Niechaj
mnie nurt wody nie porwie, niech nie pochłonie mnie głębia, niech otchłań nie
zamknie nade mną swej paszczy (Ps 69, 16).
Dwudziesty wiek w
znaczący sposób przyczynił się do usunięcia obrazu człowieka ze sztuki. Już u
początku wieku nowoczesności rosyjski filozof Bierdiajew krytycznie i z wielką
uwagą analizował dynamizm rozpędzonej kultury: „W historii sztuki było wiele
kryzysów. Głębokie wiązały się z przejściem od antyku do średniowiecza i od
średniowiecza do renesansu. Ale, to co dzieje się ze sztuką w naszej epoce, nie
może być nazwane jednym szeregu kryzysów. Jesteśmy świadkami kryzysu sztuki w
ogóle, najgłębszego wstrząsu jaki dotyka jej tysiącletnie podstawy. Nadszedł w
końcu zmierzch dawnego ideału klasycznie pojmowanej sztuki i wydaje się, że nie
ma powrotu do ówczesnego sposobu przedstawiania... Człowiek ostatnich twórczych
dni pragnie stworzyć coś, czego jeszcze nie było i w swoim twórczym działaniu
wznosi się ponad wszelkie możliwości i przekracza wszelkie granice.” Nie można
odebrać tej prognozie aktualności i profetyzmu. Figuracja która była domeną
wizualnej kultury i zainteresowania człowiekiem w jego wymiarze
fizyczno-duchowym, uległa jakiejś trudnej do wytłumaczenia zapaści. Historia
przez całe wieki ilustrowała, dokumentowała i pielęgnowała refleksje o
człowieku- „byt fascynujący”- posługując się językiem filozofii, wymykający się
nieustannie jednoznacznej interpretacji. Człowiek to tajemnica ! Takim się
jawił oczom licznych myślicieli i artystów penetrujących jego ukryte światy
przez kilkanaście wieków barwnej historii. Współczesność zignorowała człowieka,
poddała licznym eksperymentom- sztuka rozbiła go na atomy, lub co gorsza,
uczyniła go bezużytecznym produktem nieprzydatnej materii- śmieciem !
„Zanikanie ciała w sztuce współczesnej jest znakiem unicestwienia, a nie
uduchowienia..., to radykalne usunięcie obrazu człowieka”(Ch. Godin). Już
Marinetti piewca postępowego futuryzmu, formułował manifest jawnie wrogi humanizmowi: „Człowiek nie
budzi więcej absolutnie żadnego zainteresowania. Zatem należy go usunąć z
literatury. Zastąpić go wreszcie materią, której istotę trzeba zrozumieć przez
porywy intuicji... Zastąpić psychologię człowieka, która się dawno wyczerpała,
liryczną aktywnością materii.” Sztuka stała się absolutnie „wolna”- wedle tego
aksjomatu można uprawiać sztukę w sposób nieskrępowany. Człowiek przestał być
postrzegany jako „mikrokosmos” w którym zawiera się również pierwiastek boski. W
licznych rozgałęzieniach abstrakcjonizmu- ciało staje się nieobecne,
rozczłonkowane, zdeformowane, okaleczane, nieprzyzwoicie sprofanowane. Jest to
wyrazem ucieczki od człowieka tajemnicy- w antyhumanizm i nihilizm. Utopia
współczesności jest o tyle niebezpieczna, że jej wytwory stają się przeraźliwym
udokumentowaniem pustki i zalegającej zewsząd śmierci. „Śmierć milczy, a jednak
mówi więcej niż życie”(A.A. Pilavoine). Już rzeźbiarskie postacie
Giacomettiego- wydłużone, chropowate, zdające się być w stanie rozpadu, symptomatycznie
podskórnie zapowiadały nadejście sztuki przenikniętej pesymizmem i cierpieniem.
Osamotnione sylwetki rzeźbiarza są wyrazem ujmującej- egzystencjalnej pustki-
znamionującej człowieka, jako byt wykolejony. „Oto więc człowiek... Jest tylko
długą niewyrażalną sylwetką kroczącą brzegiem horyzontu”(J.P. Sartre). Działania
„artystyczne” wywołujące skandal, szokujące, przesuwające wszelkie granice
przyzwoitości i estetycznej poprawności. Ciało okaleczone i poddane rygorowi
bólu- body art - Mariny Abramović,
czy u Armana Fernandeza, postacie skonstruowane z przemysłowych odpadków-
unicestwiające bezpowrotnie człowieka jako osobę. Od lat 60 XX wieku Keith
Sonnier filmował swoje ciało poddane różnym sytuacjom, ukazywał targające nim
„mikroemocje” wyzwalane rzekomo przez przeżywane doświadczenia. Gina Pane
kalecząc się kolcami róży lub żyletkami, wskazywała podobno na istnienie
związku pomiędzy gnębieniem a sadomasochizmem, charakteryzującym skomplikowane
relacje międzyludzkie. Zrozumiałą się
wydaje w tym kontekście, przenikliwa i niezwykle trafna diagnoza wystawiona
sztuce przez wybitnego pisarza Ryszarda Przybylskiego: „Większość obrazów,
które powstały w drugiej połowie XX wieku, ukazuje nam materię w hańbie
konwulsyjnego konania. Jest to niewątpliwie znak czasu, może najbardziej
wymowny i przejmujący. Homo faber ,
człowiek produkujący dobra, doprowadził nareszcie swoją działalność do absurdu,
otwierając tym samym paradoksalny okres historii: efektem jego mądrego
tworzenia stało się już tylko głupie niszczenie. Im wyżej szybuje jego myśl,
tym niżej upada jego dusza.” Historia nam podpowiada, że „istota ludzka godna
jest przyszłości”(H. Jonas), choć pewnie sztuka będzie się szamotała z tak
pojmowaną antropologią. „Poprzez pracę, sztukę, celebrację ciało ma wyrażać
teofaniczny i dialogiczny charakter świata...”(O. Clement). Często moi
uczniowie stawiają mi na zajęciach pytanie: „Jak można zdefiniować współczesną
sztukę... Co będzie jej treścią... Jakie niesie przesłanie i co, po sobie
pozostawi ? Tak postawione pytania są zasadne i zawiera się w nich jakiś
zakamuflowany niepokój. Próba odpowiedzi wydaje się szalenie skomplikowana i
można ją porównać do wyważania głową drzwi- nie jednych, ale wielu zamkniętych
szczelnie od środka. Jak uważny badacz kultury, spoglądam na wiele z tych
zjawisk z ogromnym niepokojem, lękiem- momentami z przerażeniem. „Jutro nie
jest bezbarwne”- jak mówił G. Apollinaire. Istnieje jednak nadzieja na
zrehabilitowanie sztuki- „zmartwychwstanie” odkrycie piękna jaśniejącego na
ludzkich twarzach. Kultura wymaga od nas wnikliwego i pokornego obserwowania. Oczekiwania
na przemienienie człowieka i świata. Ostatecznie pocieszają mnie słowa P. Evdokimowa:
„Jeżeli każdy człowiek stworzony na obraz Boży jest żywą ikoną Królestwa
Niebieskiego. W chwili swego wielkiego przejścia Duch Święty lekkim dotknięciem
swoich palców muśnie ikonę i ślad tego dotknięcia pozostanie w niej na zawsze.”