piątek, 27 września 2019


Istnieje słuszne przekonanie że artysta powinien pozostawić po sobie już inny świat- rzeczywistość napełnioną głębią maksymalnego przeżywania życia. Niczym boomerang powraca do mnie pytanie francuskiego konceptualisty Bena Vautiera: „Dlaczego sztuka nieustannie się zmienia ?” Przemiana jest pewnie nieunikniona, ale niepokojące są wewnętrzne procesy- oderwania od tego, co najbardziej fundamentalne i dynamizujące jej rację istnienia. Żyjemy w świecie gdzie kultura próbuje się oderwać od swych liturgicznych i teologicznych źródeł istnienia. „Pan artysta świat buduje nie z atomów lecz z odpadków”- z poetycką nutą i przewrotnie pisał Z. Herbert. Artyści zbyt łatwo poddali się pokusie alienacji, osamotnienia, paraliżującej wnętrze pustki, zagłuszanej krzykiem dekadencji. „Impulsem sztuki nowoczesnej jest często pragnienie zniszczenia piękna”(B. Newman). Destrukcja, wulgarność i szokowanie stały naiwnymi metodami współczesnej, niczym nieskrępowanej kreacji wyzwolonego człowieka. „Sztuka awangardowa stała się nawykiem, martwą literą o niewielkich konsekwencjach duchowych...”(D. Kuspit). Od Saturna Goi pożerającego własne dzieci, coś zaczęło się psuć. Już wcześniej badacze zdiagnozowali sztukę przed zaistnieniem obrazu i po obrazie, lub obecnie w stanie atrofii (po końcu sztuki). Warhol był przekonany, że sztuka może zrodzić się jedynie z tego, co osobiście pasjonuje artystę. Myślę, że poruszał się tylko na powierzchni świata który dostarczał mu jedynie podniet w sferze tego, co zewnętrzne- banalne i krótkowzroczne- zredukowane do przedmiotów wyniesionych do rangi estetycznych fetyszy konsumpcyjnego i wiecznie niezaspokojonego społeczeństwa. „Wulkaniczne wybuchy farby, łagodne jej spływanie po płaszczyźnie obrazu, ruch linii i nieokreśloność plam- mają zapewne wyrażać stan współczesnych umysłów, niepokój naszych czasów”(M. Ernst). Georgies Mathieu, otumaniony dźwiękami muzyki wytryskiwał na ogromne płótno farby, jakby chcąc uobecnić w swym procesie malarskiego wycieńczenia stan rozpaczliwego chaosu. „Sztuka rodzi się z ograniczeń, ze skrępowania, a umiera od nieokiełznanej wolności” (A. Gide). U Polloca i jego naśladowców- action painting- sztuka była czymś poza refleksyjnym, automatyzmem wprawiającym w ruch liczne wiaderka z farbą. Mamy do czynienia z eksperymentami na „ciele sztuki” które ostatecznie doprowadzą do wyeksponowania fekaliów w blaszanej puszce, czy fotografowania krucyfiksu zanurzonego w urynie. „Względność gustów to wymówka, wymyślona przez epoki o zepsutym smaku”(N.G. Davila). Ciężko jest jednak obronić sztukę kontrowersyjną, afiszująca się skandalem i podszytą podskórnie chęcią zdetonowania od środka tego, co jest święte. Być może rozpędzony pociąg sztuki musi wyhamować w miejscu, gdzie trzeba zacząć poruszać się w sferze humanistycznego postrzegania rzeczywistości. Przestać się idiotycznie naigrywać i wszystko sprowadzać do bezpardonowego języka pogardy, kpiny, kloacznego epatowania indywidualnością. Wielką sztukę tworzą artyści pokorni- oni są olbrzymami, zwiastunami oraz prorokami piękna. „Jestem taki malutki- wszyscy inni nad podziw ogromni, piękni, zacni, prawie murowani- pisał o ludowym, pokornym, kalekim, naiwnym malarzu łemkowskich pejzaży Nikiforze Tadeusz Kubiak- Aż strach wśród tych olbrzymów z pędzelkami chodzić wśród złocistości świata szaremu jak słodzik.” Współczesny twórca stał się celebrytą, epatującym dionizyjskim i niszczącym pierwiastkiem- prześmiewczo mieszającym na palecie odpryski antysztuki. „Istnieje coś gorszego niż człowiek zdemoralizowany- mianowicie człowiek który się przyzwyczaił”(E. Mounier). Człowiek powierzchowny, miałki, którego ekspresja już nie kołysze duszy, przestrzeń spowija ciemnością. Człowiek przyzwyczajony i tendencyjny, który brzydotę wstawił zbyt gwałtownie w miejsce piękna. Jakże trudno jest być dzisiaj artystą z moralnym kręgosłupem, z głową w której buzują twórcze idee- gdzie świat materii spotyka świat ducha i bierze nad nim prymat. „Zbyt mocno wrośnięci jesteśmy w przestrzeń i czas, abyśmy mogli całkowicie się od nich oderwać, nigdy nie potrafimy uchwycić aktualnej rzeczywistości własnego ja. Istnieje więc tylko możliwość zwycięstwa, do którego dążymy. Istnieją w nas zaczątki działań, których wstępny etap rozgrywa się w życiu ludzkim, lecz które mogą osiągnąć pełny rozwój gdzie indziej, na płaszczyźnie wyższej niż ludzka, a raczej na płaszczyźnie wewnętrznego życia człowieka”- z delikatną nutą nadziei rozmyślał Rene Habachi. Zaczątki działań, poryw duszy- kulturalny wzlot nad przeciętnością i próżnym przekonaniem, że jest się kimś wyjątkowym. Artysta o cherlawej duszy może być jedynie plagiatować innych, cytującym formy i przywłaszczającym je jako swoje własne.  Jest zbyt mały, aby wzbić się wyżej- ku transcendencji i tłumaczyć świat własnej duszy podłóg pierwotnej harmonii Raju. „Kultura jest ruchem, kultura jest miłością. Historia nie rozpoczyna się od pierwszego oburzenia człowieka, nie rozpoczęła się od Kaina; zaczęła się od pierwszego zachwytu człowieka, od ofiary złożonej Bogu przez Abla. „Bogu” to znaczy całemu światu...”(W. Rozanow). Sztuka powinna być spoiwem w świecie antywartości. „Oczyszczenie sztuki może dokonać się przez oczyszczenie człowieka- przekonywał M. Janocha- A oczyszczenie człowieka zaczyna się od dostrzeżenia brudu. Brudu nie zobaczy się w ciemności. Do tego potrzebne jest światło...”Sztuka świetlista- symfonia w chaotycznym bełkocie słowa i obrazu. „Gdybym nie miał farb malowałbym błotem”- przekonywał E. Delocroix. Błotem, które Chrystus w Ewangelii wziął w swoje boskie dłonie i położył na oczy niewidomego, a ten przejrzał.  Od tej pory świat stał się świetlisty- napełniony Pięknem !