środa, 18 września 2019


Kogo prócz Ciebie mam w niebie ? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73, 25).

Czy żyjemy już w świecie bezbożnym- pogańskim- a może tak bardzo obojętnym, że wszystko co święte człowiekowi współczesnemu zobojętniało ? To pytanie nie jest jedynie prowokacją mającą na celu zdiagnozowanie religijności człowieka nowoczesnego, światowego i najczęściej polegającego na własnych umiejętnościach. Tym niech się zajmie socjologia lub psychologia religii. Teolog będzie pytał o człowieka. O jego uśpioną tęsknotę za Bogiem; horyzontalne i wertykalne spojrzenie wiary. Teologia nie jest jedynie akademickim dyskursem odrealnionych mędrców w sutannach. Teologia się dzieje pomiędzy człowiekiem i Bogiem, promieniuje i sprowadza sprawy ważne na właściwe tory. Pulsuje wewnątrz chrześcijaństwa i stawia nas wobec naglących problemów współczesności. Jest dyskursem wokół spraw najistotniejszych, choć czasami jeszcze tak niewyraźnie zarysowanych. W końcu jest wzdychaniem za blaskiem prawdy i wiecznością, wokół których może- jeśli tyko zechce orbitować człowiek. „Dajcie człowiekowi świat, a potrzeba drugiego zniknie”- słynna sentencja ateistów zaciskających kurczowo w dłoniach egzystencję. Fałszywie pojmowany dyktat stworzenia nad Absolutem. Można poszerzyć tę myśl: „Dajcie człowiekowi nieograniczoną władzę, pieniądze, medialny rozgłos, a potrzeba Boga umrze w nim śmiercią naturalną.” Obojętność podszyta zuchwałą irytacją i wzmocniona urojoną nienawiścią do tego, co religijne- transcendentne- tworzy człowieka „niezależnego” i „odmitologizowanego” ze wszystkich nawarstwień duchowego pojmowania rzeczywistości. „Człowiek jest bogiem bezsilnym”- już dobry kawałek czasu temu, stwierdził M. Heidegger. Byt bezsilny- ponieważ wydaje mu się, że może urządzić swój własny świat bez pomocy kogokolwiek. Bezsilny- ponieważ może pominąć najbardziej fundamentalne pytania o sens własnego istnienia i przechodzenia na drugą stronę życia. Jeżeli życie człowieka nie jest paschą- przejściem- wówczas wszystko zostaje spowite śmiercią; irytującym bełkotem ślepca potykającego się o własne złudzenia. Myślenie i postrzeganie świata wchodzi w absurdalność śmierci. Merlau- Ponty powiedział: „człowiek nie jest skazany na wolność, jest skazany na sens, co znaczy, że został wezwany do rozszyfrowania sensu egzystencji, przede wszystkim zaś sensu samej wolności.” To w przestrzeni wolności dokonuje się proces wyboru- być w Bogu lub może być poza Nim. Nie wszyscy są zdolni i na tyle odważni, aby jak Rimbaud oznajmić: „Ja to Inny.” W spotkaniach z różnymi ludźmi bardzo często nie ujawniam się, że jest duchownym- teologiem. Rozmowy rozszerzają się na różne tory, ale tym ostatnim- zmarginalizowanym okazuje się rzeczywistość religii, duchowości, aspiracji wzbicia się poza „teraz.” Jeżeli rozmowa poszybuje w kierunku spraw duchowych, to bardzo często okazuje się, że jest to mielizna w której topią się przeciętni „wierzący” w których pulsuje już jedynie duch tego świata. „Z pewnej perspektywy dałoby się nieomal powiedzieć, że w przypadku ludzi współczesnych określających się mianem „areligijnych” religia i mitologia „skryły się” w mrokach ich nieświadomości- jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że ludzie ci głęboko w swym wnętrzu mają możliwość odzyskania religijnego przeżywania życia. Z chrześcijańskiego punktu widzenia dałoby się powiedzieć, że „niereligijność” odpowiada nowemu „upadkowi” człowieka, że człowiek areligijny utracił zdolność do świadomego przeżywania religii, tym samym do zrozumienia i uznania jej, ale w najgłębszej głębi swej istoty ciągle przechowuje wspomnienie o tym, jak było kiedy wierzył” – twierdził M. Eliade. On istnieje, przenika ludzkie myśli, spojrzenia i rozmowy. „On jest nieograniczoną przestrzenią naszej wolności. Bez Niego bylibyśmy jedynie śmiesznymi działkami wszechświata i historii, pęcherzykami na powierzchni nicości. Amebami, których przypadek uczynił organizmami złożonymi”(O. Clement). Spróbować odnaleźć ślady Boga w świecie, a nade wszystko w sobie. Można spotkać Go w drodze jak uczniowie idący do Emaus i przeżywający wewnętrzne rozterki. Wejść w centrum własnego serca, gdzie spaceruje On- pełna miłości Obecność ! Zmierzyć się ze sobą- szamotać, rozbić się o fale niemocy własnego rozumu. Bóg nie zamieszka w kimś kto nie zamieszkał w sobie. „Gdzie jest we mnie to miejsce, do którego mogę Cię zaprosić, mój Boże”- pytał z takim przejęciem poszukujący sensu święty Augustyn. Paradoksalnie Bóg się objawia w tej chwili, kiedy nie ma już w nas naszego próżnego i krzykliwego ja. „Kiedy już nie ma mnie, jest On.” Wtedy zstępuje struga światła, rozszerza się granica wieczności, wytryskuje miłość. Miał rację święty Grzegorz: „Aby zbliżyć się do Niego, musimy iść krokiem miłości.”