Czy sztuka potrafi
wyrażać jeszcze tęsknotę człowieka za Bogiem ? Prowokacyjne pytanie które
powraca równie intensywnie, co działania które dokonują się obrębie twórczości
człowieka i płodności kultury. W średniowieczu człowiek tworzył dzieła dla
Boga. W renesansie dla człowieka. XIX wiek stworzył „sztukę dla sztuki”, a nasza
współczesność zdaje się być ta rozbudzoną w szybkich eksperymentach po omacku, że
nie wiele ma już do powiedzenia. Nie uważam tak drastycznie żeby dzisiejsza
sztuka rozminęła się z sacrum; jest bardziej zaspana, ambiwalentna i niejasna w
swoich „projekcjach.” Żyjemy po „końcu sztuki”- posługując się językiem
Kuspita, który zatrząsł w posadach postmodernistyczną wolnością artysty i jego
banalnych wytworów nie mieszczących się
w panteonie sztuki wielkiej, wzniosłej, elitarnej, fundowanej na idei dobra,
prawdy, piękna. Słowo „pauperyzacja” oddaje coś z lekkostrawnej kultury naszego
dzisiaj i jutro; krótkoterminowość, migotliwe doznania, emocjonalne
rozchwiania, ekshibicjonizm, gwałtowny szturm erosa nad agape. Jak nie
potrafimy wyłowić o co chodzi w sztuce, to posługujemy się zręcznym wytrychem-
nowoczesność. Najczęściej zręczną metodą
jest wywołanie szoku i pozostawienie widza w rozchwianiu posuniętym do granic absurdu.
„Nie ma już sztuki, jest postsztuka- pisała pewna redaktorka, polemizując z
poczciwym Kuspitem- Zamiast w zaciszu pracowni artyści taplają się w brudach
ulicy, zamiast inwencji twórczej towarzyszy im zobojętnienie, a do tego pustka,
jałowość, nihilizm, patologia, depresja... A przecież zadanie artysty to
przemieniać szumowiny dnia codziennego w złoto sztuki pięknej.” Po tej
diagnozie konkludowała, że w sztuce wszystko wolno- w końcu żyjemy w postmodernie
Duhampa, dla którego pisuar stał się kondensacją tego, co nowe i rewolucyjne. Może trzeba wznieść się o stopień wyżej- jak
pisał Paul Klee- żeby uchwycić w tym jakąś tajemnicę. Ja jej przynajmniej nie dostrzegam.
„Dawniej rzeczy zadawały pytania, jakby w oczekiwaniu, że artysta dzięki
swojemu twórczemu spojrzeniu udzieli odpowiedzi, powołując je do istnienia, przywracając
im pierwotną niewinność, pozwalając im wrócić do siebie, do prostoduszności i
szczerości. Artysta nowoczesny, za nim spojrzy na świat, zadaje pytania swojej
duszy i nadaje rzeczom własną dezintegrującą wizję, staje się wspólnikiem
dawnego buntu, który przede wszystkim pragnie się wyzwolić z wszelkiego Sensu i
jakiejkolwiek zasady. Taki powrót do stanu pierwotnego chaosu unicestwia nasze
trwanie w czasie, zubaża byt aż po nędzę nicości” (P. Evdokimov). Czasami na
siłę próbuję doszukać się czegoś transcendentnego w malarstwie, jakieś
przekątnej jak u Malewicza, przechodzącej przez środek obrazu i prowadzącej oko ku idealnemu znaku odpowiadającego
Absolutowi. Nie jest moim zamiarem wylewać pomyje na sztukę naszego „dzisiaj”
która jak mniemam nieświadomie ciąży bardziej w stronę nihilizmu, pustki i
materii. „Sztuka świata pogańskiego mówi nie o tęsknocie za pięknym światem
innym, a osiągnięciu piękna w tym świecie, pod zamkniętą kopułą niebios” (M.
Bierdiajew). Taka sztuka obywa się bez pytań o sens bytu, egzystencji, możliwej
metamorfozy świata, Kant nazywał to „celowością bez celu.” Zgadzam się w pełni
z H. G. Gadamerem, że sztuka jest wypadkową jakieś ludzkiej izolacji i braku
otwartości na przeżywanie czegoś w rodzaju święta. Sztuka dawna niosła
przesłanie święta, potrafiła w napełnionych niekiedy mrokami historii roztaczać
nadzieję, podnoszącą ludzi wyżej. W sztuce musi się zawierać „świętowanie
świata”- chrześcijaństwo może to określić jako optymizm egzystencjalny
zakotwiczony ostatecznie w wiecznym „niech się stanie” Boga . Nasze dzisiaj powinno
zamykać się w przemienionym jutrze, a kultura o tym chce opowiedzieć;
zaholowała się w płytkich doznaniach i pustych obietnicach. Akt artysty powinien przełamywać ciężar świata
spowitego grzechem i bezradnością. „Dlatego prawdziwe dzieło sztuki- mówił o.
S. Bułgakow- nie może pozostawać zamknięte w sobie samym, dzięki swej
aktywności wzywa ono do życia w pięknie i jest proroczym świadectwem. I właśnie
dlatego również sama sztuka nie jest bynajmniej samowystarczalna, jest jedynie
drogą prowadzącą do piękna.” Ostatecznie znajduje swoje spełnienie w Bogu-
najdoskonalszym pięknie. Droga przebóstwienia jest więc drogą ku pięknu. Znać
świat w jego prawdzie i pięknie oznacza znać jego przemieniającą zasadę, to
znaczy Chrystusa, który jest „duchowym centrum świata” i zasadą „przemiany
materii w ducha, życia cielesnego w życie Boże.”