego łasce. Jego królestwem będą wszyscy wierzący, odkupieni krwią Jego jednorodzonego Syna.”

sobota, 7 października 2017

Łk 1,46

Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.
Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy.
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą
wszystkie pokolenia.

Miriam udała się do swojej krewnej Elżbiety, to jedna z najbardziej ujmujących serce scen w Ewangelii. Rozradowana jak każda niewiasta nosząca pod swym sercem dar życia, potrafiła jedynie wypowiedzieć z głębi duszy uwielbienie Bogu. Spoglądała na swój coraz mocniej zaokrąglony brzuch, kryjący owoc miłości i błogosławieństwa Boga; była najszczęśliwszą osobą na świecie i nic nie było wstanie zmącić Jej szczęścia. „Wielbi dusza moja Pana”- zaintonowała  Maryja, a Elżbieta, będąca już w starszym wieku, tańczyła razem z Nią, aż Jan podskakiwał z radości. Trzy miesiące później ta cudowna i otwarta na dobrą wieść staruszka wydała na świat największego z proroków Izraela- Jana- bo takie imię usłyszał Zachariasz od Anioła. Spotkanie- bo tym jest scena przekazana dla nas, jest najpiękniejszą modlitwą głębi; spontanicznym porywem duszy, które wejdzie do modlitewnego skarbca Kościoła. Za każdym razem kiedy przygotowuję się do liturgii eucharystycznej, odmawiam modlitwę która jest parafrazą hymnu Magnificat: „Rozraduje się dusza moja w Panu, gdyż nałożył mi szatę zbawienia i ubrał mnie w suknię radości. Jak oblubieńcowi nałożył mi koronę i jak oblubienicę przystroił mnie klejnotami.” Kościół Rzymski  słowami Maryi będzie błogosławił Boga za przeżyty dzień modlitwą nieszporów. W tych słowach chrześcijaństwo odkrywa nadmiar szczęścia, chwile które naznaczone są pieszczotliwym dotykiem troskliwego Boga. Przyjmijmy zatem zachętę św. Ambrożego: „Niech w każdym będzie dusza Maryi, by wielbił Pana; niech w każdym będzie duch Maryi, by radował się w Bogu. Jeśli według ciała jedna tylko Matka Chrystusa, to według wiary wszystkie dusze rodzą Chrystusa; każda bowiem przyjmuje w sobie Słowo Boże... Dusza Maryi wielbi Pana, a Jej duch raduje się w Panu, ponieważ duszą i duchem poświęcona jest Ojcu i Synowi, adoruje Ona z pobożnym uczuciem jedynego Boga, od którego wszystko pochodzi, oraz jedynego Pana, dzięki któremu istnieją wszystkie rzeczy.” Niech Chrystus znajdzie również radość w naszych duszach. Niech się poczyna w przestrzeni wiary pielęgnowanej i zdolnej czynić świat miejscem błogosławieństwa.

czwartek, 5 października 2017


Ne 8, 5-6. 7b-12

Pisarz Ezdrasz stanął na drewnianym podwyższeniu, które zrobiono w tym celu. Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu – znajdował się bowiem wyżej niż cały lud; a gdy ją otworzył, cały lud powstał. I Ezdrasz błogosławił Pana, wielkiego Boga, a cały lud, podniósłszy ręce, odpowiedział: «Amen! Amen!» Potem oddali pokłon i padli przed Panem na kolana, twarzą ku ziemi. A lewici objaśniali ludowi Prawo, podczas gdy lud pozostawał na miejscu.

Ezdrasz przybysz z Babilonii, był skrybą i „znawcą Prawa Boga niebios”- co najwyraźniej świadczyło, że pełnił ważną funkcję rzecznika interesów swoich rodaków na dworze królewskim. Po przybyciu do kraju Ezdrasz zgromadził wokół siebie lud i odczytał mu dzieło zwane „księgą Prawa Mojżeszowego, które Jahwe nadał Izraelowi.” Ludzie, którzy byli rozproszeni i mieli pragnienie praktykowania swojej religii dostrzegali w nim męża opatrzności; dzięki przewodnictwu Ezdrasza, Tora stała się głównym filarem i podporą zreformowanej wspólnoty stając się normatywną regułą wyznania wiary. Pomijając kontekst historyczny niezwykle interesująca jest scena przepowiadania Bożego Słowa; gest Ezdrasza- otwarcie Księgi i ukazanie jej ludowi oraz spontaniczna reakcja zgromadzonych ludzi- podniesione dłonie, aklamacja Amen i uniżenie wyrażone usunięciem się na kolana, twarzą ku ziemi. Mamy do czynienia z piękną i pełną uniesienia postawą człowieka wobec Słowa Bożego. Spadkobieracami tej postawy wobec „Słowa Życia” będą wiele wieków później chrześcijanie; dla nich Biblia to Chrystus, „gdyż każde jej słowo będzie prowadziło ku Temu, który je wypowiedział i będzie Go uobecniać.” Ewangelia złożona w sercu chrześcijańskiej świątyni- na ołtarzu, spowita wonnością kadzidła i pocałunkami rozmodlonej wspólnoty wiary, nie jest wyrazem tylko czułej egzaltacji ale okazywaniem największego szacunku wobec tego, co naprawdę święte. Chrześcijaństwo w odróżnieniu od judaizmu nie jest religią Księgi, to religia słowa usłyszanego i uobecnionego w Jezusie Chrystusie. „Przybądźcie wszyscy i zgromadźcie się w tej samej świątyni Boga- pisał św. Ignacy z Antiochii- u stóp tego samego ołtarza, to znaczy w Jezusie Chrystusie.” Również ambona w przestrzeni świątyni Nowego Przymierza staje się „ustami Pana” z której to rozbrzmiewa nieustannie żywe słowo Chrystusa. Liturgia- według Teodora z Andydy- jest podsumowaniem wszystkich wydarzeń zbawczych. Jest prawdziwym scenicznym przedstawieniem wydarzeń biblijnych. Wierni dzięki proklamowanemu słowu nie tylko stają uczestnikami tych narracji, ale siadają jak uczniowie przy Chrystusie, ale stają się uczestnikami cudów, znaków obwieszczających nastanie Królestwa Bożego. W nich „Słowo staje się ciałem”- przybytkiem w którym rozkwita nieśmiertelne życie. Po odczytaniu Ewangelii w liturgii rzymskiej kapłan w ciszy wypowiada znamienne zdanie: „Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy.” Ewangelia ma moc zgładzić grzechy, przemienić serce i oświecić umysł blaskiem prawdy. Może dlatego w portalach gotyckich katedr z ust zasiadającego na tronie Chrystusa wychodzą miecze sprawiedliwości- Misterium Słowa stwarzającego świat, podnoszącego go z absurdu i szaleństwa. W cerkwi wyraża to każdorazowo tzw. „małe wejście.” Brama prezbiterium się otwiera, jak królestwo na przyjście Chrystusa. Kapłan z księgą Ewangelii staje obrazem wchodzącego w centrum wspólnoty Chrystusa, który za chwilę będzie nauczał rzesze tak jak to czynił na Górze Błogosławieństw. „Oto mądrość ! Stańmy prosto !”- woła dostojnie prezbiter. Odpowiedzią chóru na to wezwanie są słowa: „Przyjdźmy do Chrystusa,” odnajdujemy w tym miejscu starotestamentalny gest uniżenia, przed Tym który już jest i nie sposób Go nie usłyszeć. Przyjęte słowo Dobrej Nowiny rodzi uwielbienie i oczekuje na odpowiedź przyjmujących je. Gerardus Leeuw pisał: „Człowiek pochwycony obecnością Boga woła, zaczyna podnosić głos...” Przekuwa to Słowo w czyn. Pozostaje nam tylko przyjąć mądrą sugestię św. Jana Chryzostoma: „Niby jakiś plaster miodu, z przeróżnych składników ulepiony, przechowuj stale słowa Boskie i święte.”

środa, 4 października 2017


Flp 3, 8

Wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci,
bylebym pozyskał Chrystusa i w Nim się znalazł.

 Najpiękniejszą postacią zachodniego chrześcijaństwa jest bez wątpienia św. Franciszek z Asyżu (1181- 1226). Ile to piór połamano opisując jego pełne prostoty i radości życie. Wpisał się w duchowość i kulturę średniowiecza, niczym bohater z najbardziej udanej fabuły filmowej. Trzeba uzbroić się w wielką pokorę, aby próbować opisywać jego barwne niczym witraż życie. Ogromnym nadużyciem byłoby cytowanie plejady mediawistów którzy pokusili się o naświetlenie tak ciekawej postaci z perspektywy która pewnie najbardziej ich frapowała. Franciszek „był ulubieńcem wszystkich- pisał ks. Mirewicz- artystów, poetów i ludzi prostych. Dante poświęcił mu prawie całą Pieśń XI swego Raju. Cimabue i Giotto malowali go złotem, błękitem i sercem. Historycy widzieli w nim przewodnika po wieku trzynastym pełnym problemów, do których klucza należy szukać u Biedaczyny z Asyżu. Dla teologów i znawców prawa kościelnego był zagadką wymykającą się wszelkim dociekaniom naukowym.”Jeżeli ze sztuki rozkwitającego gotyku katedry były najbardziej rozpoznawalnym symbolem piękna i limes chrześcijańskiego świata; to z postaci świętych które zasługują na miano wielkich mężów ducha, pierwsze miejsce przysługuje bez wątpienia świętemu Franciszkowi. Był synem zamożnego kupca z Asyżu, z młodego i beztrosko przeżywającego życie w dobrobycie młodzieńca, z widokami na karierę wojskową, przemienił się w bezdomnego i wędrownego zakonnika- żebraka, czarującego szary świat prostotą wiary. „Ubóstwo św. Franciszka to nie tylko odmowa posiadania i zdobywania. Jest to nowa postawa w stosunku do świata”- czytamy u Andre Vaucheza. Był on człowiekiem z wyglądu niepozornym i małym, i z tej racji ci, którzy nie znali go, brali go za bardzo lichego żebraka. Takim go pokochali pierwsi towarzysze. Z czasem przyłączyli się do niego inni młodzieńcy; wywodzący się z rodów rycerskich, mieszczan i rolników, którzy chwieli stać się szaleńcami dla Chrystusa; zaślubionymi siostrze biedzie. Jego pierwsi bracia i uczniowie zarazem, żyli stosownie do kilku tekstów zaczerpniętych z Ewangelii odkrywając ukazując Kościół na oścież otwarty dla biednych, chorych, opuszczonych, obłąkanych i skrzywdzonych. Franciszek dla jednych ekscentryczny i do końca niezrównoważony na umyśle, dla innych święty za życia; potrafił wzbić się ponad system feudalny i dostrzec w każdym człowieku brata- umiłowane Boże dziecko. Głosił Chrystusa ubogiego i pełnego miłości. Uczył wrażliwości i dobroci, bezinteresowności i wielkoduszności. Krzyczał na ulicach miast, że „Miłość nie jest kochana.” Miał łatwość zaradzania ludzkim dylematom. Wbrew prądowi swojej epoki uczynił z nagości cnotę, a z uśmiechu największe narzędzie przemiany świata. W dziwnym epizodzie z Fioretti św. Franciszek i brat Rufin potrafili zdobyć się na odwagę wygłoszenia nago kazania z kościelnej ambony w Asyżu. Biedaczyna nieustannie żył w obecności Boga. Dostrzegał Jego ślady w świecie, pięknie ukwieconych pól, kawałku kamienia, drzewie wychylającym koronę ku niebu i ptakach którzy byli uprzywilejowanymi odbiorcami plenerowych katechez; czy wilkowi który potrafił podać mu łapę w geście przyjaźni. Warto przywołać w tym miejscu słowa św. Bonawentury duchowego syna Franciszka: „stworzony świat jest podobny jest do księgi, w której odczytuje się Trójcę Świętą, która go stworzyła.” Ojciec Seraficki był przyjacielem wszystkich- bratem pośród braci, kwiatem w wielkim kobiercu rozsianego Bożego piękna. Należy również podkreślić, że Biedaczyna był człowiekiem ogromnej wiary, bezkompromisowym piewcą pokoju i prekursorem tego, co dzisiaj podzieleni chrześcijanie nazywają ekumenizmem. Był zjednoczony z Chrystusem cierpiącym tak intensywnie, iż w 1224 roku otrzymał stygmaty i do końca swoich dni był dręczony chorobą i niewyobrażalnym cierpieniem przez które przebijało światło poranka wielkanocnego. Jakże adekwatne do Brata Franciszka wydają się słowa opisujące oświecenie wypowiedziane przez Rajmunda Lulla: „Wydaje się, jak gdyby zstąpiło nań światło, dzięki któremu widzi Boże doskonałości, niekiedy ich właściwości i zachodzące między nimi stosunki... Dzięki temu samemu światłu widział, że wszystkie byty stworzone są niczym innym niż naśladowaniem Boga.” Kiedy odszedł Franciszek z tego świata, jak podają źródła położono Go na ziemi- nagi niczym ziarno z którego ma rozkwitnąć nowe życie.

wtorek, 3 października 2017


Ps 87 (86), 6-7
Pan zapisuje w księdze ludów:
«Oni się tam narodzili».
I tańcząc, śpiewać będą:
«Wszystkie moje źródła są w Tobie».
W przekładzie Biblii Jerozolimskiej ten sam fragment brzmi zgoła inaczej: „Pan, spisując, wylicza narody: Ten się tam urodził...” Mowa tu jest o konkretnym człowieku którego Bóg dostrzega i zapisuje w „Księdze Życia.” Jeżeli historia jest splotem wydarzeń następujących po sobie w określonym czasie i miejscu; to narracje które nakreśla Bóg, utrwalają na wieczność tych którzy zdają się być „nomadami” zmierzającymi mozolnie ku Źródłu. Eschatologia urzeczywistniona której spontaniczne refleksje konfrontują się ostatecznie z tym, co niewyrażalne, niewyraźne- rozbłyskujące światłem pierwszego Dnia. „Czekamy na radość powrotu Pana na obłoki niebieskie. Umiłowany naszych dusz skacze po pagórkach tego świata. Głos Oblubieńca sprawia nam głęboką radość. W każdą niedzielę, z tygodnia na tydzień, jesteśmy pociągani przez radość nieba, które zstępuje ku nam, z Chrystusem, wypełnione aniołami i świętymi”- pisała s. M. Pascale. Jesteśmy w drodze ku Wieczności z przystankami, bocznicami i zawirowaniami- ciążeniem ku ziemi niepozwalającej na wzbicie się po za widnokrąg. Kiedy zostaną zerwane apokaliptyczne pieczęcie zakończy się tułaczka i tęsknota zostanie przytulona przez piękno nowego Nieba i nowej Ziemi. „Kościół jest „początkiem dni ostatnich”. Wstępujac do Kościoła wkraczamy w czas eschatyczny, który dla nas już nastąpił... Nasza eschatyczna postawa nie stanowi dylematu: albo historia, albo eschatologia, ale raczej i jedno i drugie; to drugie w świetle eschatologii, która objawia właściwy cel historii- „Przyjdź, Panie Jezu”(M. Afanasjew). Możemy zatem mieć nadzieję, że wszystko co człowiek poznaje i odkrywa- niczym porwany przygodą podróżnik, stanowi jakiś cień prawdy o świecie którego zarys z każdym dniem staje się coraz bardziej wyraźny.  Apogeum jest świętem radości odkupionych, godowym tańcem tych, którzy zanurzeni w wodach chrztu odnaleźli swój dom- Dom spotkania miłości !
 

poniedziałek, 2 października 2017

Wj 23,20-23

Tak mówi Pan: „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się tak do ciebie. Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chetyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebuzyty, i Ja ich wygładzę”.

„Przy Tobie stoją tysiące świętych Aniołów i niezliczone zastępy Archaniołów, przy Tobie stoją Cherubini obdarzeni wieloma oczyma, Ciebie otaczają Serafini, z których jeden ma sześć skrzydeł i drugi sześć skrzydeł, a dwoma zaś zakrywają oblicze, dwoma nogi, a na dwóch latają. Wszyscy zaś nieustannie głoszą Twoją świętość. Lecz ze wszystkimi, którzy głoszą Twoja świętość, przyjmij i nasze uświęcenie, którzy głosimy”- głosi starożytna egipska modlitwa Anafory z Der- Balyzeh. Kościół wraz z Aniołami, bytami subtelnymi i potężnymi  wystawiennikami wchodzi w przestrzeń liturgii kontemplując spowite blaskiem Oblicze Boga. Podczas śpiewania Hymnu Cherubinów w Boskiej Liturgii św. Jana Chryzostoma, kapłan modli się: „Ty bowiem, Panie Boże nasz panujesz nad wszystkim, co jest na niebie i ziemi, który jesteś noszony na tronie Cherubinów, Pan Serafinów.” Na bizantyjskich malowidłach, rzeźbiarskich portalach romańskich i gotyckich katedr, w historię ludzką wchodzi Chrystus spowity mandorlą wraz z asystującymi skrzydlatymi Niebianami. „Z płomieni żywych były jednych twarze. A skrzydła złote; drugi huf był w bieli... Stopnie po stopniu schodzili anieli. W głąb Róży: gońce miru i pogody, które powiewem skrzydeł wciąż garnęli” (Dante „Boska Komedia”). Ewangelie snują fabułę w której możemy spotkać tajemniczych przybyszów. Maryja spotyka Posłańca. Józefowi anioł ukazuje się we śnie i nakazuje ucieczkę do Egiptu. Również Mędrcy szukający Dzieciątka Jezus, otrzymują we śnie ostrzeżenie by nie wracali do Heroda a udali się inną drogą. Zachariasz wchodząc w czasie przypadającej mu służby w świątyni Jerozolimskiej widzi również tajemniczego zwiastuna i rozmawia z nim. Pasterze w noc Narodzenia zostają raptownie przebudzeni i pełni zdumienia dostrzegają zastępy niebieskie oznajmiające im radosną wieść i miejsce gdzie noc została rozświetlona światłem. Anioł odsuwa kamień u grobu i przemawia do niewiast które z pośpiechem szły w poranek wielkanocny aby namaścić wonnościami ciało Chrystusa, który Zmartwychwstał. Ukazywanie się aniołów ludziom, uświadamia nam istnienie świata nadprzyrodzonego który splata się z rzeczywistością wątpiących i chwiejnych w wierze ludzi. Piękni Aniołowie-maleak-  przyobleczeni w lśniące szaty, zawsze w ruchu. Nawet sobie do końca nieuświadamiany jak blisko nas są nasi stróżowie; szeptają nam do ucha, przyśpieszają bicie serca lub cerują naszą lekkomyślność, „podnoszą nas kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.” Dmą w trąby kiedy nam w głowach się przewraca i dusza rozrywana jest na strzępy. Przyjaciele którzy jako jedyni nie wyprowadzą nas na manowce.

 

niedziela, 1 października 2017

Mt 21, 28-32

Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć».

Jezusa otaczało wiele osób religijnych które prześcigały się w wypełnianiu przykazań, a paradoksalnie nie były wstanie zobaczyć wokół siebie ludzi poranionych- potrzebujących pomocy. Tak często rozprawiali o Bogu, a stracili z horyzontu wzroku drugiego człowieka. Odsłania to niezwykle ważną prawdę, że nie można kochać i być wiernym Bogu nie potrafiąc wyjść naprzeciw braci i sióstr. Grzesznicy są drogą Kościoła; do takich przyszedł Chrystus z Ewangelią, z takich zrodzili się pierwsi świadkowie i święci. Serce Jezusa jest pełne współczującej miłości. Tak również Kościół winien być schronieniem dla słabych, uciskanych, sparaliżowanych grzechem, wątpiących, czy przekonanych o tym że nie zasługują na miłość. Symeon Nowy Teolog pisał „Znam kogoś, kto tak gorąco pragnął zbawienia swoich braci, ze często ze łzami prosił Boga, żeby albo zostali zbawieni razem z nim, lub aby on miał w zamian udręki. Rozpłomieniony gorącą miłością nie chciał być zbawionym bez swoich braci. Tak bardzo bowiem związał się duchowo z nimi więzami miłości w Duchu Świętym, że nawet nie chciałby wejść do Królestwa niebieskiego, gdyby miał być z nimi związany.” Wezwanie do miłości i przebaczenia jest w przesłaniu Jezusa największą nowością; rodzi poczucie solidarności z upadłymi i pozbawionymi nadziei. Przemienić starego człowieka w człowieka nowego to wprowadzić do Królestwa Bożego. Dostojewski zgłębił wewnętrznie Boże Miłosierdzie: „Człowiek nie może popełnić grzechu zdolnego wyczerpać nieskończoną miłość Bożą. Wierz, że Bóg kocha cię tak, iż nie możesz sobie tego wyobrazić, że kocha cię w twoim grzechu i z twoim grzechem ( i podobnie też kocha wszystkich innych). Miłość odkupuje wszystko, zbawia wszystko.” Grzesznik w sposób najbardziej wdzięczny potrafi odpowiedzieć na przebaczającą miłość Zbawiciela. Darmowa miłość rodzi świętość i otwiera na oścież bramy wieczności.