Już jakiś czas temu rozpocząłem
mrówczą pracę porównawczą nad romańskimi portalami z terenów Francji. Nocne analizowanie
materiału fotograficznego, wczytywanie się w literaturę przedmiotu i łacińskie
teksty z epoki, potrafią zaintrygować niejednego pozornie przekarmionego sztuką
wędrowca. Pewien znajomy profesor z przekąsem mi odparł, że wszystko, co było
tam do przebadania zostało wykonane. Co jeszcze można napisać świeżego o romańskich
portalach ? Zmarszczyłem brwi i nerwowo zassałem powietrze wyrażając moje
niezadowolenie z tej pobieżnej i krzywdzącej opinii. Nie podzielam tego
poglądu, że średniowieczna sztuka została dogłębnie przeanalizowana. Pomimo
opasłej literatury na ten temat jest jeszcze zawsze coś do zrobienia. Jak w
górnictwie potrzebne są nowe odkrywki; niespodziewane tąpnięcia. Historia
sztuki w wielu obszarach podchodziła do tych miejsc ciekawsko i trochę turystycznie,
dając asumpt do szkicowego i domyślnego poruszania się po tym fascynującym
kulturowo poletku. „Za każdym razem, kiedy rzeźbiony portal otwiera nam drzwi
na świat sztuki romańskiej albo kiedy ornamenty kapiteli wprowadzają w tę
przedziwną, a jednak nieobcą nam przygodę duchową, błogosławimy trwałość
kamienia” (A. Olędzka- Frybesowa). Mnie uwiodła predylekcja teologiczna tego
podszytego tajemniczością gąszczu rzeźbiarskich form. Ile to wysiłku włożyli
średniowieczni kamieniarze, aby tak poetycko i fantazyjnie rozmieścić biblijne narracje
w ramach masywów rozsianej architektury. Podeprę to przykładem. Udajmy się na
chwilę do bajkowej Prowansji- śródziemnomorskiej krainy, udeptanej stopami
antycznych Rzymian i spulchnionej geniuszem wyśmienitych artystów, którzy przez
długi czas uchodzili za takich uśmiechniętych prowincjuszy z nad doliny Rodanu.
Prowansalska romańszczyzna jest szczególnie kusząca dla tych, którzy się już
znudzili osławionymi portalami kościołów w Moisac czy Autun. W wyobraźni podążam
szlakiem dawnej drogi pątniczej- zwanej Via
Tolosana. Znajduję się w dawnym mieście galijskim Arles. Portal katedry
Saint- Trophime potrafi zawrócić z pielgrzymiego szlaku wielu zapatrzonych w
ukwiecone horyzonty piechurów. Katedra utkana z kamiennego masywu potrafi
czarować uwerturą form i teologiczną fabułą. Nie ma tu ekspresji jak we
wspomnianych przez ze mnie kościołach Moissac czy Autun, lecz szczera opowieść-
wolna od dramaturgii- „pozbawiona retorycznego patosu form z Sain Gilles”- jak
słusznie zauważył W. Sauerlander. Z dekoracji rzeźbiarskiej emanuje intrygujący
zmysły spokój. Widać tu również silne przenikanie rzeźby z terenu Italii. Pociąga
mnie teologia i symbolika- odciśnięta w kamieniu, szkicowa i dogłębnie
mistyczna. Patrzę na tympanon z którego tronuje Chrystus w mandorli, otoczony
symbolami ewangelistów. W wewnętrznej archiwolcie falują splecione anielskie
zastępy inicjując liturgię nieustannej adoracji. Wielki fryz biegnący na
wysokości nadproża przedstawia nad drzwiami siedzących apostołów. „Po prawej
procesja zbawionych, po lewej gęsty, przysadkowaty tłum potępionych – pisał Z.
Herbert- Między kolumnami opartymi na grzbietach lwów hieratyczni święci jakby
podniesione w górę płyty nagrobne.” Wszystko wydaje się takie już znane, a
zarazem nieprawdopodobne w swojej inności. Drobny fryz poniżej zatrzymuje oko
na scenach związanych z tajemnicą wcielenia Chrystusa. Apostołowie stojący w występie
muru to przyjaciele Mistrza- Piotr i Jan po lewej, a Paweł i Andrzej po prawej,
podczas gdy Jakub Starszy i Bartłomiej cumują w prostokątnych niszach północnej
ściany zewnętrznej, a Jakub Młodszy i Filip przy ścianie południowej. Rozmieszczenie
postaci nie jest przypadkowe, to plejada herosów Ewangelii torujących drogę dla
patrona katedry świętego Trofima. To obraz Boskiej potęgi „wszystko jest więc tylko
symbolem tego, czym jest i jak działa Bóg. Sam wszechświat, całość jego zjawisk
stanowi tylko jeden ogromny symbol najwyższego majestatu”(Gerard de Champeux). Wchodzimy
jakby do wehikułu czasu, odkrywając świat ludzi średniowiecznych których oczy
były wzniesione ku górze, a serca kołatały od nadmiaru wiary. Miała rację M.
Davy: „Wszystko znajduje się w sferze sacrum, wszystko bowiem jest proporcją,
uporządkowaniem, miarą i harmonią. Człowiek romański niesie ze sobą pojęcie
uniwersalności. To cały wszechświat w doskonałej jedności czci tajemnicę
stworzenia, a człowiek rozpoznaje na swym obliczu pieczęć bóstwa.” Życie i
barwna eschatologia podrywają profanów ku górze, gdzie Chrystus staje się
Bogiem gościnnym.