piątek, 20 września 2019


Myślę, że istnieje metafizyka sztuki. Jej religijna poświata którą emituje w przestrzeni zwątpienia i niewiary. Jakaś zagospodarowana malarsko przestrzeń w której artysta widzi intensywniej i głębiej; dostrzega owo egzystencjalne napięcie które towarzyszy człowiekowi wiary. „Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż nicość”- pisał M. Proust. Artysta jako jedyny w sposób najbardziej właściwy i wyrazisty potrafi otworzyć inne oczy- spojrzenia- na to, co zwiastuje ukradkiem mądrość Ewangelii. Kiedy przyglądam się obrazom D. Morellego, V. Polenova, M. Nesterova, P.P. Chavannesa, G. Rouaulta,  A. Chmielewskiego i wielu innych twórców zmagających się z żywą obecnością Boga i wewnętrznym drganiem duszy (mistyką), dostrzegam jak kultura obrazu- staje się żywą teologią- opowieścią o szamotaninie i ostatecznie szczęściu człowieka obcującego z Bogiem. Malarstwo o którym pisał Gogol, które chrześcijaństwo wydobyło z nicości i zamieniło w olbrzyma „które wydostało się z granic zmysłowego świata.” To malarskie rozprawy o przyjaźni z Tym, który stał się najpiękniejszym z synów ludzkich- Wcielonym Bogu. Gdyby tak można było sportretować nasze impulsy duszy, nadać im formę i nasycić kolorem. Gdyby dukt pędzla mógł oddać poryw modlitwy- dialog pomiędzy pyłkiem a Istnieniem. Wielka sztuka musi zmagać się z pytaniami o Boga, rozniecać żar, czasami wstrząsać posadami sumienia, nawet jeśli roztrzaska się o niezrozumienie lub odrzucenie. Czasami eidos musi wejść w milczenie, aby doświadczyć „widzenia w niewidzeniu,” aby dostrzec świetlistą twarz Bogaczłowieka. Domeną sztuki jest intensyfikacja piękna na wszelki możliwy sposób.  To świadczy o jej filokaliczności i teofaniczności. Paul Valery był przekonany, że znakiem obecności dzieła sztuki jest stan natchnienia, w który ono nas wprowadza. Jednak ów stan to zbyt mało, chodzi o coś znacznie bardziej głębszego, bogatszego i fascynującego poznawczo. Artysta musi wzbudzić głód- łaknienie głębi- tęsknotę za sacrum.  „Dzieło sztuki ma wyrażać to, co nie jest poddane śmierci”(C. Brancusi). Zadaniem sztuki jest roztaczanie horyzontu wieczności; szkicowanie przeplatających się dróg, którymi będzie można dotrzeć do krainy idealnego i ostatecznego piękna. „Nie chcę tworzyć obrazu, chcę otworzyć przestrzeń, stworzyć dla sztuki nowy wymiar, związać ją z kosmosem w całej jego rozciągłości, z nieskończonym poza płaską powierzchnią obrazu”- rozmyślał włoski abstrakcjonista Lucio Fontana. W tych słowach zawiera się jakaś utajona tęsknota za światem transcendentnym- przestrzenią w której Prawda staje się dostrzegalna w całej pełni, a rzeczywistość zostaje przeniknięta energiami Ducha. W apokryficznej Ewangelii św. Tomasza czytamy wymowne słowa włożone  usta Chrystusa: „Obrazy ukazują się człowiekowi, a światłość, która jest w nich, ukryta jest w obrazie światłości Ojca. On ujawni się, a jej obraz ukryty jest w Jego światłości.” Końcowym akordem kultury jest przebóstwienie, spojrzenie na Tego, który jest światłością świata.