środa, 25 lipca 2018


Mt 13,16-17

 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli”.

Na płaszczyźnie ontologii obecność Boga jest całkowicie transcendentna i niemożliwa do uchwycenia. „Bóg jest absolutnie nieosiągalny”- pisał J. Nowosielski próbując odsłonić subtelne paradoksy nieprzedstawialności Boga w przestrzeni sztuki sakralnej. Jednocześnie Ten Nieprzedstawialny i nieuchwytny ludzkiej percepcji w osobie Chrystusa stał się ikoną Boga. Po wcieleniu, Chrystus uwalnia ludzi od bałwochwalstwa, nie w sposób negatywny, zakazując czynienia obrazów, lecz w sposób pozytywny, objawiając prawdziwe, ludzkie Oblicze Boga. Ponieważ Bóstwo, jako jedyne, wymyka się wszelkim wyobrażeniowym środkom wyrazu, a człowieczeństwo w izolacji od tego, co Boskie, nie posiada żadnej wartości, Ojcowie VII soboru w swojej mądrości orzekają, że „człowieczeństwo Chrystusa jest ikoną jego Bóstwa”. Sztuka ma na celu obudzić naszą duchową percepcję duszy- rozedrgać oczy i rozbudzić żar miłości w aorcie duszy. Ikona a zatem podążająca za nią sztuka posiada charakter apofatyczny- „pokazuje rzeczywistości niepokazywaną” jak to doskonale wyraził o. Paweł Floreński. Dzisiejsza Ewangelia jest najlepszym komentarzem do sprowokowania dyskusji na temat obrazu. Człowiek posiada zmysł wzroku a tym samym jest w możności do uchwycenia Tajemnicy. Sztuka poczęła się ze „Słowa które stało się ciałem”. Praesentia- to łacińskie słowo, które można tłumaczyć jako ujawnienie się osoby lub bycie naprzeciw niej; najwłaściwiej oddaje fenomen poznania który „utrwala” ikona. „Ikona nie uznaje dla siebie żadnej innej miary niż jej własna, niekończona i niezmierzona. Podczas gdy idol mierzy boskość zasięgiem spojrzenia tego, kto następnie go wyrzeźbi, ikona ukazuje w widzialnym nie tylko twarz, na której niewidzialne daje się oglądać tym lepiej, że jego objawienie otwiera przepastny bezmiar, jakiego ludzkie oczy nie zaprzestaną nigdy zgłębiać” (J. L. Marion). W tym kluczu należy rozumieć ikonę w wymiarze epifanicznym, przekraczającym zwyczajny język religijnej prezentacji. „Oczy są mądrzejsze od uszu, a we wczesnym Kościele najbardziej rozpowszechnioną metaforą poznania było widzenie”. Chrześcijaństwo poznało Boga patrząc w ludzką twarz, w rozświetloną światłem twarz Chrystusa. Cyryl Aleksandryjski napisał w komentarzu do historii o niewidomym człowieku, że kiedy zapytał on: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył ?”, Jezus nie powiedział: „Poszukaj natury Boga przez analogie”, lecz: „Jest nim Ten, którego widzisz i który patrzy na ciebie”. Wskazał na rzeczywistość swego ciała, którą można zobaczyć. Rzecz jasna widzenie oznacza w tym wypadku coś więcej niż tylko uchwycenie kogoś wzrokiem, jest również wejściem w relację z Tym który pozwala się zobaczyć i dotknąć. Dlatego chrześcijanie wschodni nie tylko patrzą na ikony, lecz je dotykają, całują, zapalają przed nimi kadzidło i świece, ozdabiają kwiatami, kierują przed nimi modlitwy. Święty Jan Damasceński wielki teolog i obrońca kościelnej sztuki napisze: „Odważnie rysuję portret niewidzialnego Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako Tego, który się pojawił dla naszego zbawienia i istniał w ciele i krwi”. Zatem w obrazie Jezusa nie jest sportretowany ani Jezus-człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga, który stał się ciałem. Dlatego każdy chrześcijanin winien wyznać słowami wielkiego teologa: „Widziałem Boga w ludzkiej postaci i moja dusza została zbawiona”.