Jezus
wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A
przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego na komorze celnej, i
rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» Ten wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział
w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem
i Jego uczniami. Wielu bowiem było tych, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w
Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili
do Jego uczniów: «Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?» Jezus,
usłyszawszy to, rzekł do nich: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy
się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».
W powołującym Chrystusie odkrywamy
poczucie spokoju połączone z
natychmiastowością działania. Te dwie przeplatające się cechy mogą
wydawać się wzajemnie przeciwstawne, ale tylko Bóg potrafi działać w tak
nieprawdopodobny sposób, posiadając umiejętność aby je scalić. Trudno jest
pisać o powołaniu, choć nawet to opisane w Ewangeliach jest przeniknięte
tajemnicą duszy każdego z tych na których się zatrzymało spojrzenie Chrystusa. Kiedy
młodzi mężczyźni pytają mnie w jaki sposób rozpoznać drogę osobistego
powołania, to zawsze ich odsyłam do wnętrza serca- tam dokonuje się
pochwycenie, zauważenie, wybranie, dialog duszy- a nade wszystko zakochanie
pełne mistycznego szaleństwa. Nie ma ludzi gotowych- w pełni uformowanych do
kapłaństwa; są tylko słabi, wątli niczym kwiat na wietrze ludzie. Silnymi ich
czyni dopiero Bóg. Tak naprawdę tylko pokora jest jakimś wyznacznikiem tego,
czy ktoś wyruszy w drogę za Panem. Zawsze boję się przemądrzałych z urodzenia
księży. Czasami trzeba głęboko pochylić swoje życie- jak drzewo ustępujące pod
naporem gwałtownego wiatru. Tak jak to malarsko opowiedział Guido Cagnacci
utrwalając pędzlem scenę powołania Mateusza. Chrystus na obrazie stoi przed
swoim uczniem boso- przybliżył się całkowicie, skracając dystans, aby
uwiarygodnić dar miłości. Stoi dostojnie, jego prawa dłoń nie tylko wskazuje
ale przywołuje skojarzenie z najbardziej tajemniczym momentem jakim są
święcenia kapłańskie. Lewi- Mateusz odpowiada na powołanie, pochylając się
przed Jezusem. Szaty wskazują, że był to człowiek bogaty. W tej scenerii
ogromną role odgrywają małe niuanse; na ziemi możemy dostrzec rozrzucone
monety- być może jest to aluzja do pełnej nieuczciwości i wyzysku pracy poborcy
podatkowego. Wyrzekłszy się ich, wyrzeka się nieuczciwego życia i niewłaściwej
miłości do dóbr tego świata. Od tego radykalnego przeobrażenia serca rozpoczyna
się pełna entuzjazmu przygoda wiary. Mateusz stanie się jednym z dźwigarów
Kościoła- znak, iż dla Boga nie ma rzeczy niewykonalnych. Tajemnica kapłaństwa
zrodziła się ze spojrzenia Jezusa- tam na jeziorem Galilejskim, jak również
komorze celnej, szynku, czy ulicy w samym centrum grzesznego świata. Pan
potrzebował uczniów- kapłanów, świadków i prowodyrów zamieszania które
nieprzerwanie trwa. Jego wybory są intrygujące, dla wielu nie zrozumiałe, a
nawet czasami gorszące. Jak pisał św. Mikołaj Welimirowić: „Moc jest więc w
łasce Bożej, która umacnia człowieka, uświęca go… Kapłan jest więc naczyniem
tej niewyrażalnej, niesamowitej i wszystko wypełniającej mocy łaski.”