Za trochę więcej niż
tydzień będziemy przeżywać święta Narodzenia Pańskiego. W tym czasie
przedświątecznym powracam z sentymentem i wrażliwością dziecka oczekującego
podniosłej chwili do arcydzieł malarstwa podejmujących temat Bożego Narodzenia.
Duchowymi przewodnikami po ostatniej prostej Adwentu, są dla mnie Mistrzowie
pędzla, niejednokrotnie zatopieni w zaciszu własnego atelier i próbujący
odtworzyć jeden z najbardziej ujmujących serce tematów Ewangelii. „Wcielenie
jest najbardziej błogosławioną i radosną rzeczą jaka mogła się kiedykolwiek przydarzyć
rodzajowi ludzkiemu” – pisał św. Izaak Syryjczyk. Zstąpienie Boga w świat w
postaci Dziecka, nie tylko jest najbardziej inspirującym tematem, jak również oceanem
teologii przez który nie sposób przepłynąć od tak. Porzućmy na chwilę wielką teologię
i wejdźmy w prostotę znaczeń, wymianę uczuć, intymny nastrój przestrzeni w
której dokonuje się cudowna wymiana. Trzeba mocno wyostrzyć zmysły, aby
zobaczyć i usłyszeć Nowinę: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,5). Misterium
Obecności próbuje wyjaśnić nam sztuka – pokorna przewodniczka po meandrach dotykalności
tego, co święte i na pierwszy rzut oka przesłonięte. „Scena Bożego Narodzenia
staje się wówczas przesłaniem i w tajemnicy uścisku czy we współdzielonym zdumieniu
i zachwycie, w teatrze adoracji oraz
przestrzeni serca Jezusa, w śpiewie piękna oraz bolesnym doświadczeniu
nieobecności spotyka się z naszym życiem, uważnym lub roztargnionym,
spragnionym światła lub zagubionym na ścieżkach nocy, która może wszystkie
rzeczy pozbawić uroku” (B. Forte). Spoglądam dzisiaj na wyjątkowe dzieło sztuki
Michelangela Mersiego Caravaggio pt. Pokłon
Pasterzy, olejny obraz namalowany na płótnie który można zobaczyć w Muzeum
Narodowym w Mesynie. Pobożni interpretatorzy tego dzieła nadali mu się drugi
tytuł Madonna narodzin. Tym, co
pozwoliło sformułować taki tytuł było przedstawienie Maryi w pozycji półleżącej,
tak bardzo charakterystyczne dla wschodniej ikony. Matka siedzi na rozłożonym
na ziemi płaszczu, jest najprawdopodobniej oznaka ubóstwa. Szata Maryi jest
koloru czerwonego- niezwykle intensywnego, wyraża on królewską godność Dziewicy
przez którą „Stwórca staje się sercem stworzenia.” Przypatrzmy się drobnym
szczegółom na które składa się ta śmiała kompozycja; a nade wszystko uchwyćmy
wewnętrzny dialog pomiędzy Matką a Dzieckiem rozświetlającym matowość i
ciemność otaczającego świata. „Matka Boska z maleńkim dzieckiem- pisał R.
Longhi- ogarnięta poruszonymi pojętnymi spojrzeniami pasterzy, jakby odlanych z
brązu, jawi się nam zagubiona pośród skąpej kłującej ściółki, w pomieszczeniu
pełnym nieruchomych jak przedmioty zwierząt, zbudowanym z desek i słomy, które
tylko blask na horyzoncie wydaje się oświetlać, by następnie zlać się z szumem
niewidzialnego morza. Podczas gdy rzucająca się nam w pierwszym momencie w oczy
swego rodzaju martwa natura ubogich- biała serwetka, bochen chleba i strug
stolarski, w trzech odcieniach; białym, brunatnym i czarnym – zamyka się w
jakiejś przepełnionej smutkiem treści.”
Te smutek i zbudowane napięcie w osobach spoglądających z ciekawością
dotąd niespotykaną, zostaje przełamany ciepłem i miłością Matki. Jej mimika twarzy
tak wiele mówi. Maryja ma oczy delikatnie przymknięte i twarz przytuloną do
czoła Jezusa. Jest głęboko zamyślona i zmęczona po połogu który przed
przyjściem sproszonych przez aniołów gości chwilę temu się zakończył. Otoczenie
jej nie rozprasza, ani nie wprawia w jakieś poczucie lęku. Kobieta zanurzona w
Tajemnicy. Józef i pasterze oderwani od swoich trzód zastygli w milczeniu i
stoją tak jakby ktoś obdarzył ich największym prezentem. Dziecko subtelnie
wychyla się i podnosi rączkę głaszcząc usta Maryi. Bóg oczami dziecka zobaczył koloryt
świata; poczuł odgłosy i zapach zwierząt huhających na Niego z nad żłobu z
sianem. „Wydaje się, że niepokój i cierpienie Caravaggia znajdują chwilę pogody
i ukojenia, podobną do światła, które wdziera się w ciemności i rozprasza je. W
świadomości malarza ściganego przez wymiar sprawiedliwości pojawia się
człowieczeństwo życia w jego początkach, jak gdyby niespodziewanie się obudził”
(G. Santambrogio). Czy obraz jest pewną próbą zrehabilitowania się, lub
ponownych narodzin grzesznego artysty ? Tego nie wiemy, ale na pewno odsłania
te jasne strony duszy człowieka uchodzącego za awanturnika, pijaka i mordercę. Artysta
zaprosił nas w cudowne święto pokory, miłości i pokoju. Odsłania nam największą
prawdę którą proklamuje przez wieki chrześcijaństwo: Bóg przyszedł do tych, co „w
mroku i cieniu śmierci mieszkają.”