poniedziałek, 27 kwietnia 2020


W świecie pełnym drżenia, napięć, podszeptów i słów, które z taką skutecznością modelują całe społeczności ludzkie i kształtują obraz odbitego w telewizyjnych ekranach świata, słowo Ewangelii staje się niczym cichy śpiew słowika. Świat obywający się bez tajemnic, a w nim mikroskopijny pochód ludzi wiary, których zaintrygowało i porwało światło wydobywające się z pustego grobu Chrystusa. Dobra Nowina o Życiu. Cieszę się, że chrześcijaństwo przestało być ekspansyjne, moralizatorskie, narzucające się, pozbawione jakiegoś istotnego wpływu na losy świata. Nie musi już budować strategii, aby chronić coś przed nieuchronnym wejściem w niebyt. Przestało być skostniałe i przemądrzałe; przytulone do powabów świata. Im bardziej obrastało w piórka, tym silniej było poddane prześmiewczym intrygom demona i krytycznym spojrzeniom ludzi wrogich i opryskliwych. „Prawdziwa wiara zaczyna się bowiem wtedy, gdy chrystianizm ustępuje miejsca samemu Chrystusowi  i gdy ten, kto już wierzy lub dopiero pragnie uwierzyć, kończy z abstrakcyjnymi rozważaniami nad ideologią czy moralnością chrystianizmu i po prostu wychodzi na spotkanie Jezusa”( A. Leonard). Teraz żyje siłą Ducha który zstępując, czyni wszystko nowym. „Królestwo Boże jest wewnątrz człowieka” (J. Bohme). Jego siłę nie mierzy się już orężem władzy, lecz pełnym pokory i ubóstwa byciem w zgiełku świata. To, co mnie ciągle urzeka w chrześcijaństwie to mistyka czasu i przestrzeni. Obecność Boga, którego spojrzenie i dar miłości przechodzi delikatnie i niezauważenie, niczym kropla wody drążąca monolit skały. „Nikt nie jest tak dobry i tak pełen współczucia, jak Bóg”- pisał mnich Marek Eremita. Jest to kraina tajemnic – nie tych sekretnych, zawoalowanych, niedostępnych dla ciekawskich oczu gapiów, czy szukających sensacji obsesyjnych tropicieli historii. Misterium obecnie przeżywanej chwili- liturgia pragnienia zrodzona z mozolnej wędrówki ku pełni istnienia. Pustynia na końcu której znajdują się studnie i namioty patriarchów. „Świat tworzy we mnie miejsce Jego odbioru.” Wielu ludzi ma ambicję zamknięcia w swojej dłoni świata, bycia kimś ważnym- dostrzeżonym- dokonującym rzeczy nieprzeciętnych, epatujących wobec innych siłą władzy.  Ja odkrywam przestrzeń wolności i zadowolenia z obecności Boga, którego piękno objawia się i zstępuje w migotliwie odczuwalnych poruszeniach duszy. „Dla mnie głównym dowodem na istnienie Boga jest radość, którą odczuwam, myśląc, że Bóg istnieje”(Rene Le Senne). Wychylam się ku przyszłości i odczuwam szczęście na samą myśl o świecie w którym wszystko będzie nieustannie przeżywanym świętem przemieniania. Trzeba przebić się przez powierzchnię sensu i odnaleźć się tam, gdzie doświadczenie Obecności staje się komunią miłości- sakramentem. Filozofia spotkania w której grzesznik wpada w objęcia Miłości i staje się istotą przebóstwioną. Nie chcę pisać tylko o jednej stronie życie i trzymać się kurczowo tego, co jest aktualnie- dzisiejsze. „Wszystkie gałęzie wznoszą się ku niebu”( G. Bernanos). Fascynuje mnie drugi horyzont wieczności, drugi brzeg do którego zawija się w podekscytowaniu i nadziei. Tęcza która pojawi się na horyzoncie nocy, wokół której pojawi się świetlista mandorla zamykająca Chrystusa przyjaciela ludzi. Boga w którego oczach płonąć będzie zachwyt jak w siódmym dniu stworzenia świata. „I będą oglądać Jego oblicze, a imię Jego na ich czołach. I odtąd już nocy nie będzie” (Ap 22, 4-5). Zawsze były we mnie silnie odczuwalne nastroje futurystyczne w których historia naznaczona cyklem narodzin i śmierci jawiła się jedynie jako pogodne przejście. Historia której ostatnim akordem będzie „wspólne dzieło wskrzeszenia”(N. Fiodorow). Piękno przyszłości naznaczone namacalnością innego świata wyrywającego się wszelkim naiwnie i pozornie wielkim dociekaniom eschatologii. Przesłaniu Apokalipsy obce jest fatum, lęk i pełne urojeń katastroficzne niebezpieczeństwo. Apokalipsę przenika  świetlista nadzieja, a jej uobecnieniem jest Jeździec na białym koniu który dokonuje zwycięstwa nad mocami zła. Jutro jest piękniejsze niż dzisiaj, ponieważ oczekiwanie staje się uobecnieniem, a pragnienie miłości- staje się jej posiadaniem. „Niewidzialna moc wiary- twierdził P. Evdokimov- wyryła na murach i sarkofagach znaki świadectwa, które rozsiewają blask życia wiecznego.” Sztuka intuicyjnie próbuje ukazać te perspektywy wieczności; zawrzeć w źrenicy oka to, co jawi się jedynie jako lustrzane odbicie- coś jakby do końca nieokreślone kształtem. Chrystus żywy- zmartwychwstały młodzieniec- takim go ukazują ikony i rzeźbiarskie romańskie portale- w których to jak pisała S. Weil „Bóg oczekuje, że będzie rozpoznany przez człowieka.” Uprawiana przeze mnie teologia jest już prostodusznym traktatem o wieczności- intuicją, marzeniem, lub tęsknotą-„ drzwiami” które z dziecięcą ciekawością uchylam i wypatruję w miłosnym drżeniu Tajemnicy.