środa, 20 września 2017

Łk 7, 31-35

Jezus powiedział do tłumów: «Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci przesiadujących na rynku, które głośno przymawiają jedne drugim: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wy nie płakaliście”. Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność».

Jeżeli odważyłbym się nakreślić biografię Jezusa Chrystusa; stworzyć portret osoby z przed dwóch tysięcy lat, to pewnie wydobyłbym ten niezwykle silny pierwiastek ludzki i społeczny. Oczywiście nierozważnym byłoby akcentowanie tylko aspektu ludzkiego, tego wędrownego i obdarzonego nadzwyczajnymi zdolnościami Człowieka z Nazaretu. To byłby wdzięczny temat dla historyka, religioznawcy lub badacza duchowych idei. Sztuka na różne sposoby próbowała wymalować, wyrzeźbić i utrwalić w materii Jego piękne rysy. Literatura i uduchowiona poezja widziała Syna Człowieczego- przewyższającego mądrością i pięknem pierwszego protoplastę Adama. Zostawmy jednak na boku te kulturowe utrwalenia. Kiedy opowiadam o Chrystusie, nie myślę o nim w czasie przeszłym jak również nie czytam Ewangelii jak źródła historycznego które zaspokoi moją ciekawość intelektualną. Myślę o Nim koherentnie dostrzegając nade wszystko Jezusa chrześcijaństwa- wcielonego Boga. Ewangelista Łukasz nie krępował się przechować dla nas w spisanym tekście epitetu skierowanego wprost do Chrystusa: „Żarłok i pijak.” To zapożyczone z poziomu ulicy określenie powinno demontować wszystkie najbardziej pobożne i przeniknięte wielkością wyobrażenie chrześcijańskiego Zbawiciela. Paradoksalnie, Ten przed którym powinno się wstrzymywać oddech lub chodzić na paluszkach, jako pierwszy przełamuje jakiekolwiek bariery i święte konwenanse. To takie niestandardowe myśleć o Nim jako uśmiechniętym, bawiącym się jarmarcznie, a nade wszystko rozwikłującym ludzkie dylematy w taki "nieobyczajny" sposób.  Żyje życiem ludzi, interesuje się sprawami, zawsze jest w centrum wydarzeń. „To Chrystus doprowadził nas do poznania Ciebie, prawdziwego Boga i prawdziwego Ojca” (św. Bazyli Wielki). W Chrystusie Bóg pochylił się nad człowiekiem- ukazał pełną troski ludzką twarz. Potrafił bez oporu opróżnić kielich wina w przestrzeni która mogła być nieczystą i niegodną wierzącego Żyda. Schodzi z utartych ścieżek i potrafi wejść w slumsy szukając konkretnego człowieka. Unika czerwonych dywanów i zgiełku przemądrzałych rabinów; zdecydowanie upodobał sobie w towarzystwo rybaków, rolników, miejskich kloszardów, kurtyzan i tych z którymi nie każdy z nas chciałby zamienić słowo. Z takich szemranych osobników wykluje się odważna armia „stróżów poranka” i zwiastunów Ewangelii trąbiących na dachach świata, że Bóg w którego uwierzyli to Miłość ! Amboną do zasiewania słowa  jest drewniana łódka, porośnięte trawą zbocze, pole ozłocone zbożami, synagogi i świątynia, szynk i miejsca o których nie wypada tutaj pisać, do których przyzwoitemu człowiekowi było niezręcznie wejść. Bóg pojawia się tam, gdzie są ludzkie dramaty, nabrzmiałe od grzechu sytuacje, zranienia i duchowy głód. Miłość wytryskała z każdego spojrzenia i gestu Mistrza. Główną pobudką tych niestandardowych działań było współczucie: zdjęty litością dotykał ich oczu, a nade wszystko serc. Zgadzam się z Blondelem, że celem wielu tych działań było rozbudzenie wiary, wzbicie się ponad przeciętność- ukazanie perspektywy wieczności. „Zmartwychwstały Chrystus przekształca życie ludzi w jedno nieprzerwane święto”- powie św. Atanazy. Ach, czym byłby świat bez Chrystusa ? Niczym.