czwartek, 8 marca 2018


 Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego:
«Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba,
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie,
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła».
( Ps 96, 8-9 )

Żyjemy w „wieku rozumu” i „wieku obrazu”- który próbuje zwizualizować wszystko, uczynić bliskim, przejrzystym, trochę na wyciagnięcie ręki. Zgadzam się z T. Halikiem, że decydującą „religio” Zachodu stały się media. Tak bardzo wtargnęły w życie zwyczajnych ludzi- skoncentrowały ich uwagę i zwolniły z refleksji. „Oferują symbole, interpretują świat, przedstawiają intrygujące opowieści, wpływają na sposób myślenia i zachowania ludzi, tworzą sieć informacji, przekazują społeczne doświadczenia i wspólne tematy. Są także i przede wszystkim arbitrami prawdy- prawdziwe i ważne staje się to, co ludzie zobaczyli „na własne oczy” w wiadomościach telewizyjnych”. Żyjemy w świecie zmieniających się obrazów, milionów informacji docierających do naszego mózgu w sposób mimowolny i trochę już od nas niezależny. Globalne społeczeństwo zagmatwane w gąszczu dynamicznie zmieniających się newsów. „Świątynią” dla wielu ludzi stała się przestrzeń internetu- tam poszukują odpowiedzi na ważne pytania i tam otrzymują niejednokrotnie skondensowaną papkę opatrzoną etykietą „duchowość.” Jak chrześcijanin powinien odnaleźć się w tych przestrzeniach ? Mądrze i roztropnie- to jedyna sensowna odpowiedź na teraz. Może dlatego jest nam tak potrzebny post oczu, słuchu, generalnie wycofania zmysłów. Współczesny człowiek o wiele bardziej potrzebuje pustyni- wyciszenia, uspokojenia, dystansu, niż starożytni czy średniowieczni asceci. Chodzi mianowicie o taką sytuację w której wejdziemy w siebie, aż do największego „ja”, aby dokonało się wyjście ku objawiającemu się „TY.” Dlatego w chrześcijaństwie słowo „mistyka” jest tak bardzo bliskie pojęciu misterium i wyraża najgłębszą komunię z Bogiem. Ale to spotkanie nie może być wypełnione zgiełkiem, hałasem, mnóstwem alternatywnych rozwiązań na skróty. Kontemplacja- słowo zatracone i wyświechtane przez dalekowschodnie techniki medytacyjne, zalewające wyjałowioną duszę Zachodu. Głębi życia duchowego nie można odkryć na podobieństwo przewodnika turystycznego podprowadzającego pod ciekawe miejsca. Frosard po swoim nawróceniu wypowiedział słowa: „Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie wieczne ? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus ? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem.” Bóg przychodzący do nas w momencie w którym się najmniej Go spodziewamy. Bóg, którego muśnięcie zalewa duszę w taki sposób że wszystko ustępuje pod wpływem siły miłości. „Przychodzi nagle i nie mieszając się, łączy się ze mną- powie św. Symeon Teolog- Moje ręce stają się rękami nieszczęśnika, ale o to poruszam ręką i cała staje się ona Chrystusem.” Takiego doświadczenia nie przedstawia żadna z religii. Bóg relacyjny, kochający, przeobrażający życie w całej rozciągłości... Bóg bliski w każdym okruchu czasu; z którym rozmawiam i piję kawę, chodzę na przechadzki czy wykonując codzienne obowiązki. „Bóg jest zawsze blisko człowieka, ponieważ jest wszechobecny- mówił św. Filaret- To tylko człowiek nie zawsze jest blisko Boga z powodu swej ograniczoności, braku uwagi i rozproszenia... Bóg przybliża się do nas, gdy my przybliżamy się do Niego.”