Nie daj Boże, bym się
miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego, Jezusa Chrystusa,
dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.
Ja
Go widzę ukrzyżowanego i nazywam Go Królem- tak miał
powiedzieć o Chrystusie przytwierdzonym do ramion krzyża św. Jan Chryzostom.
Chrześcijaństwo w percepcji wiary jest „przytulone” do drzewa na którym Bóg
potwierdził swą miłość do człowieka. W tym znaku wielu ludzi w chwilach udręki,
prześladowania, katuszy dostrzegało ocalenie. Krzyże rytowane na ścianach miejsc
ludzkiej kaźni, w odosobnieniu i izolacji; przestrzeniach brutalnego
przerywania tchnienia życia, ludzkiego krzyku stłumionego terrorem
ideologicznych totalitaryzmów. Pojęcie krzyża zawiera w sobie tak wiele
specyfikacji znaczenia i zastosowania kiedy prześledzimy sobie mądre słowniki
czy leksykony. Krzyże męczenników zrobione z kawałków drewna, splecione
rzemykiem, schowane niczym drogocenna rzecz. Krzyże, o których rozprawiają
znawcy kultury i sztuki- klasyfikując je w historycznych kontekstach i
stylistycznych przeobrażeniach. Krzyż jako moduł architektury, czy przedmiot
zawieszony na szyi, zatrzymujący w pamięci misterium Odkupienia. Krzyże
odciskające na sobie ducha przemijających epok i ludzkich- religijnych uniesień
i zmagań z ościeniem grzechu. Jeden z bohaterów Sołożnicyna, postawił ważne
pytanie: „Po, co żyje człowiek ? Dla miłości oczywiście... Czyż jest jeszcze
coś w życiu poza miłością ?” Człowiek wypowiadający te słowa myślał o przyjemnych
doznaniach ciał, tak ja współcześnie myśli nasza skupiona na sobie i
krótkowzroczna cywilizacja. Istnieje jeszcze inny wymiar miłości, której
świadectwem jest Krzyż- narzędzie kaźni i chwalebnego triumfu Chrystusa. Z tym
znakiem trudno dialogować, można go przyjąć lub odrzucić. „Czas nocy dla
świata, czyli czas biedy dla świata- pisał M. Heidegger- kiedy to braku Boga
nie uznajemy za brak.” Krzyż zawsze przypomina o miłości Boga i staje się dla
ludzkości znakiem osądu sumienia. Teolog M. Flick wyróżniał trzy wymiary w
Krzyżu Chrystusa. Jest w nim aspekt „inwokacyjny,” przyzywający, a co za tym
idzie oczekiwanie ze strony człowieka cierpiącego i grzesznego. Jest również
wymiar „proklamacyjny,” głoszący królewskość zbawczą Chrystusa, który zwycięża
grzech, śmierć i demona. Istnieje jeszcze trzeci wymiar „parenetyczny,”
odnoszący się do naśladowania i odpowiedzi człowieka- ucznia, włączonego w
przemieniony wymiar krzyża. Poruszyły mnie kiedyś przeczytane słowa
amerykańskiego artysty Wiliama Congdona -przedstawiciela ruchu action painting, kiedy po długich
poszukiwaniach odkrył swoje życie w chrześcijaństwie: „Spotkanie z Chrystusem
pozwala mi odkryć, że Jego dramat na krzyżu jest również moim. A to prowadzi
mnie do Ukrzyżowanego przez powrót do postaci- postaci, której nigdy nie można
już zobaczyć ani namalować oddzielonej od krzyża... W Ukrzyżowanym spotkane
ciało jest moim własnym ciałem, bolejącym nad grzechem, ciałem tak
przenikniętym bólem, iż nie da się już odróżnić ciała od cierpienia.” Ale to
cierpienie równocześnie zostaje przemienione blaskiem wielkanocnego triumfu.
Bóg króluje z drzewa życia – tak jak Go ukazują prawosławne krzyże. Na nich nie
przestaje On być Kyriosem, który „tańczy
swój kosmiczny taniec triumfu.”