Świat w którym przyszło
nam żyć jest światem ludzi sukcesu- zarozumiałych karierowiczów, dla których
nie istnieją żadne granice w drodze do osiągnięcia własnego celu. „Świat jest
wstanie letargu; śpi pogrążony w grzesznym śnie”(św. Jan z Kronsztadu). Rzeczywistość
należy do silnych, przedsiębiorczych, pozbawionych wahań i emocji- „gigantów
kreatywności,” próbujących urządzić świat jak wielką idealnie funkcjonującą
korporację zapewniającą liczne profity. Ludzi bez wyrazu, pozbawionych
uśmiechu- eksploatujących do granic możliwości rzeczywistość. Słowa Jezusa o
pokorze rezonują w świecie dusznych pragnień, krótkowzrocznych podniet, egoistycznych
i narcystycznych impulsów. W mądrości chasydów jest opowieść o ludziach którzy
mają swoje wyznaczone miejsca. Pewien uczeń pytał mędrca: „Dlaczego więc
ludziom jest niekiedy tak ciasno ?” Nauczyciel odparł: „Bo jeden chce zająć
miejsce drugiego.” Zagubił się człowiek współczesny i stracił z horyzontu
najbardziej fundamentalne ludzkie wartości: pokorę, małość, wrażliwość,
delikatność, współuczestniczenie w egzystencjalnym bólu innych. W tych filarach
humanistycznej wielkości- dostrzega dzisiaj jedynie słabość- anachronicznej i nieprzystającej
do świata jednostki. Ludzie pierwszego miejsca zapomnieli, że w kolejce po
wieczność, ci ostatni będą najbardziej uprzywilejowanymi- ponieważ, nie
stracili ze wzroku brata, nie opróżnili serca
z miłości, nie sprzedali własnej duszy w imię popularności i poklasku. „Pokora
rodzi olbrzymów”- pisał Chesterson. Tworzy ona ludzi o sercu pojemnym,
promieniującym dobrocią i łagodnością- cechami które podcinają nogi tym, którzy
widzą jedynie czubek własnego nosa. Chrześcijanie są pokornymi osłami
dźwigającymi ciężary świata który zmierza ku bankructwu miłości. „Pokora nie
jest tylko warunkiem autentyczności i prawdziwości cnót, lecz także warunkiem
przemienienia w Chrystusie. Ale ma ona w sobie wysoką wartość, nadaje
człowiekowi piękno”(D. Hildebrand). Chrześcijaństwo pomimo licznych
przeciwności, winno iść drogą posłuszeństwa i pokory; promieniować
niewzruszonym spokojem i odwagą przeciwstawiania się wszelkim przejawom
pomniejszania innych. „Pytaj serca- pouczał św. Augustyn- Jeśli jest pełne miłości,
masz w sobie Ducha Bożego.” Masz w sobie siłę, aby pójść pod prąd !
niedziela, 29 września 2019
piątek, 27 września 2019
Istnieje słuszne
przekonanie że artysta powinien pozostawić po sobie już inny świat-
rzeczywistość napełnioną głębią maksymalnego przeżywania życia. Niczym
boomerang powraca do mnie pytanie francuskiego konceptualisty Bena Vautiera: „Dlaczego
sztuka nieustannie się zmienia ?” Przemiana jest pewnie nieunikniona, ale
niepokojące są wewnętrzne procesy- oderwania od tego, co najbardziej
fundamentalne i dynamizujące jej rację istnienia. Żyjemy w świecie gdzie kultura próbuje się
oderwać od swych liturgicznych i teologicznych źródeł istnienia. „Pan artysta
świat buduje nie z atomów lecz z odpadków”- z poetycką nutą i przewrotnie pisał
Z. Herbert. Artyści zbyt łatwo poddali się pokusie alienacji, osamotnienia,
paraliżującej wnętrze pustki, zagłuszanej krzykiem dekadencji. „Impulsem sztuki
nowoczesnej jest często pragnienie zniszczenia piękna”(B. Newman). Destrukcja,
wulgarność i szokowanie stały naiwnymi metodami współczesnej, niczym
nieskrępowanej kreacji wyzwolonego człowieka. „Sztuka awangardowa stała się
nawykiem, martwą literą o niewielkich konsekwencjach duchowych...”(D. Kuspit). Od
Saturna Goi pożerającego własne
dzieci, coś zaczęło się psuć. Już wcześniej badacze zdiagnozowali sztukę przed
zaistnieniem obrazu i po obrazie, lub obecnie w stanie atrofii (po końcu
sztuki). Warhol był przekonany, że sztuka może zrodzić się jedynie z tego, co
osobiście pasjonuje artystę. Myślę, że poruszał się tylko na powierzchni świata
który dostarczał mu jedynie podniet w sferze tego, co zewnętrzne- banalne i
krótkowzroczne- zredukowane do przedmiotów wyniesionych do rangi estetycznych
fetyszy konsumpcyjnego i wiecznie niezaspokojonego społeczeństwa. „Wulkaniczne
wybuchy farby, łagodne jej spływanie po płaszczyźnie obrazu, ruch linii i nieokreśloność
plam- mają zapewne wyrażać stan współczesnych umysłów, niepokój naszych czasów”(M.
Ernst). Georgies Mathieu, otumaniony dźwiękami muzyki wytryskiwał na ogromne
płótno farby, jakby chcąc uobecnić w swym procesie malarskiego wycieńczenia
stan rozpaczliwego chaosu. „Sztuka rodzi się z ograniczeń, ze skrępowania, a
umiera od nieokiełznanej wolności” (A. Gide). U Polloca i jego naśladowców- action painting- sztuka była czymś poza
refleksyjnym, automatyzmem wprawiającym w ruch liczne wiaderka z farbą. Mamy do
czynienia z eksperymentami na „ciele sztuki” które ostatecznie doprowadzą do
wyeksponowania fekaliów w blaszanej puszce, czy fotografowania krucyfiksu
zanurzonego w urynie. „Względność gustów to wymówka, wymyślona przez epoki o
zepsutym smaku”(N.G. Davila). Ciężko jest jednak obronić sztukę kontrowersyjną,
afiszująca się skandalem i podszytą podskórnie chęcią zdetonowania od środka
tego, co jest święte. Być może rozpędzony pociąg sztuki musi wyhamować w miejscu,
gdzie trzeba zacząć poruszać się w sferze humanistycznego postrzegania
rzeczywistości. Przestać się idiotycznie naigrywać i wszystko sprowadzać do
bezpardonowego języka pogardy, kpiny, kloacznego epatowania indywidualnością. Wielką
sztukę tworzą artyści pokorni- oni są olbrzymami, zwiastunami oraz prorokami
piękna. „Jestem taki malutki- wszyscy inni nad podziw ogromni, piękni, zacni,
prawie murowani- pisał o ludowym, pokornym, kalekim, naiwnym malarzu
łemkowskich pejzaży Nikiforze Tadeusz Kubiak- Aż strach wśród tych olbrzymów z
pędzelkami chodzić wśród złocistości świata szaremu jak słodzik.” Współczesny
twórca stał się celebrytą, epatującym dionizyjskim i niszczącym pierwiastkiem- prześmiewczo
mieszającym na palecie odpryski antysztuki. „Istnieje coś gorszego niż człowiek
zdemoralizowany- mianowicie człowiek który się przyzwyczaił”(E. Mounier).
Człowiek powierzchowny, miałki, którego ekspresja już nie kołysze duszy,
przestrzeń spowija ciemnością. Człowiek przyzwyczajony i tendencyjny, który
brzydotę wstawił zbyt gwałtownie w miejsce piękna. Jakże trudno jest być
dzisiaj artystą z moralnym kręgosłupem, z głową w której buzują twórcze idee-
gdzie świat materii spotyka świat ducha i bierze nad nim prymat. „Zbyt mocno
wrośnięci jesteśmy w przestrzeń i czas, abyśmy mogli całkowicie się od nich
oderwać, nigdy nie potrafimy uchwycić aktualnej rzeczywistości własnego ja.
Istnieje więc tylko możliwość zwycięstwa, do którego dążymy. Istnieją w nas
zaczątki działań, których wstępny etap rozgrywa się w życiu ludzkim, lecz które
mogą osiągnąć pełny rozwój gdzie indziej, na płaszczyźnie wyższej niż ludzka, a
raczej na płaszczyźnie wewnętrznego życia człowieka”- z delikatną nutą nadziei
rozmyślał Rene Habachi. Zaczątki działań, poryw duszy- kulturalny wzlot nad
przeciętnością i próżnym przekonaniem, że jest się kimś wyjątkowym. Artysta o
cherlawej duszy może być jedynie plagiatować innych, cytującym formy i
przywłaszczającym je jako swoje własne. Jest
zbyt mały, aby wzbić się wyżej- ku transcendencji i tłumaczyć świat własnej
duszy podłóg pierwotnej harmonii Raju. „Kultura jest ruchem, kultura jest miłością.
Historia nie rozpoczyna się od pierwszego oburzenia człowieka, nie rozpoczęła
się od Kaina; zaczęła się od pierwszego zachwytu człowieka, od ofiary złożonej
Bogu przez Abla. „Bogu” to znaczy całemu światu...”(W. Rozanow). Sztuka powinna
być spoiwem w świecie antywartości. „Oczyszczenie sztuki może dokonać się przez
oczyszczenie człowieka- przekonywał M. Janocha- A oczyszczenie człowieka
zaczyna się od dostrzeżenia brudu. Brudu nie zobaczy się w ciemności. Do tego
potrzebne jest światło...”Sztuka świetlista- symfonia w chaotycznym bełkocie
słowa i obrazu. „Gdybym nie miał farb malowałbym błotem”- przekonywał E.
Delocroix. Błotem, które Chrystus w Ewangelii wziął w swoje boskie dłonie i położył
na oczy niewidomego, a ten przejrzał. Od
tej pory świat stał się świetlisty- napełniony Pięknem !
środa, 25 września 2019
Nadziwić
się nie mogę, że tak szybko chcecie od Tego, który was łaską Chrystusa powołał,
przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś
ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię
Chrystusową (Ga 1, 6-7).
Daje się dzisiaj
zauważyć pewne zakłopotanie w ludziach których droga rozpoczyna się w
chrześcijaństwie, a następnie podąża w poszukiwaniu odpowiedzi na innych
ścieżkach. Obecny kryzys zdawać się może niedostateczną świadomością tego, kim
właściwie jest człowiek Ewangelii. „Co się zdarzyło. Wkradł się jakiś podstęp. Ktoś
inny wyszedł z „ubogiego żłóbka”- z właściwą dla siebie ironią diagnozował rzeczywistość
Rozanow. Przestaliśmy widzieć twarz Chrystusa Ukrzyżowanego i
Zmartwychwstałego, a jedynie dobrodusznego i uśmiechniętego kaznodzieję z
Galilei. Sytuacja wewnątrz wielu wspólnot chrześcijańskich jest skomplikowana,
odzwierciedlają się bowiem liczne poglądy, które bardzo często rozmijają się z
przesłaniem Dobrej Nowiny- intencją i pragnieniem Chrystusa. Niektórzy chrześcijanie
postępowi chcieliby zreinterpretować na nowo Ewangelię w duchu tego świata- zrelatywizować- pozostawiając
to, co jest dla nich wygodne; przerzucić pomost na lewą stronę przepaści.
Chcieliby słowo Chrystusa rozrzedzić w różnych synkretycznych naukach, tak aby
wszystko było możliwe do przyjęcia dla innych- lekkostrawne i nie wymagające jakiekolwiek
duchowej korekty ze strony człowieka. A przecież Ewangelia nie zwiastuje tak
powszechnie proklamowanej na dachach tolerancji- tak pojemnej, że można tam
upchać ludzkie grzechy i przyzwolenie na nieograniczone niczym eksploatowanie
wolności. „Poznanie prawdę, a prawda was wyzwoli”(J 8,32). Słowo musi być
skandalem ! "Nie chodzi o dostosowanie chrześcijaństwa do ludzi, ale o przystosowanie ludzi do Chrystusa"(H. Lubac). Wiara jest głęboko przemyślanym i dojrzale wyartykułowanym ludzkim
Tak. „Chrześcijaństwo jest naśladowaniem Bożej natury”(św. Grzegorz z Nyssy). Świat
który szkicuje Mistrz z Nazaretu jest światem radykalnych decyzji, osobistej
rewizji życia- nawrócenia i obumarcia dla grzechu. W Jego słowach rozbłyska
piękno przemienienia. „Kiedy pragnienie miłości Chrystusowej nie zwycięża w
tobie aż tak, żebyś z radości Chrystusa stał się beznamiętny we wszelkim
cierpieniu swoim: wówczas wiedz, ze świat żyje w tobie bardziej, niżeli
Chrystus”(św. Izaak Syryjczyk). Bóg przyjmuje tylko wolnych, tych których serca
są gorące- którzy wykrzykują z głębi jestestwa swoje: Hosanna ! Jak w czasach
rzymskich katakumb, stajemy na rozdrożu: albo wybieramy Prawdę i żyjemy, albo idziemy
na kompromis i stajemy poza Chrystusem. Wielki Inkwizytor w powieści
Dostojewskiego, wróg wolności i przeciwnik Chrystusa, mówi do Niego z wyrzutem:
„Zapragnąłeś wolnej miłości człowieka, żeby poszedł za Tobą, olśniony i
zachwycony Tobą.” Ten jazgot Inkwizytora dobiega ze zgiełku świata, rozlega się
na ulicach, zatruwa serca- „Wieża Babel”
którą próbują wznieść fałszywi prorocy prawdy. Poza Chrystusem istnieje jedynie
pustynia i irracjonalny bunt- miejsce ślepej włóczęgi, wyjałowienia, osierocenia
i tęsknoty. Ewangelia wręcz przeciwnie- opowiada o człowieku uzdrowionym,
przeobrażonym i zmartwychwstałym- „nowym stworzeniu,” który nie decyduje się na
łatwe kompromisy lecz staje się znakiem przemieniającej miłości Krzyża. Jak
wielu jest jeszcze pogan, których całkowicie nie obmyła woda chrztu ! „Świat
rozświetlony w Chrystusie, przeniknięty dynamizmem Zmartwychwstania, pozostaje
jednak widocznie zniekształcony zaślepieniem ludzi”(O. Clement). Spotkałem
ostatnio chrześcijanina- katolika, któremu kompletnie nie przeszkadza
przenoszenie filozofii buddyjskiej na grunt chrześcijański. Nie widzi w tym
żadnego problemu; nie istnieje żaden dysonans duchowy ! Coś najbardziej
absurdalnego- chrześcijanin z metryki, uwiedziony utopią oświecenia i nirwany. Niepokojącym
obrazem fermentu duchowego jest umieszczanie w wielu niemieckich kościołach
Biblii obok Koranu. W imię postępowej tolerancji i poprawności politycznej
można przeoczyć to, co dla chrześcijan jest fundamentalne- Żywe Słowo Boga-
przyjmowane i proklamowane własnym życiem. „Nie ma dzisiaj innej drogi, jak
tylko być dobrym zaczynem i fermentem- pisał W. Hryniewicz- Obawy, że
chrześcijaństwo będzie się zmniejszało i kurczyło do rozmiarów diaspory, nie są
pozbawione racji. Ale i nad tym nie trzeba lamentować. Niech będzie mniejsze,
nie chodzi o liczby. Owszem trzeba pokazywać piękno chrześcijaństwa, to jest
nasz obowiązek: „Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody.” Wiele lat temu
poruszyły mnie przeczytane zapiski Małego Brata Jezusa- Karola de Foucauld. „O
czym marzę w sekrecie, to coś bardzo prostego, małego liczebnie,
przypominającego wspólnoty pierwotnego Kościoła. Mała rodzina, maleńka i bardzo
prosta.” Wspólnota w której słowo Chrystusa rozbrzmiewa bezkompromisowo, z całą
mocą i przemienia świat od środka- rezonując zbawczą siłą miłości „mocą
działania na chwałę Bożą.”
niedziela, 22 września 2019
Gdy
zbliżał się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego- jedynego syna
matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan
użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz” (Łk
7,11-17).
Pan użalił się nad nią...
Wydaje się, że głównym motywem wskrzeszenia dokonanego przez Jezusa było
współczucie. „Żeby zobaczyć cud, potrzebne są odpowiednie oczy”(I. Evangelu). Nikt
nie prosił Go o dokonanie cudu; Mistrza poruszają łzy matki, smutek po utracie ukochanego
dziecka. W geście Jezusa uobecnia się najbardziej ludzkie i współczujące
oblicze Boga- miłość zrywająca pęta śmierci. Nadzieja osuszająca potok łez i
ludzką bezradność. „Przyjął śmiertelne ciało, aby, cierpiąc za wszystkich w
ciele, w którym przyszedł- powie św. Atanazy- obrócić nicość Pana śmierci.”
Wraz z pojawieniem się Bogaczłowieka świat zostaje wyrwany z objęć śmierci,
poderwany do życia. „Zbliżył się do śmierci tak bardzo, że dotknął śmiertelności
i własnym ciałem dał początek Zmartwychwstaniu”(św. Grzegorz z Nyssy). Ten cud
jest już przedsmakiem paschalnego zwycięstwa nad śmiercią, pokonania i
odebrania jej władzy. „Ja Jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we Mnie wierzy
nie umrze.” Wystarczy majestatyczny gest wstrzymania konduktu żałobnego i
polecenie zmarłemu, by wstał. Jest ludzki, gdy „głęboko się wzrusz,” „rozrzewnia
się,” a później będzie płakał nad grobem przyjaciela Łazarza. „Oto jak go
miłował !”(J 11,33). Antoni Bloom pisał: „W śmierci jest również moc życia,
która nas dosięga. Jeżeli nasza miłość jest wierna, jeżeli zdolni jesteśmy do
tego, aby pamiętać nie tylko umysłem, ale i sercem, wówczas o tych, których
kochaliśmy na ziemi można powiedzieć słowami Chrystusa: „Gdzie jest twój skarb,
tam będzie i serce twoje”(Mt 6,21). Żyjemy w świecie zdehumanizowanym w którym
śmierć została przesłonięta zobojętnieniem, a człowiek umiera w zapomnieniu. „Cywilizacja,
w której żyjemy, która robi absolut z życia w plątanego w śmierć, z życia,
jakby śmierci nie było, systematycznie ukrywa tę ostatnią.” Samotność
przechodzenia na drugą stronę, brak towarzyszenia ze strony bliskich czy
znajomych, chłód świata w którym jedynie
liczy się życie „przekazywane drogą płciową.” Chrześcijaństwo jest religią
zmartwychwstania, którego przepowiadanie streszcza się w jednym podniosłym
wezwaniu: „Chrystus prawdziwie zmartwychwstał !” Słowo Boże rozbrzmiewa od
dwóch tysięcy lat i jest dobrą nowiną przeciwko samotności i lękowi przed
cierpieniem, rozpaczą, bólem i przechodzeniem. Śmierć Chrystusa zadała „śmierć
śmierci” a Jego paschalne zwycięstwo otworzyło bramy Raju dla każdego
wierzącego.
piątek, 20 września 2019
Myślę, że istnieje
metafizyka sztuki. Jej religijna poświata którą emituje w przestrzeni zwątpienia
i niewiary. Jakaś zagospodarowana malarsko przestrzeń w której artysta widzi
intensywniej i głębiej; dostrzega owo egzystencjalne napięcie które towarzyszy
człowiekowi wiary. „Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż
nicość”- pisał M. Proust. Artysta jako jedyny w sposób najbardziej właściwy i
wyrazisty potrafi otworzyć inne oczy- spojrzenia- na to, co zwiastuje ukradkiem
mądrość Ewangelii. Kiedy przyglądam się obrazom D. Morellego, V. Polenova, M.
Nesterova, P.P. Chavannesa, G. Rouaulta, A. Chmielewskiego i wielu innych twórców
zmagających się z żywą obecnością Boga i wewnętrznym drganiem duszy (mistyką),
dostrzegam jak kultura obrazu- staje się żywą teologią- opowieścią o szamotaninie
i ostatecznie szczęściu człowieka obcującego z Bogiem. Malarstwo o którym pisał
Gogol, które chrześcijaństwo wydobyło z nicości i zamieniło w olbrzyma „które
wydostało się z granic zmysłowego świata.” To malarskie rozprawy o przyjaźni z
Tym, który stał się najpiękniejszym z synów ludzkich- Wcielonym Bogu. Gdyby tak
można było sportretować nasze impulsy duszy, nadać im formę i nasycić kolorem.
Gdyby dukt pędzla mógł oddać poryw modlitwy- dialog pomiędzy pyłkiem a
Istnieniem. Wielka sztuka musi zmagać się z pytaniami o Boga, rozniecać żar,
czasami wstrząsać posadami sumienia, nawet jeśli roztrzaska się o niezrozumienie
lub odrzucenie. Czasami eidos musi
wejść w milczenie, aby doświadczyć „widzenia w niewidzeniu,” aby dostrzec świetlistą
twarz Bogaczłowieka. Domeną sztuki jest intensyfikacja piękna na wszelki
możliwy sposób. To świadczy o jej
filokaliczności i teofaniczności. Paul Valery był przekonany, że znakiem
obecności dzieła sztuki jest stan natchnienia, w który ono nas wprowadza.
Jednak ów stan to zbyt mało, chodzi o coś znacznie bardziej głębszego,
bogatszego i fascynującego poznawczo. Artysta musi wzbudzić głód- łaknienie
głębi- tęsknotę za sacrum. „Dzieło
sztuki ma wyrażać to, co nie jest poddane śmierci”(C. Brancusi). Zadaniem
sztuki jest roztaczanie horyzontu wieczności; szkicowanie przeplatających się
dróg, którymi będzie można dotrzeć do krainy idealnego i ostatecznego piękna. „Nie
chcę tworzyć obrazu, chcę otworzyć przestrzeń, stworzyć dla sztuki nowy wymiar,
związać ją z kosmosem w całej jego rozciągłości, z nieskończonym poza płaską
powierzchnią obrazu”- rozmyślał włoski abstrakcjonista Lucio Fontana. W tych
słowach zawiera się jakaś utajona tęsknota za światem transcendentnym-
przestrzenią w której Prawda staje się dostrzegalna w całej pełni, a
rzeczywistość zostaje przeniknięta energiami Ducha. W apokryficznej Ewangelii
św. Tomasza czytamy wymowne słowa włożone
usta Chrystusa: „Obrazy ukazują się człowiekowi, a światłość, która jest
w nich, ukryta jest w obrazie światłości Ojca. On ujawni się, a jej obraz
ukryty jest w Jego światłości.” Końcowym akordem kultury jest przebóstwienie,
spojrzenie na Tego, który jest światłością świata.
środa, 18 września 2019
Czy żyjemy już w
świecie bezbożnym- pogańskim- a może tak bardzo obojętnym, że wszystko co
święte człowiekowi współczesnemu zobojętniało ? To pytanie nie jest jedynie
prowokacją mającą na celu zdiagnozowanie religijności człowieka nowoczesnego,
światowego i najczęściej polegającego na własnych umiejętnościach. Tym niech
się zajmie socjologia lub psychologia religii. Teolog będzie pytał o człowieka.
O jego uśpioną tęsknotę za Bogiem; horyzontalne i wertykalne spojrzenie wiary. Teologia
nie jest jedynie akademickim dyskursem odrealnionych mędrców w sutannach. Teologia
się dzieje pomiędzy człowiekiem i Bogiem, promieniuje i sprowadza sprawy ważne
na właściwe tory. Pulsuje wewnątrz chrześcijaństwa i stawia nas wobec naglących
problemów współczesności. Jest dyskursem wokół spraw najistotniejszych, choć
czasami jeszcze tak niewyraźnie zarysowanych. W końcu jest wzdychaniem za
blaskiem prawdy i wiecznością, wokół których może- jeśli tyko zechce orbitować
człowiek. „Dajcie człowiekowi świat, a potrzeba drugiego zniknie”- słynna
sentencja ateistów zaciskających kurczowo w dłoniach egzystencję. Fałszywie
pojmowany dyktat stworzenia nad Absolutem. Można poszerzyć tę myśl: „Dajcie
człowiekowi nieograniczoną władzę, pieniądze, medialny rozgłos, a potrzeba Boga
umrze w nim śmiercią naturalną.” Obojętność podszyta zuchwałą irytacją i
wzmocniona urojoną nienawiścią do tego, co religijne- transcendentne- tworzy
człowieka „niezależnego” i „odmitologizowanego” ze wszystkich nawarstwień
duchowego pojmowania rzeczywistości. „Człowiek jest bogiem bezsilnym”- już
dobry kawałek czasu temu, stwierdził M. Heidegger. Byt bezsilny- ponieważ
wydaje mu się, że może urządzić swój własny świat bez pomocy kogokolwiek.
Bezsilny- ponieważ może pominąć najbardziej fundamentalne pytania o sens
własnego istnienia i przechodzenia na drugą stronę życia. Jeżeli życie
człowieka nie jest paschą- przejściem- wówczas wszystko zostaje spowite
śmiercią; irytującym bełkotem ślepca potykającego się o własne złudzenia.
Myślenie i postrzeganie świata wchodzi w absurdalność śmierci. Merlau- Ponty
powiedział: „człowiek nie jest skazany na wolność, jest skazany na sens, co
znaczy, że został wezwany do rozszyfrowania sensu egzystencji, przede wszystkim
zaś sensu samej wolności.” To w przestrzeni wolności dokonuje się proces wyboru-
być w Bogu lub może być poza Nim. Nie wszyscy są zdolni i na tyle odważni, aby
jak Rimbaud oznajmić: „Ja to Inny.” W spotkaniach z różnymi ludźmi bardzo często
nie ujawniam się, że jest duchownym- teologiem. Rozmowy rozszerzają się na
różne tory, ale tym ostatnim- zmarginalizowanym okazuje się rzeczywistość
religii, duchowości, aspiracji wzbicia się poza „teraz.” Jeżeli rozmowa
poszybuje w kierunku spraw duchowych, to bardzo często okazuje się, że jest to
mielizna w której topią się przeciętni „wierzący” w których pulsuje już jedynie
duch tego świata. „Z pewnej perspektywy dałoby się nieomal powiedzieć, że w
przypadku ludzi współczesnych określających się mianem „areligijnych” religia i
mitologia „skryły się” w mrokach ich nieświadomości- jest to równoznaczne ze
stwierdzeniem, że ludzie ci głęboko w swym wnętrzu mają możliwość odzyskania
religijnego przeżywania życia. Z chrześcijańskiego punktu widzenia dałoby się
powiedzieć, że „niereligijność” odpowiada nowemu „upadkowi” człowieka, że
człowiek areligijny utracił zdolność do świadomego przeżywania religii, tym
samym do zrozumienia i uznania jej, ale w najgłębszej głębi swej istoty ciągle
przechowuje wspomnienie o tym, jak było kiedy wierzył” – twierdził M. Eliade. On
istnieje, przenika ludzkie myśli, spojrzenia i rozmowy. „On jest nieograniczoną
przestrzenią naszej wolności. Bez Niego bylibyśmy jedynie śmiesznymi działkami
wszechświata i historii, pęcherzykami na powierzchni nicości. Amebami, których
przypadek uczynił organizmami złożonymi”(O. Clement). Spróbować odnaleźć ślady
Boga w świecie, a nade wszystko w sobie. Można spotkać Go w drodze jak
uczniowie idący do Emaus i przeżywający wewnętrzne rozterki. Wejść w centrum
własnego serca, gdzie spaceruje On- pełna miłości Obecność ! Zmierzyć się ze
sobą- szamotać, rozbić się o fale niemocy własnego rozumu. Bóg nie zamieszka w
kimś kto nie zamieszkał w sobie. „Gdzie jest we mnie to miejsce, do którego
mogę Cię zaprosić, mój Boże”- pytał z takim przejęciem poszukujący sensu święty
Augustyn. Paradoksalnie Bóg się objawia w tej chwili, kiedy nie ma już w nas
naszego próżnego i krzykliwego ja. „Kiedy już nie ma mnie, jest On.” Wtedy
zstępuje struga światła, rozszerza się granica wieczności, wytryskuje miłość. Miał
rację święty Grzegorz: „Aby zbliżyć się do Niego, musimy iść krokiem miłości.”
wtorek, 17 września 2019
Był właśnie w
synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego
chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku ? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś:
Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego.” Wtedy duch
nieczysty zaczął go targać i z głośnym wołaniem wyszedł z niego (Mk 1,23-25).
Zdaniem świętego Jana „cały
świat leży w mocy Złego”(1 J 5,19). To bardzo mocne i niezwykle intrygująco
rezonujące w ludzkiej świadomości przesłanie. Czy umiłowany uczeń Pana, nie aż
nazbyt przesadnie demonizuje otaczającą go rzeczywistość ? Myślę, że wszystko
zależy od obranej perspektywy- duchowej wrażliwości. Istnieją bowiem takie
obszary ludzkiej wolności w których człowiek odpowiada Bogu swoim nie.
Następuje jakaś utrata wolności i odmowa przeżywania życia w stanie łaski. „Zasada
zła i obraz diabła nie są samoistną siłą, konkurującą z Bogiem, lecz karykaturą
bytu, duchem niebytu” (M. Bierdiajew). To wolność rodzi piekło- samowola-
oddalenie od Obecności, wewnętrzne zachwianie prowadzące w rozpostarte ramiona
naigrywającego się nieprzyjaciela. „Bóg chciał, aby człowiek miał wolność
odrzucania Boga- pisał P. Evdokimov- znaczy wolność bez granic. Ta zawieszająca
moc ludzkiego wyboru czyni jego los niepewnym. I jest to, by rzec, piekło
boskiej miłości, boski wymiar piekła, boska wizja człowieka pogrążonego w nocy
samotności.” Istnieje również na przeciwległym biegunie przepastna ucieczka
człowieka w świat ciemności, negacji, fałszywie pojmowanej afirmacji siebie.
Rozpacz i zwątpienie w świat może popchnąć na najbardziej krętą drogę oddalenia
i wewnętrznej destrukcji, a w konsekwencji ubezwłasnowolnienia jakim jest
opętanie; poczucie niemocy nad sobą, nad własnym życiem. Ewangelia nam mówi o
miłosierdziu Chrystusa, o wskrzeszającej sile druzgoczącej jazgot demona; o
zmartwychwstaniu- które z taką siłą proklamuje chrześcijaństwo. „Bóg przychodzi
z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę”- powie Tertulian. Słowo
Jezusa ma moc rozsupłać demoniczne pęta i przywrócić wewnętrzną wolność tym,
których ciała wyginają się w straszliwych konwulsjach, a dusze ledwo zipią od
nadmiaru przeszywającego chłodu. „Grzech zniekształca człowieka, zaś łaska
czyni go pięknym”(św. Sylwan z Atosu). Dobra nowina o uzdrowieniu,
przebóstwieniu najdrobniejszej tkanki ludzkiego bytu. Pamiętam młodą kobietę
której całe ówczesne życie było brodzeniem w grzechu. W dzieciństwie była
poraniona przez swojego ojca i brata, wyrzucona z domu- zdana na łaskę losu.
Przez wiele lat brnęła w grzechach cielesnych, próbując uśmierzyć broczące rany
pamięci. Przeszła przez różne sekty, zasklepiając swoje serce w niemożliwości
przebaczenia i przemiany własnego życia. Była zniewolona duchowo. Kiedy
położyłem na nią ręce modląc się o uzdrowienie, całe jej ciało wyrywało się do
ucieczki, a usta nie potrafiły zdobyć się na przebaczenie swoim krewnym zła i
przebaczenia sobie. Miłość Boga tak bardzo ją przepalała od środka, że była jak
ten opętany z Ewangelii- pełna wykrzyczanego światu buntu. Otrzymała lekarstwo-
przebaczającą i uzdrawiającą miłość Jezusa. Miłosierdzie rozlało się po każdej
szczelinie jej udręczonej duszy; twarz stała się świetlista, a oczy po raz
pierwszy zobaczyły świat innym, niż do tej pory. Czułe oblicze Mistrza zajaśniało
w jej wnętrzu. „Czyste łzy niszczą wszystkie widzialne i ukryte namiętności”(św.
Izaak Syryjczyk). Ciemności ustąpiły, dziewczyna narodziła się powtórnie. „Kochająca
twarz zwrócona ku samemu Bogu, Bogu, który jest wewnątrz, Bogu, który
przemienia człowieka w siebie, i który czyni z jego życia spojrzenie miłości
skierowane ku temu Innemu”(M. Zundel). Chodzi o doświadczenie Boga. Człowiek
który Go doświadcza pomimo otchłani własnej nędzy i oddalenia, staje się na
powrót wolnym.
sobota, 14 września 2019
Niezwykle podniosła i
teatralna w swojej oprawie jest liturgia upamiętniająca wydarzenie odnalezienia
relikwii Krzyża przez cesarzową Helenę. „Podniesiony dobrowolnie na krzyżu
Chryste Boże, daj swoje miłosierdzie
swemu nabytemu dziedzictwu daj ludowi swemu moc zwycięstwa nad wrogami,
gdyż ma on moc Twojego oręża pokoju, niezwyciężony znak zwycięstwa”- tymi
słowami liturgia wysławia największe palladium chrześcijaństwa- Znak Zbawienia
i tajemnicę Odkupienia. Uroczystemu wniesieniu krzyża przez kapłana, towarzyszy
moment największego uniżenia ze strony modlącego się Kościoła. Ludzie klękają i
czołem dotykając ziemi- uznają swoją nicość przed Panem, który wstąpił na Krzyż
jak Mocarz- przywracając światu na powrót Eden i miłość. Modlitwa na kolanach i
gest największego uniżenia, jak zauważa Orygenes, „jest znakiem pokory i
uniżenia”. W tej chwili pełnej łaski,
zdają się z jeszcze większą siłą wybrzmiewać słowa św. Pawła: „Aby na imię
Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych” (Flp
2,1). Teloleptos z Filadelfii podkreślał: „Niech każdemu pokłonowi towarzyszy
duchowe wezwanie do Chrystusa, aby oddać cześć Bogu dusz i ciał skłonnych do
ugięcia się, pochylając dusze i ciała przed Panem”. Krzyż uniesiony wysoko,
okadzany i całowany z szacunkiem egzorcyzmuje świat z brudu grzechu i niweczy
wszelkie działania demona. Utrwala w świadomości wierzących, że zło zostało
zdruzgotane w posadach, a ostatecznie jaśnieje blask zwycięskiego oręża. „Niech
powstanie Bóg i rozproszą się wrogowie Jego, niech uciekają przed Jego obliczem
ci, którzy Go nienawidzą; jak znika i rozwiewa się dym, tak niech znikną biesy
sprzed oblicza miłujących Boga i żegnających się znakiem Krzyża Świętego…” To
właśnie skoncentrowana moc istoty i zbawczego charakteru krzyża spowodowała, że
jego kształt odcisnął się niczym pieczęć na architekturze świątyni
chrześcijańskiej, a każdy ochrzczony wchodząc do wnętrza, stał się cząstką
mistycznego Znaku Zwycięstwa. Krzyż na patenie lub eucharystycznym chlebie,
wskazuje na odkupienie świata przez Chrystusa który sam jest recapitulatio mundi- zbiega się w Nim
wszystko, „to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” (Ef 1,10). Według Grzegorza
z Nyssy, krzyż Chrystusa od początku był wpisany przez Boga w postać kosmosu.
Krzyż, który dzieli przestrzeń, wyznacza kierunki i ustala porządek, stał się
sensem i formułą- signum Logosu
Chrystusa jako prawdziwej duszy świata. Kończę to rozważanie słowami Oliviera
Clementa: „U stóp krzyża nic nas nie dzieli, nasze oczy skupiają się na Tobie. Każdy
z nas potrzebuje spojrzenia drugiego, aby Cię lepiej poznać i kochać... W ciszy
stoimy u stóp krzyża, gdzie wcielony Bóg umiera z miłości. Będąc miłością,
ucisza nasze urazy i oskarżenia... Nasza wolność jest wreszcie wolna.”
piątek, 13 września 2019
Połóż
mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć
potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol. Żar jej to żar
ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej
rzeki (Pnp 8, 6-7).
Dzisiaj wraz z moją
żoną przeżywamy kolejną już rocznicę małżeństwa. „Mężczyzna i kobieta nie są
dwoma bytami, lecz jednym”- mówił św. Jan Chryzostom. To ważne wydarzenie które
pozwala nam ze świeżością przypominać sobie gody weselne, pomnażać radość Kany
Galilejskiej; zacieśniać komunię wzajemnej miłości, celebrować „liturgię ciał i
serc.” Jeden z moich ulubionych poetów R. Tagore pisał: „Miłość jest niekończącą
się tajemnicą, bo nie ma żadnej rozsądnej przyczyny, która mogłaby ją
wytłumaczyć.” Święto miłości w którym powraca intensywność pierwszego i
najbardziej gwałtownego uniesienia serca, czułego spojrzenia- wobec którego
wszystkie rzeczy i sprawy tego świata stają nieobecne i jedynie blakną. „W
małżeństwie możliwe jest pełne poznanie człowieka, cud odczucia, doznania,
postrzegania innej osobowości... Przed małżeństwem człowiek jedynie
prześlizguje się nad życiem, obserwuje je z boku i dopiero w małżeństwie zanurza
się w życie, wchodząc w nie poprzez drugą osobowość. To upajanie się prawdziwym
poznaniem i prawdziwym życiem daje poczucie całkowitej pełni i zaspokojenia,
które czynią nas bogatszymi i mądrzejszymi. A pełnia ta pogłębia się jeszcze
wraz z powstaniem z nas, połączonych i pojednanych, tego trzeciego- naszego
dziecka”(A. Jelczaninow).Zachować miłość- niczym dobre wino, aż do teraz. „Pobłogosław
ich wyjścia i powroty”- głosi końcowa modlitwa z bizantyjskiego obrzędu
małżeństwa. Nie było nam łatwo z naszą miłością przekonywać świat o cudownych
pomysłach Boga. Coraz mocniej uświadamiam sobie ciężar małżeńskiej przysięgi,
wspólnego niesienia wzajemnych trosk, oddaleń, buntów i powrotów w których na
powrót miłość zmartwychwstaje. Nie jest również łatwo być żonatym księdzem w
społeczeństwie, gdzie większość duchownych jest celibatariuszami, a wielu
zewsząd jest przekonanych, że to jedyny i słuszny model kapłaństwa w Kościele.
Nie jest łatwo przeżywać „sakrament miłości,” gdzie w wyobrażeniu niektórych
kapłan który przytula swoją żonę, już w sposób nie pełny- niecałkowicie wyłączy
„przytula Chrystusa.” Jakże błędne jest takie przekonanie i stereotypowe, wymagające
rzetelnej teologicznej korekty. Kapłaństwo i miłość małżeńska stanowią swoistą
synergię miłości- tej samej i głębokiej wytryskującej z serca kochającego Boga.
„Każda wielka miłość- pisał P. Evdokimov- jest z konieczności miłością
ukrzyżowaną.” W kapłaństwie prawosławia stan małżeński kleru był czymś tak
naturalnym, że nikt tego w żaden oficjalny sposób nie poddawał tego faktu pod
wątpliwość. „W Kościele rzymskim ci, którzy pragną otrzymać diakonat lub
kapłaństwo, przyrzekają, że nie będą wspólnie żyć z kobietą. My zachowujemy kanony
apostolskie, zezwalamy na kontynuowanie pożycia małżeńskiego”(Sobór in Trullo, Kan.
13). W małżeństwie i sakramencie święceń On, „Pan, który daje życie,” pozwala
Oblubienicy mieć udział w Jego dziewiczej płodności. Wspólnota dwojga ludzi
staje się eucharystyczna- uchrystusowiona- nasycona smacznym winem Królestwa
Niebieskiego. Wszystko nabiera sensu jedynie w miłości- tej rozdawanej obficie
przez Tego, który nas pierwszy umiłował. Wyrażam dziękczynienie Bogu za dar
miłości- tej małżeńskiej- położonej w sercu ukochanej żony i tej kapłańskiej
przez którą przychodzi żar Ognia przeistaczając świat w miłość jako dar z
siebie.
środa, 11 września 2019
Do Ciebie
wznoszę oczy, który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów.
Jak oczy służebnicy na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu,
dopóki się nie zmiłuje nad nami.
Jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów.
Jak oczy służebnicy na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu,
dopóki się nie zmiłuje nad nami.
Zachwyt Psalmisty
wyrywa nas z kultury przyjemnych i płytkich doznań oraz ich oszukanych sztuczek
i pułapek. Wzrokowe podniety, gdzie zmysły mają tylko i wyłącznie zadanie
magazynujące przyjemność, bez włączenia w to głębszego sensu. Co się stało z
naszymi oczami- z wewnętrznym duchowym oglądem świata ? Platon mówił o „oczach
duszy”, dzięki którym człowiek przedziera się przez złudzenia, aby dojść do
kontemplacji „piękna, które jest blaskiem prawdy”. Gdzieś zatraciliśmy dobre
spojrzenie, na rzecz postrzegania zagarniającego i wybiórczego na użytek
własnych zachcianek. Zbyt szybko zapomnieliśmy o ważnych zasadach afirmatywnego
oglądu rzeczywistości. „Wszystko, co pojmujemy rozumem i postrzegamy zmysłami, nie
spoczywa samo w sobie, lecz odsyła do czegoś innego- i na tym polega jego sens”
(M. Lurker). Zmysł wzroku zatem winien poszukiwać głębszego sensu- utkwienie
wzroku na Tym, nad którym rozpościera się nieboskłon. Transcendentny sposób
widzenia, przebijający się przez zwodnicze uwodzicielskie miraże i podążający
ku kontemplacji Piękna. Jedynie komuś, kto się otworzy, może przypaść w udziale
objawienie. Jedynie ten kto wygląda poza słupy graniczne naszej egzystencji,
potrafi dostrzec w pięknie stworzenia ślady przechadzającego się Boga. Zawsze
kiedy człowiek uczciwie i sam ograniczając się usiłuje zajrzeć w głąb rzeczy,
przekonuje się, że „nasz świat” partycypuje w innym, zachwycającym i
przenikniętym znamionami doskonałości świecie. Francuski rzeźbiarz Auguste
Rodin powiedział: „Istnieje przede wszystkim to, czego większość ludzi nie
potrafi dostrzec: nieznane głębie, ukryte sensy życia”. W chrześcijańskim
światopoglądzie całe stworzenie stanowi odciśnięty pocałunek miłosny Boga. Po
dokonanym akcie stworzenia, oczy Boga zatrzymały się na człowieku, a
przedwieczne usta wyszeptały: Człowieku jesteś piękny ! Napiszą Ojcowie
Kościoła: „Bóg stworzył świat po to, by w nim stać się człowiekiem i aby
człowiek stał się bogiem przez łaskę, uczestnicząc w warunkach Bożej
egzystencji… Swoim wyrokiem, Bóg postanawia zjednoczyć się z istotą ludzką, aby
ją przebóstwić”. Bóg kształtuje ludzkie oblicze i zdolność postrzegania- oczy
duszy, wzorując się na przedwiecznym człowieczeństwie Chrystusa (Kol 1,15; 1
Kor 15,47; J 3,11). „Niechaj On (Chrystus) będzie naszym okiem, abyśmy widzieli
przez Niego Ojca”. Jest takie powiedzenie znane: „Oczy są zwierciadłem duszy”- przede wszystkim w nich
odbija się cudowny ogląd świata Boga. W źrenicy oka, która kontempluje świętość
utrwalają się fantazyjne krajobrazy przebóstwionego świata. Takie oczy możemy
dostrzec na monumentalnych mozaikach Ravenny, czy na spowitych dymem i
zachlapanych woskiem rosyjskich ikonach. Miał rację Georg Steiner, pisząc:
„Gdziekolwiek w sztukach pięknych napotkamy doświadczenie sensu, wszędzie mamy
do czynienia z sensem, który nie ukazuje się w sposób jednoznaczny i racjonalny
i świadczy o realnej obecności Słowa Bożego.” Słowo zostało wypowiedziane w
obrazie- ikonie. Sztuka zatrzymuje blask prawdy i pokazuje jednocześnie, że w
oczach każdego z nas odbija się najpiękniejsze ze wszystkich oblicz- twarz
Chrystusa- Wcielonego Piękna ! Spróbujmy spojrzeć w oczy Boga w taki sposób, w
jaki On spogląda w nasze.
niedziela, 8 września 2019
Narodzenie
Twoje, Bogurodzico Dziewico, radość dało całemu światu, albowiem z Ciebie
zajaśniało Słońce Sprawiedliwości, Chrystus, Bóg nasz... (Troparion).
Oto
dziś narodziła się, jak wiecie Ta, która jest Boską drabiną prowadzącą do
nieba, która podnosi do nieba rodzaj ludzki: oddajmy więc chwałę Bogu i
przygotujmy się, aby tam również wstąpić. Narodziła się Ta, która jest żywym
mostem przerzuconym przez Boga... Narodziła się brama niebiańska, przez którą
jedynie przeszedł Król niebios i zachował ją zamkniętą- On jedynie wie, jak to
się stało- ale przez Nią zostały otwarte bramy niebios. Narodziła nam się
jasność słoneczna, księżyc najjaśniejszy i woła nas do niegasnącego słońca...
Narodziła się nam Królowa, ukoronowana przez Boga, która nas woła do Królestwa,
które jest w górze- przygotujmy więc dary Królowi Zastępów
(Neofita Rekluz).
czwartek, 5 września 2019
Wieczór
zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od
brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej
przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po
jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Wtedy Jezus
odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Na to odpowiedział
Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A On
rzekł: „Przyjdź”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do
Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął:
„Panie, ratuj mnie”. Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc:
„Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci
zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem
Bożym”.
Wiara oznacza ryzyko
opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Boimy się czasami własnego
cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego
nieba. „Chwile całkowitej bezradności, kiedy człowiek nic przed sobą nie widzi,
gdy może się zdarzyć tylko to, co najgorsze” (R. Habachi). Niesamowite jest
wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi; przerażenie i lęk
wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek.
Wzburzone jezioro- metafora naszego życia; kiedy słońce rozkłada spokojny i
ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego
spokoju- wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na
niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany
i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją- fatalizm. W
który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na
powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do
śmierci”- pisał z właściwym dla siebie realizmem chwili- Camus. Dotykam
wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa:
„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i
strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się
z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor.
Wydaje się, ze nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje
nieprawdopodobne scenerie. Groza żywiołu zostaje przełamana
świetlistością obecności Boga- Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi mając
wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł
wody- w myślach prowadzi wewnętrzny dialog- „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie
?” Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje
się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można
utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk:
„Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez ks.
Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”.
To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą,
nieustannych prób „chodzenia po wodzie” i wyczekiwania cudu. To poszukiwania
obecności Boga i mnożenie pytań, na które nie jesteśmy wstanie sami
odpowiedzieć. Nasze życie- utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w
jednym momencie sztormów, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz
przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.
środa, 4 września 2019
Kazał
tłumom usiąść na trawie, następnie wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał
w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie
zaś tłumom...”(Mt 14, 19-20).
Wzgórze otulone
promieniami słońca, poniżej rozpościera się cudowna panorama Jeziora
Galilejskiego. Wszystko jest przeniknięte oczekiwaniem na cud. Wiklinowe kosze
jeszcze są puste, ale za chwile wypełnią się obfitym i smacznym pokarmem.
Zaniepokojenie na twarzach apostołów z powodu powierzonego zadania nakarmienia
tak licznie zgromadzonych ludzi. Sytuacja patowa przez którą przebija nadzieja
przyniesiona w pięciu chlebach i dwóch rybach w dłoniach bezimiennego chłopca. Mężczyźni
i kobiety, dzieci bawiące się na trawie; atmosfera rodzinna w której
oczekiwanie na słowo Mistrza budzi nadzieję i tęsknotę. Słowo to jedynie
preludium do posiłku- przedsmaku Wieczernika, gdzie chleb i wino staną się
darem Miłości i Obecności Boga. „Błogosławiony Bóg nasz !”- proklamuje Kościół
przenosząc Święte Postacie przez bramę otwartego raju (bramy ikonostasu). Miejsce
rozmnożenia chlebów i ryb, stanie się zapowiedzią Kościoła w którym będzie
pulsować liturgia życia. Eucharystia „sakrament sakramentów,” w którym Ciało
Chrystusa będzie karmiło wierzących pokonujących trud wędrowania ku wieczności „doznanie
życia , w którym wszelkie naturalne podziały prowadzące do rozpadu i śmierci
będą przezwyciężone w jedności ciała Chrystusowego”(J.D. Zizioulas). To
preludium szczęścia które stanie się udziałem każdego człowieka przychodzącego
do stołu Mistycznej Wieczerzy. „Stajemy się Tym, kogo przyjęliśmy i w kogo Duch
Święty nas przemienił”(J. Corbon). To wydarzenie wypełni wnętrza
chrześcijańskich kościołów, czyniąc materialne mury- przestrzeniami hierofanicznymi. Bóg rozsuwa zasłonę wieczności i daje nam
udział w swoim życiu; stając się Ofiarnikiem i Ofiarą- Lekarstwem Życia. Kiedy
Ogień zstępuje na ołtarz to człowiek i przestrzeń wokół niego, staje się
świętą. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane...” Ciało Boga na
wyciągnięcie dłoni. Ciało w którym pulsuje miłość Trójcy. „Dziś składamy to, co
kiedyś zostało złożone, ofiarę, której nie można wyczerpać. Robimy na pamiątkę
(anamnesis) tego, co wówczas się
dokonało, gdyż powiedział: „To, czyńcie na moją pamiątkę.” Nie składamy nowej
ofiary, jak robili dawniej kapłani, lecz za każdym razem tę samą. A raczej
ponawiamy ofiarę”(św. Jan Chryzostom). Dokonuje się Pascha- przejście ze
śmierci ku życiu. Człowiek umierający z głodu zostaje nakarmiony; wchodzi w
perychorezę miłości Osób. „Dla niewierzących pusty ołtarz we wnętrzu zimnego
kościoła jest niczym porzucony na środku pustyni samotny kamień. Dla
ochrzczonych jest to góra Horeb, na której w czasie Świętych Misteriów z wysoka
wstępuje Słońce”(M. P. Jegou). Tak jak słońce wzeszło w serca nakarmionych tłumów,
tak wstępuje również w chrześcijan- zjednoczonych sakramentalnie
z Chrystusem. Komunia jest antycypacją naszego zmartwychwstania. „Powstań,
wyjdźmy stąd ! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w Tobie, jako jedna i
niepodzielna osoba- słyszymy w starożytnej homilii na Wielką Sobotę- Powstań,
pójdźmy stąd !”
poniedziałek, 2 września 2019
Wrześniowe dni są
szczególne, niosą na swoim grzbiecie wczorajsze odczucie ciepła i wakacyjnego
odpoczynku. Nauczyciele i uczniowie podrywają się po długim odpoczynku do
pracy, intensywnie obmyślając strategie, jak najbardziej możliwie i rzetelnie
poradzić sobie z nowymi wyzwaniami i wiedzą – w której głębi nieuchronnie trzeba
się zanurzyć. Czas wyjątkowo rozszalały i nabrzmiały od licznych postanowień; ambitnych
inicjatyw, kreatywności i zapału. „Kiedy człowiek zapomina, że jest nosicielem
słowa, przestaje mówić”(J. Lacan). Wystarczy przyjrzeć się ludzkim twarzom, na
nich- niczym lakmusowym papierku- wypisują się wszystkie emocje, zamierzenia,
ukryte myśli, intencje. Twarze bardzo wiele mówią, „czasami są zmęczone przez
bezbarwność i nerwowe zmęczenie, przez pośpiech, który czyni z czasu nie
sprzymierzeńca, lecz wroga”(O. Clement). Odzwierciedlają tak wiele
skomplikowanych i zasupłanych w wnętrzu człowieka emocji: radość, szacunek,
spokój, irytację, zmęczenie, obojętność...
Pierwszy kontakt nauczyciela z uczniem i na odwrót, jest czytaniem
opowiadania jakie wypisuje twarz. Za nim pojawią się pierwsze słowa, spojrzenie
staje się wejściem do dialogu; niekiedy zaproszeniem. „Nie mówi się tutaj
niczego, co nie jest słyszane wewnętrznie, a akt mówienia nie jest wychodzeniem
z najbardziej intymnego trybu słuchania...”(M. Zundel). Jak mówić przekonująco,
aby być słyszanym- usłyszanym ? Jak przeciwstawić się cichemu wibrowaniu
komórki i tęsknocie młodego człowieka za odebraniem kolejnej wiadomości lub
zdjęcia z jakiegoś portalu społecznego- który tak naprawdę jest realnym
miejscem jego przebywania ? W świecie gdzie egzystencja młodych ludzi zamyka
się w hermetycznym i wirtualnym pomieszczeniu telefonu komórkowego lub innego
komunikatora, wszystko zdaje się być jedynie mirażem, złudzeniem, poruszaniem
się w przestrzeni cieni. Myślę, że jedyną drogą dotarcia jest postawa
autentyczności, szczerości, roztaczania w wyobraźni słuchaczy barwnej i fascynującej
przygody- na której drodze zdobywanie wiedzy staje się przyjemnością
uczestniczenia w czymś naprawdę ważnym i wyjątkowym. „Kiedy można zobaczyć
trochę światła- pytał pewien uczony z Opowieści
chasydów Bubera- i sam sobie odpowiedział: Kiedy człowiek stoi całkiem
nisko.” Mądrość, która potrafi uwieść ciekawość i pozwoli, aby umysł otworzył
na oścież szczelinę komunikacji. „Kiedy widzę przed sobą człowieka, nieważne
jest ile wie. Człowiek to nie encyklopedia. Ale ważne, kim jest”(A. Exupery). Wyrwać
młodego człowieka ze świata urojeń, zachłanności, fałszywie pojmowanej wolności
i prymatu pieniądza nad autentyczną wolnością ducha. „Cywilizacja rozrywki
głoszona przez technokratów jest jedynie cywilizacją nudy”(G. Matzneff). Tak
wiele rzeczy jest jedynie otchłanią pustki próbującą zagłuszyć wołanie
człowieka o zauważenie, wysłuchanie- pełne wrażliwości bycie naprzeciw. W
świecie inflacji słów trzeba pozwolić młodym ludziom odkryć radość istnienia;
odkryć sens który może wypełnić dramatyczną pustkę samotności i niezrozumienia.
„Żyjemy w kulturze, która faworyzuje umysł, pożądanie, seksualność, czasem
również pasję, przemoc w zachowaniach grupowych, bardzo rzadko wybiera serce w
znaczeniu najbardziej istotnego elementu człowieka.” Rzeczywistość może rysować
naiwne horyzonty szczęścia za którymi sublimuje się lęk. Przekonać o tym
młodzież, jest trudnym i pełnym napięć zadaniem belfrów. Świat w którym produkuje się miliony informacji
pozbawił człowieka refleksyjnego myślenia, zmęczył wszystkim i wyjałowił
możliwości poznawcze umysłu. Ja mam tę łaskę uczyć wrażliwą młodzież historii sztuki.
„Każde autentyczne dzieło sztuki ma siłę przekonywania absolutnie nie do
odparcia i w końcu pokonuje serca najbardziej nawet oporne” (A. Sołżenicyn). Myślę,
że piękno obecne w świecie kultury jest doskonałym pasem transmisyjnym-
przestrzenią dotarcia i wzbudzenia zainteresowania; otwarcia szeroko oczu.
„Sztuka jest jasnością wnętrza osoby”(Mu Xin). Sztuka nieprzerwanie przekazuje
piękno, jednocześnie opowiada o świecie i człowieku- którego osnową jest coś idealnego. „Piękno
jest blaskiem prawdy”- przekonuje nas z otchłani przeszłości Platon. Tylko
twórczość połączona z fascynacją i szczerym poszukiwaniem prawdy prowadzi do
autentycznej wrażliwości estetycznej, czyli zdolności do postrzegania piękna i
smakowania się nim z prostotą i wdzięcznością. Domeną sztuki jest przekazywanie
mądrości i unieśmiertelnienie człowieka w Pięknu. „Akt nie może być
powtórzeniem, zawsze niesie w sobie nowość. Twórczy akt zawsze jest związany z
głębią osoby”(M. Bierdiajew). Sztuka jest nauczycielką i wychowuje do stawiania
najbardziej fundamentalnych pytań. „W ciszy południa wszystko staje się
znakiem”- pisała M. Davy. Przełożyć piękno na życie ! Non possumus amare nisi pulchna, możemy kochać tylko, to co piękne-
twierdził św. Augustyn. Otwartość na piękno pozwala poruszyć te najbardziej
zastygłe struny człowieczeństwa, przez które być może zabrzmi idealny akord
wieczności.
niedziela, 1 września 2019
Potem
zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy
widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy
widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli (Łk
13, 23-24).
Noverim
me, noverim te- niech poznam siebie i niech poznam Ciebie- wzdychał święty
Augustyn. Ewangelia wskazuje na oczy, jako organ poznania Boga. „Wiara jest
bramą tajemnic. Jak cielesne oczy widzą przedmioty zmysłowe, tak wiara
duchowymi oczyma, patrzy na to, co ukryte”(św. Izaak Syryjczyk). Nasza
percepcja świata dokonuje się przez oczy- fizyczne i duchowe. „Oczy są
zwierciadłem duszy.” Mając na uwadze
życie zgodne z wolą Bożą, Jezus nazywa oczy „światłem ciała.” Apostoł Paweł
będzie pisał do Kościoła w Efezie:
„Niechaj da wam światłe oczy serca tak, byście widzieli, czym jest nadzieja
waszego powołania”. Aberacjusz, biskup Hierapolis (II w.), na epitafium polecił umieścić napis, w którym
nazywa siebie uczniem niepokalanego Pasterza, „który oczy ma wielkie
dosięgające Tego, który cały jest światłem, pochodzącym od Ojca, cały jest
okiem”. Najważniejsze przesłanie Ewangelii, to ludzkie oczy, które zostają uzdolnione
do błogosławionego oglądu Boga. W tych słowach Chrystusa, zawiera się
usankcjonowanie istnienia sztuki. „Zobaczymy Go takim jakim jest, to znaczy, że
zrozumiemy piękno natury Bożej Ojca- pisał Cyryl Aleksandryjski- kontemplując
chwałę Chrystusa, którą On jaśnieje, a która od Ojca pochodzi.” Sztuka próbuje
transponować przez całe wieki, ludzkie oblicze Boga- utrwalone w źrenicach
apostołów. Sztuka jest szczeliną przez którą można uchwycić blask prawdy o Tym,
który stał się widzialnym. Jak pisał o. Sergiusz Bułgakow w kontekście teologii
ikony: „Obraz staje się widzialny dla widzącego, w którym się zrodził… Człowiek
w Chrystusie jest bezpośrednim obrazem Jego Bóstwa, gdyż samo Bóstwo ma ludzki
obraz”. Jeszcze w innych sposób wyrażają to słowa św. Grzegorza z Nazjanzu:
„Ukazał się zaś nam jako Bóg w przyjętym przez siebie człowieczeństwie, jako
jeden i ten sam w dwóch przeciwstawnych sobie naturach, ciała i ducha, z
których jedna przebóstwiła drugą, i przyjął tę przebóstwioną. Ten, który innych
wzbogaca, staje się ubogim. Przyjmuje ubóstwo mego ciała, abym dostąpił
bogactwa Jego Bóstwa”. Uchwycić wzorkiem obecność Boga. „Tylko ikona ofiarowuje
otwartą twarz, ponieważ otwiera w sobie widzialne ku niewidzialnemu i proponuje,
aby wychodzono poza to, co przedstawia- nie oglądając, lecz oddając cześć... W
ikonie spojrzenie człowieka ginie w niewidzialnym spojrzeniu, które zwraca ku
niemu widzialna twarz”(J.L. Marion). Twój wzrok ogarnia Mistrza i wyznajesz:
Jest we mnie większy niż ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)