sobota, 28 lutego 2015

Mt 5,43-48
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził». A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski”.
Chrześcijanin nie może żyć i funkcjonować w społeczeństwie, z jakimś poczuciem wyższości wobec innych. W chrześcijaństwie, nie ma miejsca na jakąś „elitarność”, naszym wyróżnikiem jest prostota, otwartość i nieobłudna miłość. „Zobaczcie jak oni się miłują…” Czasami trzeba zwyczajnie spuścić powietrze i zejść na ziemię. Warto sobie uświadomić, iż każdy człowiek jest umiłowanym dzieckiem Boga. Bóg kocha każdego człowieka, tak samo bez względu na to, czy ktoś jest chrześcijaninem czy nie… Nie kocha mnie bardziej tylko dlatego, że jestem księdzem. Jego miłość rozlewa się w każde człowiecze serce. On nie spogląda na świat jak na globalne mrowisko, w którym poruszają się stworzone przez Niego byty dwunożne. Widzi każdego z osobna, zna po imieniu, a nawet wie, ile mamy na głowie włosów. Jesteśmy dla Boga naprawdę ważni. Każdemu człowiekowi udziela swojej miłości, tu nie ma koneksji, kumplostwa, znajomości, czy gładkich dróg na skróty. Może to stwierdzenie pozwoli nam odsłonić pewną postawę autentyczności- „miarą miłości jest miłość bez granic”. W tych stwierdzeniach odsłania się nam Twarz kochającego Boga. To nie sztuka kochać tych, którzy nam dobrze życzą, którzy myślą podobnie jak my…, obracają się bliskim naszemu pokrojowi środowisku, którzy są ochrzczeni i co niedzielę chodzą do tego samego kościoła, zasiadając z dziećmi trzy ławki dalej i sprawiając wrażenie pobożnych. Wygodnie jest przebywać w towarzystwie ludzi, którzy preferują nas sposób bycia, religię czy określony etos zachowań. Chrystus pokazuje nam, że prawdziwym sprawdzianem miłości, jest miłość nieprzyjaciół. Kochać tych, którzy nam źle życzą, gorszą, wykorzystują nas, uprzykrzają życie…, irytują, gardzą nami, oraz sprowadzają do parteru w różnych wymiarach i wariantach życia. Sprawdzianem naszej postawy, jest miłować tych, którzy nas zabijają słowem i czynem. Egzaminem z miłości jest spoglądać w oczy swojego męża alkoholika, i mieć nadzieję, że może życie, po tylu przetrąceniach jakoś go zmieni. Wybaczyć żonie, która zdradziła, zawiodła, okazała się niezdolna do wiernej miłości. Przełamać swój dystans do ludzi z ulicy; śmierdzących, zmarginalizowanych, wykluczonych, trędowatych sterylnego świata… Przybliżyć się z dziecięcą pokorą i szlachetną otwartością do ludzi inaczej niż my myślących, niewierzących, czasami bezpardonowych, z wyrafinowaniem kontestujących świat naszych pewników. Zobacz ! Bóg potrafi kochać tych, którzy Go przeklinają, złorzeczą, plują na wszystkie świętości, profanują piękno świata, który wyszedł z Jego rąk. A nam z łatwością przychodzi szybki osąd, zaciśnięte dłonie, czy święta, nacechowana fałszywą pobożnością irytacja. Czasami gorszymi się, takim czy innym zachowaniem brata. Nie ma sensu tracić czasu na świętoszkowate fochy. Jak echo wracają słowa Gogola „Nie należy wedle własnej miary oceniać innych”. Jednocześnie ten sam pisarz, umiejętnie penetrujący zakamarki człowieczego serca, pisał: „Bez pomocy bliźnich sami nie dojdziemy do niczego”. „Bóg nie jest władzą, która zakuwa w okowy, lecz prawdą która wyzwala” Święty Piotr doskonale uchwycił jaka powinna być postawa wobec innych: „Przede wszystkim miejsce wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów”. W przypowieści o dobrym Samarytaninie na prawnicze pytanie, kto jest moim bliźnim, Pan- jak zwykle- odwraca sytuację i pokazuje, że to ja jestem bliźnim wszystkich. Chrystus ofiarował swoje życie, w imię miłości do każdego człowieka. Pan przeszedł niewyobrażalne cierpienie, a mimo to mówił: „Nikt mi życia nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać” (J 10,18). Jego wielkością jest darmowa miłość do człowieka, tu zawiera się cała niewyobrażalna potęga Boga. „On nie może przestać kochać człowieka”. Stary ikonograficzny obraz ukrzyżowania pokazuje Chrystusa na stopniach drabiny, jak dobrowolnie, suwerennie wstępuje na krzyż. Ponieważ z tego narzędzia hańby, straszliwego  w swoim wizualnym przekazie, wydobywa się najbardziej wiarygodny wizerunek Przyjaciela. „Ojcze przebacz im…”, w największym dramacie opuszczenia, niewyobrażalnym bólu, Chrystus potrafił wypowiedzieć swoim oprawcom miłość. Tylko tak rozumiana i przeżywana miłość, zmienia oblicze świata !

piątek, 27 lutego 2015

Mt 5,20-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus wskazuje jaka powinna być postawa Jego uczniów, w przeciwstawieniu do fałszywie rozumianej sprawiedliwości faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Dla tych drugich celem samym w sobie było rygorystyczne wypełnienie litery prawa, jak najbardziej skrupulatne spełnianie powinności, a realizowało się to przez kult. Do dzisiaj wielu ortodoksyjnych Żydów zajmuje się tylko studium Tory, i wcielaniem w życie zasad religijnych, wszystkie inne sprawy są na drugim miejscu. „Złudzenie to przetrwało do dziś pośród wielu chrześcijan. Oddzielają oni samowolnie kult od życia, doświadczenia chrześcijańskie od doświadczenia ludzkiego, obowiązki religijne od praktykowania sprawiedliwości. Wierzą, że droga prowadząca do kościoła jest krótka, zaledwie kilka metrów, które zresztą można pokonać samochodem. Msza, sakramenty, pacierz, przykazania (niektóre, prawdę mówiąc, raczej zaniedbane, prawie skasowane, nie trzeba przecież przesadzać…). I uważają rozdział pt. „Bóg” za zamknięty”. Tymczasem to nie, o taką postawę chodzi, tworzenie jakiejś wygodnej fikcji religijnej. Wielu ludzi tak przewartościowuje swoje życie w różne strony, że kiedy budzą się dotknięci jakimś nieszczęściem, to dopiero wtedy przypominają sobie, że Bóg jest ich przyjacielem. Trzeba mieć pragnienie Boga, przypominają mi się w tym miejscu słowa św. Augustyna: „Chcę znać Boga i duszę. I nic więcej”. W mojej parafii jest młode małżeństwo o które jestem bardzo zaniepokojony, od wielu tygodni nie było ich na Eucharystii. Martwię się o nich…, każdego dnia modlę się aby odnaleźli swoją drogę do Chrystusa. ( tempo życia.., kariera zawodowa, pressing społeczny; sprawiają że człowiek oddala się małymi krokami od Boga. ) „Nie ma egzystencji bez transcendencji”- bez Boga za daleko się nie pociągnie, za pewien czas wszelkie konstrukcje, marzenia, kariera może się zachwiać, rozlecieć. Dwa dni temu miałem pogrzeb mężczyzny (lat 40) wyszedł do pracy jak każdego dnia, dostał wylew (skuteczny, doświadczony, świetny pracownik- pewnie całe dnie spędzał w pracy…), przyszła śmierć, nagle zajrzała mu w oczy- i koniec. Nawet nie zdążył  pożegnać się ze swoimi dorastającym dziećmi (wcześniej żył tylko pracą). W życiu są ważniejsze sprawy niż praca. Trzeba odnaleźć zdrową równowagę, pomiędzy pracą a życiem wewnętrznym. To jest trud który kosztuje; wytyczyć właściwe cele, poszukać siebie w innych przestrzeniach.., może nawet zmienić pracę. Bóg każdego dnia otwiera przed nami nowe perspektywy, pozwala poczuć świeżość życia, szczęścia… Każdego dnia podarowuje nam okazję do dobra, do uczynienia swojego życia szlachetniejszym, do wyjścia z własnego kokonu i wychylenia ku Życiu. „Bądźcie więc wy doskonali jak, doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Według nauki Chrystusa, bilet wstępu do kościoła musi posiadać poświadczenie wszystkich naszych braci. Jeżeli zauważymy, że brakuje „poświadczenia” choćby jednego z nich, musimy wyjść z kościoła, by go poszukać.  

czwartek, 26 lutego 2015

Mt 7,7-12
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to co dobre tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”.
Kiedyś bardzo często, celebrując Eucharystię, prosiłem szczególnie dzieci i młodzież, aby w czasie Modlitwy Pańskiej, podnieśli do góry dłonie; w taki sposób jakby ktoś za chwilę miał coś do nich włożyć- jakby mieli zostać obdarowanymi prezentem. To nic innego jak modlitwa prośby; „proście, a będzie wam dane…” Człowiek ze wszystkimi swoimi ograniczeniami staje wobec miłującego Boga, jak dziecko, podnosząc dłonie ku górze, z nadzieją na obdarowanie. Człowiek współczesny bardzo szybko zapomina o tym, że aby otrzymać trzeba prosić. „Wszystko mi się należy”- motto zadufanych w sobie konsumentów życia. Aby wyrazić prośbę, trzeba zdobyć się na odrobinę pokory i małości. Tym, co powinno wyróżniać chrześcijanina to szczera, bezinteresowna miłość, uobecniająca się w konkretnych czynach, współodczuwaniu wraz z innymi, przechodząc drogą problemów i zaradzaniu trudnym sytuacjom życiowym. U normalnego człowieka instynktowna, spontaniczna skłonność do dobra, radości, harmonii, daru z siebie jest czymś naturalnym. Odczuwanie współczucia wobec innych ludzi, stanowi wyjście z siebie, można to określić jako „aktywne uczestniczenie w cierpieniu drugiego. Dzięki niej przeżywamy wewnętrzną więź wszystkich, wspólnotę przeznaczenia, moralną i duchową solidarność we wszystkim, co istnieje. Rzeczywistość jest spolaryzowana; z jednej strony są egocentryzm i egoizm, każdy żyje wyłącznie dla siebie, wszystko jest zatomizowane i pogrążone w piekielnej samotności; a z drugiej strony istnieje coś, co nazywamy altruizmem, życie dla drugiego”. Ewangelia nas inspiruje, i tym samym przynagla do miłości, przekraczającej zwyczajny altruizm, chodzi o wzbicie się jeszcze wyżej, o widzenie oczami serca- "kochającego serca", rzecz jasna: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).  Chrystus zaprasza nas do prostego dobra, wejściem w „sakrament miłości brata”. Chodzi o wyjście z izolacji, jakim jest egoizm. „Miłość drugiego jest obecnością Boga w duszy”. Stać się bliźnim wszystkim, umieć tracić swoje życie, odkrywając, że brat czy siostra będący w potrzebie, stają się moimi bliźnimi. W takiej postawie jest pragnienie naśladowania miłości Ojca. Tylko miłość jest wiarygodna !

środa, 25 lutego 2015


Łk 11,29-32

Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.

Każde pokolenie wypatruje znaków, oczekuje zobaczyć nadzwyczajne rzeczy. Żydzi mieli niezdrową ciekawość, przewrotność ich serc i obłudna percepcja wiary bardzo szybko zostaje zdemaskowana przez Chrystusa. W tym przypadku, jakikolwiek znak, nie zmieni ich myślenia i zatwardziałości serc „plemienia przewrotnego”.  Ludzie z Niniwy potrafili się nawrócić dzięki nawoływaniu Proroka, mieli wolę do powstania z grzechu, przemiany swojego życia. Między pokoleniem nawróconym dzięki słowu Jonasza, a tym współczesnym Jezusowi, pojawia się ogromna przepaść. Znak Jonasza staje się zatem czytelny dla chrześcijan- którzy rozpoznali znaki czasu- sposobnej chwili. Trzeba uchwycić topiczny sens słów Zbawiciela, której jeszcze mocniej wybrzmiewają w czasie naszej wielkopostnej drogi. „Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi (Mt 12,40). Mowa jest o Jonaszu, który odsyła nas do rzeczywistości zmartwychwstania i ukazaniu światu znaku zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. To nic innego jak Pascha- święte przejście, którego Chrystus a wraz z Nim Kościół, dokonał przez śmierć, i które prowadzi Kościół do życia wiecznego. Pascha to również to przygotowanie które się dokonuje tu i teraz, czas naszej próby- przejście od grzechu do życia, ze smutku do radości. W tym czasie mamy wypatrywać znaku zwycięstwa, towarzyszy temu przygotowanie przez modlitwę i post, pokładanie ufności w miłości która objawiła się w Krzyżu. „Starożytny Kościół wierzył, że Pan powtórnie przyjdzie w noc wielkanocną; toteż jeżeli nie przychodził o północy, wówczas w świętej radości i z wielkim weselem obchodzili zakończenie postu przez ucztę eucharystyczną. W czasie tej uczty Pan przychodził do nich, co prawda jeszcze nie w jawnej chwale, ale jednak w misterium. Wśród nich dokonywał swojego zbawczego czynu, objawiając swoje chwalebne powstanie z martwych i dając im wszystkim swoje Ciało i Krew nowe misterium Nowego Przymierza, udział w swoim wiecznym życiu z Ojcem.” Tego wyczekujemy i wypatrujemy z tęsknotą- to będzie nasza kolejna Pascha- znak wiary w Zmartwychwstałego Pana. Nasze podniesienie ku życiu i urzeczywistnienie wiary w miłość, większą niż śmierć. Zanim to jednak nastąpi trzeba uzbroić się w cierpliwość  i dotknąć swoich ran…, ponieważ przez nasze rany przejdzie światło Zwycięskiego Pana.

wtorek, 24 lutego 2015


Pan uczy nas modlić się wspólnie za wszystkich naszych braci. Nie mówi On „Ojcze mój”, któryś jest w niebie, lecz „Ojcze nasz”, aby nasza modlitwa była zanoszona w jednym duchu za całe Ciało Kościoła.

 

św. Jan Chryzostom

 

Ojciec niebieski zachęca nas, abyśmy jako dzieci nieba prosili o Chleb z nieba. Chrystus sam jest chlebem, który- zasiany w Dziewicy, wyrosły w ciele, ukształtowany w męce, wypieczony w piecu grobu, przechowywany w Kościele, przynoszony na ołtarze- codziennie udziela wiernym owego niebieskiego pokarmu

św. Piotr Chryzolog

 
Mt 6,7-15
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”.
Jezus nas nauczył jak mamy się modlić do Ojca. W sprawowaniu Eucharystii, jak również w modlitwie osobistej, tak splecione w słowa, jedno wielkie westchnienie w niebo, staje się wypowiedzeniem naszego życia Ojcu, aby słowa i czyny Jezusa, stały się naszą codziennością, przez działanie Ducha Świętego. „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze !” (Ga 4,6). W każdym z wypowiedzianych przez nas pragnień, zawartych w tak sformułowanej modlitwie, zostaje wyryty plan miłości, naszego Ojca, jaką On realizuje, dając swojego Syna i rozlewając na swoje Ciało- Kościół, Ducha Świętego- miłość uzdalniającą, do życia w komunii. Bóg zaprasza nas do tej relacji. Pragnie trzymać na za dłoń i prowadzić właściwą drogą życia. Uczy nas modlitwy przez przykład życia Jezusa. Ważna jest nasza postawa na modlitwie, integrująca duchowość z cielesnością. Czasami na modlitwie trzeba  zwyczajnie zamilknąć, wyłączyć usta i zacząć wypowiadać wszystko sercem.  „Ojcze nasz”, to modlitwa serca, zwracanie się do Miłującego Boga - Ojcze (Abba). "Tam, gdzie wreszcie nauczyłeś się zatrzymywać, Bóg przychodzi by odszukać ciebie. Bóg przebywa w miejscach wewnętrznych...On potrzebuje człowieka który zastąpiłby pośpiech czuwaniem, leki nadzieją. Niecierpliwość oczekiwaniem. Maski- obliczem..." Lubię mówić do Boga- Ojcze, to takie cudowne i wyzwala ufność dziecka, lubię w czasie tej modlitwy podnosić ręce ku górze, to uczucie towarzyszy  poczuciu  pochwycenia i bezpieczeństwa. Tato jest przy mnie, wszystko będzie dobrze.

poniedziałek, 23 lutego 2015


Ci, którzy mają być sądzeni, nie są obcy ani Jezusowi, ani Jego Kościołowi. Chrystus stał się ich bratem, więcej nawet: ich zastępcą przed Bogiem. Wziął na siebie ich grzech: ten grzech jest w Nim. To, co oddala ich od Boga, Jezus oddalił od nich. Zostali przez Niego w najgłębszej głębi ontycznie przemienieni, czy uznają to i godzą się- to właśnie jest istotna część odkupienia ich- czy też, jeśli mogą, odrzucają i zatwardzają się w grzechu jako w swoim… Każdy miał te miłość, która „nie szuka swego” (1Kor 13,5), nie gromadzi dla siebie zasług, lecz w chrześcijańskim, chrystologicznym sensie promieniuje otrzymaną łaską: na innych i dla innych”.

o. Hans Urs von Balthasar

Mt 25,31-46

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie, pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jedne od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie». Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? » A Król im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie-ście uczynili». Wtedy odezwie się do tych po lewej stronie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie». Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?» Wtedy im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili». I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.

Chrześcijaństwo od początku żyło prawdą o powtórnym przyjściu Chrystusa na końcu czasów. Wiara Kościoła w tajemnicę Chrystusa nie kończy się wyznaniem wiary w Jego Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie. W ślad za świadectwem przesłania Nowego Testamentu o przyjściu Syna Człowieczego (Mt 10,23; 16,27; 19,28; 24,30; Łk 18,8), w symbolu wiary sformułowanym w Credo nicejsko-konstantynopolitańskim wyznajemy, że Jezus Chrystus powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca. Już temu wyznaniu towarzyszy postawa oczekiwania: I oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie.  To wyznanie nie koncentruje się na wydarzeniu z przeszłości, ale zwraca się ku przyszłości z nadzieją na Jego powtórne przyjście. Kiedy zacznie się jednak nowe życie wszystko musi przeminąć, wyrażają to słowa Apostoła Pawła: to, co dawne przeminęło, a nastało nowe (2 Kor 5,17). Najbardziej rozpoznawalnym znakiem Paruzji  będzie powszechna i widzialna dla każdego człowieka, epifania Chrystusa Boga-człowieka w majestacie chwały. Ta chwała będzie Go otaczać i będzie stanowiła znamię Jego boskości i manifestację władzy nad światem, to będzie eksplozja światła tak jak się to dokonało kiedy Chrystus przemienił się wobec uczniów na górze Tabor, lub światło które wytrysnęło z pustego grobu, jako iluminacja życia w noc zmartwychwstania. Pisze o tym Orygenes jeden z najstarszych Ojców Kościoła: Cały Kościół wierzy, że na pewno nastąpi powtórne i chwalebne przyjście Chrystusa.”Syn Boży, który wzięty został w chwale” (1Tm 3,16), w chwale tu powróci w swej postaci i piękności (Iz 53,2), tak że Jego ciało będzie, jakim było wtedy, gdy się przemienił na górze wobec trzech uczniów, którzy z Nim na nią wstąpili. Przyjdzie jednak, by ukazać się już nie trzem ani kilku innym, lecz wszystkim narodom przed Nim zgromadzonym. Wtedy zasiądzie na tronie chwały swojej i oddzieli złych od dobrych. Wtedy na imię Jezusa będzie się zginać każde kolano w niebiosach i na ziemi i pod ziemią i każdy język wyzna, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca (Flp 2,9-11).  Nastąpi wielka weryfikacja ludzkich serc, z miłości która została zadana uczniom. Czy byliśmy zdolni do miłości i poświęcenia wobec braci; to nic innego jak egzamin z dojrzałego człowieczeństwa. Miłość będzie recenzją naszego życia, tam będą odciśnięte ślady miłosierdzia wobec: głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich czy będących w więzieniu. Twarz Jezusa rozpoznana w cierpiących i potrzebujących braciach, będzie biletem wstępu do raju, uszeregowaniem po stronie owiec lub kozłów. Jak pisał ks. Hryniewicz: „Bóg potrafi szukać i ocalać  w iście boski sposób, dla nas niepojęty. Jest gotowy na długą drogę odnajdywania człowieka… Czyni to przede wszystkim przez wrażliwość ludzi gotowych do niesienia pomocy potrzebującym. To oni są   przekazicielami i wykonawcami Jego troski, i mówiąc obrazowo, Jego pomocnej ręki. To przez nich daje On poznać swoją obecność wśród ludzi.” Dzisiaj Chrystus w Ewangelii pyta się o naszą miłość; odważną, twórczą, wrażliwą, ogarniającą drugiego człowieka, podnoszącą świat ku dobru. Nie wiem czy jestem owcą czy kozłem, ciągle pytam siebie; czy potrafię kochać jak Jezus. Staram się, ale czy dobrze ? Nie wiem. Chciałbym stać w kolejce owiec, podnosząc wysoko głowę i wypatrując Nieba. Jednocześnie przewracają moje serce brzemienne pytania, o ostateczny los wielu ludzi- tych z prawej i lewej strony bramki. A może te stojące po przeciwnej stronie kozły, odnajdą miłosierne spojrzenie Pana, który dostrzeże w ostatecznym przejściu przez bramę, łzę grzesznika, i to będzie moment ocalenia. Skoro Bóg od nas oczekuje miłości, będąc samą Miłością czy Jego miłość zniesie łzę kozła ? Czy owce będą w pełni kosztować szczęścia w niebiańskich pieleszach, wiedząc że ostatnim ich obrazem będą łzy kozłów i ich jęki rozpaczy ?  Trudna jest ta miłość…,  

 

sobota, 21 lutego 2015

pustynia- zderzenie się z moim "ja"

Mk 1,12-15
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś Mu usługiwali. Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.
W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu pojawia się temat wyprowadzenia na pustynię. Pojawia się opis kuszenia Chrystusa w miejscu bezludnym, oraz wezwanie do nawrócenia. Tak rozumiana przestrzeń próby, staje się dla każdego wierzącego, jego własną wędrówką przez piachy i zmierzeniem się z pokusami. Pustynia miejsce naszej walki, zaufania do końca Bogu, odkrycia, iż jedynym ocaleniem w beznadziei jest Ewangelia- Dobra Nowina o moim zbawieniu. Dopiero w takiej duchowej scenerii odkrywamy bardziej wyraziście słowa modlitwy Pańskiej, gdzie musimy zdać się tylko na Niego: „I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od złego” (Mt 6,13). Komentuje to doskonale św. Jan Chryzostom: „Złym nazywa tu szatana nakazując nam, abyśmy toczyli nieubłaganą walkę… Zło bowiem nie należy do rzeczy które pochodzą z natury, ale z woli”. Mamy nauczyć się tym samym, wybierać drogę dobra, a w czujności serca odrzucać uczynki zła. „W swych zmaganiach staraj się przede wszystkim bronić swego serca przed złymi myślami i uczuciami - pychą, próżnością, gniewem, osądzaniem innych, nienawiścią, pogardą do drugiego, zawiścią, zniechęceniem, przywiązaniem do rzeczy i ludzi, rozrzutnością, pożądaniem, zmysłowymi przyjemnościami i wszystkim, co odsuwa umysł i serce od Boga” (św. Teofan Rekluz). Droga nawrócenia to wyjście na pustynię, spotkanie się ze sobą..., zobaczyć siebie z bliska. "Mają rację mistycy muzułmańscy, którzy twierdzą, że pustynia stwarza możliwości "kultu własnego jestestwa wewnętrznego". Przemierzanie tych obszarów samotności uwalnia człowieka od chęci przypodobania się ludziom, od dostosowania własnego oblicza i własnych gestów do gustów widowni. Zbyt często zamiast żyć autentycznie, człowiek przepędza swe życie "wystawiając się na pokaz". Pustynia stanowi antyscenę. Na pustynie wkracza się wówczas gdy kończy się gra. Pustynia jest miejscem, w którym odrzuca się maski. Człowiek odnajduje najbardziej przezroczystą szczerość. Odnajduje radość bycia szczęśliwym". Pierwsi ludzie w Raju byli autentycznie szczęśliwi, otrzymali od Boga wszystko: życie, miłość, radość, pełnię łaski i szczęścia. Ale okazali się słabo dojrzali do tej relacji, zawiedli naruszyli zasadę którą wytyczył im Bóg. Zapomnieli że są stworzeniem..., zgubiła ich pycha i ciekawość. Zostali wygnani, ze łzami opuszczali Eden, oglądając się wstecz rozpamiętywali bliskość, która pozostała już tylko jako tęsknota utraconego przez grzech Raju. Wszystko dla nich stało się pustynią, jałową i smutną, ale Bóg ich trzymał za rękę i ciągle kochał. Chrystus Nowy Adam wychodzi na pustynię i zabiera nas ze Sobą, mówiąc nie bój się, poradzisz sobie, odrzuć lęk. Na pustyni można zakochać się na nowo w Bogu, wtedy to co suche i martwe zamieni się w rozkwitający ogród. To obraz duszy, która podda się Miłości. Wtedy można na nowo usłyszeć kroki przechadzającego się Boga, skąpanego światłem poranka. Wtedy wyszepta jak „na początku”: „Gdzie jesteś. Szukam Ciebie ?”
 
 
 
 
 

Łk 5,27-32

Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. Potem Lewi sprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: „Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami ?” Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”.

Ewangelia nad którą się codziennie pochylam jest pełna cudów i niespodzianek ze strony Boga. Bóg jawi się jako zdumiewający w swoich zamierzeniach. Przychodzą Mu pomysły które przekraczają nasz sposób rozumienia, wartościowania, moralności… Tylko On, potrafi zobaczyć w człowieku dobro, z grzesznika, zdziercy, cwaniaka czyni świętego. Każdego dnia uświadamiam sobie z coraz większą intensywnością iż, On poszukuje człowieka..., tego zagubionego, wątpiącego, paplającego się w grzechu, nieczystego oraz często urągającego Mu w twarz. Pięknie scenę powołania celnika Lewiego wymalował Caravaggio (1597- 1601) dla ozdobienia kaplicy Contarellich rzymskiego kościoła San Luigi dei Francesi. „Artysta musiał wiele razy czytać Biblię, rozważać jej słowa. Był jednym z wielkich artystów, którzy pragnęli zobaczyć historie biblijne własnymi oczami, tak jakby rozgrywały się w domu sąsiada. Zrobił też wszystko, by postacie z Pisma Świętego wydały się bardziej prawdziwe i namacalne. Pomaga w tym sposób operowania światłocieniem. Światło Caravaggia nie dodaje ciału wdzięku i miękkości: jest ostre, niemal oślepiające w kontraście z głębokimi cieniami. Sprawia jednak, że cała scena rysuje się wyraźnie bezkompromisową uczciwością, którą niewielu współczesnych potrafiło docenić, a która wywarła wpływa na artystów późniejszego okresu” (E.H. Gombrich). W scenie „Powołanie św. Mateusza”, artysta oddaje całe spektrum emocjonalnego przeżycia- powołanego i Powołującego. Snop wpadającego światła, rozprasza ciemności wnętrza (metafora ciemności duszy, dotkniętej iluminacją nie z tego świata…), tak intensywnego, przeobrażającego życie  mężczyzny siedzącego za stołem, zajętego liczeniem pieniędzy w towarzystwie interesantów. Wyraz twarz celnika i przeszywający wnętrze dialog; ja Panie ? Tak Ty ! Jezus wyciąga dłoń, jakby tym gestem chciał pokazać, na nowo dokonujący się proces tworzenia „nowego człowieka”. Mimika twarzy celnika wskazuje na przyjęcie przynaglenia Mistrza, od tej chwili jest już kimś innym, stał się Apostołem - to znaczy posłanym. Dokonuje się w nim, tak wielka interakcja z Bogiem, która pozostawi ślad w jego duszy do końca  życia.  Taki jest Chrystus w swoich pomysłach, ostatniego przyjmuje jako pierwszego, z grzesznika czyni ucznia. Wszystko wbrew ludzkiej logice i sprawiedliwości. Bo nasze grzechy jak powiedział św. Izaak Syryjczyk są jak "garść piasku wrzucona w niezmierzone morze, o to czym jest grzech wobec nieskończonego miłosierdzia Bożego". Ilu to ludzi doświadczyło uzdrowienia przez swoje grzechy. Słowo przeszyło ciemności   i dotknęło duszy. „Pójdź za Mną ”. Będziesz miał odwagę porzucić siebie ?

piątek, 20 lutego 2015


Słowo Boże mówi o nas, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, złymi ludźmi. A odpowiedzią Boga na moją grzeszność jest darmowa miłość. Skandal! W konfrontacji ze słowem Bożym wychodzi cała prawda o człowieku. Tracisz całe dobre mniemanie o sobie. Patrzysz na Dekalog i myślisz: nikogo nie zabiłem, nie zdradziłem, nie okradłem. Ale Ewangelia stawia ci pytania: czy nie oskarżasz, czy nie osądzasz, nie zazdrościsz? Kościół daje nam też najpotężniejsze narzędzie: mękę Pana Jezusa. Nie po to, byśmy nad Nim płakali, tylko nad sobą. Krzyż cię pyta: czy masz taką miłość do Boga i człowieka jak Jezus? On ani na chwilę nie traci zaufania do Ojca. A my? Wystarczy, że coś pójdzie nie tak, od razu mamy pretensje do Pana Boga.

o. Janusz Jędryszek

 

Mt 9,14-15

 Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: „Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?” Jezus im rzekł: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki oblubieniec jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im oblubieńca, a wtedy będą pościć”.

Nie możecie być smutni, posępni, wyniszczeni ascezą postu…, kiedy wczytujemy się w dzisiejszą Ewangelię, to pierwsze skojarzenie idzie w stronę dyspensy od postu, jakby zwrot od tego, co zapoczątkowaliśmy dwa dni temu. To tylko fałszywe odczucie, wcale nie chodzi abyśmy porzucili nasze postanowienia, czy zrezygnowali z nałożonego na siebie w miarę naszych możliwości postu. Chodzi o uchwycenie bliskości Jezusa, jako najbardziej wyjątkowego wydarzenia. Już o tym mówiłem, tylko przypominam; droga nawrócenia to duchowa wiosna, radość z ocalenia które przynosi Pan. Nie należy tego mylić z cierpiętnictwem, czy próbą rygorystycznego spełnienia zasady prawa, jak to błędnie rozumieli faryzeusze. Już w pierwszych wiekach przestrzegał o tym wyznawców, Ewagriusz z Pontu: „Wielu z tych, którzy opłakiwali swoje grzechy, zapomniawszy, jaki był cel ich łez, popadło w szaleństwo i zeszło na manowce”. Człowiek może wywołać niezdrową, przenikniętą dziwactwem atmosferę, w której wszędzie będzie wojował z grzechami, nawet tam gdzie wcale ich nie będzie. Wykładnia chrześcijańska jest inna, chodzi tu o moją wolność, w której pozwalam na przemieniające spotkanie z Oblubieńcem. „Bóg sprawia wszystko w nas, do nas należy tylko dobra dyspozycja woli”- pisał św. Maksym Wyznawca. Nie można być smutnym, kiedy Pan młody przychodzi z darem miłości, do swojej Oblubienicy –Kościoła. Chrześcijanin jest nieszczęśliwym człowiekiem, ale wie, że jest Ktoś jeszcze bardziej nieszczęsny, ten Żebrak miłości, stojący u wrót serca, pragnący ofiarować każdemu z nas miłość- wypowiedzieć miłość z Krzyża, ze swojego przebitego boku, wyprowadzić na nowo swoją Oblubienicę. Dobrze to zrozumieli uczniowie, tam gdzie jest Pan- rodzi się szczęście. „To dla Chrystusa zostało stworzone serce ludzkie, wielka szkatuła, dość obszerna, by pomieścić w sobie samego Boga. Dlatego tu na ziemi nic nas nie nasyci. Gdyż dusza ludzka pragnie tego, co nieskończone, wszystko zostało stworzone dla swego celu, a pragnienie serca- by wzbić się ku Chrystusowi. Przeżywajmy czas naszego umartwienia w radości serca, w poczuciu spełnienia z bliskości Tego, który zawsze jest wierny w miłości.

czwartek, 19 lutego 2015

O najcenniejszy darze krzyża! Podziwiajmy jego wspaniałość! Nie jest on jak drzewo rajskie, w którym zmieszane było dobro i zło, ale cały jest przepiękny i miły dla oczu i smaku. Bo drzewo krzyża przynosi nie śmierć, lecz życie; nie mrok, ale światłość; nie wyrzuca z raju, lecz do niego wprowadza. Chrystus wstąpił na to drzewo jak na rydwan królewski, obalił diabła i jego moc śmiercionośną i wyzwolił ludzkość z okrutnej niewoli. Na tym drzewie Pan się ukazał jako najznakomitszy wojownik; Jego ręce, nogi i bok zostały zranione w boju, lecz przez nie uleczył rany grzechów, zadane naszej naturze przez przewrotnego węża. Niegdyś drzewo przyniosło nam śmierć, teraz dzięki drzewu odzyskaliśmy życie; niegdyś przez drzewo zostaliśmy zwiedzeni, teraz na drzewie odtrąciliśmy starodawnego węża. Zaiste, nowa to i niesłychana zamiana: życie dane w miejsce śmierci, nieskazitelność zamiast skazitelności, chwała przyznana zamiast hańby. Jakże słusznie woła święty Apostoł: "Co do mnie, nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża naszego Pana Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata". Bo owa najwyższa mądrość, która niby kwiat rozkwitła na krzyżu, ujawniła próżne przechwałki mądrości tego świata i głupią pychę. A różnorakie dobra, biorące swój początek z krzyża, zniszczyły zarodki zła i przewrotności. Chrystusa i przeznaczeni do niebiańskiej owczarni.
św. Teodor Studyta, Kazanie na cześć Krzyża Świętego  

środa, 18 lutego 2015

Łk 9,22-25
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie ?”
Już na samym początku wielkopostnej drogi nawrócenia, staje przed nami konieczność przyjęcia krzyża. Nie ma chrześcijaństwa bez krzyża. „Słowo Krzyża tym, którzy giną, jest głupstwem” (1Kor 1,18)- napomina św. Paweł. To nic innego jak skandal. A jednak wśród tych, dla których Krzyż był szaleństwem i zgorszeniem, byli ludzie wielkiego formatu ducha, radykalni, bezkompromisowi świadkowie miłości (Możemy dzisiaj o takich męczennikach usłyszeć z mediów, zobaczyć ich odcięte głowy w bestialskich mordach, okaleczeni niesprawiedliwością, niezachwiani wyznawcy Chrystusa- wierni do końca). Ludzie którzy odkryli duchowy sens, filozofię cierpienia i potrafili zaprzeć się samych siebie. W mądrości Krzyża jest coś o wiele głębszego i jak najbardziej pozytywnego. To nie tylko cierpienie, osobisty trud…, a nawet więcej niż śmierć. Słowo Krzyża jest głupstwem dla tych, którzy giną, ale dla tych, którzy zbawienia dostępują „jest mocą Bożą”. Dzisiaj świat ze swoją destrukcyjną mądrością, krzykiem demona przygniecionego ciężarem drzewa łaski, będzie rozbrzmiewał: „Nie chcemy, żeby ten- Ukrzyżowany- królował nad nami” (Łk 19,14). „W świecie Boga zatem wszystkie wartości są przewartościowane. To, co ludziom się wydaje mądre, szlachetne i silne, u Boga jest głupie, pospolite i słabe. A to, co ludzie uważają za bezsilne i głupie, u Boga jest wszechmocne i arcymądre. Tym przewartościowaniem wszystkich ziemskich wartości i poznaniem jedynie prawdziwych wartości jest krzyż. Krzyż stanowi bramę do rzeczywistości wyższej, a nawet do jedynie prawdziwej  rzeczywistości. A ponieważ życie jest tylko tam, gdzie jest rzeczywistość, tak też i krzyż jest przejściem do jedynie prawdziwego życia.” W czasie Wielkiego Postu, będziemy mieli okazję częściej spoglądać na krzyż, wcale nie chodzi tu o religijny sentymentalizm, emocjonalne wzruszenia…, czy pełne pasji przeżywanie drogi krzyżowej. Bardziej chodzi, aby krzyż odcisnął się w naszym sercu, aby stał się śladem Miłości która przechodzi przez nasze życie, czyniąc je lepszym. Trzeba dźwignąć ciężar krzyża, poczuć jego chropowatość, musi sprawić ból…, aby mógł stać się tajemnicą naszego zbawienia.

wtorek, 17 lutego 2015

Wielki Post- czas próby






Wielki Post to kolejny czas próby. Jak pisał ks. Pasierb „Tu objawia się- kiedyś po raz pierwszy, później co roku- twarda prawda o konieczności wzięcia na siebie krzyża, jeśli chcę naprawdę iść za Jezusem”. Początkiem tej drogi staje się archaiczny obrzęd posypania  głów popiołem. To mało higieniczny akt, ale jakże wymowny. Uświadomimy sobie naszą małość, znikomość i przygodność, tylko w takiej pokornej postawie można podjąć jakąś poważną rewizję życia. „Prochem jestem”- który Bóg bierze w swoje dłonie, któremu może nadać swoim ożywczym tchnieniem dar życia - „z prochu powstałeś”. Jednocześnie ten proch zmieszany z wodą staje się błotem, który Chrystus będzie chciał położyć na nasze oczy, abyśmy zobaczyli inaczej swoje życie, w świetle Jego uzdrawiającego słowa, to jest Ewangelii. „Chcę wyprowadzić oblubienicę na pustynię i mówić do jej serca…” Te słowa z Ozeasza pięknie oddają istotę czasu który będziemy przeżywać. Człowiek spragniony wychodzi na pustynię aby odnaleźć źródło, odpowiedzieć sobie na najbardziej nurtujące pytania, które niepokoją serce. Te odpowiedzi przynosi czas nawrócenia, wielkopostnej wędrówki wraz z Panem, tu liturgia i tradycja próbuje w gestach, znakach i symbolach uchwycić to co, niezauważalne, doprowadzić do tęsknoty za Bogiem i przemiany życia. Myślę już teraz intensywnie, o postanowieniach, drobnych motywacjach do dobra, sposobie uczynienia przestrzeni wokół siebie bardziej przyjemnej dla innych...,wrażliwość serca, zdolność piękniejszego kochania, lub zwyczajnej- bardziej ludzkiej postawy życzliwości. Co tu dużo rozprawiać, trzeba nawrócenia... Tak łatwo się mówi innym nawróć się, zmień swoje życie, zacznij jeszcze raz. To trudne zadanie wymaga poświęcenia i odwagi wyjścia z Jezusem na pustynię. Pięknie pisał św. Jan Klimak: "Nawrócenie i uznanie swojej grzeszności jest córką nadziei i odrzuceniem rozpaczy". Nie jest ono zwątpieniem, ale otwartością serca i tęsknotą za wyjściem z trudnej sytuacji duchowej. Nawracać się to znaczy patrzeć w górę, na miłość Bożą, a nie w dół, na swe wady i przewinienia; nie wstecz, z wyrzutami do samego siebie, ale ku wolności, jaką daje Chrystus ukazując grzesznikom miłość przez chwalebne stygmaty cierpienia. "Czynić pokutę, to widzieć nie to, kim się nie stałem, ale kim przez łaskę Chrystusa ciągle jeszcze mogę się stać". To otwartość serca na duchowe przeobrażenie które się dokonuje mocą miłosiernej miłości. To odkrycie w sobie piękna, przyobleczenie szaty godowej, a nie brzydoty, brudu i lęku. Wiara w ostateczne zwycięstwo dobra w moim życiu. Może będzie i  taki moment że człowiek będzie płakał, bo uświadomi sobie wielki dar przebaczenia i swoją małość wobec przytulających go dłoni Boga. "Łzy bez strachu- (pisał św. Ambroży), mówią o winie, łzy wyznają występek bez naruszenia skromności, łzy nie proszą o przebaczenie, ale je otrzymują. Najpierw należy płakać, a potem prosić. Zresztą ci płaczą, na których Jezus spogląda. Gdy po raz pierwszy Piotr się zaparł, nie płakał, ponieważ Pan na niego nie spojrzał. Kiedy zaparł się po, raz trzeci Jezus spojrzał i ów gorzko zapłakał."  Wielki Post to czas duchowej wiosny, a nie przygnębienia i martwoty, które wyrażają trafnie słowa św. Pawła „…zawsze nosimy w sobie umieranie Jezusa, aby i życie Jezusa okazało się w nas […] wyglądamy na umierających, a oto żyjemy […] na smutnych, a zawsze jesteśmy radośni” (2 Kor 4,10; 6,9-10). Jako życie w ciągłym nawróceniu, nasza chrześcijańska droga to jedynie udział w Getsemanii i w Przemienieniu, w Krzyżu i Zmartwychwstaniu. Jako puentę pozostawiam modlitwę św. Efrema Syryjczyka „Panie i Władco żywota mego, ducha próżności, rozpaczy i rządzy władzy i pustosłowia nie dopuszczaj do mnie. Duchem zaś czystości i rozwagi, pokornej mądrości, obdarz mnie sługę swego. O Panie i Królu, spraw, abym widział moje przewinienia i nie osądzał brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków. Amen”.


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 




Rdz 6,5-8; 7,1-5.10


Kiedy Pan Bóg widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: „Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, zwierzęta, gady i płazy, i ptaki powietrzne, bo żal Mi, że ich stworzyłem". Tylko Noe znalazł upodobanie w oczach Boga. A potem Pan rzekł do Noego: „Wejdź wraz z całą twą rodziną do arki, bo przekonałem się, że tylko ty jesteś wobec Mnie prawy wśród tego pokolenia. Z wszelkich zwierząt czystych weź z sobą siedem samców i siedem samic, ze zwierząt zaś nieczystych po jednej parze: samca i samicę; również i z ptactwa po siedem samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aby wyniszczyć wszystko, co istnieje na powierzchni ziemi, cokolwiek stworzyłem". I spełnił Noe wszystko tak, jak mu Pan polecił. A gdy upłynęło siedem dni, wody potopu spadły na ziemię.


Opowiadanie o człowieku który został wybrany przez Boga, staje się doskonałym motywem refleksji o chrześcijańskim wybraniu i wartości wiary, którą trzeba ciągle chronić przed falami niegodziwego oraz pełnego zamętu świata. Za chwilę wyruszmy duchowo w nowy liturgicznie czas, jakim jest nawrócenie- przemiana serca; powracając tym samym do tego, co najbardziej cenne- naszego osobistego przymierza z Bogiem. Potrzebujemy duchowo wejść do „arki”, tam duchowo dokona się weryfikacja naszej wiary…, aby dryfując przez otchłanie naszych niepewności i zwątpień dobić do lądu spotkania z Bożym miłosierdziem. To nic innego, jak odkrycie, iż życie każdego z nas ma ocalenie w Bogu. W arce osiem dusz zostało uratowanych przed zagładą potopu. W Arce jaką jest Kościół dokonuje się również nasze nawrócenie, przez powrót do pierwszej gorliwości, odnalezienie siebie w Bogu. Arka jako narzędzie ocalenia przed zagładą grzesznego świata, została przez chrześcijan zinterpretowana w ścisłym powiązaniu z łaską chrztu. „Przez wiarę Noe został pouczony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było ujrzeć, i pełen bojaźni zbudował arkę, aby ocalić swoją rodzinę” (Hbr 11,7). Z przyjściem Syna Człowieczego będzie tak jak za dni Noego, kiedy to ocalenie dokonało się przede wszystkim przez znalezienie schronienia w arce. Arka staje się typem wolności, przynoszącej zbawienie. Ojcowie Kościoła dostrzegali teologiczne znaczenie arki z drzewem krzyża Chrystusowego. Dla św. Augustyna arka była symbolem płynącego przez wieki Kościoła, który został zbawiony przez drzewo, niosące na sobie pośrednika między Bogiem a ludźmi. W innym miejscu, rozwijając szczegółowo analogię pomiędzy arką a ciałem Jezusa Chrystusa, drzwi arki przyrównuje się do ran boku Ukrzyżowanego Baranka, który oddaje siebie za „życie świata”. Przez tak rozumiane drzwi, widzie jedyna droga do zbawienia. W symbolice grobu arka ma za zadanie ratować duszę zmarłego przez wody śmierci. Wskazuje na to wczesnochrześcijańskie przedstawienie Noego (symbol duszy), stojącego w pozycji oranta w stosunkowo niewielkiej skrzyni. Gołębica z gałązką oliwną przynosi mu znak wiecznego pokoju- „podczas potopu dokonywała się tajemnica zbawienia ludzkiego”- pisał św. Justyn Męczennik. Każdy z nas w tych obrazach powinien umiejętnie dostrzec symbol nadziei, która zarówno w życiu, jak i w umieraniu ma swoje spełnienie w misterium Paschy Chrystusa.


 

poniedziałek, 16 lutego 2015

Mk 8,11-13
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: „Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu”. I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
Prawdziwie przeżywana wiara rodzi się z nieodpartej ciekawości i tęsknoty za Bogiem. W świecie pełnym zamętu i obojętności, poszukujemy nieustanie znaków, dzięki którym przybliżymy się do Boga. Człowiek od początku historii świata szukał znaków, dzięki którym mógł dotykać innego świata, wypatrywał cudu, nadzwyczajnych interwencji Kogoś. Człowiek stawał w zdumieniu przed Teofanami, które zapierały dech w piersiach, odsłaniając tym samym zawoalowaną prawdę o sobie i Bogu, który w czasie drogi, spotyka nas, oraz daje nam poznać swoje Oblicze. Dobrze to wyraził ks. Tomasz Halik: „Wiara, która sądzi, że nie potrzebuje już płomienia tęsknoty, jest trupio zimna; jeśli uważa, że nie potrzebuje już wyruszać w dalszą drogę poszukiwania i pytania, jest dotknięta paraliżem. Jeśli przekonanie religijne nie zawiera owego żarliwego przytaknięcia, jeśli owo „wiem, że jesteś”, nie jest już ożywiane pragnieniem miłości, owym „chcę, abyś był”, wtedy wiara zamienia się w ideologię. Traci w ten sposób swój niepowtarzalny korzenno-słony smak, do niczego już się nie nadaje, tylko do wyrzucenia i podeptania przez ludzi. A ludzie to często i chętnie (i słusznie) czynią!” W Ewangelii faryzeusze nie otrzymują tego, czego chcą…, nie zostaje zaspokojona ich ciekawość. Oni zwyczajnie nie zasłużyli i nie dorośli do przyjęcia znaku. My z dzisiejszej perspektywy inaczej stawiamy Chrystusowi pytania, inaczej dopominamy się o łaskę lepszego zrozumienia. Postawa chrześcijanina winna być wypełniona miłością, pragnieniem spotkania z Tajemnicą, nie z powodu ciekawości, czy obrony przez nieracjonalnością wiary…, ale tylko z miłości. „Kocham, to znaczy chcę abyś był”.

niedziela, 15 lutego 2015


Następnie dotknął go, aby podać naukę o swej mocy, która jest zawarta w sakramentach, bo w nich nie tylko wymaga się tego, co jest dotykalne, ale i słowa. Gdy więc dochodzi do elementu materialnego, wtedy jest sprawowany sakrament.

Św. Tomasz z Akwinu

Powiedz do mnie, jak powiedziałeś do trędowatego, co zbliżył się z wiarą: „Ja chcę tego, bądź całkowicie uzdrowiony” i oczyść mnie z brudu, którym skalał mnie Zły.

Nerses Snorhali

Słowo Jezusa daje uzdrowienie

Mk 1,40-45
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Czytamy w dzisiejszej lekturze słowa Bożego, o czymś co wydaje się mało strawne, miłe dla ucha, czy ciekawe w swojej fabule... Mowa jest o chorobie trądu, o człowieku dotkniętym nieczystością- to nic innego jak skazanie na śmierć w totalnej izolacji i samotności. Bardzo wyraźnie uzmysławia nam ten dramat i status osoby naznaczonej chorobą, pierwsze czytanie z Księgi Kapłańskiej:Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: „Nieczysty, nieczysty!”. Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”. W przekonaniu Żydów choroba trądu, była niczym innym jak karą Boga. Trędowaty był ekskomunikowany przez społeczność i traktowany jako chodząca nieczystość- żywy trup infekujący zarazę dotykającą ciało i ducha. Jedynym który przychodzi zmienić ten sposób myślenia i negatywnej stygmatyzacji chorego człowieka, jest Chrystus. Pragnie zburzyć narosły mur wrogości, znieść granice pomiędzy zdrowymi a chorymi, wskazując tym samym, że każdy jest kochanym dzieckiem Boga. Pan dotyka chorego, tym samy w przekonaniu wszystkich gapiów powinien stać się również nieczysty. Wydarzyło się coś niezwykłego „Jezus nie staje się nieczysty, przeciwnie- przekazuje trędowatemu własną świętość”. Dotyk powoduje natychmiastowe uzdrowienie. Człowiek uzdrowiony dostaje nakaz, aby nikomu nic nie mówić. Lecz on w przypływie radości, zaczął wszystkim rozpowiadać o odzyskaniu zdrowia. Oczyszczony człowiek na zyskuje swoje miejsce w społeczności, zostaje przywrócony wspólnocie i staje się żywym dowodem na to, że słowo Mistrza z Nazaretu, czyni wydarzenie miłosierdzia. Ewangelia daje również głębokie przesłanie dla nas. Dzisiaj wielu ludzi cierpi na duchowy trąd, na zewnątrz wszystko wydaje się być w należytym porządku, pozornie dobrze poukładane życie, założone maski radosnego człowieczka zdobywającego sukcesy na wielu płaszczyznach. Ale wnętrze jest pokryte ropiejącymi i śmierdzącymi wrzodami, które wygasają bardzo powoli życie wewnętrzne człowieka. To grzech który toczy środek serca... Dobrze jest jeśli się szybko zdiagnozuje chorobę. Wtedy z pokorną wiarą można wyszeptać:  „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Wtedy wstaniesz i pójdziesz ku życiu.
 

sobota, 14 lutego 2015

Kościół w liturgii przywołuje pamięć o wielkich Apostołach Słowian. Cyryl i Metody należeli do elity intelektualnej Bizancjum, która w drugiej połowie IX wieku skupiała się w Konstantynopolu wokół patriarchy Focjusza. Konstantyn był filozofem, uczonym, lingwistą, powierzono mu odpowiedzialne misje wśród Arabów i Chazarów na terenie Rosji w okolicach Dniepru. Obaj bracia, rodem z Tesaloniki, miasta zamieszkałego wówczas w znacznej części przez Słowian, prawdopodobnie od dzieciństwa znali lokalne słowiańskie narzecze. Dlatego też, gdy w 862 roku książę Moraw Rościsław poprosił Konstantynopol o przysłanie misjonarzy, którzy mogliby pomóc w umacnianiu słowiańskiego chrześcijaństwa, wybór padł na nich i w połowie 863 roku bracia przybyli do Welehradu, stolicy Moraw. Na Morawach bracia zaczęli paralelnie z działalnością misyjną zajmować się przekładem literatury chrześcijańskiej na język słowiański. Formalnie działali na terenie znajdującym się pod jurysdykcją Rzymu. Były to czasy napięć pomiędzy papieżem Mikołajem a Focjuszem. Celem uregulowania stosunków, bracia udali się do Rzymu, gdzie następca papieża Mikołaja, Hadrian, okazał im gościnność i miłość, a tym samym pobłogosławił ich misję. Ewangelia słowiańska została złożona na ołtarzu w bazylice Santa Maria Maggiore, oraz słowiańską liturgię odprawiono w wielu rzymskich kościołach. Misja słowiańska zaczęła się pod znakiem podwójnego błogosławieństwa- Bizancjum i Rzymu. Obecnie święci Cyryl i Metody są uważani jako patronowie Europy. Ich misja staje się dla nas dzisiejszych chrześcijan wielkim impulsem w poszukiwaniu wzajemnej jedności, jak również w szacunku dla różnorodności tradycji i obrządków. Chrześcijaństwo to mozaika, w której każdy położony kamyk stanowi komplementarną całość. Tylko w jednocześnie pulsujących nurtach tradycji Wschodu i Zachodu, możemy poszukiwać najbardziej autentycznego wizerunku chrześcijaństwa pierwszych wieków. To wymaga wielkiej pokory myślenia i odkrywania wspólnych korzeni. Mówił i przypominał o tym, papież Jan Paweł II: „Wspomnienie świętych Cyryla i Metodego jest też dla mnie sposobnością, by przypomnieć chrześcijanom i wszystkim ludziom dobrej woli na naszym kontynencie o tym, co możemy określić jako «wyzwanie europejskie», to znaczy o potrzebie budowania Europy głęboko świadomej swojej przeszłości, gorliwie zabiegającej o realizację praw człowieka, solidarnej z narodami innych kontynentów w dążeniu do pokoju i rozwoju na skalę światową. Do tak wzniosłych celów nie można jednak dążyć bez głębokiej i trwałej motywacji, którą obywatele i narody Europy mogą czerpać z bogatego dziedzictwa wspólnej kultury, podejmując płodny dialog z innymi wielkimi nurtami myślowymi, podobnie jak w przeszłości, w najlepszych momentach dziejów ich dwutysiącletniej cywilizacji”. Prośmy dzisiaj Boga przez wstawiennictwo świętych Cyryla  i Metodego od dar jedności wśród chrześcijan, ewangeliczną miłość i otwarte oczy serca. Niech chrześcijanie staną się dla współczesnej Europy znakiem Chrystusa który przynosi wolność i pokój.
 
 

piątek, 13 lutego 2015

Mk 7,31-37
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.
Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.
EFFATHA- co się tłumaczy jako „otwórz się”. Ryt miłosierdzia który dokonuje Chrystus, włożenie palców w uszy i dotknięcie śliną języka, spojrzenie w niebo (ku Ojcu) oraz westchnięcie wydobywające się z ust, niczym tchnienie życia. Zawsze ta scena w pierwszym skojarzeniu przenosi mnie do pierwszego, stwórczego aktu Boga. Wyobrażam sobie jak Stwórca lepi z gliny pierwszego człowieka, jak rzeźbiarsko dokleja poszczególne elementy ciała, jak palcem modeluje wnętrze usznej małżowiny, śliną poleruje język, aby człowiek prawidłowo potrafił artykułować swoje odczucia, mówił o emocjach, wyrażać swój podziw, komunikować się ze swoim Przyjacielem, który w świeżości wieczoru przychodził i pytał Adama jak mu idzie. Pan dotyka uszu, ponieważ one stanowią ważne organy odbierania dźwięków, jak również wyrażają całą wewnętrzną dyspozycję człowieka, otwarcia się… W Księdze Izajasza Sługa Boży mówi: „Każdego ranka pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył mi ucho” (Iz 50,4). Pan dokonuje cudu, w którym jednoznacznie dostrzeżono symbol wewnętrznego działania łaski. Według interpretacji św. Grzegorza Wielkiego „palcami” nazywa się Ducha Świętego. „Palcem Boga jest nazwany Duch Święty. Włożenie więc palców w uszy oznacza, że dzięki darom Ducha Świętego umysł głuchego otwiera się i ukazuje posłuszeństwo”. Nie wiem czy Pan Jezus miał świadomość, że gesty które wykonał przejdą do uzdrawiających i uświęcających czynności Kościoła. Pierwsi chrześcijanie uważnie wsłuchani w słowa Ewangelii, powielali czynności Jezusa, nadając im znaczenie sakralizujące świat, a szczególnie egzorcyzmujące- uwalniające z mocy złego. Ryt „effata” wszedł do obrzędów tzw. inicjacji chrześcijańskiej. Odbywał się w wielką sobotę rano podczas bezpośredniego przygotowania do sakramentu chrztu. W ramach tych czynności można wskazać: znaczenie znakiem krzyża uszu, nosa i czoła. Święty Ambroży nazywa ten ryt „misterium otwarcia”. Dotknięcie uszu, symbolizowało otwarcie na mówienie i słuchanie, oraz nosa- zmysłu powonienia, w celu otrzymania woni wiecznej pobożności. Bardzo dokładne opisy tych obrzędów znajdziemy w dziele „O misteriach”-św. Ambrożego. Obecnie obrzędy chrztu nie przewidują tego pięknego rytu, jednak zachował się on w obrzędzie chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych, które stanowią przygotowanie katechumenów do chrztu. Prezbiter wypowiada następujące słowa, dotykając palcem uszu i zamkniętych ust kandydatów: „Otwórz się, abyś na cześć i chwałę Boga wyznał wiarę, którą ci głoszono”. Następuje otwarcie wszystkich ludzkich zmysłów na działanie Bożego Słowa. Wiele razy do Chrystus nawoływał i nieustannie powtarza to wołanie: „Kto ma uszy, niechaj słucha !” (Mk 4,9, Mt 11,15, Łk 8,8 ). Tymi samymi słowami święty Jan kończy w Apokalipsie swoje listy adresowane do siedmiu Kościołów w Azji Mniejszej pragnąc, żeby jeszcze mocniej utrwalić ich treść w sercach i ukazać że dla tych którzy potrafili przemienić usłyszane słowo w czyn, czeka wiekuista nagroda, którą jest Królestwo Niebieskie. Słuchaj !

czwartek, 12 lutego 2015


 Pod postacią tej kobiety przepowiadana jest cudowna wiara Kościoła, jego cierpliwość i pokora: wiara, którą uwierzyła, że jej córka może być uratowana; cierpliwość, dzięki której wytrwała w błaganiach chociaż tyle razy była odrzucana; pokora, przez którą porównała się nie z psami, ale ze szczeniętami. Stołem zaś jest Święte Pismo, z którego szczenięta nie jedzą skórek chleba dzieci, ale okruchy. Ponieważ ci, którzy wśród pogan byli odrzuceni, gdy nawrócili się na wiarę, poszukują w Pismach nie zewnętrznej litery, ale duchowego sensu, którym mogą się nasycić. A jedzą pod stołem, ponieważ podporządkowują wysiłki serca i ciała wypełnieniu boskich nakazów.

Będą Czcigodny
Mk 7,24-30
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom”. Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”. On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.
 Mamy dwie kobiety, przyrównane przez szorstki język Chrystusa do psów. Dlaczego tak mocne słowa…, poniewierające kobiecą godność ? Zanim spróbujemy odpowiedzieć sobie na tak postawione pytanie, trzeba przyjrzeć się pewnym uwarunkowaniom, zakorzenionym w mentalności żydowskiej. Nam się psy najczęściej kojarzą z wiernością, oddaniem, przyjaźnią wobec człowieka. Biblia często widziała w psie, negatywne, pogardliwe i złe cechy. Używano określenia „pies” jako wyzwiska, epitetu i wiązano to zwierzę z ludźmi bezbożnymi, ogarniętymi nienawiścią, żądzą krwi, brakiem moralności, seksualnym rozpasaniem. „Jak pies do wymiotów powraca, tak głupi powtarza swoje szaleństwa” (Prz 26,11). Św. Paweł swoich „żydujących” przeciwników również nazywa „psami” (Flp 3,2). Nawet Apokalipsa św. Jana mówiąc o tych, którzy nie mogą wejść do Królestwa Bożego wspomina o psach: „Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje” (Ap 22,15). Dlaczego robię taki obszerny wstęp odwołujący się do negatywnego obrazu psa. Do Jezusa przychodzi Syrofenicjanka, kobieta której córka była opętana przez ducha nieczystego. Syrofenicjanie byli bowiem ludźmi zdemoralizowanymi w przekonaniu Żydów, posądzano ich wiele aktów nieczystych, uprawiali bowiem orgie seksualne przywdziewając skóry zwierzęce, byli ludźmi których traktowano jak kundle. Kobieta która przychodzi do Jezusa jest  grzesznicą. Pan nie chce uzdrowić jej dziecka ponieważ kiedy to uczyni ta dziewczynka jak stanie się dorosłą osobą powieli schemat życia matki, stanie się taką samą moralnie zepsutą osobą. Jezus wskazuje iż, choroba tej matki, jej stan ducha w którym się znajduje jest o wiele bardziej niebezpieczny niż zniewolenie duchowe jej córki A nawet więcej dręczenie córeczki jest skutkiem rozwiązłego życia matki. Cała ta sytuacja rodzinna musi być poddana duchowemu uzdrowieniu. Ta niewiasta to zrozumiała i przyjęła wtedy łaskę uzdrowienia. Bóg dokonuje uzdrowienia, przez wzgląd na  jej wiarę. On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł." Pan uzdrowił dziecko, a jednocześnie przywrócił do nowego, lepszego życia jej matkę. Potrzebny był tej kobiecie taki wstrząs. Czasami Bóg może nas wyzwać od psów, ale tylko dlatego, abyśmy zrozumieli, że dzieje się w naszym życiu coś nie tak, abyśmy poczuli miłość, oraz to, że  jesteśmy dla Niego ważni. Czasami trzeba zdobyć się na odwagę modlitwy, która będzie skomleniem szczeniaka poruszającym serce Boga.
 
 

środa, 11 lutego 2015


Mk 7,14-23

Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: „Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: „I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala”. Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”.

Chrystus doskonale potrafić sondować człowieka, a szczególnie wyraźnie widzi obszary ludzkiego wnętrza. Bóg swoim przenikliwym spojrzeniem dostrzega to wszystko, co chcielibyśmy zakamuflować przed innymi, czego się wstydzimy…, a co może zdyskwalifikować nasz przyzwoity wizerunek. Dostojewski wielki znawca i wędrowiec po obszarach ciemnych stron człowieczej duszy, napisał jakże stawiające nas w pionie słowa: „Gdyby nasze myśli wydawały zapach – szczególnie myśli o bliźnich – wokół niejednej osoby unosiłby się obrzydliwy smród”. Powraca freudowska ciekawość, prowadząca do podświadomości, źródła irracjonalnych myśli, ukrytych pragnień i niepojętych dla rozumu przestrzeni. W snach, marzeniach, wyobraźni i sztuce bariery te są obalane przez ingerencję tych tłumionych elementów; wydostają się wtedy na powierzchnię i ukazują mroczne, ukryte aspekty ludzkiego życia. Dostrzega te wewnętrzne napięcia św. Paweł, dokonując teologicznej introspekcji. Apostoł odkrywa irracjonalną otchłań, prawo członków, prawo ciała, ukryte wnętrzności, które sprzeciwiają się prawu myślenia, rozumu. Dostrzegamy tu pewne napięcie, w którym wola człowieka, staje się bezsilna. „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to czego nienawidzę” (Rz 7,15). Jezus powie, iż z wnętrza człowieka- serca, siedliska uczuć, wychodzą wszelkie nieprawości. Serce oznacza, w przeciwieństwie do tego, co tylko zewnętrzne, całego człowieka wewnętrznego, wraz pulsującym i dającym o sobie znać sumieniem. Musiał mocno przejąć się tym stwierdzeniem Chrystusa, artysta nieprzeciętny, pełen fantazji i szokującej wypowiedzi malarskiej, Hieronim Bosch (ok. 1460-1560). Artysta w swoich obrazach odsłania wewnętrzny świat człowieka, pełen barwnej fantazji, penetrujących serce lęków, fantasmagoryjnych wizji, prowadzących do ukazania jakiejś nie do końca racjonalnie możliwej do zinterpretowania wielopłaszczyznowości ludzkiej duszy. Nieokiełznana wyobraźnia jest najmocniejszą i najbardziej swoistą stroną sztuki Boscha. Stwarza on świat snu, gorączkowej halucynacji. Ten świat wydobyty na zewnątrz jest przeniknięty ironią, zamyśleniem nad ludzkim losem, jak również tęsknotą za doskonałością przedzierającą się przez zalewające mroki duszy. Artysta w sposób genialny posługuje się symbolicznym widzeniem świata, zanurzonego w średniowiecznej dualistycznej koncepcji rozpięcia ludzkiego życia, między dobrem a złem, pokusą a dochodzeniem do stanu łaski, piekłem a drogą ku niebu. To stanowi wizualną panoramę ludzkiego wnętrza, wraz ze wszystkim odcieniami. Z wnętrza człowieka wychodzą złe rzeczy: głupota…nieczystość itd. Człowiek jest powołany do tego, aby odkrywać w sobie wewnętrzną wolność od tak rozumianych mroków. Zachowanie czujności... Dochodzenie do doskonałości dokonuje się w autorefleksji nas swoim wnętrzem, szukaniem wolności od grzechu, współpracą z łaską. To nic innego jak wewnętrzna walka. „Trwajcie w wolności”- wzywa każdego z nas św. Paweł, ten sam który zdemistyfikował złe pragnienia. Wolność przynosi dar i możliwość czynienia dobra. „Wszystko w świecie dostarcza motywów i okazji, jednak źródłem aktu jest serce człowieka, jego najgłębsze „ja”.