Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Idźcie i głoście: Bliskie już
jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych,
oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo
dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie
bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest
bowiem robotnik swej strawy...
Sztuka obfituje i mnoży
tak wiele przedstawień tego posłania apostołów w świat; utrwalone w obrazach i
fantastycznych rzeźbach, takich jak w romańskim portalu w Vezelay, opowiadają o
dynamiczności i potwierdzają głębię Pięćdziesiątnicy. „Wzywać Ducha naturalnie
i z prostotą- pisała S. Weil- krzyk wołanie. Gdy umieramy z pragnienia, gdy
jesteśmy chorzy z pragnienia...” Bowiem Duch czyni słowo Dobrej Nowiny źródłem,
zdolnym nasycić spękaną glebę ludzkich serc. Ewangelia jest dynamiczna i wymaga
ekspresji w proklamowaniu i rzeźbieniu autentycznych podstaw, które przekonają
świat o potencjale Chrystusowego Zbawienia. Być w drodze, nie oglądać się wstecz, nie obmyślać naprzód strategii,
pozwolić się porwać przygodzie wiary, promieniować radością... Bezinteresowny i
na wskroś przejęty misją uczeń, jest wstanie uczynić więcej, niż najbardziej elokwentni
luminarze teologii, czy populistyczni kaznodzieje z wielotysięcznych stadionowych
trybun- łechtających słowem pragnienia drzemiące w ludziach i mnożących miracula. Duch najmocniej tchnie
w ludzi, którzy są najmniej pretensjonalni w przyjmowaniu łaski. To
prostaczkowie- ewangeliczni szaleńcy, często illitterati, najpiękniej potrafią opowiadać o Bogu i przekonywać do
Niego. Pierwszymi głosicielami Ewangelii, którzy oznajmili ją światu, byli
prości rybacy z Galilei. To ich nauczanie przemieniło ówczesne społeczeństwa i
potrafiło nawet najbardziej wyrafinowaną kulturę intelektu zaprzyjaźnić z
chrześcijańskim humanizmem i fascynacją Bogiem, który zstępując ku ludziom stał
się miłosierną i ofiarną miłością. Ich prostota i milczenie zrodzone z
kontemplacji słów i gestów Mistrza, przeistoczyło się w kerygmat przepowiadany
w zgiełku zatłoczonych miast, wsi i dróg na których zostaną odciśnięte ślady
wędrownego i zwilżonego krwią męczenników Kościoła. Uwierzyć współcześnie słowu
Jezusa, poddać się mocy Parakleta, wgryźć się w egzystencję tak mocno, aby
sprowokować lawinę pytań o Boga. Wołać ile tylko tchu w gardle: Bóg jest
potrzebny światu. On niesie ciebie i twoje grzechy na swoich dłoniach ! Stać
się „dealerem miłości” i kimś kto potrafi zrobić taki skandal czyniąc możliwym,
to co wydaje się niemożliwe. Ciągle powracają mi w pamięci przeczytane przed
laty słowa francuskiego księdza G. Gilberta: „Żyj tak, by patrząc na ciebie,
było nie do pomyślenia, że Bóg nie istnieje.”