Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A
oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz,
możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę,
dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natychmiast został oczyszczony
z trądu. A Jezus rzekł do niego:
«Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą
przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich» (Mt
8,1-4).
Leniwy
niedzielny poranek. Czytam po raz kolejny Ewangelię o uzdrowieniu niewidomego.
Z każdą lekturą tej perykopy odsłania się coś świeżego- malującego obraz
pełnego troski Kogoś, kto potrafi dostrzec trudny, człowieczy los. Ewangelia
jest pełna cudów, a tam gdzie pojawia się Chrystus nawet najbardziej
dramatyczne sytuacje stają się okazją do zamanifestowania uzdrawiającej mocy
wrażliwego i współczującego Boga. Punktem wyjścia jest zrelacjonowany przez
ewangelistę zwięzły opis cudu. W wielu sytuacjach uzdrowienie fizyczne wiąże
się również z duchowym przeobrażeniem- drganiem wiary w duszy obdarowanego
człowieka. Gwałtowne poruszenie i odpowiedź całym sobą na dokonującą się
zmianę. Nieznajomy- wędrowny nauczyciel z Nazaretu inicjuje liturgię uzdrowienia.
Dotyka czegoś co w przekonaniu większości jest ohydne i niedotykalne;
sprowadzające rytualną nieczystość- separujące od powszechnie panującej
normalności życia. Trędowatych się izolowało oraz agresywnie wyganiało z miast
i wsi. Żyli oni jako wykluczeni- wyrzutkowie dźwigający na swoich ramionach
brzemię grzechu. Dzwoneczkami komunikowali swój pochód, a ich pojawiający się
cień, powodował popłoch i wyludnienie. Oprócz toczącej ich straszliwej choroby,
otrzymywali często kamieniem w plecy lub głowę. Umierali w samotności i
powolnej agonii; poza oczami świata. Dzisiaj trąd nie jest już chorobą ciała
charakterystyczną dla krajów trzeciego świata, jest powszechnym rozkładem
duszy- obojętnością na grzech i zło- atrofią sumienia. „Podczas chrztu rodzimy
się z wody i Ducha; podczas sakramentu pokuty odradzamy się łzami i Duchem”-
nauczał św. I. Brianczaninow. Wiara leczy z tego, co święty Jan z Karpathos
określał jajo „chorobę niedowiarstwa.” Wielu ludzi nie posiada świadomości, że
ich choroby cielesne mogą mieć podłoże duchowe. Nie jest to jednak kara Boża,
lecz terapeutyczna droga do odkrycia łaski miłosierdzia. Teodoret z Cyru
wskazuje, „że Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im
wiarę.” W moim życiu byłem świadkiem wielu nieprawdopodobnych sytuacji. Tak
beznadziejnych spraw, że medycyna rozkładała ręce; a tu nagle dziwne
zawieszenie praw natury- cud. Śmiertelna diagnoza okazała się drogą do
nawrócenia i odzyskania zdrowia. Pamiętam kobietę z poważnymi przerzutami
nowotworu i modlitwę wstawienniczą nad nią. Ciepło które przechodziło przez jej
głowę, promieniując na całe ciało. Pod dwóch tygodniach kolejne wyniki wykazały
ze jest zupełnie zdrowa. Przypominają mi się w tym momencie słowa świętego
Barsafaniusza że, „nasza doskonała wiara widoczna jest w uzdrowieniu.”
Trędowaty uniżył się przed Bogiem- stał się modlitwą pragnienia- pyłkiem pod
stopami Najwyższego. Uwierzył i odszedł uzdrowiony ! „Łzy- powie św. Jan
Chryzostom- zwracają życie temu, co było w duszy martwe.” Wrzody i nabrzmiałe
od krwi i ropy rany trędowatego się zasklepiły- zaczyna ożywać. Jego ciało
stało się czyste, jakby się narodził powtórnie. Jego wnętrze stało się
świetliste- naznaczone dłonią Zbawcy.