poniedziałek, 20 sierpnia 2018


Jerozolimo, spojrzyj na Wschód (Ba 4,35)

Już od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania książki na temat symboliki bizantyjskiej- duchowego spojrzenia ku Wschodowi, nie tyle w znaczeniu topograficznym (choć i to zagadnienie wydaje się również metaforyczne) ile teologicznym- pozbawionym dosłowności, a przenikniętym raczej zdumieniem. Wydaje się, że już tyle powiedziano na ten temat, choć te zagadnienia nieustannie we mnie pulsują i z całą pewnością zapładniają po dziś dzień kulturę oraz wyobraźnię ludzi wierzących, co bolesne po trosze wyjałowionych z myślenia symbolicznego. „Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie... tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego” (Mt 24,27). W większości starożytnych kosmogonii pojawienie się świata, jak również zapowiedź jego unicestwienia wiązała się z iluminacją- blaskiem, ogniem, poruszeniem zapładniającym wszelakie byty istnieniem. Biskup Mediolanu św. Ambroży sławi to boskie misterium w następujący sposób: „Odblasku chwały ojca. Ze światła światło ślący. Źródło i światło światła. Dniu dzień rozjaśniający.” Stad pierwsi wyznawcy Chrystusa wznosząc w modlitewnym geście oranta dłonie, wypatrywali wschodu Słońca. „Jakkolwiek istnieją cztery strony świata, północ, południe, wschód i zachód, to jednak tylko wschód- powie Orygenes- ujawnia się w sposób oczywisty, że powinniśmy się modlić zwróceni w tym kierunku, co jest symbolem duszy patrzącej tam, gdzie wschodzi prawdziwe Światło.” Od zarania chrześcijaństwa Chrystus był postrzegany jako Wschód; „Słońce” które wychodzi za horyzontu historii zbawienia i rozświetla swym blaskiem ludzkie twarze pogrążone w cieniu- niczym platońscy jeńcy przykuci do ścian jaskini. „To nasze słońce, słońce prawdziwe, które pełnią swej jasności zapala najjaśniejsze ognie świata- ognie gwiazd świecących i niebios. To, które raz zaszło, znowu wzeszło i nigdy już nie zajdzie” (Zenon z Werony). Twarze nasycone światłem Obecności- poznania Niepoznawalnego w akcie największej bliskości i namacalności. Historia Kościoła to ciągłe zwracanie się ku Wschodowi- „orientacja”, gdzie wschodzi Chrystus – „Słońce, nieznające zachodu.” Pewnie dlatego pierwsi wyznawcy Chrystusa byli zaabsorbowani wyglądaniem Jego przyjścia ze Wschodu, kiedy przekroczy widnokrąg i objawi się niczym antyczny, piękny młodzieniec- Helios lub Hermes w splendorze swojej boskiej chwały. „Dlatego wszyscy spoglądamy podczas modlitwy na wschód, ale niektórzy tylko wiedzą, że poszukujemy pierwotnej ojczyzny, raju, który Bóg zasadził w Edenie na wschodzie”- przekonywał swoich wiernych św. Bazyli. Ta świadomość orientacji zaważyła w sposób znaczący na liturgii i usytuowaniu najstarszych kościołów. „Świątynia usytuowana jest równolegle do równika i przesuwa się wraz z ziemią na spotkanie Słońca i wiecznego Wschodu” (J. Hani). Wschód był zatem miejscem gdzie biły pierwotne miejsca życia i światła. „Ex Oriente Lux ! Kościół chrześcijański na ziemi ma swe korzenie na Wschodzie. To tam znajdował się raj, miejsce pierwotnego Kościoła; tam przyszedł na świat Abraham, praojciec Izraela, któremu Bóg obiecał wielkie rzeczy; tajemnica Wcielenia dokonała się na Wschodzie; z krain wschodnich przybyli mędrcy, aby oddać hołd Synowi Bożemu w imieniu całego ówczesnego świata pogańskiego” (F. Heiler). Od Wschodu- Chrystusa (Sol Verus i Invictus) można płynnie przejść do miejsca- wydarzeń w których to urzeczywistniła się ekonomia zbawienia.  Powracają we mnie słowa poety i mistyka Anioła Ślązaka: „Bóg we mnie ogniem jest. A ja w Nim jestem blaskiem. Czyż więc nie jesteśmy związani jak najciaśniej ?” Każdego dnia modlę się słowami starca Symeona o nieprzegapienie Wschodu, aby „moje oczy ujrzały Twoje zbawienie.”