Każdy dzień wakacji
pomimo tak intensywnych i wyczerpujących organizm upałów jest doskonałą okazją
pogłębiania swojej wiary i życia rytmem modlitwy. Poruszanie się w przestrzeni serca
i intelektu, chwytaniu równowagi ducha, rewizji własnych- często ciasnych
uproszeń na temat wiary i sposobów jej przeżywania. Oprócz lekkostrawnych i
relaksujących książek z bieżącej beletrystyki, można wyłuskać więcej czasu na
lekturę która porusza ducha; człowiek ubogacony
dziełami Ojców Kościoła i żywotami świętych dostrzega, że nie jest sam w drodze
ku nie łatwo osiągalnej dojrzałości ducha. Nie można zatrzymać i zadowalać się raz
pozyskaną wiedzą, ale należy ciągle szukać, pytać, młodzieńczo dociekać,
konfrontować swoje myślenie z tymi którzy od nas poszybowali znacznie wyżej- osiągnęli
jakiś rodzaj poznania i wewnętrznego spokoju. Nie można pozostać w bezruchu,
czy stagnacji... Teologia i wraz z nią kultura winna być naznaczona twórczą
dynamiką poszukiwania Boga. Porównuję to często do pływania; zaczynamy od
brzegu, a po pewnym czasie znajdujemy się już na środku bezkresnego akwenu
(możemy być zadowoleni z siebie, że nam się udało, albo przerażeni poczuciem
bezkresnego żywiołu). Aby nauczyć się „pływać” trzeba mieć doskonałych warsztatowo
instruktorów. Często powracam do dzieł Ojców Kościoła, ponieważ ich myśl nigdy się
nie zdezaktualizowała; ich refleksja o Bogu ciągle zapładnia teologię
świeżością i błyskotliwością postrzegania – sztukę życia i przeżywania wiary.
Kiedy słyszymy o powrocie do Ojców, to nie chodzi o naiwnie sentymentalny zwrot
w tył historii chrześcijaństwa, aby schować się za plecami mądrzejszych autorytetów-
atletów ducha i mistrzów lotnego intelektu. Chodzi raczej o fascynację ich
intuicją i charyzmatyczną odwagą do budowania sądów, a nawet zuchwałego, choć pełnego pokory
wadzenia się z Tajemnicą. Można siedzieć na plaży i czytając katechezy świętego
Jana Chryzostoma lub Ambrożego, dostrzec sprawy które do tej pory były schowane
pod warstwą innych, pozornie oczywistych problemów. U tych zaradnych życiowo
mężów „reguła modlitwy jest regułą wiary”, a ortodoksja zawsze odnajduje się w ortopraksji. Poznanie Boga nie leży tylko w
sferze doświadczenia intelektu. Jest poznaniem koherentnym, zagarniającym
całego człowieka we wszystkich jego władzach poznawczych. „Jest poznaniem,
które angażuje całe istnienie; to egzystencjalne, doświadczalne, apofatyczne i
doksologiczne poznanie. Poznajemy Boga, kiedy doświadczamy Jego obecności jako
wypełniającej i ogarniającej nas... Poznajemy Boga nie poprzez pojęcia i idee,
lecz poza i ponad nimi, gdy nasze istnienie jest z Nim zjednoczone. Poznajemy Boga,
kiedy jesteśmy z Nim blisko. Poznajemy Boga, gdy „Nim oddychamy”- czujemy Jego
obecność w jakimkolwiek miejscu, w którym się znajdujemy lub do którego zdążamy...”
– twierdzi M. Aghiogrgoussis. W pewnym momencie wewnętrznego kotłowania odnajdujemy
harmonię między tym, co duchowe i intelektualne; zatopione w misterium i
wyrywające się do natychmiastowego wyjaśnienia. Ostatecznie przestrzeń
poszukiwana prowadzi chrześcijanina do liturgii gdzie w całej pełni
urzeczywistnia się uświęcenie i przebóstwienie człowieka. Miał rację Lev Gillet
mówiąc, że „wszczepienie człowieka w Chrystusa i jego związek z Bogiem domaga
się współdziałania dwóch nierównych, aczkolwiek niezbędnych mocy: łaski Bożej
oraz woli człowieka.” Bóg każdego dnia wychodzi naprzeciw nas, tak jak na
drodze do Emaus spotkał roztargnionych i przygniecionych balastem wspomnień
uczniów. My również jesteśmy zobowiązani aby wyjść ku Niemu, aby mógł dostrzec
z daleka blask naszych oczu, żar serca i wadzenie intelektu.