piątek, 24 stycznia 2020


Dość obszerną część mojego życia poświęciłem badaniu genezy chrześcijańskiego obrazu. Ikona stała się moją młodzieńczą pasją; zacząłem po raz pierwszy konfrontować słowo z obrazem- myśl z przedstawieniem tego, co wydaje się nieuchwytne ludzkim oczom. Już w czasie studiów filozoficzno-teologicznych barykadowałem się w seminaryjnej bibliotece i raczkując między segmentami, ukradkiem przeglądałem albumy z arcydziełami ikonografii bizantyjskiej, ruskiej i tej współczesnej czerpiącej z rezerwuaru antycznego odkrywania Piękna przez młody Kościół -wczytany w miłosny przekaz Ewangelii. Był we mnie jakiś odruch prostodusznej zachłanności na obrazy. „Kontemplacja ikony to akt modlitewny”(I. Jazykowa).Nie myślałem jeszcze wtedy o uprawianiu historii sztuki na sposób czysto naukowy: analizowaniu form, stylów, środowisk artystycznych, czy kształtujących się w swoich specyficznych odmiennościach szkół. Intrygowało mnie spotkanie z obrazem- była to przestrzeń estetyczno- religijnej intymności, święto dla oczu i pokarm wzbogacający głód świeżego w swojej naiwności i łaknącego poznania intelektu. Zrozumiałem to po latach wczytując się w dzieła Bierdiajewa: „Sztuka jest twórczym przemienieniem...” Obcowanie z dziełami sztuki wydawało mi się przygodą godną marnowania czasu. Odwiedzając rodzinny dom dyskutowałem z moim ojcem o obrazach, ulotnych wrażeniach i miejscach w których sztuka pozostawiała mnie w błogim zdumieniu. Ślady stóp odciśnięte na posadzkach świątyń, galerii i muzeów. W tym miejscu przypomina mi się świadectwo świętego Augustyna z jego Wyznań, kiedy doznał tak intensywnego poruszenia duszy i intelektu. Usłyszał głos: „Bierz i czytaj !” Myślę, że doświadczyłem czegoś podobnego, choć odwołującego się do innego zmysłu- jakim jest wzrok: „Patrz i wierz !” Błogosławieństwo zmysłów; dwóch dopełniających się w przekazywaniu wiary „sakramentów”- słuchu i wzroku- dowartościowanych przez Mistrza z Nazaretu. Ikona ma swój uprzywilejowany status w historii chrzescijaństwa. Często wyobrażam sobie chrześcijan pierwszego tysiąclecia z jaką czułością i bezgraniczną ufnością w siłę wizerunków spoglądali w oczy Chrystusa, jego Matki czy Świętych. Widzę te nabrzmiałe od ceremoniału dworskiego procesje z ikonami, których zażyłość odzwierciedla prostoduszną wiarę w inkarnację Boga i Jego nieustanną obecność na sposób cielesny- utrwaloną za pomocą modlitwy, materii i talentu. „Ikona bizantyjska przetrwała do naszych czasów jako niemy świadek ogromnego bogactwa ludzkich uczuć i doświadczeń. W ciągu wieków była przedmiotem modlitwy, kontemplacji i medytacji, uczestnicząc w chwilach nieskończonego cierpienia i radości. Czasami, w chwilach największej intensywności uczuć ikony potrafiły „działać,” kiedy indziej stawały się subtelnym wezwaniem do przeżyć estetycznych”- pisał R. Cormac. Święte wizerunki odciśnięte na drewnianych deskach, mozaikach, ściennych malowidłach i plakietach z kości słoniowej, metali czy emalii- podtrzymywały wiarę ludu w obecność Boga przyjaciela ludzi. Ikony były czymś więcej niż Biblią w obrazie, wyrastały poza kategorie czysto estetyczne, będąc transferem nieprzemijających wartości ducha i fascynującym językiem wiary opowiedzianej na sposób barwny i symboliczny. Ikony powstają dla świątyni, czyniąc z niej miejsce epifaniczne i energetyczne- przestrzeń odczuwanego pod skórnie i sercem sacrum. „Freski i ikony od razu wprowadzają w ciepłą atmosferę Biblii, w zdumiewający sposób czyniąc ją pełną życia. Każdy punkt na ścianie staje się jakby żywy pod wpływem obecności tego, co niewidzialne. Otoczony swoimi starszymi bliźnimi: świętymi, aniołami, patriarchami, prorokami, apostołami i męczennikami, każdy wierny składa rzeczywiście wizytę w świecie biblijnym, żyje obcowaniem świętych”(P. Evdokimov). Ikony zawsze pozwalały mi rozumieć kategorię piękna, którą nachalnie i bezpardonowo wyrzuca na obrzeża sztuka współczesna. Ikona wzbudza we mnie szczerą radość eschatologiczną. Przedzieram się przez jej warstwę wizualną i ogarnia mnie uczucie obcowania ze światem bytów już zbawionych i uprzywilejowanych mesjańską ucztą Baranka. Dzięki ikonie nie krzywdzi mnie świat sztuki zdegenerowanej- wijącej się w jakieś pustce bezsensu i absurdu, która ukazuje „materię w hańbie konwulsyjnego konania”(R. Przybylski). Sztuka ikona opowiada o świecie i materii przebóstwionej- o harmonii świata partycypującego w objęciach Chrystusa- A i Q. Podobny zachwyt nad ikonami towarzyszył artystom końca XIX i XX wieku. Nie byłem osamotniony w tym rozkoszowaniu się dogmatyczną ikonografią Kościoła. Do dzisiaj pozostałem niestrudzonym wędrowcem w aurze dzieł sztuki- a szczególnie tych deklasujących wszystko, co do tej pory widziały moje strudzone oczy-jakimi są  Ikony.