czwartek, 30 stycznia 2020


Dom, którego jesteś Bramą, jest niebem, gdzie mieszka Ojciec Twój – Guillaume de Saint- Thierry.

Już jakiś czas temu rozpocząłem mrówczą pracę porównawczą nad romańskimi portalami  z terenów Francji. Nocne analizowanie materiału fotograficznego, wczytywanie się w literaturę przedmiotu i łacińskie teksty z epoki, potrafią zaintrygować niejednego pozornie przekarmionego sztuką wędrowca. Pewien znajomy profesor z przekąsem mi odparł, że wszystko, co było tam do przebadania zostało wykonane. Co jeszcze można napisać świeżego o romańskich portalach ? Zmarszczyłem brwi i nerwowo zassałem powietrze wyrażając moje niezadowolenie z tej pobieżnej i krzywdzącej opinii. Nie podzielam tego poglądu, że średniowieczna sztuka została dogłębnie przeanalizowana. Pomimo opasłej literatury na ten temat jest jeszcze zawsze coś do zrobienia. Jak w górnictwie potrzebne są nowe odkrywki; niespodziewane tąpnięcia. Historia sztuki w wielu obszarach podchodziła do tych miejsc ciekawsko i trochę turystycznie, dając asumpt do szkicowego i domyślnego poruszania się po tym fascynującym kulturowo poletku. „Za każdym razem, kiedy rzeźbiony portal otwiera nam drzwi na świat sztuki romańskiej albo kiedy ornamenty kapiteli wprowadzają w tę przedziwną, a jednak nieobcą nam przygodę duchową, błogosławimy trwałość kamienia” (A. Olędzka- Frybesowa). Mnie uwiodła predylekcja teologiczna tego podszytego tajemniczością gąszczu rzeźbiarskich form. Ile to wysiłku włożyli średniowieczni kamieniarze, aby tak poetycko i fantazyjnie rozmieścić biblijne narracje w ramach masywów rozsianej architektury. Podeprę to przykładem. Udajmy się na chwilę do bajkowej Prowansji- śródziemnomorskiej krainy, udeptanej stopami antycznych Rzymian i spulchnionej geniuszem wyśmienitych artystów, którzy przez długi czas uchodzili za takich uśmiechniętych prowincjuszy z nad doliny Rodanu. Prowansalska romańszczyzna jest szczególnie kusząca dla tych, którzy się już znudzili osławionymi portalami kościołów w Moisac czy Autun. W wyobraźni podążam szlakiem dawnej drogi pątniczej- zwanej Via Tolosana. Znajduję się w dawnym mieście galijskim Arles. Portal katedry Saint- Trophime potrafi zawrócić z pielgrzymiego szlaku wielu zapatrzonych w ukwiecone horyzonty piechurów. Katedra utkana z kamiennego masywu potrafi czarować uwerturą form i teologiczną fabułą. Nie ma tu ekspresji jak we wspomnianych przez ze mnie kościołach Moissac czy Autun, lecz szczera opowieść- wolna od dramaturgii- „pozbawiona retorycznego patosu form z Sain Gilles”- jak słusznie zauważył W. Sauerlander. Z dekoracji rzeźbiarskiej emanuje intrygujący zmysły spokój. Widać tu również silne przenikanie rzeźby z terenu Italii.   Pociąga mnie teologia i symbolika- odciśnięta w kamieniu, szkicowa i dogłębnie mistyczna. Patrzę na tympanon z którego tronuje Chrystus w mandorli, otoczony symbolami ewangelistów. W wewnętrznej archiwolcie falują splecione anielskie zastępy inicjując liturgię nieustannej adoracji. Wielki fryz biegnący na wysokości nadproża przedstawia nad drzwiami siedzących apostołów. „Po prawej procesja zbawionych, po lewej gęsty, przysadkowaty tłum potępionych – pisał Z. Herbert- Między kolumnami opartymi na grzbietach lwów hieratyczni święci jakby podniesione w górę płyty nagrobne.” Wszystko wydaje się takie już znane, a zarazem nieprawdopodobne w swojej inności. Drobny fryz poniżej zatrzymuje oko na scenach związanych z tajemnicą wcielenia Chrystusa. Apostołowie stojący w występie muru to przyjaciele Mistrza- Piotr i Jan po lewej, a Paweł i Andrzej po prawej, podczas gdy Jakub Starszy i Bartłomiej cumują w prostokątnych niszach północnej ściany zewnętrznej, a Jakub Młodszy i Filip przy ścianie południowej. Rozmieszczenie postaci nie jest przypadkowe, to plejada herosów Ewangelii torujących drogę dla patrona katedry świętego Trofima. To obraz Boskiej potęgi „wszystko jest więc tylko symbolem tego, czym jest i jak działa Bóg. Sam wszechświat, całość jego zjawisk stanowi tylko jeden ogromny symbol najwyższego majestatu”(Gerard de Champeux). Wchodzimy jakby do wehikułu czasu, odkrywając świat ludzi średniowiecznych których oczy były wzniesione ku górze, a serca kołatały od nadmiaru wiary. Miała rację M. Davy: „Wszystko znajduje się w sferze sacrum, wszystko bowiem jest proporcją, uporządkowaniem, miarą i harmonią. Człowiek romański niesie ze sobą pojęcie uniwersalności. To cały wszechświat w doskonałej jedności czci tajemnicę stworzenia, a człowiek rozpoznaje na swym obliczu pieczęć bóstwa.” Życie i barwna eschatologia podrywają profanów ku górze, gdzie Chrystus staje się Bogiem gościnnym.