piątek, 13 września 2019


Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol. Żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki (Pnp 8, 6-7).

Dzisiaj wraz z moją żoną przeżywamy kolejną już rocznicę małżeństwa. „Mężczyzna i kobieta nie są dwoma bytami, lecz jednym”- mówił św. Jan Chryzostom. To ważne wydarzenie które pozwala nam ze świeżością przypominać sobie gody weselne, pomnażać radość Kany Galilejskiej; zacieśniać komunię wzajemnej miłości, celebrować „liturgię ciał i serc.” Jeden z moich ulubionych poetów R. Tagore pisał: „Miłość jest niekończącą się tajemnicą, bo nie ma żadnej rozsądnej przyczyny, która mogłaby ją wytłumaczyć.” Święto miłości w którym powraca intensywność pierwszego i najbardziej gwałtownego uniesienia serca, czułego spojrzenia- wobec którego wszystkie rzeczy i sprawy tego świata stają nieobecne i jedynie blakną. „W małżeństwie możliwe jest pełne poznanie człowieka, cud odczucia, doznania, postrzegania innej osobowości... Przed małżeństwem człowiek jedynie prześlizguje się nad życiem, obserwuje je z boku i dopiero w małżeństwie zanurza się w życie, wchodząc w nie poprzez drugą osobowość. To upajanie się prawdziwym poznaniem i prawdziwym życiem daje poczucie całkowitej pełni i zaspokojenia, które czynią nas bogatszymi i mądrzejszymi. A pełnia ta pogłębia się jeszcze wraz z powstaniem z nas, połączonych i pojednanych, tego trzeciego- naszego dziecka”(A. Jelczaninow).Zachować miłość- niczym dobre wino, aż do teraz. „Pobłogosław ich wyjścia i powroty”- głosi końcowa modlitwa z bizantyjskiego obrzędu małżeństwa. Nie było nam łatwo z naszą miłością przekonywać świat o cudownych pomysłach Boga. Coraz mocniej uświadamiam sobie ciężar małżeńskiej przysięgi, wspólnego niesienia wzajemnych trosk, oddaleń, buntów i powrotów w których na powrót miłość zmartwychwstaje. Nie jest również łatwo być żonatym księdzem w społeczeństwie, gdzie większość duchownych jest celibatariuszami, a wielu zewsząd jest przekonanych, że to jedyny i słuszny model kapłaństwa w Kościele. Nie jest łatwo przeżywać „sakrament miłości,” gdzie w wyobrażeniu niektórych kapłan który przytula swoją żonę, już w sposób nie pełny- niecałkowicie wyłączy „przytula Chrystusa.” Jakże błędne jest takie przekonanie i stereotypowe, wymagające rzetelnej teologicznej korekty. Kapłaństwo i miłość małżeńska stanowią swoistą synergię miłości- tej samej i głębokiej wytryskującej z serca kochającego Boga. „Każda wielka miłość- pisał P. Evdokimov- jest z konieczności miłością ukrzyżowaną.” W kapłaństwie prawosławia stan małżeński kleru był czymś tak naturalnym, że nikt tego w żaden oficjalny sposób nie poddawał tego faktu pod wątpliwość. „W Kościele rzymskim ci, którzy pragną otrzymać diakonat lub kapłaństwo, przyrzekają, że nie będą wspólnie żyć z kobietą. My zachowujemy kanony apostolskie, zezwalamy na kontynuowanie pożycia małżeńskiego”(Sobór in Trullo, Kan. 13). W małżeństwie i sakramencie święceń On, „Pan, który daje życie,” pozwala Oblubienicy mieć udział w Jego dziewiczej płodności. Wspólnota dwojga ludzi staje się eucharystyczna- uchrystusowiona- nasycona smacznym winem Królestwa Niebieskiego. Wszystko nabiera sensu jedynie w miłości- tej rozdawanej obficie przez Tego, który nas pierwszy umiłował. Wyrażam dziękczynienie Bogu za dar miłości- tej małżeńskiej- położonej w sercu ukochanej żony i tej kapłańskiej przez którą przychodzi żar Ognia przeistaczając świat w miłość jako dar z siebie.