Kiedy przybliżał się do
Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał
przeciągający tłum, wypytywał się, co to się dzieje. Powiedzieli mu, że
Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj
się nade mną!» Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz
on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus
przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się przybliżył, zapytał
go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» On odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał».
Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał
i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę
Bogu (Łk 18, 35-43).
Bardzo
ciężko jest pisać o niemożliwości widzenia świata przez niewidomych. Nawet
kiedy próbuję zamknąć oczy i poruszać się po mieszkaniu, ciemność staje się
doświadczeniem paraliżującym- pozbawiającym władzy nad ciałem, zdanym jedynie
na inne zmysły. Badania naukowe potwierdzają, że dziś około osiemdziesiąt pięć
procent informacji i bodźców zmysłowych zawdzięczamy wzrokowi. Brak tego zmysłu
staje się dramatycznym dryfowaniem przez życie. Pewnie inaczej jest z osobami
które urodziły się bez władzy wzroku; łatwiej jest im zaakceptować taki stan
rzeczy i zaadaptować się do zastanej sytuacji. Ci, którym dane było widzieć
piękno świata, stają się wędrowcami „krainy cieni”- ograbionymi z mocy
nasycania wzroku światłem. Oko ludzkie powołane do kontemplowania misterium
nieskończonego Piękna, zostaje zasłonięte ciemnością, przez którą musi przejść
struga innego spojrzenia- spojrzenia które zbawia. Ewangelia niesie przesłanie
o wielkim miłosierdziu Boga, który w Chrystusie rozprasza ciemność jasnością.
Człowieczeństwo Chrystusa jest sakramentem Boga; widzialnym i dotykalnym
znakiem uzdrowienia i przemienienia. On przywraca nadzieję tym, którzy są jej
pozbawieni. „Ślepiec nie wiedział, czym różni się dzień od nocy, światło od
ciemności. Dłonie jego dotykające szaty Rabiego bezsilnie obsunęły się na ziemię.
Wszystko było mu obojętne...Obojętny był mu świat, którego nie znając był
ciekaw”(R. Brandstaetter). Z tej pozornej obojętności wydobywa się piskliwe
milczenie dziecka: „Jezusie, ulituj się nade mną !” Błaganie i tląca się w
środku wiara, poruszyły dogłębnie Mistrza. Przywraca sprawność oczom, które
zasklepione potem, brudem i łzami otwierają się stopniowo na Światłość.
Przypominają mi się cudownie zestrojone słowa Dantego, gdy będąc w Raju śpiewał: „Jak wielka to łaska, że
się ośmieliłem utkwić spojrzenie w wieczystej światłości- takiej, że jej widok
by was strawił.” Kościół wczytując się uważnie w historię niewidomego z pod
Jerycha, uświadamia sobie własną- zalegającą oczy duszy ciemność. Nie jest
ciemność fizyczna lecz duchowa, której przytępienie separuje od miłości Boga.
Święty Jan Chryzostom zauważył: „Podobnie jak pogrążeni w ciemnościach nie znają natury rzeczy, tak i żyjący w
grzechu nie rozróżniają rzeczy, biegną ku cieniom, jakby były one rzeczywistością.”
Chrystus przychodzi i dotyka Kościół „nieskończoną delikatnością Boga,” otwiera
oczy proszących na blask prawdy. Mówimy zatem z drżeniem i ufnością: Κύριε ελέησον.