Mt 2, 13-15. 19-23
Gdy
mędrcy się oddalili, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł:
«Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci
powiem; bo Herod będzie szukał dziecięcia, aby Je zgładzić». On wstał, wziął w
nocy dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci
Heroda.
W przeżywanie radosnych obchodów
Narodzenia Pańskiego wpisane jest również poczucie cierpienia i lęk o
bezpieczeństwo Małego Dziecięcia. Ewangelia zwiastuje nam radość przeplecioną
niepokojem oraz ludzkim poczuciem zazdrości i przemocy. Wizyta Królów- Mędrców
u Heroda, wzbudziła w nim poczucie niepewności o utrzymanie władzy. Stąd
postanowił zgładzić zapowiedzianego w proroctwach Mesjasza. Despotyczny władca-
porywczy, rozmiłowany w okrucieństwie, nie dopuszczał jakiejkolwiek myśli że
ktoś może zająć jego uprzywilejowane miejsce. Jego panowanie było naznaczone krwią
i przemocą porównywalną do wielu późniejszych imperatorów rzymskich. „Wtedy
Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do
Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat
dwóch, stosownie do czasu o którym się dowiedział od Mędrców”. Chrześcijaństwo
w ofierze tych niewiniątek dostrzegało pierwsze ziarno które zostało zasiane w
urodzajnej glebie Kościoła. Wspomina o tym Prudencjusz w swoim hymnie na Święto
Epifanii. Zabite niemowlęta to „kwiaty męczenników”, pierwsi wyznawcy, „pierwsza
ofiara” dla Chrystusa, pierwociny pojawiające się na wiosnę ewangelicznej łaski.
Jezus został cudownie uratowany od tego herodowego szaleństwa. Czy to pokorne
Dziecię mogło tak bardzo zaszkodzić obsesyjnemu tyranowi ? „Mój Bóg potrafi
zająć ostatnie miejsce- pisał ks. Hryniewicz. Jest Bogiem pokornym, zdolnym do
uniżenia, wręcz bezbronnym wobec ludzkiej wolności, a przecież przemożnym w
swoim umiłowaniu ludzi i ostatecznie zwycięskim. Jego mocą jest miłość, On
przekonuje i przemienia…” W obliczu ogromu zła, poczucia ludzkiej niepewności,
płaczu pozostawionych i nieutulonych dzieci, pozostają spulchnione łzami prześladowanych- słowa
układające się w modlitwę o miłość. Miłość wzbijającą człowieczeństwo ku górze,
wskrzeszającą świat z poczuciu absurdu i bezsensownej spirali zła. „Lepiej
zapalić jedną małą świeczkę niż przeklinać ciemności”- powiedział mądry rabin.
Rozniecić w sobie płomień miłości i oświetlić nim drogę drugiego człowieka-
szczególnie tam gdzie dobro zostało zatarte. Święty Józef odkrył w sobie
światło dzięki przynagleniu Boga. Pokornie usłuchał anioła i wyruszył w
niebezpieczną drogę do Egiptu- gościnnej ziemi. Rodzice wyruszyli w drogę z Dzieckiem. Osioł był
równie mocno zdeterminowany, co jego właściciele. Szli zapewne szlakiem karawan
starając się unikać miejsc niebezpiecznych . „Autorzy apokryficznej Ewangelii Dzieciństwa Zbawiciela, wzruszeni
smutnym losem tej biednej podróżującej trójki, opowiedzieli nam urocze legendy.
W jednej widzimy, jak Najświętsza Maryja Panna siedząc pod palmą ma ochotę zjeść
kilka jej owoców, ale dosięgnąć ich nie
można; wtedy Dziecię Jezus rozkazuje drzewu, by się nachyliło, a chcąc je
nagrodzić za posłuszeństwo obiecuje mu, że anioł zabierze jedną z jego gałęzi
do raju i tam ją zasadzi, tak aby odtąd liście palmy mogły służyć błogosławionym
do chwalenia Boga, scena ta jest przedstawiona na rzeźbie w chórze paryskiej
katedry Notre- Dame, a także na witrażach w Lyonie i w Tours. Druga legenda
opowiada, jak dwóch rabusiów ulitowawszy się nad nędzą Józefa i Maryi dostarcza
im żywności: jeden z owych bandytów to nie kto inny jak dobry łotr, któremu
Jezus na krzyżu przyrzeknie niebo; tę scenę wyobraża emalia z Cluny” (D. Rops).
Zagęszczenie tych pobożnych narracji upiększa pełną dynamiki fabułę losów
Świętej Rodziny. Ich strapienia są w jakimś stopniu strapieniami wielu
współczesnych rodzin; niepewność, troska o byt, poszukiwanie bezpiecznego
miejsca zamieszkania. Wszyscy jesteśmy w drodze- ewangeliczni tułacze, z uchem
przystawionym ku wieczności i łapczywie wypatrujący znaków Boga. Kończę to rozważanie
słowami pociechy Małego Brata Jezusa: „Nie ma takiej chwili w naszym życiu, w
której nie moglibyśmy rozpocząć nowej drogi”.