Bóg
przychodzi z Temanu, Święty z góry Paran. Majestat Jego okrywa niebiosa, a
ziemia pełna jest Jego chwały. Wspaniałość Jego podobna do światła, promienie z
rąk Mu tryskają, w nich to ukryta moc Jego (Ha 3, 3-4).
Myślę, że sztuka niesie
w sobie powiew wolności i świetlistości. Wyzwala człowieka od powszedniości,
bylejakości, kultury przyziemnych i banalnych doznań. Sztuka ratuje nas od
powierzchowności i obojętności na piękno, które niekiedy krzyczy, aby ktoś je
wreszcie dostrzegł. W sztuce zawiera się intensywność pierwiastka
dionizyjskiego i prometejskiego, a nade wszystko pulsowanie wieczności- które
chrześcijaństwo rozumie jako Paschę- czyli przejście ku światu przebóstwionemu.
Nie postrzegam jej roli jako błyskotliwego traktatu metafizycznego, czy rzeczywistości
tak uwodzącej zmysły, że może stanowić ucieczkę od otaczającej nas
rzeczywistości; choć taka pokusa rzecz jasna istnieje. Jestem przekonany na
swój sposób, że każdy człowiek ma w sobie jakąś predyspozycję i wolę do
przeżywania rzeczy naprawdę wzniosłych- stąd intensywność gromadzenia coraz to
nowych doznań zmysłowych. Być może doświadczanie dzieł sztuki jest owym
ingardenowskim wysiłkiem człowieka do przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej
w naszej ułomnej i kruchej naturze. Nawet współczesna kultura serwowana w
produktach współczesności jakimi są galerie, stwarza namiastkę jakiegoś
substytutu życia na wyższym poziomie. Nosimy w sobie pragnienie postrzegania i
bycia postrzeżonym. „Wyobraźnia nie jest zdolnością tworzenia obrazów
rzeczywistości; to zdolność formowania obrazów, które wykraczają poza
rzeczywistość, śpiewają rzeczywistość” (G.Bachelard). Podobnie jest z
otaczającą nas kulturą obrazu. Poruszamy się w przestrzeni intensyfikującej
naszą wrażliwość, pamięć i międzyludzkie relacje. Nie jesteśmy do cna wyjałowieni,
czy zapętleni w krzykliwych i narzucających się zewsząd wytworach
postindustrialnego kiczu. Pulsuje w nas potrzeba przekraczania siebie. „Przyszłość
jest polem możliwego, twórczego aktu i korzystania z wolności” (L. Lavelle). Kiedy
sobie narzekam na brak transcendencji w kulturze to powracam do bizantyjskich i
ruskich ikon; średniowiecznych przedsionków o których tak rozrzewnienie często
piszę. Delektuję się estetyką ducha, odkrywam gwałtowny powiew darów i
charyzmatów- Ogień Pięćdziesiątnicy przechodzący przez wieki i mury rozlicznych
Wieczerników; który to zrodził pokornych artystów i dzieła tak przenikliwe
teologicznie, że pomimo upływu czasu ciągle wydają się świeże i energetyzujące
siłą piękna. W ikonach ogniskuje się intensywność ludzkich- religijnych doznań i
perypetie dusz łaknących Boga. One nie pozostają na powierzchni, lecz wchodzą w
głębię obrazu, wprowadzając widza w krainę przemienionych osób, spraw i rzeczy.
Siła ikony nie leży w intensywności barw i wierności kanonom tej cierpliwej malarskiej
profesji, lecz umiejętności jak najbardziej wnikliwego wstępowania w świat
Piękna i otwierania go przed oczami profanów. „Sztuka jest szlachetnym zmysłem,
dzięki któremu człowiek może wyrazić to, czego w inny sposób wyrazić nie można”-
pisał J. O. Gasset. Przypomina mi się w tym miejscu, taka symboliczna scena z
filmu Andrieja Tarkowskiego Andriej
Rublov, kiedy grupa ludwisarzy odlewa wielki dzwon po splądrowanej we
Włodzimierzu cerkwi. Jak wielka jest siła tego obrazu, opowiadającego że w
obliczu katastrofy ludzie potrafią się zintegrować wobec ważnych dla nich spraw
i idei. Kluczowa jest również rola samego Rublova, którego ikony stanowią świadectwo
duchowej wolności, pośród pożogi i zamętu trudnej historii Rusi. W jego ikonach
zawiera się ogień- promieniowanie świętości zamknięte w źrenicy oka Chrystusa,
jego spojrzeniu tak intensywnym że nie można oderwać wzroku od Niego. Z tych
dzieł emanuje światło rozpraszające ciemność niemożliwości poznania i
zrozumienia dogłębnie egzystencji ducha. Apofatyczność, wyrażona w niemocy
zapętlonych słów i nadmiar światła- złota obłaskawiającego przestrzeń ikony. Widzieć
Chrystusa, to dostrzec świat skąpany w świetle. „Blask, który zachwyca duszę,
wprowadza umysł w uniesienie. Blask ten może być groźny jak ogień lub błyskawica...,
ale może też pocieszać, radować i ogrzewać”(S.Awiernicew). Patrząc na Zbawiciela z Deesis zwieniogrodzkiej jesteśmy z nim twarzą w twarz; patrzmy w
jego oczy, czujemy się mu bliscy. „Panie przenikasz i znasz mnie... Z daleka
postrzegasz moje zamysły... Gdzie się oddalę przed duchem Twoim ? Gdzie ucieknę
od Twego oblicza ?” (Ps 139, 1-3.7). Łagodny i współczujący Zbawiciel, wypisany
miękkimi i płynnymi pociągnięciami pędzla. „Niezrównane piękno chłodu jasnych
kolorów ikony trzyma widza na uwięzi. Lazur, róż, błękit, przytłumione odcienie
fioletu i czerwieni są tak doskonale połączone ze złotym tłem, ze aż budzą
skojarzenie muzyczne. Rublov użył kolorów do ukazania cech duchowych” (A.
Łazariew). Urokliwa jest ta kaligraficzność linii przez którą przebija
świetlistość Boga przyjaciela człowieka. „Jego świetlistość- powie P.
Evdokimov- jest już światłością Paruzji..., jest promieniem Ósmego Dnia, świadectwem
rozpoczętej eschatologii.”