Największy
z was niech będzie sługą waszym. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
poniża będzie wywyższony (Mt 23,11-12).
Ewangelia próbuje
uchronić współczesnego człowieka od psychologicznie akceptowanego
indywidualizmu, przejawiającego się najczęściej w postawach egoistycznych i
narcystycznych. Jesteśmy w świecie na
którym piętno odcisnął grzech autoafirmacji. Pokora- znamionująca ludzi
naprawdę wielkich, jest postrzegania obecnie jako przejaw słabości, naiwności,
archaicznej uległości. Każdy chciałby być panem własnego losu i brać sprawy w
swoje ręce. Wielu ma ambicję, aby zajmować najbardziej intratne stanowiska. Zasiadać
na wyeksponowanych stanowiskach i kształtować jakiś fragment korporacyjnej egzystencji.
Model człowieczeństwa empatycznego, szlachetnego, nacechowanego silnym
komponentem dobra, zostaje wydarty z tradycyjnego systemu międzyludzkich
odniesień, ku byciu silnym i pozbawionym moralnych rozterek. W globalnym i
pospiesznie trudzącym społeczeństwie ludzi sukcesu- ambitnych herosów, liczą
się jedynie osobnicy bezwzględni, mocno chodzący po ziemi, kalkulujący możliwie
jak najlepsze strategie dla siebie. Iluzja wielkości, bogactwa,
nieograniczonych możliwości spędza sen z powiek wielu. Choć jest to jedynie utopia
nowoczesności ! Świat jest zaludniony wiecznie panoszącymi się próżnymi „ja”
którzy wcześniej czy później wykolejają się na zakręcie własnego rozdętego indywidualizmu.
Tylko ludzie o szlachetnych uczuciach, pięknym i przenikliwym spojrzeniu-
dalekowzroczni mistycy- potrafią przeobrażać świat, użyźniać go glebą
maksymalnie przeżywanego człowieczeństwa. Ludzie o pojemnych sercach, potrafiący umywać nogi innych. Zdolni do pomniejszenia siebie... Chrześcijaństwo
przypomina, że każdy nasz dzień jest porzucaniem siebie- umieraniem dla spraw
tego świata; dojrzewaniem ku dorosłości człowieka odkupionego. Nie zbawiamy się
w pojedynkę, ściska nasze dłonie niewidzialna nić solidarności i impuls
bezwarunkowej miłości. Odpowiedzialność za los innych, pozbawiony nonszalancji
i dominacji. Brama wieczności otwiera swoje podwoje dla maluczkich którzy
zatrzymali spojrzenie na tych drugich; biorąc słabych na swoje ramiona- giganci pokory.
Samarytanie przemierzający pustynię duchowej zimy i zamieniający w radość to czego dotkną ich spracowane serca Jesteśmy jedynie drobinkami
na dłoniach Boga; odpryskami miłości które próbują bezmyślnie zakwestionować swoją
zdolność do bycia wielkimi w okazywaniu pokory i miłości. Kończę refleksję
wierszem Jana Twardowskiego o Przemienieniu, choć tak naprawdę o wywyższonej
ludzkiej małości: „Wiem już, Panie, dlaczego na Tabor zabrałeś Piotra, Jakuba i
Jana. W zakurzonych szatach, najmniej udanych uczniów (najgorszych ze
wszystkich, powiodłeś na śnieg szczytów. Na siwiznę świata). Piotra, że zbyt
wierzył w Twą ludzką potęgę, i Jakuba i Jana, obu Synów Gromu- popędliwych. Po
ludzku Cię widzącym, lękliwym o Ciebie, gdy zachód rany krwawił na niebie.
Przemieniłeś się nagle w srebrną- Bożą jasność- otwarli wielkie ludzkie oczy
zadziwione.