Sztuka i wypełniające
ją od środka piękno, nie jest skamieniałe od nadmiaru nieustannie powtarzanych
rozszyfrowań i powtórzeń. Sztuka ciągle żyje, im mocniej pulsuje w niej
imperatyw piękna. „Oczyma duszy widzę raj. Uduchowionym przystoją oczy
duchowe...” (św. Efrem Syryjczyk). Ciągła próba reinterpretacji dzieł kultury
jest widomym świadectwem estetycznych poruszeń i filozoficznych zamyśleń nad
ideami które się nigdy nie przedawniły. W kulturze- niczym w źródle czasu
wyłaniają się na powierzchnię sprawy intrygujące człowieka; wyłonione ze
śmierci i skierowane ku na powrót tętniącemu życiu. Wielka sztuka musi przejść
przez śmierć; zrodzić się w objęciach śmierci- w potrzasku nicości i niebytu-
aby następnie się unieśmiertelnić w uszlachetnionym i naznaczonym mozołem
egzystencji, finalnym dziele artysty. Kultura jest przeniknięta pierwiastkiem
transcendentnym, pulsuje w niej wieczność wyrażająca się permanentnym stanem
napięcia. Ramy historii detonują od nadmiaru pierwiastka życia tryskającego z
pod spękanych i nabrzmiałych dłoni człowieka- wytwórcy. Sztuka niesie piękno na
marach historii wchodząc w zaułki obojętności i lekceważącej blask zachwytu nieobecności. Zbyt płytkim byłoby stwierdzenie, iż sztuka rodzi się z nadmiaru fascynacji lub rumienieje pod wpływem
przygodnych, niekiedy błahych impulsów
duszy. Sztuka jest religijną filozofią- orbitowaniem ku Absolutnemu Pięknu,
przekraczaniem czasu. Dla Pseudo-Dionizego piękno jest jednym z imion boskich.
To, co dostrzegamy oczami ciała jest jedynie zatrzymaniem się nad początkiem
piękna- „refleksem Boga.” Sztuka pozwala odkryć obecność Boga, przechadzającego
się po świecie jak po wielkiej pracowni w której tkani są ze świetlistego
tworzywa wiary- prorocy Królestwa Niebieskiego. „Człowiek to ktoś, kto nosi w sobie
coś większego niż on sam”- pisał A. Exupery. Niesie w sobie „prometejski” żar
wieczności- rozdzielające się języki ognia- owoce wiecznie trwającej
Pięćdziesiątnicy. „Droga przebóstwienia jest więc drogą ku pięknu” (M.I.
Rupnik). Artysta potrafi pokazać w nowy sposób piękno drzewa które zwiodło
Adama, jako drzewo kosmiczne- na którym zatriumfowała Miłość. „Zasadniczy
argument przemawiający za Bogiem zawiera się w człowieku i w jego powołaniu.
Świat miał twórców prawdziwego piękna, którzy sami byli piękni, ludzi
obdarzonych wielką głębią, ludzi mocnych duchem... to wszystko pozwala odkryć
Boga” (M. Bierdiajew). Bóg istnieje i podnosi świat z gruzów duchowej nędzy-
przekonują katakumbowe malowidła na których anonimowi chrześcijańscy twórcy
utrwalili cudowne oblicze Chrystusa- „Pięknego młodzieńca”- Pasterza niosącego
na swoich ramionach owieczkę. Bogaczłowieka wyrywającego istotę ludzką z
zaklętego kręgu śmierci ku zmartwychwstaniu. „Gardząc śmiercią wskazał nam
drogę, jaką iść winniśmy, dał nam wzór, jaki mamy naśladować”- pisał św.
Grzegorz Wielki. Taki obraz Boga przeniknął do ikonografii młodego Kościoła;
zrodził się tyglu wszechobecnego prześladowania i nieustannego potwierdzania
wiary męczeństwem. Kościół w uścisku śmierci mógł jedynie wyzwolić taką energię
miłości i piękna. „Uduchowione formy” malarstwa przekonujące o tym, że
Zbawiciel jest zakochanym w grzeszniku Bogiem, a „świeci są ziarnami
zmartwychwstania.” Nawet najbardziej dramatyczna historia zostaje rozświetlona
nadzieją. „Sztuka katakumb to przede wszystkim sztuka krzewiąca wiarę”-
przekonywał w znakomitym studium poświęconym ikonie Leonid Uspieński. Dobry
Pasterz staje się najstarszym wyobrażeniem zatroskanego o los świata i kościoła
Boga. „Z obrazu Chrystusa przenosimy oczy ducha na nieograniczony obraz Boga” (T.
Studyta). Pasterz- Wcielona, Ukrzyżowana i Zmartwychwstała Miłość- przekonuje
świat o tym, „że dostąpi zbawienia ten, kto zbawia innych.”