Łk 10, 38-42
Jezus
przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w
swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana,
słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy
przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie
samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział:
«Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko
jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Fides
et auditu- wiara rodzi się ze słuchania, stwierdza
św. Paweł (Rz 10,17). Słuchać- to wcale nie znaczy usłyszeć. To smutne jak
wielu chrześcijan siedzi latami w kościelnych ławach i nie słyszą Ewangelii;
nie poddają się jej mocy, przeobrażającemu od środka fermentowi. Nie lubiany
przeze mnie Luter powiedział jedną mądrą myśl, wartą zacytowania: „Bóg nie
potrzebuje nóg ani rąk, ani żadnego innego organu. Potrzebne są Mu tylko nasze
uszy.” To takie typowo protestanckie sformułowanie zasklepione w sola scriptura. Osobiście uważam, że
wzrok jest również ważny co słuch. Maria z Ewangelii chciała i potrafiła
słuchać; Kościół odczytał w Niej swoją kontemplacyjną rolę. Ktoś pięknie
napisał: „Nie idziemy na modlitwę dla siebie, lecz żeby adorować Miłość.” Maria
uczy nas kontemplacji- kobiecej i pełnej subtelności pokory bycia naprzeciw
Boga. Kontemplować to tyle, co patrzeć z uwagą, zadziwieniem, zachwytem,
pozostawić na boku sprawy które się wokół nas dzieją. „Bóg raduje się
nieustanną odnową radości człowieka, w której sam znajduje odpoczniecie...
Chrześcijaństwo objawiło bowiem prawdę, że człowiek zdolny jest posiadać w
sobie, i to w sposób świadomy, nieskończoność Boga oraz zgłębiać przez całą
wieczność tę nieskończoność w niekończącym się poznawaniu” (D. Staniloae). Świat
się nie zawali jeśli usiądziemy blisko Jezusa. Wejść w przestrzeń spotkania...
Miał rację św. Jan od Krzyża mówiąc, że „kontemplacja nie jest to co innego,
jak tylko tajemne, spokojne i miłosne udzielanie się Boga. Jeśli się jej da miejsce,
rozpali ona duszę w duchu miłości.” Człowiek współczesny potrafi przejechać
tysiące kilometrów, aby odnaleźć miejsce przypominające „dom Marii i Marty” z
Betanii. Przestrzeń wyciszenia i dialogu duszy; skoncentrowania wzroku na Tym,
który otwiera usta obdarowując Dobrą Nowiną. Olivier Clement dokonał rzetelnej
diagnozy naszej rzeczywistości: „Żyjemy w świecie, w którym cisza jest biedna,
pusta, smutna. A więc ludzie wypełniają ją hałasem. Istnieje hałas wewnętrzny,
natrętne myśli, skojarzenia, pożądania, marzenia, a kiedy tego nie ma przekręca
się gałkę radia, włącza telewizor, zmienia się kanały. Żyjemy w świecie
nieustannego hałasu, cały czas jesteśmy zajęci, ogromnie ważne jest więc, żeby
nauczyć się trwać w ciszy i żeby równocześnie stawała się ona ciszą
zamieszkaną.” Cisza zamieszkana- w sercu słuchających Marii. Cisza zamieszkana-
spowijająca twarze blaskiem szczęścia i sprawiająca że chwila staje się
rozkoszą wieczności, a dusza drży w uniesieniu na myśl o Oblubieńcu patrzącym
na nas swoimi pięknymi oczyma. Być zamieszkanym i zadziwionym w bezruchu wymaga
przejścia na odbiór: „Mów, Panie, bo sługa twój słucha.” Święty Bazyli
pozostawił niezwykle cenną wskazówkę dla mnichów: „Na początku życia zakonnego
każdy mnich winien zwrócić całą swoją uwagę na zdobycie stałej pamięci o Bogu.
Jedynie gdy jest się pewnym, że ten aspekt jest bardzo mocny, że nie zagubi się
w kontakcie ze światem, może się być powołanym do dzieł apostolskich.” Kościół
z postawy Marii, przechodzi w pełną troskliwości aktywność Marty. Jak siostry
zakonne od Matki Teresy z Kalkuty, za nim wyjdą na ulice aby pomagać poranionym
ludziom, adorują wcześniej eucharystycznego Chrystusa. To jest droga prostej
świętości- synteza kontemplacji i chrześcijańskiej aktywności przenikniętej
szczerą miłością.