czwartek, 13 lutego 2020


Niechaj mnie nurt wody nie porwie, niech nie pochłonie mnie głębia, niech otchłań nie zamknie nade mną swej paszczy (Ps 69, 16).

Dwudziesty wiek w znaczący sposób przyczynił się do usunięcia obrazu człowieka ze sztuki. Już u początku wieku nowoczesności rosyjski filozof Bierdiajew krytycznie i z wielką uwagą analizował dynamizm rozpędzonej kultury: „W historii sztuki było wiele kryzysów. Głębokie wiązały się z przejściem od antyku do średniowiecza i od średniowiecza do renesansu. Ale, to co dzieje się ze sztuką w naszej epoce, nie może być nazwane jednym szeregu kryzysów. Jesteśmy świadkami kryzysu sztuki w ogóle, najgłębszego wstrząsu jaki dotyka jej tysiącletnie podstawy. Nadszedł w końcu zmierzch dawnego ideału klasycznie pojmowanej sztuki i wydaje się, że nie ma powrotu do ówczesnego sposobu przedstawiania... Człowiek ostatnich twórczych dni pragnie stworzyć coś, czego jeszcze nie było i w swoim twórczym działaniu wznosi się ponad wszelkie możliwości i przekracza wszelkie granice.” Nie można odebrać tej prognozie aktualności i profetyzmu. Figuracja która była domeną wizualnej kultury i zainteresowania człowiekiem w jego wymiarze fizyczno-duchowym, uległa jakiejś trudnej do wytłumaczenia zapaści. Historia przez całe wieki ilustrowała, dokumentowała i pielęgnowała refleksje o człowieku- „byt fascynujący”- posługując się językiem filozofii, wymykający się nieustannie jednoznacznej interpretacji. Człowiek to tajemnica ! Takim się jawił oczom licznych myślicieli i artystów penetrujących jego ukryte światy przez kilkanaście wieków barwnej historii. Współczesność zignorowała człowieka, poddała licznym eksperymentom- sztuka rozbiła go na atomy, lub co gorsza, uczyniła go bezużytecznym produktem nieprzydatnej materii- śmieciem ! „Zanikanie ciała w sztuce współczesnej jest znakiem unicestwienia, a nie uduchowienia..., to radykalne usunięcie obrazu człowieka”(Ch. Godin). Już Marinetti piewca postępowego futuryzmu, formułował  manifest jawnie wrogi humanizmowi: „Człowiek nie budzi więcej absolutnie żadnego zainteresowania. Zatem należy go usunąć z literatury. Zastąpić go wreszcie materią, której istotę trzeba zrozumieć przez porywy intuicji... Zastąpić psychologię człowieka, która się dawno wyczerpała, liryczną aktywnością materii.” Sztuka stała się absolutnie „wolna”- wedle tego aksjomatu można uprawiać sztukę w sposób nieskrępowany. Człowiek przestał być postrzegany jako „mikrokosmos” w którym zawiera się również pierwiastek boski. W licznych rozgałęzieniach abstrakcjonizmu- ciało staje się nieobecne, rozczłonkowane, zdeformowane, okaleczane, nieprzyzwoicie sprofanowane. Jest to wyrazem ucieczki od człowieka tajemnicy- w antyhumanizm i nihilizm. Utopia współczesności jest o tyle niebezpieczna, że jej wytwory stają się przeraźliwym udokumentowaniem pustki i zalegającej zewsząd śmierci. „Śmierć milczy, a jednak mówi więcej niż życie”(A.A. Pilavoine). Już rzeźbiarskie postacie Giacomettiego- wydłużone, chropowate, zdające się być w stanie rozpadu, symptomatycznie podskórnie zapowiadały nadejście sztuki przenikniętej pesymizmem i cierpieniem. Osamotnione sylwetki rzeźbiarza są wyrazem ujmującej- egzystencjalnej pustki- znamionującej człowieka, jako byt wykolejony. „Oto więc człowiek... Jest tylko długą niewyrażalną sylwetką kroczącą brzegiem horyzontu”(J.P. Sartre). Działania „artystyczne” wywołujące skandal, szokujące, przesuwające wszelkie granice przyzwoitości i estetycznej poprawności. Ciało okaleczone i poddane rygorowi bólu- body art - Mariny Abramović, czy u Armana Fernandeza, postacie skonstruowane z przemysłowych odpadków- unicestwiające bezpowrotnie człowieka jako osobę. Od lat 60 XX wieku Keith Sonnier filmował swoje ciało poddane różnym sytuacjom, ukazywał targające nim „mikroemocje” wyzwalane rzekomo przez przeżywane doświadczenia. Gina Pane kalecząc się kolcami róży lub żyletkami, wskazywała podobno na istnienie związku pomiędzy gnębieniem a sadomasochizmem, charakteryzującym skomplikowane relacje międzyludzkie.  Zrozumiałą się wydaje w tym kontekście, przenikliwa i niezwykle trafna diagnoza wystawiona sztuce przez wybitnego pisarza Ryszarda Przybylskiego: „Większość obrazów, które powstały w drugiej połowie XX wieku, ukazuje nam materię w hańbie konwulsyjnego konania. Jest to niewątpliwie znak czasu, może najbardziej wymowny i przejmujący. Homo faber , człowiek produkujący dobra, doprowadził nareszcie swoją działalność do absurdu, otwierając tym samym paradoksalny okres historii: efektem jego mądrego tworzenia stało się już tylko głupie niszczenie. Im wyżej szybuje jego myśl, tym niżej upada jego dusza.” Historia nam podpowiada, że „istota ludzka godna jest przyszłości”(H. Jonas), choć pewnie sztuka będzie się szamotała z tak pojmowaną antropologią. „Poprzez pracę, sztukę, celebrację ciało ma wyrażać teofaniczny i dialogiczny charakter świata...”(O. Clement). Często moi uczniowie stawiają mi na zajęciach pytanie: „Jak można zdefiniować współczesną sztukę... Co będzie jej treścią... Jakie niesie przesłanie i co, po sobie pozostawi ? Tak postawione pytania są zasadne i zawiera się w nich jakiś zakamuflowany niepokój. Próba odpowiedzi wydaje się szalenie skomplikowana i można ją porównać do wyważania głową drzwi- nie jednych, ale wielu zamkniętych szczelnie od środka. Jak uważny badacz kultury, spoglądam na wiele z tych zjawisk z ogromnym niepokojem, lękiem- momentami z przerażeniem. „Jutro nie jest bezbarwne”- jak mówił G. Apollinaire. Istnieje jednak nadzieja na zrehabilitowanie sztuki- „zmartwychwstanie” odkrycie piękna jaśniejącego na ludzkich twarzach. Kultura wymaga od nas wnikliwego i pokornego obserwowania. Oczekiwania na przemienienie człowieka i świata. Ostatecznie pocieszają mnie słowa P. Evdokimowa: „Jeżeli każdy człowiek stworzony na obraz Boży jest żywą ikoną Królestwa Niebieskiego. W chwili swego wielkiego przejścia Duch Święty lekkim dotknięciem swoich palców muśnie ikonę i ślad tego dotknięcia pozostanie w niej na zawsze.”