piątek, 3 września 2021

Ponad rok czasu spędzony przed ekranem komputera jakoś naturalnie uwrażliwia na realną obecność uczniów, którzy rozpoczęli in situ swoją edukację. Umysł naraża się na niebezpieczeństwo, gdy próbuje wyobrazić sobie jak wielkim- intelektualnym uszczerbkiem- okazała się zdalna nauka. Mam nadzieję że ten czas larwalny się zakończył i nie będzie miał swojego powrotu. Uczniowie wyskoczyli nagle, jak Jonasz z paszczy wielkiej ryby. Intermedium ! Cieszy mnie obecność młodzieży, ich optymizm i wyczuwalna tęsknota za rzeczywistym kontaktem, spojrzeniem i malarską siłą słowa które brzmi tak bezpośrednio i smacznie. „Stwarzam się w słowach, które stwarzają mnie” (J. M. Coetzee). Szkoła jest zawsze dialogiczną przygodą pomiędzy mistrzem i uczniem; naprzemiennie obdarowującym i obdarowanym. Nawet najbardziej zaawansowana technologicznie cywilizacja, nie jest wstanie zastąpić fizycznego spotkania dwóch osób: „Gdy tylko pojawia się twarz drugiego obdarowuje mnie”- pisał E. Levians. Bez wątpienia życie jest twórczym dialogiem, a nauczanie i splecione z nią wychowanie jest przygotowaniem przestrzeni pod spotkanie osób, których rozmowa będzie kontynuowana w czasie i przepleciona ledwie wyczuwalną nicą użytecznej mądrości. Jako spadkobierca pewnej kultury duchowej, umysłowej i artystycznej, czuję się w obowiązku o niej opowiadać. „Osobę odnajduje się dając”(E. Mounier). Jakże urzekające jest poczucie spełnienia, widząc w oczach słuchaczy nić intelektualnego porozumienia i radość z faktu obcowania z wybranym fragmentem wiedzy. Może jestem naiwnym optymistą, ale opowiadam o sztuce- ludzkiej ekspresji, która w moim przekonaniu zachowuje nieustanną świeżość oddziaływania. Ile to trzeba błyskotliwego polotu, aby mały- „nieporadny pisklak” mógł poszybować ku horyzontom o których do tej pory nie miał pojęcia ! Człowiek konsumpcyjnego komfortu potrzebuje piękna jak powietrza (którego jakoś wydaje się mocno problematyczna). Wizualna kultura szturmująca zmysł wzroku i prowokująca do wnikliwego namysłu nad egzystencją naznaczoną wektorem piękna. Gdybym nie był przekonanym, że to co pokazuję i o czym mówię jest przekonujące, to spacerowałbym na krawędzi rozpaczy, brodził w mroku- umysłowego i estetycznego niebytu. Na pierwszy rzut oka, sztuka wydaje się pełna ludzkich resentymentów i zapętlenia. Na szczęście to jedynie powierzchowne odczucie. Jest w niej coś z pewnego rodzaju „transmigracji”- wehikułu czasu do którego możemy wsiąść i odbyć podróż w świat dla nas interesujący. W każdym z zachowanych dzieł pulsuje życie historii, której opowiadanie nie staje się czymś zmurszałym, czy przedawnionym lecz pełnym ekspresji odkrywaniem świata ludzkiego geniuszu i ducha wyrywającego się niczym biblijna gołębica ku światu ocalenia. Wolność ducha i kreatywność jest żarem który zapala świat, wyrywając go z nudy, letargu i zobojętnienia. Ktoś kto uczy innych posiada ową ostrość widzenia przemian, które się dokonują w młodych ludziach i rzeźbią ich, aby uzewnętrzniła się szlachetność człowieka poruszonego poznaniem. Myślę również że opowiadanie o sztuce jest terapeutyczne. W niej zawiera się skondensowana ludzka i boska wiedza o świecie. Filozoficzne zdumienia; teologiczne poszukiwania sensu; literacki gąszcz znaczeń i symboli; w końcu indywidualne zdumienia, rozpinające świat człowieka pomiędzy trawiącym go niepokojem a nadzieją. Kiedy pojawia się poczucie zagubienia pośród hałaśliwego i zadyszanego świata, to przez spotkanie z kultura słowa i obrazu- pojawia się zatrzymanie i powiew świeżości. Wtedy najbardziej fundamentalne pytania znajdują odpowiedzi i wyrywają z labiryntu zagubienia. „Kryzys człowieka współczesnego, w tej mierze w jakiej jest kryzysem sensu, ma charakter religijny”- mówił M. Eliade. Sztuka otwiera również na religię (pierwociny wiary) której kryzys jest dzisiaj wyraźnie wyczuwalny. Wielka kultura zawsze ma swoje odniesienie do kultu, jeśli go utraci- stanie przestrzenią odpadków- bez jakiejkolwiek większego sensu i treści. Stąd „wychowanie (i rzetelnie przekazywana wiedza) jest sprawą serca.”