Istnieje słuszne
przekonanie że artysta powinien pozostawić po sobie już inny świat-
rzeczywistość napełnioną głębią maksymalnego przeżywania życia. Niczym
boomerang powraca do mnie pytanie francuskiego konceptualisty Bena Vautiera: „Dlaczego
sztuka nieustannie się zmienia ?” Przemiana jest pewnie nieunikniona, ale
niepokojące są wewnętrzne procesy- oderwania od tego, co najbardziej
fundamentalne i dynamizujące jej rację istnienia. Żyjemy w świecie gdzie kultura próbuje się
oderwać od swych liturgicznych i teologicznych źródeł istnienia. „Pan artysta
świat buduje nie z atomów lecz z odpadków”- z poetycką nutą i przewrotnie pisał
Z. Herbert. Artyści zbyt łatwo poddali się pokusie alienacji, osamotnienia,
paraliżującej wnętrze pustki, zagłuszanej krzykiem dekadencji. „Impulsem sztuki
nowoczesnej jest często pragnienie zniszczenia piękna”(B. Newman). Destrukcja,
wulgarność i szokowanie stały naiwnymi metodami współczesnej, niczym
nieskrępowanej kreacji wyzwolonego człowieka. „Sztuka awangardowa stała się
nawykiem, martwą literą o niewielkich konsekwencjach duchowych...”(D. Kuspit). Od
Saturna Goi pożerającego własne
dzieci, coś zaczęło się psuć. Już wcześniej badacze zdiagnozowali sztukę przed
zaistnieniem obrazu i po obrazie, lub obecnie w stanie atrofii (po końcu
sztuki). Warhol był przekonany, że sztuka może zrodzić się jedynie z tego, co
osobiście pasjonuje artystę. Myślę, że poruszał się tylko na powierzchni świata
który dostarczał mu jedynie podniet w sferze tego, co zewnętrzne- banalne i
krótkowzroczne- zredukowane do przedmiotów wyniesionych do rangi estetycznych
fetyszy konsumpcyjnego i wiecznie niezaspokojonego społeczeństwa. „Wulkaniczne
wybuchy farby, łagodne jej spływanie po płaszczyźnie obrazu, ruch linii i nieokreśloność
plam- mają zapewne wyrażać stan współczesnych umysłów, niepokój naszych czasów”(M.
Ernst). Georgies Mathieu, otumaniony dźwiękami muzyki wytryskiwał na ogromne
płótno farby, jakby chcąc uobecnić w swym procesie malarskiego wycieńczenia
stan rozpaczliwego chaosu. „Sztuka rodzi się z ograniczeń, ze skrępowania, a
umiera od nieokiełznanej wolności” (A. Gide). U Polloca i jego naśladowców- action painting- sztuka była czymś poza
refleksyjnym, automatyzmem wprawiającym w ruch liczne wiaderka z farbą. Mamy do
czynienia z eksperymentami na „ciele sztuki” które ostatecznie doprowadzą do
wyeksponowania fekaliów w blaszanej puszce, czy fotografowania krucyfiksu
zanurzonego w urynie. „Względność gustów to wymówka, wymyślona przez epoki o
zepsutym smaku”(N.G. Davila). Ciężko jest jednak obronić sztukę kontrowersyjną,
afiszująca się skandalem i podszytą podskórnie chęcią zdetonowania od środka
tego, co jest święte. Być może rozpędzony pociąg sztuki musi wyhamować w miejscu,
gdzie trzeba zacząć poruszać się w sferze humanistycznego postrzegania
rzeczywistości. Przestać się idiotycznie naigrywać i wszystko sprowadzać do
bezpardonowego języka pogardy, kpiny, kloacznego epatowania indywidualnością. Wielką
sztukę tworzą artyści pokorni- oni są olbrzymami, zwiastunami oraz prorokami
piękna. „Jestem taki malutki- wszyscy inni nad podziw ogromni, piękni, zacni,
prawie murowani- pisał o ludowym, pokornym, kalekim, naiwnym malarzu
łemkowskich pejzaży Nikiforze Tadeusz Kubiak- Aż strach wśród tych olbrzymów z
pędzelkami chodzić wśród złocistości świata szaremu jak słodzik.” Współczesny
twórca stał się celebrytą, epatującym dionizyjskim i niszczącym pierwiastkiem- prześmiewczo
mieszającym na palecie odpryski antysztuki. „Istnieje coś gorszego niż człowiek
zdemoralizowany- mianowicie człowiek który się przyzwyczaił”(E. Mounier).
Człowiek powierzchowny, miałki, którego ekspresja już nie kołysze duszy,
przestrzeń spowija ciemnością. Człowiek przyzwyczajony i tendencyjny, który
brzydotę wstawił zbyt gwałtownie w miejsce piękna. Jakże trudno jest być
dzisiaj artystą z moralnym kręgosłupem, z głową w której buzują twórcze idee-
gdzie świat materii spotyka świat ducha i bierze nad nim prymat. „Zbyt mocno
wrośnięci jesteśmy w przestrzeń i czas, abyśmy mogli całkowicie się od nich
oderwać, nigdy nie potrafimy uchwycić aktualnej rzeczywistości własnego ja.
Istnieje więc tylko możliwość zwycięstwa, do którego dążymy. Istnieją w nas
zaczątki działań, których wstępny etap rozgrywa się w życiu ludzkim, lecz które
mogą osiągnąć pełny rozwój gdzie indziej, na płaszczyźnie wyższej niż ludzka, a
raczej na płaszczyźnie wewnętrznego życia człowieka”- z delikatną nutą nadziei
rozmyślał Rene Habachi. Zaczątki działań, poryw duszy- kulturalny wzlot nad
przeciętnością i próżnym przekonaniem, że jest się kimś wyjątkowym. Artysta o
cherlawej duszy może być jedynie plagiatować innych, cytującym formy i
przywłaszczającym je jako swoje własne. Jest
zbyt mały, aby wzbić się wyżej- ku transcendencji i tłumaczyć świat własnej
duszy podłóg pierwotnej harmonii Raju. „Kultura jest ruchem, kultura jest miłością.
Historia nie rozpoczyna się od pierwszego oburzenia człowieka, nie rozpoczęła
się od Kaina; zaczęła się od pierwszego zachwytu człowieka, od ofiary złożonej
Bogu przez Abla. „Bogu” to znaczy całemu światu...”(W. Rozanow). Sztuka powinna
być spoiwem w świecie antywartości. „Oczyszczenie sztuki może dokonać się przez
oczyszczenie człowieka- przekonywał M. Janocha- A oczyszczenie człowieka
zaczyna się od dostrzeżenia brudu. Brudu nie zobaczy się w ciemności. Do tego
potrzebne jest światło...”Sztuka świetlista- symfonia w chaotycznym bełkocie
słowa i obrazu. „Gdybym nie miał farb malowałbym błotem”- przekonywał E.
Delocroix. Błotem, które Chrystus w Ewangelii wziął w swoje boskie dłonie i położył
na oczy niewidomego, a ten przejrzał. Od
tej pory świat stał się świetlisty- napełniony Pięknem !