Bracia:
Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem
żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu
więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do
życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.
Myślę, że można zbyt
łatwo w granicach chrześcijaństwa skonstruować sobie jakiś wygodny i w pełni
zadowalający mit Chrystusa. Ten nieostry profil Boga może się rozmijać z prawdą
o Nim samym. To tak trochę jest jak z pluralizmem światopoglądowym w różnych
społeczeństwach; jeden preferuje taki model myślenia o czymś, jeszcze inny
widzi te sprawy z innej perspektywy. Chrześcijanin może tak bardzo być
przekonanym o swoim wyobrażeniu Boga, że nie potrzebuje innej optyki- ta którą
posiada jest wystarczająca, ale tylko do pewnego czasu. Później przestaje być
satysfakcjonującą. Wielokrotnie powtarzane przeze mnie słowa Ireneusza z Lyonu
stanowią pewien pstryczek dla tych którzy kurczowo trzymają się religijnego
schematu myślenia: „Nikt nie może poznać Boga, jeśli Bóg go nie pouczy; bez Boga
nie poznaje się Boga.” Cechą autentycznej wiary jest wyjście poza własne
wyobrażenia połączone z niekiedy mozolnym trudem poszukiwania Chrystusa żywego.
Na płaszczyźnie intelektu chodzi o uprawianie zdrowej i osadzonej w mądrości
Kościoła refleksji. Na tym ludzkim- wewnętrznym podwórku, chodzi o
artykułowanie odważnych pytań: Jaki jest Bóg mojej wiary ? Jaki jest Bóg
przeżywany we wspólnocie wiary- pośród braci i sióstr ? Poszukująca filozof Simone
Weil pytając o sens religii mówiła: „Za pośrednictwem rozumu wiemy, że to czego
rozum nie ogarnia, jest bardziej rzeczywiste niż to, co może ogarnąć.” W tym punkcie
zasadne wydaje się wyznanie Karla Bartha: „Jezus Chrystus jest dla mnie ściśle
tym, czym był, czym jest i czym będzie dla Kościoła, który powołał i któremu
udzielił swojego błogosławieństwa.” Wielokrotnie sam zderzam się z pewnymi problemami
teologicznymi, które kotłują się we mnie, paraliżując mój intelekt. Wtedy
szukam podpowiedzi na modlitwie- w głębi serca, a później odkrywam odpowiedź w
mądrości tych którzy żyli przede mną i uporali się z podobnymi dylematami. Wiara
nie jest wypadkową racjonalnego dowodzenia, czy pewnych odczuć lub wygodnych
skojarzeń. To akt zaufania Bogu i zdania się na Niego. „We wszystkim tym, co
nas spotyka, tkwią niemożliwe do pogodzenia sprzeczności- pisał o. Paweł
Floreński przechodząc przez intelektualny gąszcz teologii- By rozwiązać ten
problem, pozostaje tylko jedna droga: wybrać to, co proponuje Trójca
Przenajświętsza, lub umrzeć jako głupiec.” Oczywiście nie chcemy być głupcami,
czy banalnymi- przemądrzałymi
intelektualistami rozmijającymi się z Bogiem w połowie drogi. W nasze życie
wpisana jest szamotanina i rozterki, ale jednocześnie blaski- euforia wiary-
nieprawdopodobna bliskość, aż do onieśmielenia. Ostatecznie zawsze dochodzi się
do tego własnego, wyrastającego wprost z serca wyznania: „Pan mój i Bóg mój.”
Święty Paweł próbuje nam uzmysłowić, że życie Chrystusa jest splecione z naszym
życiem. Tak naprawdę przemierzamy Jego drogę; kiedyś również wejdziemy w śmierć
i powrócimy do życia. Tymczasem pozostaje nam oczekiwać z utęsknieniem kiedy
przeminie postać tego świata, a „Bóg będzie wszystkim we wszystkich.”