czwartek, 14 czerwca 2018


1 Krl 18, 41-42

Eliasz powiedział Achabowi: «Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu». Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między kolana.

Wtulił głowę w kolana- pierwsze skojarzenie które mi się nasuwa w związku z ową czynnością Eliasza, to psychosomatyczna praktyka modlitwy Jezusowej przez mnichów zatopionych w rytmie modlitwy serca. Hezychaści poprzez taką postawę- „embrionalną”- synchronizowali duszę i ciało w jednym akcie strzelistego pokajania siebie- słabego człowieka (metanoia) i uwielbienia Zbawiciela. Jest to inaczej określana w literaturze przedmiotu- wędrówka do wnętrza serca; przejście od „idolatrii siebie” ku Bogu- Źródłu obdarowania i przemienienia. U wielkich mistrzów życia duchowego odnajdujemy cały szereg praktycznych wskazówek dotyczących tej „dziwnej” pozycji ciała: „Niech spoczywa twój podbródek na piersi, skieruj spojrzenie swych oczu wraz z całym umysłem na centrum swego brzucha, czyli na pępku.” Późniejsza literatura będzie z lekkim przekąsem określać mnichów praktykujących modlitwę serca jako „wpatrujących się w swój pępek.” Doskonale czujemy, że nie chodzi tu o skupienie uwagi na jakimś detalu ciała, ale poprzez to pochylenie chodzi o zakreślenie jakby figury koła, aby powrócić do siebie jako istoty przeobrażonej w modlitwę. Zgiąć się zupełnie, tak by ciało utworzyło koło z głową zwróconą ku kolanom, aż do odczucia „bólu w klatce piersiowej, w ramionach i karku.” Nie jest to komfortowa pozycja i taką być musi, aby była skuteczna. „Hezychasta jest tym, który dąży do tego, co w cielesnym domu bezcielesne” (św. Jan Klimak).Technika fizyczna miała na celu przede wszystkim służyć koncentracji, a poprzez oddech i wdech powietrza harmonizować całego człowieka w akcie artykułowanej modlitwy. „Przymuś swój umysł do zstępowania od twej głowy do twego serca... Zbierz swój umysł w sercu, ale tak, by był otwarty”- udzielał wskazówek Grzegorz z Synaju. Kiedy duch „zstąpił” już do serca, powinien zająć się jedynie żarliwym wołaniem: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną.” Takie przyzywanie pozwala odkrywać przestrzenie milczenia przez które Bóg zalewa modlącego światłem poznania. „Modlitwa Jezusowa uwalnia nas od wszystkiego, z wyjątkiem samego Jezusa”( L. Gillet). Wtedy wszystko, co człowieka otacza staje się modlitwą- powodem do dziękczynienia. Człowiek przeniknięty mocą imienia Jezus- staje się ikoną pełną światła. „Twe oczy jaśnieją jak błyskawica, a twe oblicze stało się jaśniejsze od słońca”- to słowa Motowiłowa relacjonujące wnikliwie spotkanie ze św. Serafinem z Sarowa. Tak, jak Chrystus przemienił się na oczach uczniów na górze Tabor, tak też najbardziej pokorny sługa swego Mistrza również stał się uczestnikiem tej łaski. Wpatrywał się w jasność Pańską i upodobnił się do Tego, którego Oblicze ukazało się w iluminacji Paschy. Kończę to rozważanie słowami poety R. M. Rilke: „Pragnij metamorfozy. O, zachwyć się promieniem, gdzie umyka ci rzecz, co się pyszni z przemiennej natury; ten kształtujący duch, trudzący się nad istnieniem, kocha jedynie punkt zwrotny we wzlocie figury.”