środa, 15 września 2021

Nasze istnienie niejednokrotnie jest podobne do labiryntu- „symbolu egzystencji”- przez który człowiek przechodzi po omacku, żywiąc nadzieje na dotarcie do obranego środka. „Otwór wywiercony w naszej subiektywności”(P. Floreński). Nie każdy potrafi dostrzec „nić Ariadny,” korzystnego splotu czasu i wydarzeń pozwalających stopniowo odkryć optymistyczny finał egzystencjalnego zmagania i wędrówki przez mroki. Od kilkunastu miesięcy jesteśmy w takim labiryncie pandemii; każdy z nas odczuł na własnej skórze poczucie bezradności wobec choroby, samotnego odchodzenia i w konsekwencji spoglądania śmierci prosto w oczy. Pomimo ukształtowanych mechanizmów adaptacji, śmierć ciągle jest zaskakującym wydarzeniem inicjacji- przejścia- Paschy ! Życie człowieka nie jest nicością, jakimś esencjalnym niebytem jak postulował Sartre. Świadomość nie unicestwia bytu, ale przenika go strugą światła. Gdzieś na dnie studni pamięci, pojawia się nadzieja. Odczucie kruchości życia, pozwala odkryć głębsze obszary istnienia; transcendować siebie i wychodzić ku tajemnicy własnego losu. „Bóg jest, nawet jeśli Go nie ma”(E. Cioran), przygarniając spulchnione łzami stworzenie. Czarna tkanina przykryła nagie- samotne ciała i sparaliżowała umysły tych, którym dane było pozostać na ziemi opłakujących odejścia bliskich. Zdawać się może, że po każdym, nawet najbardziej dramatycznym doświadczeniu, nasza perspektywa jest szersza, a spojrzenie wyostrzone do granic możliwości. Człowiek przestał być zobojętniałym wobec nieskończoności. Wielu ludzi nauczyło się widzieć życie wokół siebie głębiej. Spostrzegło się, że istnieje „horyzont eschatologiczny”(P. Ricoeur). Ukształtowała się w bólach, owa nieuświadomiona intuicja wiary, pozwalająca radzić sobie ze spadającymi z zaskoczenia kryzysami. Być może jesteśmy przed kolejną i bardziej przewidywalną falą pandemii. Repetycja cierpienia o wiele mocniej uświadomiona i przetrawiona przez zbiorową świadomość. Próba labiryntu przez którą przechodzi człowiek i towarzyszący mu Bóg. Jakże mozolne jest wpisanie się na grzbiet nieba ! Ostatecznie pozostają słowa otuchy, rozwiane muśnięciami wiatru. Żyją we mnie słowa Makarego z Młokosa Dostojewskiego: „Człowiek musi umrzeć w pełnym świetle swego ducha, w szczęściu i pięknie, pragnąc swojej ostatniej godziny, i odchodzi cały radosny jak kłos w stogu siana, jego tajemnica się spełnia…”