Łk 7, 31-35
Jezus
powiedział do tłumów: «Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są
podobni? Podobni są do dzieci przesiadujących na rynku, które głośno
przymawiają jedne drugim: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy,
a wy nie płakaliście”. Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie
pił wina; a wy mówicie: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i
pije; a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A
jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność».
Jeżeli odważyłbym się nakreślić
biografię Jezusa Chrystusa; stworzyć portret osoby z przed dwóch tysięcy lat,
to pewnie wydobyłbym ten niezwykle silny pierwiastek ludzki i społeczny.
Oczywiście nierozważnym byłoby akcentowanie tylko aspektu ludzkiego, tego
wędrownego i obdarzonego nadzwyczajnymi zdolnościami Człowieka z Nazaretu. To
byłby wdzięczny temat dla historyka, religioznawcy lub badacza duchowych idei. Sztuka
na różne sposoby próbowała wymalować, wyrzeźbić i utrwalić w materii Jego
piękne rysy. Literatura i uduchowiona poezja widziała Syna Człowieczego- przewyższającego
mądrością i pięknem pierwszego protoplastę Adama. Zostawmy jednak na boku te kulturowe utrwalenia. Kiedy opowiadam o Chrystusie, nie myślę o nim w czasie
przeszłym jak również nie czytam Ewangelii jak źródła historycznego które
zaspokoi moją ciekawość intelektualną. Myślę o Nim koherentnie dostrzegając nade
wszystko Jezusa chrześcijaństwa- wcielonego Boga. Ewangelista Łukasz nie
krępował się przechować dla nas w spisanym tekście epitetu skierowanego wprost
do Chrystusa: „Żarłok i pijak.” To zapożyczone z poziomu ulicy określenie
powinno demontować wszystkie najbardziej pobożne i przeniknięte wielkością
wyobrażenie chrześcijańskiego Zbawiciela. Paradoksalnie, Ten przed którym
powinno się wstrzymywać oddech lub chodzić na paluszkach, jako pierwszy
przełamuje jakiekolwiek bariery i święte konwenanse. To takie niestandardowe myśleć o Nim jako uśmiechniętym, bawiącym się jarmarcznie, a nade wszystko rozwikłującym ludzkie dylematy w taki "nieobyczajny" sposób. Żyje życiem ludzi,
interesuje się sprawami, zawsze jest w centrum wydarzeń. „To Chrystus
doprowadził nas do poznania Ciebie, prawdziwego Boga i prawdziwego Ojca” (św.
Bazyli Wielki). W Chrystusie Bóg pochylił się nad człowiekiem- ukazał pełną
troski ludzką twarz. Potrafił bez oporu opróżnić kielich wina w przestrzeni która mogła być nieczystą
i niegodną wierzącego Żyda. Schodzi z utartych ścieżek i potrafi wejść w slumsy
szukając konkretnego człowieka. Unika czerwonych dywanów i zgiełku
przemądrzałych rabinów; zdecydowanie upodobał sobie w towarzystwo rybaków,
rolników, miejskich kloszardów, kurtyzan i tych z którymi nie każdy z nas
chciałby zamienić słowo. Z takich szemranych osobników wykluje się odważna
armia „stróżów poranka” i zwiastunów Ewangelii trąbiących na dachach świata, że
Bóg w którego uwierzyli to Miłość ! Amboną do zasiewania słowa jest drewniana łódka, porośnięte trawą zbocze,
pole ozłocone zbożami, synagogi i świątynia, szynk i miejsca o których nie wypada
tutaj pisać, do których przyzwoitemu człowiekowi było niezręcznie wejść. Bóg
pojawia się tam, gdzie są ludzkie dramaty, nabrzmiałe od grzechu sytuacje,
zranienia i duchowy głód. Miłość wytryskała z każdego spojrzenia i gestu Mistrza.
Główną pobudką tych niestandardowych działań było współczucie: zdjęty litością
dotykał ich oczu, a nade wszystko serc. Zgadzam się z Blondelem, że celem wielu
tych działań było rozbudzenie wiary, wzbicie się ponad przeciętność- ukazanie
perspektywy wieczności. „Zmartwychwstały Chrystus przekształca życie ludzi w
jedno nieprzerwane święto”- powie św. Atanazy. Ach, czym byłby świat bez
Chrystusa ? Niczym.