Jak
jest napisane u proroka Izajasza: «oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on
przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie dla Niego ścieżki», wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił
chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów...
Pustynia dla
współczesnego człowieka, usadowionego w zabieganej egzystencji może wydawać się
czymś nazbyt egzotycznym, a nawet przerażającym. Pozbawienie kogoś poczucia
bezpieczeństwa, technicznych udogodnień i elektronicznych komunikatorów,
mogłoby spowodować sytuację newralgiczną pod każdym względem. Pustynia rządzi
się swoimi prawami, dobrze to rozumieją nomadzi akceptujący jej kaprysy,
przywykli do natychmiastowej zmiany aury. Pustynia przez wieki wydawała ludzi
wielkiego formatu. Mężczyzna odziany w skóry i na pierwszy rzut oka szalony,
wyprowadza czytelnika Ewangelii na odludzie. Dopiero na pustyni zaczynamy
rozumieć głębiej pewne sprawy; tam zaczynamy potrzebować innych ludzi, a nawet
za nimi tęsknić. Widzimy wyraźniej siebie... Brat Daniel Ange wymyślił piękne
stwierdzenie: „Samotność oddziela od innych, by człowiek mógł stać się bratem
każdego.” Dobrze to rozumieli starożytni mnisi, kiedy całymi tabunami
zaludniali pustynię; tam odkrywali topografię Raju i ślady stóp
przechadzającego się Boga. Ewagriusz z Pontu- mnich i dogłębny znawca ludzkiej
natury, pozostawił zaskakującą definicję: „Mnich to człowiek, który odseparował
się od wszystkiego, by być złączonym ze wszystkimi.” Takim „mnichem” był święty
Jan Chrzciciel- przyobleczony w skóry prorok który zaprzyjaźnił się z pustynią.
Była ona dla niego domem, miejscem przepowiadania, przestrzenią w której
doświadczało jego serce muśnięć Ducha Świętego. „Pustynia miłuje ludzi nagich”-
twierdził Hieronim. Takim był Prorok którego głos kruszył ludzkie serca i
sprawiał, że miejsce niebezpiecznie – siedlisko węży i skorpionów, stawało się
przestrzenią nawrócenia i łaski. „Anioł na ziemi” – tak Go wychwala Kościół i
utrwala na deskach barwna ikonografia. Przydano mu skrzydła i świetliste oczy,
aby podkreślić Jego dar przenikania skamieniałych ludzkich wnętrz. „Albowiem
mówić o Janie, to prorokować o Chrystusie” – stwierdza św. Ambroży. Modlitewna
litania opiewająca wielkość Poprzednika nazywa go kwiatem pustyni. W Adwencie
chrześcijanie wychodzą na pustynię; to duchowa wędrówka w głąb swego serca. To
zatrzymanie się w zgiełku miasta i wielokrotne wyszeptanie: Marana Tha !
Niektórym jest dane udać się na prawdziwą pustynię, poczuć wiatr i piasek w
oczach. Odnaleźć ciszę ! Rozczytuję się ostatnio w Ojcach Pustyni. Jakże barwne
są o nich opowieści i głębokie ich przemyślenia życiowe. To ludzie wewnętrznie
spójni, żyjący w harmonii ze światem który ich otaczał. Oszczędni w słowach,
rozmodleni, czasami urokliwi w swoim uszczypliwym poczuciu humoru. Przeczytałem
o pewnym pustelniku, który z powodu spiekoty wszedł do jaskini i natknął się
tam na lwa. Ten zaczął zgrzytać zębami i ryczeć. Starzec rzekł do niego:
„Dlaczego się rzucasz ? Wystarczy miejsca dla mnie i dla ciebie. Jeśli ci się
nie podoba, to wstawaj i wychodź stąd.” Lew po chwili uspokoił się i wyszedł z
stamtąd. Pomyślałem sobie po lekturze tego fragmentu. Adwent to droga przez
pustynię i szukanie schronienia w jaskini. Tam trzeba się zderzyć ze swoimi
lękami, obawami i wątpliwościami. Po doświadczeniu pustki i niemocy, wystarczy
tylko blask oczu Chrystusa, aby zostać napełnionym nadzieją. Pustynia – miejsce
nawrócenia i spotkania !