sobota, 1 lutego 2020


I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie (Ap 21,4).

W Kościele starożytnym pierwszą i najbardziej wyrazistą drogą świętości było męczeństwo. Dynamizm pierwotnego chrześcijaństwa był silnie naznaczony kultem męczenników- odwagą ich świadectwa. Krew młodego Kościoła wsiąkająca w areny rzymskich miast, nasyciła pogański świat nową jakością życia, porywem ewangelicznego radykalizmu; huraganem który miał wywrócić antyczny świat. Męczennikiem mógł stać się każdy w świecie zamętu i jawnie prowadzonej wojny przeciwko tym, których jedynym orężem była siła miłości do Chrystusa. Wydarzenie z Golgoty miało swoje przedłużenie w gehennie kobiet, dzieci i mężczyzn, denuncjowanych i rzucanych na pożarcie dzikich zwierząt ku uciesze zamroczonych nienawiścią i obojętnością gapiów. „Cały ten okres był jednym nieprzerwanym pasmem zamętu i nieszczęść”- pisał E. Gibbon, historyk opisujący schyłek Cesarstwa Rzymskiego. Imperium rządzili nieudolni władcy, którzy mieli fobię na punkcie chrześcijan i przypisywali im wszelkie możliwe nieszczęścia. Chrześcijanie od samego początku unikali publicznych ceremonii, podczas których oddawano cześć bogom Rzymu. Gdy było ich coraz więcej, ich nieobecność była niemożliwa do ukrycia, co poczytywano za obrazę cesarstwa. Imperium które uchodziło za najbardziej tolerancyjne twór starożytności, miało problem z grupą ludzi których Bóg stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał. W zachowanych z III wieku tekstach opisujących życie wielu chrześcijan, odnajdujemy poruszające historie męczeństwa, które podrywały licznych ludzi ku nowej religii- głoszącej wolność i miłość. Na początku II wieku Ignacy z Antiochii- mistyk i męczennik- nawoływał Filadelfian, by naśladowali Chrystusa, jak On naśladował swego Ojca. „Dla pierwszych chrześcijan śmierć w zasadzie jakby nie istniała. Rzucali się oni nieprzytomnie w objęcia zmartwychwstałego Chrystusa, a przez Niego ich śmierć stawała się triumfem życia”(O. Clement). Męczennicy stawali się darem- „eucharystią”- wchodzili w najgłębszą miłosną więź z Chrystusem Oblubieńcem. „O błogosławieni męczennicy, ludzkie grona winnicy Bożej, waszym winem pijany jest Kościół”- w Hymnie do męczenników składał słowa Rabula z Edesy. Tak to przeżywał również wspominany dzisiaj w kalendarzu liturgicznym święty Ignacy z Antiochii. Niezwykle pobożny biskup i światły uczony „rodowity Grek, dla którego greczyzna stanowiła język jego duszy, wyraz jego uczuć, kultury i sposobu myślenia”(A. Hamman). Około roku 105, za panowania cesarza Trajana, został uwięziony wraz z grupą innych chrześcijan i skazany na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta na arenie w Rzymie. Jakże poruszające są jego listy kierowane do współwyznawców; podtrzymujące ich na duchu i świadczące o sile życia wobec opresyjnej nienawiści: „ja umieram za Boga z własnej woli... Pozwólcie mi stać się żerem dzikich zwierząt, przez które mogę posiąść Boga. Pszenicą jestem Bożą, a zmielony zwierzęcymi zębami, okażę się czystym chlebem Chrystusa i powstanę z Nim wolny.” Brakuje słów, żeby oddać wielkość tego człowieka w obliczu mającej nadejść śmierci. „Pragnienie śmierci: w opisach męczeństwa, w lakonicznych „aktach” nie ma ani patosu, ani zachwytu. Jest jednak świetliste, wszystko zwyciężające przekonanie o zwycięstwie odniesionym przez Chrystusa nad śmiercią i o wyższości autentycznego życia- z Nim i w Nim- nad życiem tego świata, „postać którego przemija”(A. Schmemann). Droga męczeństwa chrześcijaństwa nigdy się nie zakończyła, trwa ona nieustannie, stając się najbardziej wiarygodnym przesłaniem o obecności Boga, który wraz ze swoimi dziećmi wydaje siebie w ofierze za życie świata.