środa, 15 stycznia 2020


Prawdziwi sprawiedliwi zawsze myślą o sobie, że nie są godni Boga

W kalendarzu liturgicznym przypada dzisiaj wspomnienie świętego Serafina Sarowskiego (ur. 1759). Jakoś odruchowo zestawiam zawsze postać tego prawosławnego świętego Ojca z postacią średniowiecznego mistyka- ubogiego brata świętego Franciszka z Asyżu (ur. 1182). „Sam Bóg jest życiem  tych, którzy mają z Nim wspólnotę”(św. Ireneusz z Lyonu). W Kościele Wschodnim i Zachodnim istnieją ludzie wypełnieni światłem, miłością, pięknem, prostotą i niewyobrażalną siłą modlitwy; otwarci na żar Ducha Świętego. Pomimo, że dzielą ich wieki historii są do siebie bardzo podobni; posiadają identyczny zmysł wiary i wrażliwości na otaczający świat. „Przemienienie, dzięki któremu piękniejsi są ci, którzy są piękni.” To są cudowni mężowie, którzy posiadali zmysł postrzegania wszystkiego w świetle Chrystusa- „Świadkowie Przemienienia” i „Płomienie chrześcijaństwa,” „Ziarna Zmartwychwstania.” Patrzymy na ich barwne życie i uświadamiamy sobie głębię słów, które rodzą się w drganiu nieustannie dziejącej się wewnątrz świata i Kościoła Pięćdziesiątnicy: „Celem życia chrześcijańskiego jest zdobywanie Ducha Świętego.” Serafin miał oczy wypełnione po brzegi światłem. Dostrzegali to szczególnie ci, których serca były miejscem wewnętrznej szamotaniny a umysły rozbijały się o falę dręczących pytań. „Najwyższy zranił mnie Duchem, napełnił mnie swoją miłością i rana stała się dla mnie zbawieniem... Cała ziemia jest Twoją świątynią, miejscem obecności Twych dzieł” (Ody Salomona). W oczach Starca odbijało się piękno Przemienienia i światło emanujące z ciała Zmartwychwstałego Pana. Homo Paschalis- którego najdrobniejsze włókno człowieczeństwa przenikała rezurekcyjna radość odkupionego człowieka. Franciszek pod koniec życia tracił wzrok, ogarniała go powoli zalewająca ciemność. Noszący stygmaty cierpienia nie przestawał być wędrownym trubadurem Boga i Pani Biedy. Wchodził po omacku w świat cieni i śmierci, ale pomimo tego dramatycznego doświadczenia podyktował jednemu z braci Cantico di frate Sole. Wychwalając piękno stworzenia mówił o Słońcu jako „bratu” i „panu.” Rozstawał się ze światem który dobrze znał i kochał, aby następnie wejść w brzask nowego- świetlistego dnia o którym nuciło jego serce. „Członki jego się rozpływają. Duch jego jest poza sobą. Serce jego unosi się w ślad za Bogiem”(św. Izaak Syryjczyk). Wezwał na pomoc Boga i otrzymał od Niego największą łaskę- zapewnienie o zbawieniu: „Bracie, ciesz się więc- usłyszał w swojej duszy- i raduj się w swych cierpieniach i utrapieniach, a o resztę bądź tak spokojny, jakbyś już był w moim królestwie.” Tajemnica tych dwóch Świętych polegała na radości niewyczerpanej, inspirującej, emanującej na zewnątrz i przeobrażającej serca napotkanych ludzi: „zbawiam cie, ponieważ cię miłuję.” Promieniująca radość ! W świecie zalegającej zewsząd pustki i udzielającego pesymizmu, potrzeba ludzi radosnych i transparentnych- „świętych obdarzonych geniuszem”(S. Weil). Człowiek modlitwy i pokory- jak wspaniale pisał ów rosyjski wędrowiec- wiedzący „że wszystko się modli, wszystko wyśpiewuje chwałę Bożą.”