poniedziałek, 16 stycznia 2017


Pojednanie- miłość Chrystusa przynagla nas (por. 2 Kor 5,14-20)

Rozpoczął się Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Kościoły i wspólnoty prężą duchowe muskuły i próbują na zewnątrz wypaść jak najlepiej. Od dłuższego czasu wyrażam wiele osobistych wątpliwości względem tej mniej lub bardziej udanej inicjatywy. Towarzyszy mi głębokie przekonanie, że jest w tym więcej sztucznej kurtuazji, niż rzeczywistego zbliżenia chrześcijan. Ekumeniczna wrażliwość zalega mnóstwo mniej lub bardziej dobrych publikacji naukowych oraz broszurek sztucznie akcentujących „chrześcijańskie kompromisy”. Jak tu się porozumieć, skoro każdy ciągnie wózek w swoją stronę i co najbardziej smutne definiuje ekumenizm po swojemu- dbając o własne interesy i broniąc kurczowo swojej tożsamości. Doświadczenie podziału zdaje się być bardziej intensywne, niż zdrowe i pełne pokory urzeczywistnianie jedności.  Dlaczego trzeba dążyć do jedności ? To podchwytliwe pytanie rewiduje chrześcijański stosunek do inności. Pomimo rozlicznych modlitw żarliwie zanoszonych do Boga o jedność, istnieje jakiś syndrom ekumenicznej ambiwalencji. Każdy Kościół posiada swój własny limes i wszystko jest poprawnie do momentu, kiedy jakiś „chrześcijański intruz” nie postawi nogi na naszym terytorium. Czy miłość Chrystusa potrafi przynaglić wszystkich tak mocno, że będziemy gotowi usunąć „słupy graniczne” i zaprosić tych drugich do naszej inności poszukiwania Boga ? To takie trudne i wymagające odwagi, a nade wszystko wiary- aby spróbować być razem, trzeba nade wszystko uchylić drzwi kościołów i rozszczelnić ludzkie serca. „Proces rozpoznawania jednego Kościoła w podzielonym chrześcijaństwie- pisał ks. Hryniewicz- oraz przywracania pełnej wspólnoty kościelnej wymaga niezwykłej szczerości i bezinteresowności, gotowości do krytycznej oceny własnych braków i niedostatków, otwarcia na duchowe bogactwo doświadczenia chrześcijańskiego w innych kościołach, cierpliwego dialogu i wzajemnego nawrócenia ku sobie”. Chyba to ostatnie stwierdzenie- „nawrócenie ku sobie”, może stać zwornikiem i mozolnym odwracaniem zaistniałego podziału. Jesteśmy trudnymi uczniami Chrystusa- często zakleszczonymi w sobie, krótkowzrocznymi- apatycznymi w rozdawnictwie miłości. Trudno jest uświadomić sobie prawdę, iż Kościół jest duchowy, a nade wszystko ludzki złożony z ludzi zrodzonych z Boga. Jak pisał Sebastian Franck: „Jest to wspólnota, w którą wierzymy i którą oglądamy jedynie duchowymi oczami serca i człowieka wewnętrznego”. Miał rację ezoteryczny filozof Jakub Boehme, kiedy porównywał chrześcijan różnej tradycji i denominacji do ukwieconej łąki. Chrześcijanie są niczym kwiaty w ogrodzie, każdy jest inny w swojej intensywności i pięknie, ale w całości tworzą piękny ukwiecony kobierzec. „Kwiaty wszelkiego rodzaju rosną i sąsiadują ze sobą na ziemi. Nie sprzeczają się z sobą z przyczyny barw, zapachy, smaku. Pozwalają, aby ziemia i słońce, deszcz i wiatr gorąco i zimno oddziaływały na nie, jak chcą. I każdy kwiat wzrasta według swojej istoty i właściwych sobie przymiotów. Tak jest również z dziećmi Boga”. Może każdy chrześcijanin w tym trudnym przywracaniu jedności powinien odczuć w sobie piękno, ponieważ kiedy tak zrobi odsłoni się ku Bogu i stojącemu obok niemu bratu. Ekumenizm- ziemia ciągle nawożona; ogród kiełkujących kwiatów !