Już jakiś czas temu rozpocząłem
mrówczą pracę porównawczą nad romańskimi portalami z terenów Francji. Nocne analizowanie
materiału fotograficznego, wczytywanie się w literaturę przedmiotu i łacińskie
teksty z epoki, potrafią zaintrygować niejednego pozornie przekarmionego sztuką
wędrowca. Pewien znajomy profesor z przekąsem mi odparł, że wszystko, co było
tam do przebadania zostało wykonane. Co jeszcze można napisać świeżego o romańskich
portalach ? Zmarszczyłem brwi i nerwowo zassałem powietrze wyrażając moje
niezadowolenie z tej pobieżnej i krzywdzącej opinii. Nie podzielam tego
poglądu, że średniowieczna sztuka została dogłębnie przeanalizowana. Pomimo
opasłej literatury na ten temat jest jeszcze zawsze coś do zrobienia. Jak w
górnictwie potrzebne są nowe odkrywki; niespodziewane tąpnięcia. Historia
sztuki w wielu obszarach podchodziła do tych miejsc ciekawsko i trochę turystycznie,
dając asumpt do szkicowego i domyślnego poruszania się po tym fascynującym
kulturowo poletku. „Za każdym razem, kiedy rzeźbiony portal otwiera nam drzwi
na świat sztuki romańskiej albo kiedy ornamenty kapiteli wprowadzają w tę
przedziwną, a jednak nieobcą nam przygodę duchową, błogosławimy trwałość
kamienia” (A. Olędzka- Frybesowa). Mnie uwiodła predylekcja teologiczna tego
podszytego tajemniczością gąszczu rzeźbiarskich form. Ile to wysiłku włożyli
średniowieczni kamieniarze, aby tak poetycko i fantazyjnie rozmieścić biblijne narracje
w ramach masywów rozsianej architektury. Podeprę to przykładem. Udajmy się na
chwilę do bajkowej Prowansji- śródziemnomorskiej krainy, udeptanej stopami
antycznych Rzymian i spulchnionej geniuszem wyśmienitych artystów, którzy przez
długi czas uchodzili za takich uśmiechniętych prowincjuszy z nad doliny Rodanu.
Prowansalska romańszczyzna jest szczególnie kusząca dla tych, którzy się już
znudzili osławionymi portalami kościołów w Moisac czy Autun. W wyobraźni podążam
szlakiem dawnej drogi pątniczej- zwanej Via
Tolosana. Znajduję się w dawnym mieście galijskim Arles. Portal katedry
Saint- Trophime potrafi zawrócić z pielgrzymiego szlaku wielu zapatrzonych w
ukwiecone horyzonty piechurów. Katedra utkana z kamiennego masywu potrafi
czarować uwerturą form i teologiczną fabułą. Nie ma tu ekspresji jak we
wspomnianych przez ze mnie kościołach Moissac czy Autun, lecz szczera opowieść-
wolna od dramaturgii- „pozbawiona retorycznego patosu form z Sain Gilles”- jak
słusznie zauważył W. Sauerlander. Z dekoracji rzeźbiarskiej emanuje intrygujący
zmysły spokój. Widać tu również silne przenikanie rzeźby z terenu Italii. Pociąga
mnie teologia i symbolika- odciśnięta w kamieniu, szkicowa i dogłębnie
mistyczna. Patrzę na tympanon z którego tronuje Chrystus w mandorli, otoczony
symbolami ewangelistów. W wewnętrznej archiwolcie falują splecione anielskie
zastępy inicjując liturgię nieustannej adoracji. Wielki fryz biegnący na
wysokości nadproża przedstawia nad drzwiami siedzących apostołów. „Po prawej
procesja zbawionych, po lewej gęsty, przysadkowaty tłum potępionych – pisał Z.
Herbert- Między kolumnami opartymi na grzbietach lwów hieratyczni święci jakby
podniesione w górę płyty nagrobne.” Wszystko wydaje się takie już znane, a
zarazem nieprawdopodobne w swojej inności. Drobny fryz poniżej zatrzymuje oko
na scenach związanych z tajemnicą wcielenia Chrystusa. Apostołowie stojący w występie
muru to przyjaciele Mistrza- Piotr i Jan po lewej, a Paweł i Andrzej po prawej,
podczas gdy Jakub Starszy i Bartłomiej cumują w prostokątnych niszach północnej
ściany zewnętrznej, a Jakub Młodszy i Filip przy ścianie południowej. Rozmieszczenie
postaci nie jest przypadkowe, to plejada herosów Ewangelii torujących drogę dla
patrona katedry świętego Trofima. To obraz Boskiej potęgi „wszystko jest więc tylko
symbolem tego, czym jest i jak działa Bóg. Sam wszechświat, całość jego zjawisk
stanowi tylko jeden ogromny symbol najwyższego majestatu”(Gerard de Champeux). Wchodzimy
jakby do wehikułu czasu, odkrywając świat ludzi średniowiecznych których oczy
były wzniesione ku górze, a serca kołatały od nadmiaru wiary. Miała rację M.
Davy: „Wszystko znajduje się w sferze sacrum, wszystko bowiem jest proporcją,
uporządkowaniem, miarą i harmonią. Człowiek romański niesie ze sobą pojęcie
uniwersalności. To cały wszechświat w doskonałej jedności czci tajemnicę
stworzenia, a człowiek rozpoznaje na swym obliczu pieczęć bóstwa.” Życie i
barwna eschatologia podrywają profanów ku górze, gdzie Chrystus staje się
Bogiem gościnnym.
czwartek, 30 stycznia 2020
środa, 29 stycznia 2020

Dwa dni temu
dowiedziałem się o śmierci prawosławnego księdza Alphonsa Goettmana. Był moim współbratem w
kapłaństwie, choć nigdy nie miałem okazji spotkania się z Nim osobiście. Byłem
w ośrodku duchowości prawosławnej Betania w Gorze, ale już wtedy ojciec
Alphonse był silnie doświadczony chorobą i przykuty do łóżka. „Tylko cierpienie
otwiera przed nami to, co wielkie i święte”(W. Rozanow). Był człowiekiem
świetlistym, przyjacielem Boga; wędrowcem przemierzającym fascynującą drogę
wiary. Wraz ze swoją żoną Rachel dali chrześcijaństwu wspaniały
przykład rozkochanej w Bogu wspólnoty małżeńskiej. Oboje byli płodnymi teologami-
więcej mistykami- poruszającymi się w naznaczonym pięknem świecie Boga.
Napisali wiele książek z zakresu teologii, życia wewnętrznego i psychologii,
dając drogowskazy ludziom zapętlonym w świecie ku Bogu- sensie istnienia
człowieka. Byli aniołami bez skrzydeł- promieniujący uśmiechem i łagodnością.
Spoglądam na ich fotografię i dostrzegam ludzi o szlachetnych sercach,
przenikliwych spojrzeniach i nasyconych światłem. Mówili o wsłuchiwaniu się w
Boga i uczeniu się rozpoznawania Go w swoim wnętrzu. „Celem ludzkiego życia nie
jest stać się dobrym, cnotliwym, mądrym, ale uczestnikiem Bożej natury.” Ich
życie było niczym lustro w którym odbijały się promienie wstępującego w
rzeczywistość Boga. Pokazali że w historii świata pełnej cierpienia, bólu i
śmierci, ostatnie słowo należy do Miłości ! Ich mądrość wyrastała z prostodusznego
pochylania się nad Ewangelią Chrystusa, miłosnym zadziwieniem- codziennością
przenikniętą rytmem modlitwy i mozolnego odkrywania śladów Królestwa Bożego. „Zbawić
siebie- znaczy przeobrazić ten świat, żeby nie panowała nad nim śmierć, żeby wszystko,
co żywe, w Nim zmartwychwstało”- jak pisał M. Bierdiajew. Oddychali Bogiem i
dostrzegali Jego Oblicze w ludziach których stawiał na ich drodze życia.
Potrafili odkrywać tropy ekumenicznej wrażliwości na innych- zawsze z ogromnym
szacunkiem i otwartością cechującą autentycznych przyjaciół Boga. „Wszelkie
prawdziwe życie jest spotkaniem”(M. Buber). Odejście ojca Alphonsa jest ogromną
stratą dla prawosławia na Zachodzie Europy. Nie jest to moment do smutku czy
żałoby, ale uwielbienie Boga za wielkie dzieła które dokonał przez tego
człowieka. Jego życie było Paschą, a wejście w śmierć stało się ponownym
narodzeniem. Już teraz wraz ze swoją ukochaną żoną Rachel cieszy się liturgią
Nieba- widzi Boga twarzą w twarz. Wiecznaja Pamiat ! https://www.youtube.com/watch?v=didTXfFpAD0
niedziela, 26 stycznia 2020

Leniwy
niedzielny poranek. Czytam po raz kolejny Ewangelię o uzdrowieniu niewidomego.
Z każdą lekturą tej perykopy odsłania się coś świeżego- malującego obraz
pełnego troski Kogoś, kto potrafi dostrzec trudny, człowieczy los. Ewangelia
jest pełna cudów, a tam gdzie pojawia się Chrystus nawet najbardziej
dramatyczne sytuacje stają się okazją do zamanifestowania uzdrawiającej mocy
wrażliwego i współczującego Boga. Punktem wyjścia jest zrelacjonowany przez
ewangelistę zwięzły opis cudu. W wielu sytuacjach uzdrowienie fizyczne wiąże
się również z duchowym przeobrażeniem- drganiem wiary w duszy obdarowanego
człowieka. Gwałtowne poruszenie i odpowiedź całym sobą na dokonującą się
zmianę. Nieznajomy- wędrowny nauczyciel z Nazaretu inicjuje liturgię uzdrowienia.
Dotyka czegoś co w przekonaniu większości jest ohydne i niedotykalne;
sprowadzające rytualną nieczystość- separujące od powszechnie panującej
normalności życia. Trędowatych się izolowało oraz agresywnie wyganiało z miast
i wsi. Żyli oni jako wykluczeni- wyrzutkowie dźwigający na swoich ramionach
brzemię grzechu. Dzwoneczkami komunikowali swój pochód, a ich pojawiający się
cień, powodował popłoch i wyludnienie. Oprócz toczącej ich straszliwej choroby,
otrzymywali często kamieniem w plecy lub głowę. Umierali w samotności i
powolnej agonii; poza oczami świata. Dzisiaj trąd nie jest już chorobą ciała
charakterystyczną dla krajów trzeciego świata, jest powszechnym rozkładem
duszy- obojętnością na grzech i zło- atrofią sumienia. „Podczas chrztu rodzimy
się z wody i Ducha; podczas sakramentu pokuty odradzamy się łzami i Duchem”-
nauczał św. I. Brianczaninow. Wiara leczy z tego, co święty Jan z Karpathos
określał jajo „chorobę niedowiarstwa.” Wielu ludzi nie posiada świadomości, że
ich choroby cielesne mogą mieć podłoże duchowe. Nie jest to jednak kara Boża,
lecz terapeutyczna droga do odkrycia łaski miłosierdzia. Teodoret z Cyru
wskazuje, „że Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im
wiarę.” W moim życiu byłem świadkiem wielu nieprawdopodobnych sytuacji. Tak
beznadziejnych spraw, że medycyna rozkładała ręce; a tu nagle dziwne
zawieszenie praw natury- cud. Śmiertelna diagnoza okazała się drogą do
nawrócenia i odzyskania zdrowia. Pamiętam kobietę z poważnymi przerzutami
nowotworu i modlitwę wstawienniczą nad nią. Ciepło które przechodziło przez jej
głowę, promieniując na całe ciało. Pod dwóch tygodniach kolejne wyniki wykazały
ze jest zupełnie zdrowa. Przypominają mi się w tym momencie słowa świętego
Barsafaniusza że, „nasza doskonała wiara widoczna jest w uzdrowieniu.”
Trędowaty uniżył się przed Bogiem- stał się modlitwą pragnienia- pyłkiem pod
stopami Najwyższego. Uwierzył i odszedł uzdrowiony ! „Łzy- powie św. Jan
Chryzostom- zwracają życie temu, co było w duszy martwe.” Wrzody i nabrzmiałe
od krwi i ropy rany trędowatego się zasklepiły- zaczyna ożywać. Jego ciało
stało się czyste, jakby się narodził powtórnie. Jego wnętrze stało się
świetliste- naznaczone dłonią Zbawcy.
piątek, 24 stycznia 2020

czwartek, 23 stycznia 2020
Uczynił
wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata...(Koh
3, 11).
Często opowiadając moim
słuchaczom o zawiłych meandrach kultury i humanistyki, zapraszam ich do
poruszania się w czasie przeszłym dokonanym. U Blocha odkryłem zaskakującą
myśl, że historia jest w gruncie rzeczy nauką o zmianie, niosącą przesłanie że
dwa te same zdarzenia się nigdy nie powtórzą. Ciężko jest analizować pewne
zjawiska bez odwołania się do kontekstów historycznych- atmosfery w której dane
było egzystować ludziom różnych epok i percepcji, możliwie odmiennej od naszej.To twórcze przemierzanie czasu jest na wskroś biblijne i trochę
dydaktyczne; korygujące spojrzenie na współcześnie nurtujące człowieka problemy.
Jesteśmy zaplątani w historii pomimo tego, że wielu pragnie unicestwić jej
wszechobecność. Nasze radości i bolączki utkane są niewidoczną nicią czasu. Życie
człowieka jest sumą mniej lub ważnych wydarzeń, jak również osiągnięć i
porażek. „Zbyt mocno jesteśmy wrośnięci w przestrzeń i czas, abyśmy się mogli
całkowicie od nich odseparować...”(R. Habachi). Historia utrwalona w nośnikach
pamięci i przesyłanych informacjach- paradoksalnie szybszych niż droga
międzygalaktyczna. W swoich szkicu o czasie Herbert dokonał niezwykle celnej
charakterystyki świadomości historycznej, pisał o niej jako „postawie myślowej
i moralnej, która akceptuje przeszłość jako pole ludzkich doświadczeń: błędów,
zbrodni, ale także przykładów męstwa i rozsądku, i która zakłada, że nasze
czyny tutaj i teraz znajdują swe przedłużenie w przyszłości.” U francuskiego
myśliciela Oliviera Clementa wyczytałem wiele lat temu, że jego pierwsza
fascynacja wiedzą rozpoczęła się od historii, ponieważ jest ona pełna śmierci. Urzekła
mnie ta osobliwe zainteresowanie czasem i pulsującymi w nim wydarzeniami,
których bohaterami są ludzie rozpostarci pomiędzy życiem a śmiercią. Ludzie – o zaskakujących obliczach, na których rysuje
się pogodna świetlistość przechodzenia lub lęk przed niewiadomą krainą bytowania
w zasięgu zatartego łuną niepoznania widnokręgu boskiego „teraz”. Przekraczanie
czasu nie jest domeną historii, ale jej filozoficznym odpryskiem konfrontującym
się z tym, co transcendentne- eschatologiczne w swej warstwie poznawczej. Odnoszę
wrażenie, że w świecie rozproszonym moralnie i rozpędzonym do granic czerwoności
brakuje twórczej autorefleksji nad historią i losem poszczególnych ludzi. „Każdy
chciałby być kimś innym niż jest” (M. Gogol). Zapętlił się człowiek w tej
wątłej autoafirmacji i narcyzmie siebie. Widzi tylko czubek własnego nosa i
swoich naglących potrzeb, skrzętnie opisywanych w brukowych wyznaniach,
podglądactwie i pełnych ekshibicjonizmu programach telewizyjnych. „Świat jest zły i
jeszcze mu się to ułatwia” (F. Kafka). Rozmyślam często o tym, co przyszłe
pokolenia powiedzą o naszym życiu- jak będą postrzegać naszą historię, jakie
wartości z niej wydobędą dla siebie. Jest w tym rozmyślaniu jakaś nuta
niepokoju i niedowierzania, że będą nas inni widzieć adekwatnie do kryjących
się w nas zamiarów i potrzeb. Człowiek jest miarą wszystkiego „gdy uczestniczy
w świecie idei i wartości absolutnych”- twierdził Platon. Człowiek współczesny
dryfuje na falach wszechobecnego zmęczenia i nie ma już sił, ani ochoty
zajmować się sprawami które mają dalekosiężny wpływ na jego los. Cywilizacja
wyzwolonych instynktów w których zwierzęcość bierze prymat nad światem ducha w
którym powinien poczynać się człowiek wielkich marzeń i wyzwań. Przestaliśmy
tęsknić za światem harmonijnym, uporządkowanym, przenikniętym duchowym pięknem.
Ostatecznie pocieszają mnie słowa pewnego greckiego myśliciela: „Przychodzimy z
głębokich mroków, dochodzimy do głębokich mroków, między nimi jasna przestrzeń-
życie.” Historia dotknięta i przemieniona palcem Boga !
wtorek, 21 stycznia 2020

niedziela, 19 stycznia 2020

sobota, 18 stycznia 2020

Najstarsze
symbole wiary przekazują przesłanie o Duchu, który pochodzi od Ojca i spoczywa
na Synu. „Tyś Najwyższego Boga dar.” Delikatna i transparentna obecność
trzeciej Osoby Boskiej- dynamicznie pośredniczącej pomiędzy nami a zstępującym cudownie
i prawie niezauważenie światem Boga. „Istnieje tajemna i ukryta cecha Ducha
Świętego, która utrudnia mówienie lub pisanie o Nim”- pisał K. Ware. „Boski
powiew” przenikający mury licznych Wieczerników historii. „Szum wiatru”-
zapładniający serca tych, którzy pragną wejść okręg odwiecznej miłości Trójcy. „Sam
z siebie miłosierny i Dobroci źródło- słyszymy w tekstach liturgicznych- Dzięki
niemu Ojciec został poznany. Dzięki Niemu Syn został wychwalony i objawiony
wszystkim.” Jego piękno przynosi ocalenie i zabezpiecza prawdę przed rozmyciem
i rozproszeniem wątpliwych naukach spekulującego świata. Być uległym na Jego
twórcze i przebóstwiające działanie wewnątrz nas. Filozof rosyjski Lew Szestow
twierdził, że największym błędem myślenia, nie pozwalającym ludziom dostrzegać
blasku prawdy, jest utrata zdolności „wzywania.” Chodzi o epikletyczny wymiar
człowieczeństwa; żarliwe pragnienie powiązane z receptywnością na niestworzone
energie. On wzbudza w Kościele proroków, apostołów, charyzmatyków, pasterzy,
męczenników- mężczyzn i kobiety- świadków żywej i nieprzerwanej obecności Boga.
Początkiem tej ożywiającej mocy w nas jest sakrament chrztu i bierzmowania-
nasz pierwszy i najważniejszy moment przemienienia. Wszystkie ryty które
sprawuje od wieków Kościół- bez Jego ożywiającej mocy, byłyby jedynie pobożnym
teatrem antycznych religii i ich nic nieznaczących ofiar. Średniowieczny teolog
Hugon od Świętego Wiktora zwracał się następująco w modlitwie do Ducha: „Ty
przemieniasz rzeczy materialne, przez Ciebie sakramenty mają swoją skuteczność.”
W tych słowach zawiera się kwintesencja tego, co nieporadnie a z wielką pokorą
nasz język określa jako Misterium Obecności. W Duchu Świętym świat staje się
przestrzenią paschalną, otwartą na spotkanie z Miłością !
środa, 15 stycznia 2020
W kalendarzu
liturgicznym przypada dzisiaj wspomnienie świętego Serafina Sarowskiego (ur.
1759). Jakoś odruchowo zestawiam zawsze postać tego prawosławnego świętego Ojca
z postacią średniowiecznego mistyka- ubogiego brata świętego Franciszka z Asyżu
(ur. 1182). „Sam Bóg jest życiem tych,
którzy mają z Nim wspólnotę”(św. Ireneusz z Lyonu). W Kościele Wschodnim i
Zachodnim istnieją ludzie wypełnieni światłem, miłością, pięknem, prostotą i
niewyobrażalną siłą modlitwy; otwarci na żar Ducha Świętego. Pomimo, że dzielą
ich wieki historii są do siebie bardzo podobni; posiadają identyczny zmysł
wiary i wrażliwości na otaczający świat. „Przemienienie, dzięki któremu
piękniejsi są ci, którzy są piękni.” To są cudowni mężowie, którzy posiadali
zmysł postrzegania wszystkiego w świetle Chrystusa- „Świadkowie Przemienienia”
i „Płomienie chrześcijaństwa,” „Ziarna Zmartwychwstania.” Patrzymy na ich
barwne życie i uświadamiamy sobie głębię słów, które rodzą się w drganiu
nieustannie dziejącej się wewnątrz świata i Kościoła Pięćdziesiątnicy: „Celem
życia chrześcijańskiego jest zdobywanie Ducha Świętego.” Serafin miał oczy
wypełnione po brzegi światłem. Dostrzegali to szczególnie ci, których serca
były miejscem wewnętrznej szamotaniny a umysły rozbijały się o falę dręczących
pytań. „Najwyższy zranił mnie Duchem, napełnił mnie swoją miłością i rana stała
się dla mnie zbawieniem... Cała ziemia jest Twoją świątynią, miejscem obecności
Twych dzieł” (Ody Salomona). W oczach
Starca odbijało się piękno Przemienienia i światło emanujące z ciała
Zmartwychwstałego Pana. Homo Paschalis- którego
najdrobniejsze włókno człowieczeństwa przenikała rezurekcyjna radość
odkupionego człowieka. Franciszek pod koniec życia tracił wzrok, ogarniała go
powoli zalewająca ciemność. Noszący stygmaty cierpienia nie przestawał być
wędrownym trubadurem Boga i Pani Biedy. Wchodził po omacku w świat cieni i
śmierci, ale pomimo tego dramatycznego doświadczenia podyktował jednemu z braci
Cantico di frate Sole. Wychwalając
piękno stworzenia mówił o Słońcu jako „bratu” i „panu.” Rozstawał się ze
światem który dobrze znał i kochał, aby następnie wejść w brzask nowego-
świetlistego dnia o którym nuciło jego serce. „Członki jego się rozpływają.
Duch jego jest poza sobą. Serce jego unosi się w ślad za Bogiem”(św. Izaak
Syryjczyk). Wezwał na pomoc Boga i otrzymał od Niego największą łaskę-
zapewnienie o zbawieniu: „Bracie, ciesz się więc- usłyszał w swojej duszy- i
raduj się w swych cierpieniach i utrapieniach, a o resztę bądź tak spokojny,
jakbyś już był w moim królestwie.” Tajemnica tych dwóch Świętych polegała na
radości niewyczerpanej, inspirującej, emanującej na zewnątrz i przeobrażającej
serca napotkanych ludzi: „zbawiam cie, ponieważ cię miłuję.” Promieniująca
radość ! W świecie zalegającej zewsząd pustki i udzielającego pesymizmu, potrzeba
ludzi radosnych i transparentnych- „świętych obdarzonych geniuszem”(S. Weil). Człowiek
modlitwy i pokory- jak wspaniale pisał ów rosyjski wędrowiec- wiedzący „że wszystko się
modli, wszystko wyśpiewuje chwałę Bożą.”
niedziela, 12 stycznia 2020

Niedziela Chrztu
Pańskiego- zwana jest również Świętem Jordanu.
Podniosłość i barwność tego wydarzenia może być jedynie przyćmiona przez
uroczystą celebrację wielkanocnej Paschy. Liturgia tego dnia- pełna radości i przywołująca
wydarzenie z nad Jordanu, uzmysławia każdemu wiernemu moment osobistych-
duchowych narodzin. „Tajemniczym żywiołem jest woda- pisał R. Guardni- Jest
czysta i prosta; „wstydliwą” nazwał ją święty Franciszek... Istnieje tylko po
to, by służyć innym, oczyszczać, pokrzepiać... Pełna tajemnicy jest woda.”
Chrześcijan przez odradzające obmycie stał się uczestnikiem chrystusowej
światłości i uświęcenia które przeniknęło kosmos, ziemię i wszelkie stworzenia.
Wyraża to poetycki język liturgii: „Objawiłeś się dzisiaj światu i Światłość
Twoja, Panie, zaznaczyła się w nas, rozumnie śpiewających Tobie: Przyszedłeś i
objawiłeś się, Światłości niedostępna”. Chrystus przyszedł, by być światłością
świata, która oświeca ludzi będących w ciemności, stąd wydarzenie to jest
określane mianem: „Święta Światła”. Zstąpienie w wody Jordanu jest również
wejściem w głębię człowieczego świata, aby go przebóstwić – wypalić ogniem
miłości. „Dzisiaj wody Jordanu zamieniają się w lekarstwo dla ludzi przez
zjawienie się naszego Boga. Dziś strumieniami wody, na które tchnął ogniem,
napawa się całe stworzenie” (św. Sofroniusz). Tego dnia błogosławi się w baptysterium lub w
naczyniach uprzednio przygotowanych wodę. Obrzęd wielkiego poświęcenia tej
życiodajnej materii, cieszy się w tradycji wschodniej wielką czcią i ma
znaczenie uświęcające, uzdrawiające i
egzorcyzmujące. Wielka Hagisma uważana jest za jeden z ważnych misteriów dzięki
któremu dokonuje się uobecnienie mocy Chrystusa. Każdy wierny zabiera ze sobą
pobłogosławioną wodę, aby pokropić nią dom, spożywać w chwili wytchnienia i
naznaczać nią wszystko to, co separuje od bliskości Boga. Liturgia ta uczy
człowieka szacunku do Bożych darów natury- wody, która podtrzymuje życie wielu
stworzeń. „Ujrzały Cię, wody Boże, ujrzały Cię wody i ulękły się. Jordan cofnął
się wstecz, widząc Ducha Świętego w postaci gołębicy, zstępującego i unoszącego
się nad sobą, a góry zaczęły podskakiwać, spostrzegłszy Boga w ciele, obłoki
zaś wydały głos, dziwiąc się przychodzącej Światłości ze Światłości, Boga
prawdziwego z Boga prawdziwego”.
piątek, 10 stycznia 2020
Mitologia grecka
podaje, że wszystkie istoty żyjące miały swój początek w rzece Okeanos, „która
opasuje świat.” W licznych kulturach religijnych u początku zaistnienia świata
pojawia się wątek akwatyczny. „Wody symbolizują wszelką potencjalność- pisał M.
Eliade- Są fons et origo- rezerwuarem
wszelkich możliwych postaci istnienia: poprzedzają każdą formę i stanowią
podwalinę jakiegokolwiek procesu stwarzania świata.” Symbolika wody wiąże się jednoznacznie
ze śmiercią i odrodzeniem. Sakralność wody stanie się charakterystycznym
elementem chrześcijaństwa- materią sakramentalną- obmyciem z grzechów i
odrodzeniem nowego człowieka. „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza
moja pragnie Ciebie, Boże”- woła natchniony Psalmista. Chrześcijaństwo będzie
antycypować wydarzenie zanurzenia, któremu się poddał Chrystus wchodząc w wody
Jordanu. „Woda symbolizuje życie, jak ogień symbolizuje miłość”(M.Quenot). Nad
rzeką dokonuje się Teofania- „objawienie Trójcy Świętej, to znaczy owej
wewnętrznej płodności, w której to Bóg udziela się wiecznie, w całkowitym, nie
podlegającym podziałowi darze, który powraca do jedności poprzez własną
nieskończoność. Życie Boskie jest bowiem miłością”(L. Bouyer). Święty Ambroży
wyjaśnia, że Chrystus wszedł do Jordanu nie po to, aby się uświęcić, jak gdyby
potrzebował sakramentu odrodzenia, ale aby uświęcić wody. Jego zstąpienie w
żywioł śmierci jest początkiem paschalnego uświęcenia kosmosu, którego osnową
jest pulsujące życie w każdej cząstce powołanej uprzednio do życia materii.
Święty Cyryl Jerozolimski ukazuje zanurzenie w baptysterium katechumenów jako
zstąpienie do wód śmierci, które są mieszkaniem smoka morskiego, na wzór
Chrystusa wchodzącego do Jordanu w czasie chrztu, aby zniszczyć moc ukrytego
tam Rahaba. „Ikona Epifanii ukazuje rzeczywiście Jezusa wchodzącego do wody
Jordanu, jak do płynnego grobu. Ma on kształt groty, obejmującej całe ciało
Pana. Ikona Epifanii ukazuje uprzednie zstąpienie do piekieł: „Wstąpiwszy w
wody związał siłacza”(P. Evdokimov). Sadzawka chrzcielna staje się miejscem
powtórnych narodzin- te pierwsze były wielomiesięcznym kołysaniem dziecka w
łonach płodowych matki. Drugie narodziny dokonują się poprzez wodę i Ducha.
Kościół staje się Matką poczynającą w swym łonie niebiańskie dzieci. W
starożytnej katechezie pełnej radosnej euforii biskup Werony Zenon głosił: „Skaczcie
z radości moi bracia w Chrystusie i wszyscy ożywieni żarliwym pragnieniem,
śpieszcie otrzymać niebieskie dary. Źródło wieczne już nas zaprasza swoim
zbawczym ciepłem. Nasza matka pragnie nas wydać na świat... Rodzi was pełna
radości; wolna wydaje na świat uwolnionych od więzów grzechu.” Wody
sakramentalne na powrót rodzą istoty żyjące, tak jak to było w pierwszym akcie stwórczym
Boga. „Niech wody wydadzą istoty żyjące”(Rdz 1,20). Podczas celebracji chrztu
Kościół rodzi dzieci Ojca, które dzięki epiklezie stają się dziećmi światłości
i współuczestnikami Paschy Chrystusa. „Woda zamyka się nad ochrzczonym niczym
grób- pisał O. Clement- Żeby grób stał się rodzącym łonem, konieczna jest
transcendentna ingerencja Ducha Świętego... On przyobleka początkową, ale w
pełni realną światłością całą istotę osoby chrzczonej: serce, rozum,
pragnienia, wszelkie zdolności i wszystkie zmysły.” Jest jeszcze jeden bardzo
ważny wymiar fizyczny. Ciało człowieka składa się w wody, poddane działaniu
czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Życie w nas pulsuje, a każda kropla wody
opowiada o początku jakim jest w nas Źródło. Zakończę to rozważanie słowami modlitwy
Wielkiej Hagismy, którą będę w niedzielę odmawiał nad wodą: „Dzisiaj
strumieniami wody, na które tchnął ogniem, napawa się całe stworzenie. Dzisiaj
grzechy ludzi obmywają wody Jordanu. Dzisiaj otwiera się dla ludzi raj i
wschodzi Słońce sprawiedliwości.”
środa, 8 stycznia 2020
O
głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga ! Jakże niezbadane są Jego wyroki i
nie do wyśledzenia Jego drogi !
Pod koniec stycznia
zostanie wydana moja książka pt. Mikroteologia
kultury. Rozmyślania o wierze i sztuce. To zbiór swobodnych tekstów-
pisanych na skrawkach papieru i zrodzonych z mozolnej wędrówki przez świat
kultury i duchowości. „Pisarstwo jest formą modlitwy”- przekonywał tych którzy
mocują się z alchemią słowa Kafka. Każde autentycznie szczere i ocierające się
o sprawy ducha pisarstwo staje się w moim skromnym zdaniem modlitwą pragnienia;
pokornym westchnieniem skierowanym ku Bogu. „Nie należę do świata, który
przemija. Przedłużam prawdę, która nie umiera”(N.G. Davila). To rzemiosło wymagające
! W jakimś sensie uważny i przenikliwy artysta słowa, staje się „teologiem”- mędrcem
prowadzącym maluczkich po peryferiach tajemniczego świata Boga. „W sztuce
przejawia się najpierw to, co zadomowi się w życiu”(M. Jastrun). Słowo przetrawione,
przenikające z umysłu do serca. Słowo wydobyte i wypisane na stronnicach
książki, której zakończenie zawsze jest spowite wielką niewiadomą i
niepewnością. Historia ludzkości zaczęła się od słowa- Genesis- wypowiedzianego przez usta Przedwiecznego i tego
powtarzanego- Adamowego, odprysku
pozyskanej łaskawie mądrości w przestrzeni pierwszego Paradisum. W ludziach ciągle żyje słowo: zapisane, wypowiedziane,
wykrzyczane, wyszeptane, poprzedzone pauzą, bezszelestne w kostiumie milczenia,
otwierające na Ikonę. Jesteśmy tkani
słowami o sile prometejskiej i ikaryjskiej. Czytelnicy biorąc do ręki różne
książki, nieustannie ekscytują się eksplozją błyskotliwych skojarzeń,
wyprofilowanych- niczym rzeźbiarski fryz pięknymi zwrotami, erudycją, czy
paletą dowcipnych dygresji i wtrąceń. W każdym przedłożonym czytelnikowi słowie
tli się życie i namiastka intymności duszy- potencja skierowania oczu ku światu
subtelnemu- naznaczonemu pierwiastkiem nieśmiertelnym. Istnieje słowo
podniosłe- przynoszące powiew zbawienia i słowo zmurszałe, które niesie rozpad
i śmierć. Słowo życiodajne i wyświechtane- brukowe. Jeżeli teologia jest
spleciona ze słów: tąpnięć, poruszeń, natchnień, mistycznych zachwytów i bólu
istnienia, to aby być prawdziwą musi wchodzić prze ciasny portal
niedowierzania. „Wierzę, ponieważ to jest absurdalne”(Terulian). Słowo, które
niesie kerygmat musi przejść przez hiobowe udręczenie i ciemne noce, aby stać
się żywiołem podnoszącym dachy domów. W moich rozważaniach próbowałem dokonać
zespolenia słowa- Logos i obrazu Icon. Słyszeć słowo i "patrzeć w oczy ikony." Ta korelacja dwóch wielkich gałęzi sztuk splata się
w miłosnym uścisku i staje się opowiadaniem teologicznym w pełnym tego słowa
znaczeniu. Przeczytałem kiedyś u Przybylskiego takie zdanie: „Malowanie materii,
snu czy przeczucia wyprzedza bowiem myśl artysty poza mowę wewnętrzną, poza
bezgłośne słowa... W kolorystycznym transie przekazuje milczenie. Milczenie
malarstwa jest milczeniem ejdetycznego oglądu bytu.” Ostatecznie cała
rozciągłość myślenia, sprowadza się do fundamentalnej prawdy: „Słowo stało się Ciałem.” Idźmy dalej: „Słowo stało się
Obliczem.”
wtorek, 7 stycznia 2020

niedziela, 5 stycznia 2020

W Uroczystość Objawienia Pańskiego każdy chrześcijanin wyrusza w duchową drogę aby odnaleźć narodzone Dziecię i ofiarować Mu cenny dar. Idziemy za Mędrcami którzy porzucili swoje wygodne siedziby, przestrzenie intelektualnych poszukiwań, zmagań, pewników i poczucia pewności. Odczytali znaki i wyruszyli w drogę pełną przygód. Nosili już od dawna tęsknotę za Królem który zmieni oblicze świata. Wędrowcy którzy na trwałe zapisali się w ikonografii chrześcijańskiej, w rzeźbiarskiej scenerii szopek, stając się tym samym bliscy ludzkim pytaniom o bliskość Boga. My również jesteśmy nomadami wiary, spragnionymi cudu, nieustannie poszukującymi Boga. Czasami boimy się wyruszyć z naszych wygodnych nisz życiowych ku niewiadomej spotkania. „Dla człowieka wierzącego Bóg nie jest przedmiotem, który można by włożyć do kieszeni, lecz osobą, której nie można znaleźć raz na zawsze, której się ciągle pragnie. Ludzie wierzący to lud, który wędruje przez pustynię ku Bogu”. Im bliżej jesteśmy poznania Boga, tym bardziej czujemy niedosyt, odległość, dystans który zamiast się skracać- wydłuża się coraz bardziej i bardziej. Poszukiwanie Boga staje się pragnieniem niezaspokojonym, połączonym z ogromem egzystencjalnego trudu zrodzonego z wędrówki pod gwiazdami. Tak naprawdę to On nas poszukuje, nie rezygnuje z nas nigdy, nie porzuca drogi z której my schodzimy w pogoni za wygodą i ciekawością przynoszącą duchowe obumieranie. Pięknie napisał Ferid Ed- Did Attar: „Przez trzydzieści lat szukałem Boga, a kiedy na końcu mojej drogi otworzyłem oczy odkryłem że On tam na mnie czekał”. W grocie pasterskiej Syn Człowieczy czekał na człowieka, nie chciał się tylko przedstawić i zamanifestować ubóstwo, ale aby spojrzeć w oczy wędrowców i każdego obdarować miłością. Święty Ambroży pisał o tych którzy złożyli wizytę Dziecięciu: „Śpieszą, by ujrzeć Słowo. Gdy bowiem widzi się ciało Boże, widzi się i Słowo, to znaczy Syna”. On stał się bezbronnym Dzieckiem, by każdy z nas stał się wreszcie dojrzałym w wierze. Urodził się w żłóbku, by każdy z nas mógł stanąć przy ołtarzu; zstąpił na ziemię, aby każdy z nas mógł wznieść się do gwiazd; nie miał miejsca; aby każdy z nas miał mógł otrzymać gotowe mieszkanie w niebie. Jest za co złożyć Bogu dziękczynienie. W ikonografii chrześcijańskiej od najdawniejszych czasów dwie sceny Narodzenie Dzieciątka i hołd złożony przez Magów łączą się w jedno, a możemy przykłady tej sceny odnaleźć na mozaikach i sarkofagach z V wieku. Ewangelista Mateusz powiada, że Mędrcy nie mieli kłopotu z interpretacją znaku. Wiedzieli, iż zobaczyli gwiazdę Pana całego świata (Mt 2,2), którego narodziny miały zaważyć na dziejach całego świata. Proroctwa mesjańskie były więc w jakiś sposób znane. Toteż Ojców Kościoła nigdy nie dziwiła wiedza Magów, zdumiewała natomiast ich wiara. „Lecz kim są owi magowie, czyż nie tymi, którzy jak historia poucza pochodzą od Balaama, który przepowiedział, iż wnijdzie gwiazda z Jakuba. Są więc oni nie mniej dziedzicami jego wiary, jak i jego rodu. On widział gwiazdę w duchu, Oni oczami ją widzieli i uwierzyli”. Magowie potraktowali Gwiazdę jako znak, który z jednej strony wzywa do interpretacji, z drugiej zaś stanowi wyznanie wiary. Interpretacja wymaga wiedzy, wiara zaś porywu duszy. Wiara kazała im odczytać ją jako znak poszukiwania. W rękach Magowie przynoszą dary dla Króla Niebios. Złoto, które jak podaje Ewangelia- złożył Mag o imieniu Baltazar, symbolizowało wówczas bogactwo, piękność i chwalebność. Wiązano je wówczas z adoracją królewską. Ten podarunek był wyrazem czci dla Króla Królów. Mędrcy jak pisze św. Leon Wielki- „zanim jeszcze wyruszyli w uciążliwą drogę, już pojmowali, kogo zwiastuje im znak niebieski. Stąd też zrozumienie ich, że złoto należy mu złożyć w daninie jako Królowi”. Kadzidło które złożył Melchior, palono na Wschodzie jako znak ofiary, wyraz uwielbienia kogoś dostojnego-bóstwa. Mirra przyniesiona przez Kacpra, był to cenny balsam, używano go jako wonność do namaszczenia zwłok. Żydzi mieszali mirrę z winem, uzyskując narkotyk który miał uśmierzać ból. Taki napój podsunęli Chrystusowi w chwili agonii na krzyżu żołnierze rzymscy. Wskazywał on na śmierć. Syn Boży zrodzony według ciała, poniesie śmierć w tym ciele, zostanie pogrzebany i zmartwychwstanie. Można te dary zinterpretować w kontekście jeszcze w aspekcie przekazu moralnego, słowami nieznanego wczesnochrześcijańskiego autora: „Przez złoto oznaczona jest mądrość. Przez kadzidło wyrażona jest moc modlitwy. Przez mirrę z kolei dana jest figura uśmiercania naszego ciała. Narodzonemu więc Królowi złoto ofiarujemy, jeśli błyszczymy przed Jego obliczem, odbijając jasność niebieskiej mądrości. Kadzidło ofiarujemy, jeśli przez święte oddanie modlitwom spalamy na ołtarzu serca myślenie cielesne, ażebyśmy dostąpili tego, że przez niebiańskie pragnienie wydawać będziemy słodką woń dla Boga. Mirrę ofiarujemy, jeśli przez wstrzemięźliwość uśmiercamy występki ciała. Mirra bowiem sprawia że martwe ciało nie gnije. Gnicie zaś martwego ciała oznacza wysługiwanie się tego śmiertelnego ciała zalewowi rozkoszy. Mirrę więc ofiarujemy Bogu, kiedy balsamem wstrzemięźliwości zachowujemy to śmiertelne ciało od zgnilizny rozpusty.”Symboliczna treść podarunków złożonych Bogu-Człowiekowi miała na celu oddziaływać na całe pokolenia chrześcijan, również na nas współczesnych abyśmy potrafili składać dar ze swojego życia, aby dokonywał się w nas wzrost wiary w Tego, Który przyszedł aby odnowić cały świat. Największym prezentem jaki możemy złożyć to nasza otwartość na Niego. Bóg pragnie być przyjętym i pokochanym.
czwartek, 2 stycznia 2020

Subskrybuj:
Posty (Atom)