poniedziałek, 27 sierpnia 2018


Ikona wizja świata duchowego. Wiele lat temu zetknąłem się z tekstami Leonida Uspienskiego (ur. 1902 roku w Rosji, zmarł w Paryżu na emigracji w 1987 roku)  poświęconymi historii, teologii i symbolicznemu światu ikony. Jakoś za specjalnie nie odkryłem tej drugiej- artystycznej twarzy tego niezwykłego człowieka: intelektualisty, dekoratora, rzeźbiarza, a nade wszystko malarza ikon. Praktyczna twórczość Uspienskiego, nie była mi tak mocno znana jak głębokie i pełne duchowego ładunku teksty w których to wyjaśniał kanoniczną sztukę Kościoła, podparte rzetelną znajomością tekstów Ojców Kościoła, bizantyjskich i rosyjskich myślicieli. Jest to jedna z najważniejszych postaci która z popularyzowała –  ośmielę się napisać- sztukę ikony. Jego zaangażowanie i swoistą misję bycia teologiem piękna, doskonale oddają z przeszłości słowa greckiego biskupa z XIV wieku. „W duchu tradycji nauczaj słowem, pisz na papierze, maluj farbami. Malarstwo jest zgodne z prawdą, jak zgodne z prawdą jest to, co napisane w księgach. Zawarta jest w nim łaska Boża. To, co przedstawia jest święte.” Dla niego zachwyt nad ikonami nie był estetyczną fascynacją, naśladownictwem, czy wywiezionym z Rosji sentymentem za utraconą tradycją przodków. Ikona była dla niego miejscem ocalenia, wytchnienia, fascynacji światem przenikniętym Bożym światłem. Z benedyktyńską cierpliwością i pracowitością wyjaśniał znaczenie teologicznej wizji historycznego rozwoju ikony. „Leonid Uspienski miał wielką zdolność do pracy. Jego zwykły dzień roboczy składał się z trzynastu do czternastu godzin, podczas których przechodził od malarstwa ikonowego do rzeźbienia, do odnawiania, czasem rytowania czegoś w metalu, a w dni świąteczne, do pisania artykułów i książek. Pisał z trudem, powoli i z wielkim wysiłkiem. Przed śmiercią powiedział, że nie zdążył jeszcze powiedzieć, co jest jego zdaniem  najważniejsze.” Przeglądając Internet natrafiłem na kilka ikon ze środowiska francuskiego, które wyszły z pod dłoni tego człowieka. Poruszyły mnie do głębi, a jestem dość wymagającym i krytycznym odbiorcą. Już nie pamiętam gdzie, ale przeczytałem kiedyś takie słowa: „artysta zbawia się przez swoją sztukę.” Przenika mnie świadomość, że piszę o człowieku który był przeniknięty tajemnicą Przemienienia i Zmartwychwstania Chrystusa. Obcowanie z ikoną było dla niego przestrzenią spotykania i dotykania śladów obecności Boga. Studiował rzetelnie stare reprodukcje ikon- były dla niego autentycznymi „nauczycielami” pokornej i mistycznej sztuki. „Rosjanie modlą się, nie odwracając oczu od ikony, gdyż kontemplację ikony uważa się za formę modlitwy”- pisał O. Figes. Patrzę na jego Chrystusa Zbawiciela- odkrywam tu głęboko przeżywane prawosławne poczucie piękna, barwy rosyjskiej ziemi, światło Teofana Greka i świeżość Rublova; oryginalność pędzla Grigorija Kruga (bliskiego przyjaciela artysty). Patrzę i rozumiem dogłębnie to, co kiedyś przeczytałem u J. L. Mariona: „Tylko ikona ofiaruje otwartą twarz, ponieważ otwiera w sobie widzialne ku niewidzialnemu i proponuje, aby wychodzono poza to, co przedstawia- nie oglądając, lecz oddając cześć. Odsyłanie przez dostrzegalną widzialność ku niewidzialnej osobie wzywa do przechodzenia na drugą stronę niewidzialnego zwierciadła i do wychodzenia w oczy ikony.” Rzuciłem garść słów o człowieku który opanował umiejętność „przechodzenia,” posiadł dojrzałość w poznaniu fascynującego i schowanego po drugiej stronie sztuki świata Boga.