Każdy dzień wakacji
pomimo tak intensywnych i wyczerpujących organizm upałów jest doskonałą okazją
pogłębiania swojej wiary i życia rytmem modlitwy. Poruszanie się w przestrzeni serca
i intelektu, chwytaniu równowagi ducha, rewizji własnych- często ciasnych
uproszeń na temat wiary i sposobów jej przeżywania. Oprócz lekkostrawnych i
relaksujących książek z bieżącej beletrystyki, można wyłuskać więcej czasu na
lekturę która porusza ducha; człowiek ubogacony
dziełami Ojców Kościoła i żywotami świętych dostrzega, że nie jest sam w drodze
ku nie łatwo osiągalnej dojrzałości ducha. Nie można zatrzymać i zadowalać się raz
pozyskaną wiedzą, ale należy ciągle szukać, pytać, młodzieńczo dociekać,
konfrontować swoje myślenie z tymi którzy od nas poszybowali znacznie wyżej- osiągnęli
jakiś rodzaj poznania i wewnętrznego spokoju. Nie można pozostać w bezruchu,
czy stagnacji... Teologia i wraz z nią kultura winna być naznaczona twórczą
dynamiką poszukiwania Boga. Porównuję to często do pływania; zaczynamy od
brzegu, a po pewnym czasie znajdujemy się już na środku bezkresnego akwenu
(możemy być zadowoleni z siebie, że nam się udało, albo przerażeni poczuciem
bezkresnego żywiołu). Aby nauczyć się „pływać” trzeba mieć doskonałych warsztatowo
instruktorów. Często powracam do dzieł Ojców Kościoła, ponieważ ich myśl nigdy się
nie zdezaktualizowała; ich refleksja o Bogu ciągle zapładnia teologię
świeżością i błyskotliwością postrzegania – sztukę życia i przeżywania wiary.
Kiedy słyszymy o powrocie do Ojców, to nie chodzi o naiwnie sentymentalny zwrot
w tył historii chrześcijaństwa, aby schować się za plecami mądrzejszych autorytetów-
atletów ducha i mistrzów lotnego intelektu. Chodzi raczej o fascynację ich
intuicją i charyzmatyczną odwagą do budowania sądów, a nawet zuchwałego, choć pełnego pokory
wadzenia się z Tajemnicą. Można siedzieć na plaży i czytając katechezy świętego
Jana Chryzostoma lub Ambrożego, dostrzec sprawy które do tej pory były schowane
pod warstwą innych, pozornie oczywistych problemów. U tych zaradnych życiowo
mężów „reguła modlitwy jest regułą wiary”, a ortodoksja zawsze odnajduje się w ortopraksji. Poznanie Boga nie leży tylko w
sferze doświadczenia intelektu. Jest poznaniem koherentnym, zagarniającym
całego człowieka we wszystkich jego władzach poznawczych. „Jest poznaniem,
które angażuje całe istnienie; to egzystencjalne, doświadczalne, apofatyczne i
doksologiczne poznanie. Poznajemy Boga, kiedy doświadczamy Jego obecności jako
wypełniającej i ogarniającej nas... Poznajemy Boga nie poprzez pojęcia i idee,
lecz poza i ponad nimi, gdy nasze istnienie jest z Nim zjednoczone. Poznajemy Boga,
kiedy jesteśmy z Nim blisko. Poznajemy Boga, gdy „Nim oddychamy”- czujemy Jego
obecność w jakimkolwiek miejscu, w którym się znajdujemy lub do którego zdążamy...”
– twierdzi M. Aghiogrgoussis. W pewnym momencie wewnętrznego kotłowania odnajdujemy
harmonię między tym, co duchowe i intelektualne; zatopione w misterium i
wyrywające się do natychmiastowego wyjaśnienia. Ostatecznie przestrzeń
poszukiwana prowadzi chrześcijanina do liturgii gdzie w całej pełni
urzeczywistnia się uświęcenie i przebóstwienie człowieka. Miał rację Lev Gillet
mówiąc, że „wszczepienie człowieka w Chrystusa i jego związek z Bogiem domaga
się współdziałania dwóch nierównych, aczkolwiek niezbędnych mocy: łaski Bożej
oraz woli człowieka.” Bóg każdego dnia wychodzi naprzeciw nas, tak jak na
drodze do Emaus spotkał roztargnionych i przygniecionych balastem wspomnień
uczniów. My również jesteśmy zobowiązani aby wyjść ku Niemu, aby mógł dostrzec
z daleka blask naszych oczu, żar serca i wadzenie intelektu.
wtorek, 31 lipca 2018
niedziela, 29 lipca 2018
Jezus
udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za
Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali.
Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami... Jeden z Jego
uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec,
który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak
wielu?» Jezus zaś rzekł: «Każcie ludziom usiąść». A w miejscu tym było wiele
trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus
więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie
uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do
uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». Zebrali więc i
ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili
dwanaście koszów.
Ewangelicznemu
wydarzeniu rozmnożenia chlebów i ryb towarzyszy aura nadprzyrodzoności, a
zarazem zdumiewającej hojności Boga- Dei
operationes. Cud ten miał jeszcze inne, pozaludzkie znaczenie. „Kto żywi
wszechświat- zapytuje św. Augustyn- jeżeli nie Ten, który z kilku ziaren
wyprowadza żniwo ?” Jezus dokonał tego, czego mógł dokonać tylko Bóg. Cud ten
stanowi zapowiedź pokarmu, który nie może się równać z żadnym innym, choćby
najsmaczniejszym pożywieniem; Chleb Życia Wiecznego- Eucharystyczne- wydane dla
nas Ciało Boga. „Tylko wiara pozwala przeniknąć nadprzyrodzone światło
tajemnicy... Nie możemy kontemplować Jego blasku twarzą w twarz, dopóki nasze
nadprzyrodzone spojrzenie nie będzie wystarczająco przygotowane do postrzegania
Go. Oczekując na to, Pan ukrywa się przed nami, ziemskimi „podróżnikami”, pod
postacią znaków, jakim jest Najświętszy Sakrament”(J. Ladame). Obecność
Chrystusa w Eucharystii rozpoznajemy dzięki duchowej percepcji- widzeniu
bardziej sercem, niż rozumem. Tak wielkie Misterium, jak mówił św. Tomasz z
Akwinu „możemy pojąć jedynie przez wiarę opartą na autorytecie Boga”. Ile
człowiek musi mieć pokory, aby przybliżyć się do takiego wielkiego wydarzenia
Obecności. „Cała ekonomia dzieła Chrystusa zostaje przedstawiona podczas
liturgii na chlebie- powie św. Mikołaj Kabasilas- widzimy na nim Chrystusa jako
dziecko, Chrystusa prowadzonego na śmierć, ukrzyżowanego i przeszytego włócznią;
potem uczestniczymy w przemienieniu chleba w przenajświętsze ciało, które
prawdziwie cierpiało męki, które zmartwychwstało, wstąpiło do nieba i zasiadło
po prawicy Ojca.” Liturgia jest dokonującą się tu i teraz narracją wiary, a jej
centrum jest przebóstwiony Pan. Trzeba jedynie przyjść i stanąć naprzeciw Ognia
Eucharystii, pozwolić się ogarnąć całkowicie synergii miłości w której Bóg
staje się wszystkim we wszystkich. Nasze usta i dusze napełniają się Ogniem ! Ten
cud spotkania próbują oddać ekstatyczne słowa św. Symeona Nowego Teologa: „Jest
ze mną całkowicie spleciony, całuje mnie całego i całkowicie mi się oddaje, a
ja niegodny, napełniam się Jego miłością i pięknem, nasycam Jego radością i
Boską słodyczą. Biorę udział w światłości…, wszystkie części mojego ciała stają
się nośnikami radości”. Myślę, że bez
tego Pokarmu świat rozpadłby się na kawałki, bez tej Tajemnicy wiary człowiek
byłby bytem rozdartym i nienasyconym, przerażająco głodnym miłości. Kończę to
rozważanie modlitwą św. Symeona Metafrasta czytaną w cerkwi po przyjęciu
Świętych Darów: „Ty, który dałeś mi dobrowolnie swoje Ciało na pokarm; Ty,
który jesteś ogniem pożerającym niegodnych, nie spal mnie mój Stwórco, ale
raczej przeniknij wszystkie moje członki i serce..., i utwierdź mnie całego w
Twej miłości.”
piątek, 27 lipca 2018
Wtedy dziewica rozweseli
się w tańcu
i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami.
Zamienię bowiem ich smutek w radość,
pocieszę ich i rozweselę po ich troskach.
i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami.
Zamienię bowiem ich smutek w radość,
pocieszę ich i rozweselę po ich troskach.
Taniec wyraża radość istnienia i
pozwala odczuć limes wieczności. „Kiedy ktoś tańczy, ziemia pod nim jest święta”-
pisała M. Graham. Taniec istnieje tak długo jak istnieje człowiek i jest
częścią kultury która próbowała przez wieki uzewnętrznić głęboko przeżywaną sferę
sacrum. „Taniec, obok ofiary, należy
do najstarszych czynności kultowych- pisał M. Lurker- Taneczny ruch staje się
symbolem życia, począwszy od tańca radości u ludów pierwotnych przy narodzinach
dziecka aż po ostatni ziemski taniec w objęciach śmierci, jak choćby taniec
śmierci przedstawiany w późnym średniowieczu.” Taniec umożliwia wprawienie
ciała w ruch- tym samym przezwyciężając siły ciężkości i wszystkie determinacje
które względem ciała nakreśla egzystencja z szerokim wachlarzem fizologicznych
obwarowań. Drganie ciała poddane duktowi muzyki staje się symbolicznym środkiem
wyrazu i medium komunikacji. Skurcz i rozkurcz mięśni zakładają coś
prenatalnego i jednocześnie finalnego, znajdując swoje uzasadnienie w momencie
narodzin, śmierci i zmartwychwstania. W tańcu wybrzmiewa z niezwykłą siłą
radość i energia życia; miłość popychająca kochanków ku sobie, łącząca ich
monolicie erotycznego zdumienia. W tym akcie zawiera się również jakiś głęboko
zakorzeniony element kosmiczny. Tak jak słońce jest otoczone korowodem
wirujących planet, tak ruch ciał wyraża komunię ze światem stworzonym- rozedrganym
siłą wewnętrznej miłości. Pierwsi chrześcijanie potrafili poddać się
paschalnemu tańcowi na grobach męczenników, wyrażając tym samym Kościół jako
Oblubienicę wychodzącą naprzeciw swojego Umiłowanego- Słońca Wieczności- Chrystusa. „Mogę uwierzyć tylko w Boga, który
tańczy !”, mówił F. Nietzsche. A przecież Chrystus jest Bogiem roztańczonym.
Tak pokazuje Go bizantyjska ikonografia na fresku w kościele Zbawiciela w
Konstantynopolu. Chrystus zstępuje do piekieł napełniając wszystko światłem i
tańcząc na rozkruszonych bramach świata ciemności. Takim widzimy Zmartwychwstałego
w obrazie ołtarza Mistrza z Trzeboni, czy w spotkaniu z Marią Magdaleną w
ogrodzie u Fra Angelica; unosi się zwiewnie i dostojnie. Chrześcijaństwo uczyło
się naśladować ten „błogosławiony taniec życia.” Święty Bazyli Wielki pisał o
wprawianiu ciała w ruch jako czymś pożytecznym na wzór naśladowania na ziemi
tanecznego korowodu aniołów powiązanego z modlitwą o wschodzie słońca- ku czci
najdoskonalszego artysty- opromieniającego świat blaskiem piękna Stwórcy.
Natchniony przez Boga taniec- znany z antycznych misteriów jako choreia pneumatike- powracał również w
licznych dziełach mistyków. Methylda z Magdeburga czy Henryk Suzo wspominali o „tańcu
duszy” lub „tańcu wesela pełnym niebiańskiej rozkoszy.” Zachowały się liczne
świadectwa mówiące o tym jak kapłani w okresie wielkanocnym pod wpływem
radosnych i skocznych melodii wykonywali tańce- niczym biblijny Dawid
spontanicznie podskakując, tym samym wyrażając uwielbienie Bogu. „Taniec miał
służyć mistycznemu zespoleniu z Bogiem” (M.G. Woisen), wprowadzić ciało do
komnaty w której dusza smakuje fantastycznego oglądu wieczności. „Wszystko, co
tańczący pobożny człowiek sugeruje gestem i muzyką- powie H. Rahner- jest tylko
potajemnym wprawianiem się w tym, czego oczekuje z utęsknieniem, w tanecznym
korowodzie życia wiecznego.” Również w chrześcijańskiej liturgii która zawiera
w sobie element transcendentnego piękna i eschatonu, pojawia się „święty ruch
ciał” wyrażając ożywcze tchnienie Żyjącego przenikającego Ciało Mistyczne –
Kościół. „W liturgii człowiek uczy się stawać istotą celebrującą. Całe jego
ciało, całe jego tchnienie jest przede wszystkim powołane do wielbienia” (O.
Clement). Serce nowego stworzenia bije w pełnym entuzjazmu tańcu Kościoła
wchodzącego w eon wieczności, aby uczestniczyć w chorus angelorum.
środa, 25 lipca 2018
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze,
że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło
ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a
nie usłyszeli”.
Na płaszczyźnie
ontologii obecność Boga jest całkowicie transcendentna i niemożliwa do uchwycenia. „Bóg jest absolutnie nieosiągalny”- pisał J. Nowosielski
próbując odsłonić subtelne paradoksy nieprzedstawialności Boga w przestrzeni
sztuki sakralnej. Jednocześnie Ten Nieprzedstawialny i nieuchwytny ludzkiej
percepcji w osobie Chrystusa stał się ikoną Boga. Po wcieleniu, Chrystus uwalnia ludzi od
bałwochwalstwa, nie w sposób negatywny, zakazując czynienia obrazów, lecz w
sposób pozytywny, objawiając prawdziwe, ludzkie Oblicze Boga. Ponieważ Bóstwo,
jako jedyne, wymyka się wszelkim wyobrażeniowym środkom wyrazu, a
człowieczeństwo w izolacji od tego, co Boskie, nie posiada żadnej wartości,
Ojcowie VII soboru w swojej mądrości orzekają, że „człowieczeństwo Chrystusa
jest ikoną jego Bóstwa”. Sztuka ma na celu obudzić naszą duchową percepcję
duszy- rozedrgać oczy i rozbudzić żar miłości w aorcie duszy. Ikona a zatem
podążająca za nią sztuka posiada charakter apofatyczny- „pokazuje
rzeczywistości niepokazywaną” jak to doskonale wyraził o. Paweł Floreński.
Dzisiejsza Ewangelia jest najlepszym komentarzem do sprowokowania dyskusji na
temat obrazu. Człowiek posiada zmysł wzroku a tym samym jest w możności do
uchwycenia Tajemnicy. Sztuka poczęła się ze „Słowa które stało się ciałem”. Praesentia- to łacińskie słowo, które
można tłumaczyć jako ujawnienie się osoby lub bycie naprzeciw niej;
najwłaściwiej oddaje fenomen poznania który „utrwala” ikona. „Ikona nie uznaje
dla siebie żadnej innej miary niż jej własna, niekończona i niezmierzona.
Podczas gdy idol mierzy boskość zasięgiem spojrzenia tego, kto następnie go
wyrzeźbi, ikona ukazuje w widzialnym nie tylko twarz, na której niewidzialne
daje się oglądać tym lepiej, że jego objawienie otwiera przepastny bezmiar,
jakiego ludzkie oczy nie zaprzestaną nigdy zgłębiać” (J. L. Marion). W tym
kluczu należy rozumieć ikonę w wymiarze epifanicznym, przekraczającym zwyczajny
język religijnej prezentacji. „Oczy są mądrzejsze od uszu, a we wczesnym Kościele
najbardziej rozpowszechnioną metaforą poznania było widzenie”. Chrześcijaństwo
poznało Boga patrząc w ludzką twarz, w rozświetloną światłem twarz Chrystusa.
Cyryl Aleksandryjski napisał w komentarzu do historii o niewidomym człowieku, że
kiedy zapytał on: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył ?”, Jezus nie
powiedział: „Poszukaj natury Boga przez analogie”, lecz: „Jest nim Ten, którego
widzisz i który patrzy na ciebie”. Wskazał na rzeczywistość swego ciała, którą
można zobaczyć. Rzecz jasna widzenie oznacza w tym wypadku coś więcej niż tylko
uchwycenie kogoś wzrokiem, jest również wejściem w relację z Tym który pozwala
się zobaczyć i dotknąć. Dlatego chrześcijanie wschodni nie tylko patrzą na
ikony, lecz je dotykają, całują, zapalają przed nimi kadzidło i świece,
ozdabiają kwiatami, kierują przed nimi modlitwy. Święty Jan Damasceński wielki
teolog i obrońca kościelnej sztuki napisze: „Odważnie rysuję portret
niewidzialnego Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako Tego, który się pojawił
dla naszego zbawienia i istniał w ciele i krwi”. Zatem w obrazie Jezusa nie
jest sportretowany ani Jezus-człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga,
który stał się ciałem. Dlatego każdy chrześcijanin winien wyznać słowami
wielkiego teologa: „Widziałem Boga w ludzkiej postaci i moja dusza została
zbawiona”.
Bracia: Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była
owa przeogromna moc, a nie z nas...
Glina jest najstarszym
materiałem ludzkiej wytwórczości. „Glina łatwo daje się modelować rękoma, a jej
dotyk sprawia dużą przyjemność- stanowi więc naturalne tworzywo dla małych form
rzeźbiarskich. W wielu kulturach wyroby z wypalanej gliny mają głębokie znaczenie
symboliczne: w mitach kosmologicznych często pojawia się motyw ulepienia
pierwszego człowieka z gliny lub ziemi. W procesie wypalania łączą się ze sobą
cztery żywioły: ziemia, woda, ogień i powietrze” (M. Bird). Obraz lepiącego
naczynie garncarza, zostaje zręcznie przetransponowany do Biblii- przyjmując
znaczenie symboliczne, metaforyczne i teologiczne. Jak garncarz tworzy swoje
naczynia tak, że wskazują na ich wykonawcę, tak i Bóg stwarza ludzi na swoje
podobieństwo (Rdz 1,26). „Z prochu ziemi utworzył Bóg pierwszego człowieka i
tchnął w jego nozdrze tchnienie życia” (Rdz 2,7). „Biblijny obraz garncarza ma
wyrażać przede wszystkim ideę absolutnej władzy garncarza nad wytwarzanymi
przez niego naczyniami” (M. Lurker). „Oto bowiem jak glina w ręku garncarza,
tak wy jesteście, domu Izraela, w moim ręku” (Jr 18,6). Naczynie gliniane staje
się obrazem kruchego życia człowieka kształtowanego przez Stwórcę. Mamy tutaj
najbardziej pierwotną teologię- przechodzącą w sferę mitu. Można tę czynność
tworzenia skojarzyć z filozoficzną koncepcją tworzenia, zapisaną przez Platona
w Timajosie. Absolut czerpie idee i
wciela je w materię, nadając kształt rzeczom. „Myśmy gliną, a Tyś naszym
twórcą, dziełem rąk Twoich jesteśmy wszyscy” (Iz 64,7). Ideę gliny i garncarza
podchwytuje z wielkim zadziwieniem św. Paweł. On idąc śladem biblijnych
poprzedników opowiada o Bogu- Garncarzu: „Czyż garncarz nie ma mocy nad gliną i
nie może z tej samej zaprawy zrobić jednego naczynia ozdobnego, drugiego zaś na
użytek niezniszczalny ?” (Rz 9,21). Mimo to zechciał Bóg w człowieku, właśnie w
tym glinianym naczyniu, złożyć skarb swojej prawdy (2 Kor 4,7). „Tylko Duch,
jeśli tchnie na glinę, może stworzyć człowieka”- napisze Exupery w książce pt. Ziemia, planeta ludzi. Bóg jest
niepojętym dla człowieka Rzemieślnikiem- kształtującym materię świata
delikatnością swoich boskich dłoni. Dotyka człowieka jak garncarz naczynie,
wyczuwając każdą grudkę, zgrubienie, cienkość nałożonego paska, wszelakie
nieprawidłowości. Modeluje fantazyjnie duchowy świat człowieka- nadając mu
przeźroczystość, niczym najlepiej wyrobiona glina na drogą porcelanę kostną.
Jesteśmy glinianymi naczyniami; czasami nadtłuczonymi, przeszkliwionymi, lub
momentami tak bardzo chropowatymi, że trudno taką utrzymać dotykając opuszkami
palców; wypalonymi w ogniu Ducha Świętego. Wygrzanymi w ciepłocie, gdzie
atestem jakości jest zmieniający się świat ze skaczącą amplitudą ciepła.
„Gliniane naczynia pozostają zawsze kruche i narażone na rozbicie. Ta
świadomość jest niezbywalnym składnikiem religijnej nadziei” (W. Hryniewicz). Zamykam to rozważanie pięknymi słowami G. S. Stebbinsa: „Bądź
wola Twoja. O Panie mój, Skrusz i przekształtuj w obraz mnie Swój ! Tyś jest
garncarzem, jam gliną Twą, chętnie się poddam, byś rządził mną… Bądź wola Twoja,
o Panie mój, Wodą żywota serce me pój ! Niech mnie napełni Duch Święty Twój, by
życia Twego trysnął ze mnie zdrój !”
niedziela, 22 lipca 2018
Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Myślę, że centralną
kwestią wiary i refleksji teologicznej która spinała chrześcijan u
początku było pragnienie osiągnięcia
zbawienia. To pragnienie niewygasło również wśród dzisiejszych uczniów Mistrza
z Nazaretu. „Na długo przedtem, zanim chrześcijaństwo osiągnęło ostateczne
zwycięstwo dzięki imponującej filozofii religii- pisał A. Harnack- jego sukces
był już zapewniony dzięki obietnicy i propozycji zbawienia.” Pierwsi
chrześcijanie widzieli w Chrystusie Kyriosa
i uznawali Go za Boga, który wraz Ojcem i Duchem Świętym odbiera cześć i
uwielbienie, będąc głową odkupionej ludzkości. Animowy pisarz z VIII wieku
określił chrześcijanina jako „tego który we wszystkim naśladuje i we wszystkim
podąża za Chrystusem.” Przekonanie to znacząco wpłynęło na kształt późniejszej
oraz dzisiejszej duchowości chrześcijańskiej. Nie bez przyczyny średniowieczny
myśliciel św. Bernard miał powiedzieć: „Jesteśmy żebrakami żyjącymi na koszt
Boga”. Wskazał tym samym że życie człowieka jest oczekiwaniem na Tego, który
przynosi wyzwolenie i jednocześnie mozolną drogą na której odkrywa się ten dar.
Tradycja patrystyczna a wraz z nią późniejsza myśl zbudowała wyrazisty
komentarz: „On przyszedł jako Pasterz, wszedł w środek Owczarni- aby szukać,
odnaleźć i włożyć na ramiona grzeszników.” Sztuka katakumb i
wczesnobiznatyjskie mozaiki dekorujące ściany mauzoleów i baptysteriów, ukazują
Chrystusa jako pięknego i zatroskanego o los swojej Owczarni Pasterza. Kościół
niesiony na ramionach czułego i miłosiernego Boga. Człowiek potrzaskany i
przygnieciony grzechami odnajdywany i podniesiony ku Miłości. To najpiękniejsze
przesłanie wiary ! W tym miejscu zdają się wiarygodnie wybrzmiewać słowa
Ruperta Mayera: „Żyjąc w obecności Boga, pozostajemy zawsze na wyżynach”. Pasterzowi z ikonografii najczęściej
towarzyszy już świat przeobrażony- zbawiony, który przeszedł Paschę wraz z Tym,
który umarł i zmartwychwstał. Święty
Augustyn podkreślał: „Bóg chce uczynić ciebie bogiem… Jak uczestniczył w twojej
śmiertelności, przybierając człowieczeństwo, tak dał ci udział w
nieśmiertelności podnosząc cię”. Pasterz nigdy się nie zniechęca poszukiwaniem,
nie znudzi się kołataniem do serca człowieka. „Mój miły jest mój, a ja jestem
jego, on stada swe pasie wśród lilii”- woła w miłosnym drżeniu na zjednoczenie
w komnacie godowej Oblubienica- Kościół (Pnp 2,16).
sobota, 21 lipca 2018
Martyrologium
dnia dzisiejszego przywołuje pamięć św. Apolinarego- biskupa i męczennika.
Postać jest o tyle ciekawa dla badaczy kultury wczesnochrześcijańskiej, iż
została uwieczniona w dekoracji mozaikowej kościoła znajdującego się w
Ravennie. Kościół jest dedykowany św. Apolinaremu- pierwszemu pasterzowi tej
owczarni. Już w kazaniu autorstwa św. Piotra Chryzologa na dzień świętego
Biskupa, możemy dowiedzieć się heroiczności jego cnót: „Święty Apolinary
ozdobił Kościół niezwykłym męczeństwem. Apolinary zgodnie z nakazem Boga oddał
duszę swoją na tej ziemi, aby ją na zawsze odzyskać w życiu przyszłym. Chrystus
z niecierpliwością oczekiwał męczennika, męczennik zaś pośpiesznie podążał do
swego Pana… Oto żyje, oto jak dobry pasterz stoi wśród swojego stada i nigdy
nieoddana się od niego duchowo ten, który wyprzedził je na pewien tylko czas”.
Te słowa nie są tylko pochlebnym wotum wystawionym pewnemu biskupowi, ale
stanowią nade wszystko głęboki rys świętości, mówiącej o człowieku który
sprostał roli pasterza i umiłował Kościół, przypieczętowując miłość do
Chrystusa i drugiego człowieka stygmatem męczeństwa. Warto przyjrzeć się
dekoracji mozaikowej, która stanowi dla nas po dziś dzień, wymowną katechezę
ułożoną z kawałków kolorowych kamyków, a której to spoiwem była wiara
wrażliwych na świętość ludzi. Mozaika przedstawiająca św. Apolinarego w samym
centrum apsydy kościoła; wpisuje się w żywą tradycję tzw. wyobrażeń
alegorycznych, które w sztuce, już od VI wieku występują coraz rzadziej. Mamy
do czynienia z sielankowym, wręcz „edenicznym” obrazem idealnej rzeczywistości.
Wyrazem cudownego piękna jest sceneria pulsującej życiem przyrody; kwitnąca
łąka, różne gatunki zasadzonych drzew i krzewów, latające ptaki w powietrzu- wszystko tu tryska życiem i staje się odblaskiem pierwotnej
szczęśliwości. „Stworzenie, jak słowa księgi, układem i harmonią na pana swego i
stwórcę wskazuje, i głośno o nim mówi”- pisał św. Atanazy. Echo tych słów ma
swoje refleksy w harmonijnie zespolonych kawałkach mozaiki. W środku
stworzonego świata stoi św. Apolinary, z obu stron zbliża się ku niemu po sześć
owiec symbolizujących nawróconych chrześcijan. Obok jego nimbu, wypisana
łacińska inskrypcja o następującej treści: „Święty Apolinary” Nad postacią
biskupa dominuje wielki krzyż- znak odkupienia, ozdobiony gwiazdami glorii;
ewokuje „Światłość nieznającą zachodu”- przemienionego Chrystusa. Ludzką postać
otrzymali jedynie ukazujący się na „świetlistej chmurze” prorocy
starotestamentalni: Mojżesz i Eliasz. Wysuwająca się z obłoku ręka- „manus
Dei”- stanowi o obecności „Jahwe”- rozbrzmiewającym głosie i Teofanii
Nieogarnionego. U góry na łuku zostały pokazane w orszaku idące owieczki;
wyruszyły one z dwóch najbardziej wymownych miejsc Ewangelii: Betlejem i
Jerozolimy. Topografia tak ukazana wskazuje na głęboko ukryty sens historio
zbawczy- od Wcielenia do wydarzenia Paschy. Na szczycie łuku widnieje wizerunek
Chrystusa któremu towarzyszą tetramorfy- symbole czterech ewangelistów. Na
samym dole postacie dwóch archaniołów: Gabriela- zwiastuna radosnej nowiny i
Michała- pogromcę mocy piekielnych. Teologiczny przekaz mozaiki nie traci nic
ze swojej aktualności: Ten, kto rzekł Jestem Drogą kształtuje nas na nowo wedle
swego obrazu wyrażonego, jak to powiedział pewien starożytny autor, w „kształcie
piękna.”
czwartek, 19 lipca 2018
Przyjdźcie do Mnie
wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.
Wśród licznych
portretów Chrystusa które przechowuje w swoim skarbcu wizualna kultura i które
odsłaniają mi jakiś duchowy walor, urzeka mnie szczególnie Zbawiciel pędzla Dominikosa Theotokopulosa (El Greco). O samym
artyście późnorenesansowym i wybranych jego dziełach pisałem wielokrotnie.
Fascynuje mnie w jego twórczości jeden niezwykle charakterystyczny aspekt; twarze
i gesty przedstawionych przez niego postaci wyrażają stan głębokiego
mistycznego uniesienia wzwyż. Można z łatwością mówić o wertykalnym charakterze
jego malarstwa w którym pobrzmiewa echo średniowiecza w zaczynie rosnącej sztuki
baroku. Pragnę zatrzymać się na wspomnianym już portrecie Chrystusa Zbawiciela. Najprawdopodobniej do obrazu
pozował młody Żyd z Toledo, ponieważ sam artysta chciał jak najbardziej wierniej
oddać semickie rysy Jezusa. Styl portretowania zdaje się być bliski wielkim
nauczycielom Kreteńczyka jakimi byli Tycjan i Tintoretto. Cechą która miała
odróżniać ten portret od innych- nie mniej znaczących w historii malarstwa-
miała być nowa jakość wyrażona za pomocą światła: „Światło jego obrazów nie ma
prawie nic wspólnego ze światłem naturalnym- pisał R. Huyghe- Jest to jakby
nadprzyrodzona eksplozja kolorów.” O tej sile światła- nadziemskiej
fluorescencji mówiono, że jest „specyficznym doświadczeniem duchowym emanującym
z oka przepełnionej wiarą duszy El Greca.” Światło nie jest tylko elementem
wzmacniającym emocjonalny odbiór wizji, ale orzeka o nadprzyrodzoności- photisma- przemienionym człowieku w Bogu.
Jezus ukazany na obrazie jest bez wątpienia postacią mistyczną, przy całej
żydowskości i historycznej wierności faktom. Sposób jego przedstawienia
ewidentnie nawiązuje do tradycji ikonograficznej Bizancjum- jest echem piękna
tkwiącego w ikonach z których to wyłania się przebóstwiony, a zarazem bliski
człowiekowi Zbawca. Przemieniony Chrystus tak bliski sztuce chrześcijańskiego
Wschodu i jednocześnie naznaczony duchem hiszpańskiej mistyki tworzy doskonałą
syntezę teologicznego Piękna, które nie straciło ani trochę z siły duchowego
przekazu. Wbrew Balladzie o Wschodzie i
Zachodzie Kiplinga, Wschód z Zachodem jakoś się zeszły w malarstwie El
Greca na chwilę. Sztuka może być najbardziej ekumenicznym medium transferu
wiary, a odbiór tajemnicy Boga dokonuje się w głębi patrzącego o wiele dalej
niż estetyczny magnetyzm płótna. Dla wschodnich teologów „piękna nigdy nie jest
sama ikona, lecz prawda, która w nią zstępuje i przybiera jej postać.” Kiedy
patrzę na to przedstawienie przypominają mi się słowa św. Augustyna: „Chcecie
ujrzeć Boga ? Przecież On jest miłością ! A jaką formę ma miłość ? Nikt nie
może tego powiedzieć.” Być może sam El Greco szukał tego najwłaściwszego obrazu
Miłości, a źródłem jego poszukiwań była zdecydowanie dominująca ikona. „Mamy tu
do czynienia z malarzem świadomym swego rzemiosła, który zetknął się z tradycyjnymi
typami, formami i wartościami Kościoła bizantyjskiego w wielu rozmaitych
połączeniach, lecz w swej własnej pracy szukał nowych interpretacji malarstwa
portretowego. Nadał on ikonie nowej siły wyrazu, rzucając wyzwanie dziedzictwu
przeszłości” (R. Cormack). Trzeba przyznać, że teologia ikony nie pozwalała
nigdy na malowanie z żywego modela, ponieważ oznaczałoby to zerwanie z
praobrazem. Jednak sam artysta nosił w swoim wnętrzu ten najbardziej
fundamentalny- ikoniczny wzorzec zakorzeniony w jego sercu i pamięci, a którego
źródłem była prawosławna kultury Krety- płodnej prowincji Bizancjum. Jestem
przekonany, że w jego pamięci wyryły się słowa Pseudo- Dionizego które doskonale znał każdy malarz ikon:
„Jeśli malarz nieugięcie będzie się wpatrywać w pierwowzór piękna, nie rozpraszając
się ani w jedną, ani w drugą stronę, to jedynie wtedy opracuje swój odtwórczy
obraz”- dodajmy obraz Chrystusa Zbawcy.
wtorek, 17 lipca 2018
Wielki jest Pan i godzien
wielkiej chwały
Święta Jego góra, wspaniałe wzniesienie,
radością jest całej ziemi.
Święta Jego góra, wspaniałe wzniesienie,
radością jest całej ziemi.
Pomimo najbardziej wzniosłej i
utkanej z mnóstwa teologicznych wywodów ekwilibrystki, zawsze najcenniejsze i
najbardziej przemawiające do innych ludzi jest osobiste doświadczenie Boga.
Tylko ten który wdrapał się ponad horyzont swoich wyobrażeń i sądów, widzi
więcej, głębiej..., wyraźniej. Ze szczytu zdobytego w trudzie wierzchołka góry
rozpościera się cudowna panorama wieczności !
Twarz wędrowca opromienia światło innego Słońca. „Kto zwraca się ku
teologii, żyje w doskonałej harmonii z wiarą”- postulował św. Grzegorz z Nyssy.
Chrześcijaństwo nie jest zbiorem mniej lub łatwiej przyswajalnych idei, czy
odciśniętego w kulturze wieków świadectwa ocierania się o transcendencję,
szamotaniny i powracającego pytania: Quo vadis Domine. To trud zrodzony z wędrówki
pod gwiazdami, wydeptanymi piaskami pustyni i przemierzonymi wzdłuż i wszerz
gwarnymi miastami. Pomocne w tym
względzie wydają się słowa filozofa Whiteheada: „My, którzy z zawodu lub zamiłowania
staramy się zrozumieć i docenić każdy fragment przeszłości, ustawicznie
napotykamy przeszkody wynikające nie tylko z niedostępności wielu kluczowych
świadectw, ale także z braku odpowiednich umiejętności, do odbierania sygnałów
pochodzących z innych czasów i miejsc.” Nie można przejść przez chrześcijaństwo
w sposób historycznie i naiwnie sentymentalny; zgłębiać sens wiary- niczym
turysta, czy naukowiec posługujący się odpowiednimi ku temu instrumentami
poznawczymi. Takie podejście jest banalne, nierzetelne, płytkie i skazane na
porażkę. Dopiero w tym kluczu zdaje się w pełni wybrzmiewać myśl Tertuliana: „Wierzę,
ponieważ to absurd.” Człowiek nie mógłby wymyślić Boga. Jeśli w człowieku
powstaje myśl o Bogu, jeśli pojawia się w głębinach serca intuicja tego, co
niewypowiedziane i niewyrażalne, to dlatego że Bóg jest obecny w tym procesie „poznania”-
owego wzruszenia mistycznego. „Niech będzie błogosławiony Bóg, który objawił w
Chrystusie tajemnicę promiennej Boskości”- wołał A. Cuttat. Aby odkryć wiarę
prawdziwą- zogniskowaną na Chrystusie A i Q, trzeba podjąć trud mozolnego
wdrapania się górze. Miejsce wzniesienia nie jest punktem topografii, ale
miejscem duchowej wędrówki której szalki krzyżują się w sercu szukającego; w
czasie gdy dokonuje się oczyszczenie spojrzenia i rozbłyskuje w duszy płomień
wiary. Człowiek wiary zaczyna w pewnym momencie widzieć wzrokiem Gołębicy-
Ducha Świętego, a to co do tej pory wydawało się ukrytym zaczyna się mienić
niczym zdobna mozaika złożona z licznych fragmentów, ostatecznie utrwalających jeden
doskonały obraz Boga wychodzącego naprzeciw człowieka. „Odnaleźć Boga to znaczy
szukać Go bez ustanku- przekonywał św. Maksym- widzieć Boga to znaczy nigdy nie
przestawać Go pragnąć.” Jesteśmy niczym biblijny patriarcha Jakub który we śnie
ujrzał drabinę sięgającą nieba oraz „aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i
schodzili w dół” (Rdz 28,12). Kamień na którym usnął, był betylem i znajdował się w centrum świata, tam bowiem łączyły się
wszystkie sfery kosmiczne. W nim znalazł się świat Boga. Oddaję jeszcze raz
głos św. Grzegorzowi z Nyssy: „Postawiwszy raz stopę na drabinie, na której
opiera się Bóg, nie przestawaj wstępować... każdy krok cię wprowadza w inny
wymiar.” Na szczycie „poznasz wszystko tak, jak i zostałeś uprzednio poznany.”
niedziela, 15 lipca 2018
Niech
będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił
nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i
nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako
przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku
chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Apostoł Paweł wprowadza nas w samo
centrum chrześcijańskiej soteriologii, jesteśmy wybrani i odkupieni przez
Chrystusa. Odkrywamy tym samym całą głębię zstępującej miłości Boga, który w
swoim synu Jezusie Chrystusie zgładził grzech świata i dokonał przeobrażenia
kosmosu i człowieka. Tak więc Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać
się Bogiem- będą wiele razy powtarzać Ojcowie Kościoła. Niedziela Wielkanocna, „pierwsza
niedziela,” jest zarówno symbolem przyszłego zmartwychwstania ciała, które nie
będzie już podlegać zepsuciu, jak i obrazem „przyszłego zmartwychwstania
przebóstwienia za sprawą łaski” (J. Pelikan). Dar przebóstwienia urzeczywistnił
się dzięki aktowi inkarnacji Boga i drodze nowej Paschy, którą podjął w
całkowitej wolności i uległości wobec Ojca. W ten sposób w liturgii Kościół
proklamuje triumf życia i dokonanego ostatecznie zwycięstwa nad złem: „Ażeby
żyć, potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga... Ale żaden nie jest taki, jak
cud mojego zbawienia: Nieliczne krople krwi odnawiają cały świat”(św. Grzegorz
z Nazjanzu). Poprzez różne konstrukcje teologiczne przebija się jedno
fundamentalne przesłanie- Bóg w Chrystusie podnosi zranionego grzechem
człowieka do stanu łaski. Odkupienie przenika ludzką egzystencję jako dar
całkowitej metamorfozy, która dokonuje się poprzez dynamiczne i płodne
działanie Ducha Świętego. „Odkupieniem jest sam Chrystus zmartwychwstały- pisze
W. Hryniewicz- o ile wchodzi i przemienia życie człowieka.” Odkupienie zatem
zakłada synergię- spotkanie i aktywna odpowiedź człowieka na dar wyzwolenia
przyniesiony przez wielkanocnego Baranka. Doskonale to wyjaśnia Florowsky: „Dzieło
zbawienia realnie dokonuje Bóg, a człowiek jest powołany do tego, żeby
współuczestniczył w tym zbawczym wysiłku. Zbawienie polega bowiem na uratowaniu
wolności.” Wolność, która zostaje podarowana w odkupieniu, staje się zwrotem ku
kochającemu Bogu. Wyraża to bogactwo duchowych treści troparion
Zmartwychwstania drugiego tonu: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie nieśmiertelne,
wtedy otchłań została napełniona blaskiem Twego bóstwa, kiedy zaś i umarłych
podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco życia,
Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” Właśnie dlatego ikona Zmartwychwstania,
przedstawiająca Zstąpienie do otchłani,
jest ikoną Odkupienia. Chrystus chwyta mocno Adama za dłoń i zbawczym ruchem
wyciąga go ze świata inferalnego ku światłu nowego istnienia, które emanuje z
Jego przenikniętego energiami ciała. Stary Adam spotyka Nowego Adama i nastaje wiosna-
Dzień Ósmy.
sobota, 14 lipca 2018
W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana
zasiadającego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał
świątynię. Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł; dwoma
zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał. I wołał jeden do
drugiego: «Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest
Jego chwały». Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia
napełniła się dymem.
W VI wieku bizantyjski
cesarz Justynian ufundował na Synaju- miejscu ukazania się Boga Mojżeszowi w
płonącym krzewie u stóp góry, kościół i klasztor w którym znajdują się po dziś
dzień jedne z najcenniejszych mozaik sztuki pierwszego tysiąclecia
chrześcijaństwa. W tym szczególnym miejscu stanowiącym ważny punkt licznych
pielgrzymek po szlakach dawnych patriarchów Palestyny, znajduje się
przedstawienie Przemienienia Chrystusa. Śladów tego wyobrażenia nie znajdziemy
nawet w rozsławionej świetlistymi mozaikami Ravennie czy Rzymie. Jest to jedyne
tak stare wyobrażenie tego tematu w mozaice, a jednocześnie najbardziej
pierwotna teologiczna refleksja Kościoła Wschodu o przenikniętym energiami
przebóstwionym Zbawicielu. „Bóg żyje i króluje w swej chwale. Niestworzona
światłość, odsyłająca do swego niedostępnego źródła, objawiająca je i
skrywająca jednocześnie, stanowi odwieczne objawienie Boga. Chwała- kabod lub to, co Ojcowie i święty
Grzegorz Palamas nazywają boskimi energiami, nieustannie niczym rzeka piękna,
wytryskują z Ojca, przez Syna, w Duchu Świętym.” Spotykamy tutaj ikonograficzną
wizję, która zdaje się przerastać żydowską mistykę sephiroth, wskazując na Tego, który jest centrum dziejów świata-
apokaliptyczny Kyrios zasiadający na tronie, scalony blaskiem odwiecznie
emanującej chwały. Jean Danielou dowodził, że religie mojżeszowa i
chrześcijańska za pomocą symboli ukazują nową jakość życia- istnienia w Bogu. Tylko
tej pierwszej brakuje wizualizacji- misterium spojrzenia w głąb bytu. Taką
przeobrażającą wizję utkał mistrzowsko z barwnych kamieni, anonimowy-
kontemplujący akord świetlistości artysta. Z postaci Chrystusa wydobywa się
siedem symetrycznie rozmieszczonych promieni wybiegających kompozycyjnie poza
mandrolę i rozszerzających się w miarę oddalenia od punktu wyjścia. Na każdego
z ewangelicznych świadków tego wydarzenia pada jeden promień, przemieniając
barwę szat w zetknięciu się z nim. „Staliśmy się nieśmiertelni, ujrzeliśmy
światło, znaleźliśmy bogów”- głosi wierszowany tekst hinduskiej Rigwedy. Doświadczenie Taboru staje się
przedsmakiem Królestwa Bożego zainaugurowanego wraz z nadejściem Paruzji. Kościołowi
„dobrze tu będzie na wieczność.” Energetyczne promieniowanie zapowiada
możliwość wejścia w komunię z Bogiem, przedarcie się przez perichorezę i wejście w centrum bijącej- niczym źródło Miłości. „Człowiek
jako ośrodek i władca stworzenia zostanie wówczas przywrócony do swego
pierwotnego znaczenia, które zostało obniżone przez grzech i śmierć; ta
restauracja zakłada zmartwychwstanie”- pisał J. Meyendorff. Świetlista wizja
zaprasza odbiorców do porzucenia tej ziemi i oglądania przyszłości zamykającej się
ostatecznie w Bogu. Pozostaje nam westchnąć za świętym Efremem: „Oczyma duszy
widzę raj.”
piątek, 13 lipca 2018
Jezus powiedział do
swoich apostołów: «Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc
roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie.
Od czasu Zesłania Ducha Świętego
Kościół w swoich członkach jest wezwany do wyjścia w świat i proklamowania
Dobrej Nowiny. „Kościół, który w cieniach i ciszy utrzymuje przede wszystkim
wieczne wartości czystości, ubóstwa, ascezy, pokory i przebaczenia. Kościół,
który często nie wiedział, jak się zachowywać, ale który potrafi śpiewać z
radości Paschy jak nikt inny” (Lev Gillet). Wbrew sceptycyzmowi i naciskom tych
którzy określają siebie „wolnymi od wiary w Boga” świadectwo owiec
rozproszonych na krańce świata nie traci nic ze swojej charyzmatycznej
żywotności. Nawet w nowoczesnym post- postmodernistycznym i technokratycznym społeczeństwie
ludzi pędzących na oślep, znajdzie się przestrzeń na powiew świętości, nieprzeciętności
i muśnięcia palcem Ducha Świętego. Nawet jeśli kultura nie opowiada już o wiecznych
śladach Boga, a historia marginalizuje obecność Chrystusa Zbawiciela człowieka
to czynią to zwyczajni ludzie- odważni świadkowie, rozgrzani do czerwoności
mistycy, zakochani do szaleństwa w Bogu. „Kazania już nie wystarczą- pisał P.
Evdokimov- zegar historii wskazuje godzinę, kiedy nie chodzi o to, by mówić o
Chrystusie, ale o to, by stawać się Chrystusem, miejscem Jego obecności i Jego
słowa.” Ludzie odważni, sprytni i nieskazitelni w swojej dyspozycyjności
ucznia, zawsze będą zapalać i pociągać innych ku przygodzie wiary. „Cały świat
musi Cię poznać”- wołał starzec Sylwan z Atosu. Potrzeba dzisiaj ludzi o
szerokich horyzontach myślenia i pojemnego serca- wizjonerów wieczności
potrafiących postrzegać świat oczami Boga jako już przemieniony i zbawiony.
Mężczyźni i kobiety modlitwy, uświęcający codzienność siłą oddechu milczenia,
słów przeobrażających sytuacje które z gruntu wydają się niemożliwe do
uświęcenia. Święci bez nimbów- często anonimowi, cisi współpracownicy,
zarażający świat uśmiechem i obdarowujący pocałunkiem miłości tych którzy
zatracili już bardzo dawno sens życia. Żyć życiem Zmartwychwstałego Pana,
pozwolić aby ogrzewało nas światło zstępującego Ducha Świętego; to przez nas
Bóg pochyli się nad światem, przeniknie jego otchłanie grzechu i rozpaczy, aby
mogli dostąpić zbawienia ci, których łzy stały się nową sadzawką chrzcielną-
miejscem początku, odkrycia darmowej miłości Zbawiciela.
poniedziałek, 9 lipca 2018
Tak mówi Pan: «Zwabię oblubienicę i
wyprowadzę ją na pustynię, i przemówię do jej serca. I tam odpowie Mi jak w
dniu, w którym wychodziła z ziemi egipskiej...
Wczoraj uczestniczyłem
w Eucharystii na Górze Polanowskiej. Pustelnie to „płuca Kościoła,”
„wentylacja” kiedy w zabieganym świecie jest zbyt duszno i niekomfortowo. Na
pustyni człowiek nie powinien szukać egzaltowanej mistyki, ale uczyć się
akceptować własną codzienność. Czyż każda chwila naszego życia nie jest
modlitwą w której zostajemy odnalezieni, obdarowani, uzdrowieni i napełnieni
światłem ? Wybrałem się w to miejsce wraz z rodziną aby podziękować przed ikoną
Matki Bożej Bramy Niebios za bezpieczną podróż, pobyt i powrót z Francji. W tym
miejscu często czuję się jak oblubienica wyprowadzona na pustynię- grzesznik
przychodzący do źródła, do którego serca Bóg przemawia. Istnieją takie miejsca
chrześcijaństwa w których człowiek nigdy nie jest samotny, czuje się poruszony
i uwiedziony przez Boga; zalany żarem miłości, onieśmielony i podniesiony wyżej.
Pustelnia pozwala odczuć własną ograniczoność, spuścić powietrze, zobaczyć
siebie jako pokornego pośród pokornych nędzarzy Kościoła. Kiedy w czasie liturgii odmawiałem modlitwę
Pańską z dłońmi wzniesionymi ku górze poczułem jakby w jednej chwili zalał mnie
tak niesamowity wewnętrzny pokój. Szczęście przenikające duszę człowieka tak
gwałtownie, niespodziewanie, rodzące tym samym ekscytację i podziw wobec Tego,
który odnawia wszystko zgodnie z
zamysłem swojej miłości. Bóg, którego doświadczam nie jest Bogiem sukcesu,
cudów, nieprawdopodobnych znaków przykuwających spojrzenie ciekawskich. W moim
przekonaniu Bóg chrześcijan to ktoś, kto objawia się w ludzkiej słabości,
bezradności, bankructwie; w sytuacji która często wydaje się z góry skazana na
porażkę. Chrystus pochylający się nad słabymi, zasiadający w domach
grzeszników, odwiedzający miejsca grzechu- przestrzenie dramatycznych, ludzkich
roztrzaskanych egzystencji. Bóg przekonujący nas każdego dnia o tym, że
świętość to prozaiczna codzienność która wcale nie musi być nudna, frustrująca
i szara. Nie należy narzekać, czy marzyć o sprawach które w gruncie rzeczy nas
alienują. Akceptować swój krzyż, uśmiechać się o poranku i kończyć dzień
zadowolonym z dobrze wykonanych obowiązków. W zwyczajnych czynnościach i
kontaktach odkrywać piękno Bożej Obecności- Twarz zadowolonego z naszych
podźwignięć Boga. Życie to szkoła odkrywania pozbawionego idealizacji Przyjaciela i Zbawiciela człowieka. Patrzę na
Chrystusa siedzącego nad brzegiem jeziora i szykującego posiłek dla prostaczków
złowionych w sieć fascynującej przygody wiary. Boga zakochanego w człowieku-
obecnego najmocniej w nas wtedy, kiedy uginamy się pod pręgierzem niewygodnych
pytań i wątpliwości osuwających się niczym lawina ze szczytów obojętnego i
niedowierzającego świata. Bóg spotkany w ciszy, odbity na twarzach przypadkowo
spotkanych osób, ciągle bezdomny w świecie ludzkim i nigdy niezniechęcający się
poszukiwaniem człowieka dla świata otwierającego się na oścież w rozpostartych,
czule przytulających ramionach Ojca.
środa, 4 lipca 2018
Znam wszystkie ptaki na
niebie, moim jest wszystko, co porusza się po polach... bo do Mnie świat należy
i wszystko, co go napełnia».
Kilka dni temu odbyłem pielgrzymkę
do prawosławnego ośrodka duchowości w Saint- Thiebault we Francji. Dane mi było
przeżyć wzniosłe chwile- pełne duchowych przeżyć. Cudowne miejsce i wspaniali
ludzie którzy promieniują wewnętrznym pięknem, duchem pierwotnego
chrześcijaństwa, dziecięcą- urokliwą prostotą wiary. Jeżeli można o ludziach
powiedzieć podniośle to należy stwierdzić, że są to „piękne ptaki” karmiące się
beztrosko z dłoni Boga. W Gorze spotkałem ludzi o przemienionych twarzach,
szczęśliwych świadkach wiary żyjących tajemnicą przemienienia Chrystusa. Święty
Sylwan z Athosu, mówił: „Dla człowieka, który się modli się w swoim sercu, cały
świat jest Kościołem.” Uświadomiłem sobie że piękno chrześcijaństwa wyraża się
w prostocie serca, dobroci, uśmiechu i bezinteresowności. Odkryłem tam
prawosławie eucharystyczne, nakarmione miłością Chrystusa i zdolne promieniować
sensem istnienia przemienionego ogniem zstępującego w darach i charyzmatach
Ducha. Zrozumiałem w tej przestrzeni całej głęboką myśl M. Gogola: „Liturgia to
wieczny powrót dzieł wielkiej miłości Boga do nas.” Znalazłem się w „Wieczerniku”-
wspólnocie chrześcijan, gdzie ludzie wywodzący się z różnych narodów i kultur,
wspólnie modlą się i pracują. Są oni jak ptaki zasiadające w rozłożystych konarach
jednego drzewa jakim jest Kościół. Odzwierciedleniem tego trudu jest wspaniała
cerkiew tętniąca duchem liturgii, uwielbieniem wyśpiewanym Bogu- Boską Liturgią
w której pierwociny ciężkiej pracy zostają przemienione w Ciało Chrystusa. W
tym przenikniętym modlitwą miejscu Bóg jest Kimś „wciąż poszukiwanym”- jak
mówił jeden z Ojców Kościoła. Wraz z pięknem przyrody, ciszą i blaskiem ikon,
wszystko staje się pochwalnym hymenem miłosnym wobec Tego, który ukochał
człowieka całkowicie. Dziękuję wszystkim braciom i siostrom dzięki którym dane
mi było przeżyć doświadczenie piękna Boga. Ad multom annos !
Subskrybuj:
Posty (Atom)