sobota, 25 września 2021

Żyjemy w zgliszczach utraconego niegdyś Raju. Kurczowo trzymamy się ziemi i chcemy uciec możliwie jak najszybciej od śmierci, której obecność aż nazbyt mocno naznaczyła naszą codzienność. Jest w tym jakiś powrót do pogaństwa, wdzierającego się nagle w sposób do końca nieuświadomiony. Herodot antyczny pisarz, pozostawia nam wspomnienie jednego z plemion trackich, które witało nowo narodzone dzieci płaczem i szlochaniem, podczas gdy zmarłych odprowadzano do grobu okrzykami i wołaniem radości, ponieważ zmarli wyzwalali się właśnie z tego życia. Orficy przywiązywali do rąk zmarłych małe tabliczki wykonane ze złota z wyrytymi symbolami ich wiary: „Ja również pochodzę z rodzaju niebieskiego.” Były one czymś w rodzaju przepustki w długiej, naznaczonej mrokiem wędrówki do wrót innego świata. W naszej kulturze śmierć jest czymś najmniej oswojonym. Zmarli chowani są z przed oczu żyjących, aby nie zburzyć ich świętego spokoju i hedonistycznej przygody życia. Z wielką łatwością skazujemy dzieci w łonach matek na unicestwienie, a starszych ludzi na odejście bez pamięci i należnej im czci. Eutanazyjny zastrzyk stał się szybki i bezbolesnym rozwiązaniem problemów z tymi którzy wymagają opieki, a których fizyczny ból odstrasza i wymaga poświęcenia- ludzkiego heroizmu. Śmierć ! Wypieramy jej obecność, a z drugiej strony czujemy jej ciężar, który dla wielu jest balastem pchającym ku rozpaczy i porzuceniu nadziei. „Śmierć- pisał piewca pesymizmu Schopenhauer- to sen, w którym indywidualność ulega zapomnieniu” lub jak chciał Sartre „bezsensownym cierpieniem” po którym rozciąga się jedynie horyzont pustki. Można rozbić się o pychę umysłu i nic nie wyjaśnić; wszystko zapętlić. W obliczu indywidualnych ludzkich zmagań z chorobą i ostatecznych kapitulacji, wszystkie inne dylematy topnieją i przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Religia próbuje konstruować odpowiedź na jedno z najważniejszych pytań człowieka: jaki jest sens naszego istnienia ? W tym impasie intelektualnej pustki, nie potrafiącej poradzić sobie z wytłumaczeniem faktu cierpienia, lęku i przechodzenia na drugą stronę, jedynie wiara uchyla szczelinę światła. „Puste niebo”- jakże często powielana metafora człowieka współczesnego, będąca w opozycji do tradycyjnej eschatologii- milknie przygnieciona kamieniem kruchości i przygodności bytu, wydanego objęciom „siostry cielesnej Śmierci.” Być może na nowo w zbiorowej świadomości, przebija się prawda o Bogu, który jest „zmartwychwstaniem i życiem.” W starożytnym Rzymie- gdzie zakiełkowała nowa wiara, umocniona świadectwem męczenników, nazywano chrześcijan „tymi, którzy nie boją się śmierci.” Dla chrześcijan świat jest przestrzenią nieustannych konfrontacji- mozolnego dialogu i przekonywania, że śmierć została już ostatecznie pochłonięta przez życie. Ta afirmacja życia zmartwychwstałego zostaje w sposób niezwykły odzwierciedlona w ikonografii wczesnochrześcijańskiej. Fresk z katakumb Domitylli ukazuje zmarłą Wenerandę prowadzoną na odpoczynek wieczny przez jej patronkę, męczennicę Petronillę. Anonimowy autor próbuje nas przekonać, że człowiek wiary nie jest sam; ten ostatni odcinek drogi przechodzi w towarzystwie przyjaciół Boga. „Czym jest życie zmartwychwstałe- pyta św. Izaak Syryjczyk. I odpowiada: Odczuwaniem wszystkiego w Bogu. Ponieważ miłość bierze się ze spotkania. Poznanie, jednocząc z Bogiem, spełnia wszelkie pragnienia, a dla otrzymującego je serca całe jest czułością przelewającą się na ziemię, gdyż nie ma nic podobnego do czułości poznania Boga.”