W świecie pełnym
drżenia, napięć, podszeptów i słów, które z taką skutecznością modelują całe
społeczności ludzkie i kształtują obraz odbitego w telewizyjnych ekranach
świata, słowo Ewangelii staje się niczym cichy śpiew słowika. Świat obywający
się bez tajemnic, a w nim mikroskopijny pochód ludzi wiary, których
zaintrygowało i porwało światło wydobywające się z pustego grobu Chrystusa.
Dobra Nowina o Życiu. Cieszę się, że chrześcijaństwo przestało być ekspansyjne,
moralizatorskie, narzucające się, pozbawione jakiegoś istotnego wpływu na losy
świata. Nie musi już budować strategii, aby chronić coś przed nieuchronnym
wejściem w niebyt. Przestało być skostniałe i przemądrzałe; przytulone do
powabów świata. Im bardziej obrastało w piórka, tym silniej było poddane
prześmiewczym intrygom demona i krytycznym spojrzeniom ludzi wrogich i
opryskliwych. „Prawdziwa wiara zaczyna się bowiem wtedy, gdy chrystianizm
ustępuje miejsca samemu Chrystusowi i
gdy ten, kto już wierzy lub dopiero pragnie uwierzyć, kończy z abstrakcyjnymi
rozważaniami nad ideologią czy moralnością chrystianizmu i po prostu wychodzi
na spotkanie Jezusa”( A. Leonard). Teraz żyje siłą Ducha który zstępując, czyni
wszystko nowym. „Królestwo Boże jest wewnątrz człowieka” (J. Bohme). Jego siłę
nie mierzy się już orężem władzy, lecz pełnym pokory i ubóstwa byciem w zgiełku
świata. To, co mnie ciągle urzeka w chrześcijaństwie to mistyka czasu i
przestrzeni. Obecność Boga, którego spojrzenie i dar miłości przechodzi delikatnie
i niezauważenie, niczym kropla wody drążąca monolit skały. „Nikt nie jest tak
dobry i tak pełen współczucia, jak Bóg”- pisał mnich Marek Eremita. Jest to
kraina tajemnic – nie tych sekretnych, zawoalowanych, niedostępnych dla
ciekawskich oczu gapiów, czy szukających sensacji obsesyjnych tropicieli historii.
Misterium obecnie przeżywanej chwili- liturgia pragnienia zrodzona z mozolnej
wędrówki ku pełni istnienia. Pustynia na końcu której znajdują się studnie i
namioty patriarchów. „Świat tworzy we mnie miejsce Jego odbioru.” Wielu ludzi
ma ambicję zamknięcia w swojej dłoni świata, bycia kimś ważnym- dostrzeżonym-
dokonującym rzeczy nieprzeciętnych, epatujących wobec innych siłą władzy. Ja odkrywam przestrzeń wolności i zadowolenia
z obecności Boga, którego piękno objawia się i zstępuje w migotliwie
odczuwalnych poruszeniach duszy. „Dla mnie głównym dowodem na istnienie Boga
jest radość, którą odczuwam, myśląc, że Bóg istnieje”(Rene Le Senne). Wychylam
się ku przyszłości i odczuwam szczęście na samą myśl o świecie w którym
wszystko będzie nieustannie przeżywanym świętem przemieniania. Trzeba przebić
się przez powierzchnię sensu i odnaleźć się tam, gdzie doświadczenie Obecności
staje się komunią miłości- sakramentem. Filozofia spotkania w której grzesznik
wpada w objęcia Miłości i staje się istotą przebóstwioną. Nie chcę pisać tylko
o jednej stronie życie i trzymać się kurczowo tego, co jest aktualnie- dzisiejsze.
„Wszystkie gałęzie wznoszą się ku niebu”( G. Bernanos). Fascynuje mnie drugi
horyzont wieczności, drugi brzeg do którego zawija się w podekscytowaniu i
nadziei. Tęcza która pojawi się na horyzoncie nocy, wokół której pojawi się
świetlista mandorla zamykająca Chrystusa przyjaciela ludzi. Boga w którego
oczach płonąć będzie zachwyt jak w siódmym dniu stworzenia świata. „I będą
oglądać Jego oblicze, a imię Jego na ich czołach. I odtąd już nocy nie będzie”
(Ap 22, 4-5). Zawsze były we mnie silnie odczuwalne nastroje futurystyczne w
których historia naznaczona cyklem narodzin i śmierci jawiła się jedynie jako pogodne
przejście. Historia której ostatnim akordem będzie „wspólne dzieło wskrzeszenia”(N.
Fiodorow). Piękno przyszłości naznaczone namacalnością innego świata
wyrywającego się wszelkim naiwnie i pozornie wielkim dociekaniom eschatologii. Przesłaniu
Apokalipsy obce jest fatum, lęk i pełne urojeń katastroficzne niebezpieczeństwo.
Apokalipsę przenika świetlista nadzieja,
a jej uobecnieniem jest Jeździec na białym koniu który dokonuje zwycięstwa nad
mocami zła. Jutro jest piękniejsze niż dzisiaj, ponieważ oczekiwanie staje się
uobecnieniem, a pragnienie miłości- staje się jej posiadaniem. „Niewidzialna
moc wiary- twierdził P. Evdokimov- wyryła na murach i sarkofagach znaki świadectwa,
które rozsiewają blask życia wiecznego.” Sztuka intuicyjnie próbuje ukazać te
perspektywy wieczności; zawrzeć w źrenicy oka to, co jawi się jedynie jako
lustrzane odbicie- coś jakby do końca nieokreślone kształtem. Chrystus żywy-
zmartwychwstały młodzieniec- takim go ukazują ikony i rzeźbiarskie romańskie
portale- w których to jak pisała S. Weil „Bóg oczekuje, że będzie rozpoznany
przez człowieka.” Uprawiana przeze mnie teologia jest już prostodusznym traktatem
o wieczności- intuicją, marzeniem, lub tęsknotą-„ drzwiami” które z dziecięcą
ciekawością uchylam i wypatruję w miłosnym drżeniu Tajemnicy.